Tatiana

- Kami! - wrzasnęłam, bezskutecznie próbując wyrwać się z jego uścisku.

Może nie wyglądał na takiego, ale gdyby chciał wszyscy w jednej chwili padliby martwi.
Czemu mój narzeczony musi być silniejszy ode mnie?!

- Tak? - spytał się mnie, wtulając twarz w moją szyję.

- P-puść mnie-e... - próbowałam coś powiedzieć między salwami śmiechu. - Myrra ratuj!

Na moje nieszczęście siostrzyczka postanowiła dołączyć do mojego oprawcy. Po dość dłuższej chwili znęcania się nade mną nadszedł upragniony spokój.

Chwilowy.

Od razu zostałam porwana przez resztę zgrai do innego pokoju.

- Tat, my naprawdę staramy się zrozumieć, ale... - zaczęła Amy.
- Ale się nie da! Nagle wpada do ciebie jakiś gościu. Mówi, że jest twoim narzeczonym, organizuje przyjęcie. Potem wpada rude cuś mówiące, że jest twoją siostrą. Co tak w nawiasie jest prawie nie możliwe, bo po kim miałaby te włosy. Dodatkowo... - wyliczała Odre. W pewnym momencie musiałam jej przerwać.

Gdy tak słuchałam, uświadomiłam sobie, iż ostatnie dni na prawdę były chaotyczne. Wszystko o czym mówiła było szczerą prawdą...

- Chcecie wiedzieć wszystko? - spytałam się. W odpowiedzi pokiwał głowami. - Ech... Słuchać uważnie, bo powtarzać się nie będę.
Każda z nas jest częścią rodziny królewskiej, czyż nie? Zapewne słyszałyście o małżeństwie aranżowanym. Któraś nie? - spytałam się. Jak na zawołanie, rękę podniosła Alezja. - Małżeństwo aranżowane to takie, które zostało stworzone przez rodzinę. Ze względu na status, korzyści i inne takie rzeczy. W moim przypadku było podobnie.
Rodzice musieli mnie wydać za mąż, w końcu taki naturalny porządek rzeczy. Gdy się o tym dowiedziałam, nie buntowałam się. Już wtedy rozumiałam, że tak trzeba.
Poza tym z Kamim znałam się od małego. Po prostu zaczęłam się przestawiać z "przyjaciół" na "coś więcej". Po pewnym czasie nie byłyśmy dla siebie tylko wymuszonymi partnerami. Pomaga mi w różnych chwilach choć czasem zachowuje się jak palant. No i pewnie zauważyliście, że jest trochę... dziwny? Chodzi mi o to, że czasem wie więcej niż my razem wzięte a czasem jest... Jak Alezja.
Co do mojej siostry. Mamy dość chłodne stosunki. W stosunku do niej nie jestem w stanie okazywać uczuć.

Popatrzyłam na dziewczyny. Wiem, że się rozgadałam, ale chciałam im to jak najbardziej wyjaśnić.

- Po prostu... Wow - powiedziała Ros. - Nawet nie wiem jak to skomentować... A uwierz mi, jest to dość nieźle osiągnięcie.

Przyjrzałam się im. Na każdej twarzy widniał jakiegoś rodzaju spokój towarzyszący rozmyślaniu.

Po chwili wszystkie spojrzały za mnie. Chciałam zrobić to samo, lecz zostałam przeniesiona przez małe rude coś.
Tak, moja siostrę...
Próbując zrzucić ją z moich pleców nie usłyszałam kroków Kamiego. Dopiero gdy krzyknął zorientowałam się, że jest obok mnie.

- Kanapka na Tat! - rzucił się na mnie uprzednio zdejmując Myrrę.

Po chwili dołączyły: Odre, Ros, Alezja na samym końcu Ametyst. Zaczęłam się powoli dusić od nadmiaru ciężaru, gdy Kami podniósł się lekko na rękach.

- D-dziękuję - wyspałam. Gdy spróbowałam wyjść spod tej konstrukcji, Kami znowu się na mnie położyć. - Daj... Mi... Wyjść...

- Dam ci jak mi coś obiecasz - powiedział, znów lekko podpierają się na ramionach. Czy cztery baby to dla niego nic?!

- Czego chcesz?

- Pójdziemy do cyrku! - spojrzałam na niego jak na idiotę.

- Nie - odpowiedziałam i natychmiast tego pożałowałam.

Spadło na was kiedyś pięć osób? Nie? Bo na mnie tak.

- Dobra! - wykrzyczałam najgłośniej jak mogłam.

Po chwili znów mogłam oddychać. Popatrzyłam ze złością na... ogólnie wszystkich.
Na Kamiego za to, iż w ogóle zaproponował coś takiego.
Na dziewczyny za to, że mi w ogóle nie pomogły.
Na siostrę za to... za to, że tam była.

Bez słowa wyminęłam całe zbiorowisko i udałam się do kuchni. Spodziewałam się tam znaleźć duży bałagan, który musiałabym posprzątać. Zauważyłam jednak, że dziewczyny pomyślały o wszystkim.

Zmęczona oparłam się o blat. Od dawna nikt nie urządził mi urodzin, wiec to normalne, że się rozkleiłam. W dodatku wszytko było wręcz brokatowe...

Z moich krótkich rozmyślań wyrwał mnie hałas dochodzący z salonu. Gdy tam weszłam pierwsze co przykuło moją uwagę było Odre. Z szczęką na podłodze. Co było powodem jej zdziwienia? Prawdopodobnie Kami bawiących się moją mini siłownią. Wspominałam, że on też posługuje się czarną magią?

Podeszłam do małej komody i wyjęłam z niej kilka ciuchów na przebranie. Bardziej na tę "pogodę".
Luźne marmurkowe spodnie nie pozwalały przeniknąć ogólnie panującej wilgoci. Dodatkowo biała, luźna koszula i najzwyklejsze skórzane buty.
Do tego moje zwykłe dodatki, jak bandaż czy złota bransoletka nad prawym łokciem - zbiornik magii.

Wyszłam z pokoju. Myślałam, że sytuacja uległa choć lekkiej zmianie, lecz... Nie.
Wszystko tak jak dawniej.
Odre ze zdziwieniem obserwująca Kamiego. On bawiący się w atletę, przyglądająca się temu Alezja. Ametyst robiąc jej warkocze. Myrra wcinająca moją sekretną czekoladę.

Czekaj, co?!

Spojrzałam na nią groźnie. Albo się tym nie przejęła, albo nie zwróciła uwagi.

- Myrra - warknęłam. Nadal żadnej reakcji. - Rudy pomiocie... - no i wreszcie zareagowała.

Gdy tylko napotkała mój wzrok, zerwała się z krzesła i pobiegła do drzwi. Od razu ruszyłam za nią. Niestety bieganie było JEJ mocną stroną. Nie moją.

Uciekała przede mną przez najróżniejsze alejki, budynki a nawet wspięła się kilka razy na dach. Dawno się tak nie ścigałyśmy.

W końcu Myrra przystanęła przed jakimś wielkim namiotem. Zauważyłam, że nie dostała nawet lekkiej zadyszki.

- Ulatniamy sobie sprawę czarną magią? -spytałam się, na co lekko przytaknęła.

- Kami zdawał sobie sprawę, że nie będziesz chciała tu przyjść, wiec musieliśmy cię jakoś zaciągnąć.

- Dobra, to jeszcze rozumiem. Ale żeby pochłonąć całą czekoladę przez taki bieg. Jak, ja się pytam?

Myrra zignorowała moje pytanie i udała się do namiotu. Pewnie większość wyobraża sobie tłumy ludzi, zwierzęta w klatkach i jakiś akrobatów. Nic bardziej mylnego. Ludzie jesteśmy w Terrze, krainie czarnej magii! Przychodzi wam coś na myśl?

Podążyłam za siostrą w stronę naszych miejsc. Jak się okazało reszta paczki wraz z Kamim już tam była. Prawdopodobnie przeszli skrótami.

Jedynym wolnym miejscem było to pomiędzy moim narzeczonym a Myrrą. Dziękuję rodzino!

Nie miałam zbyt wielkiej ochoty na oglądanie przedstawienia, lecz siedzące obok mnie osoby skutecznie mnie do tego zmuszały.

Na sam początek wyszedł szef całej tej bandy. Zaczął gadać, jak to miło, że ktokolwiek się zjawił i życzy miłej zabawy. Jego występ trwał dość krótko, ponieważ po chwili na "scenę" wpadła reszta ekipy i go wyniosła. Dosłownie.

Zapowiada się niezła zabawa...



Dobry! Rozdział miał być wstawiony o północy, ale mi się nie chciało pisać notki :P
Rozdział początkowo miał wyjść dwa razy dłuższy, ale zadecydowałyśmy (nie tylko ja!), że akcję z cyrku rozwiniemy na jeszcze jeden rozdział.

Rozdział się spodobał? Zostaw gwiazdkę i komentarz. Nawet nie wiecie jak to pobudza do dalszego pisania w szczególności, że jest ich coraz mniej :c

Tak w ogóle... Jak tam spędzacie wolne? Siedzicie w domu czy gdzieś jedziecie? Bo Timor calutkie wolne najprawdopodobniej przeleży w domu.
Cholerna alergia...


A teraz trzy cytaty (nie specjalnie nasze, ale często ich używamy)...(oprócz trzeciego. Tego chcę się dopiero nauczyć na pamięć) Może je znacie :D

Cytat Rosmary łamane na Rosmarie
"Odpierwiastkuj się ty ilorazie nieparzysty, bo jak cię zalgorytmizuję, to zbiór zębów ci wyjdzie poza nawias kwadratowy!!!"

Ps. Ros jeszcze raz dasz dwa wykrzykniki to ci łeb ukręcę...

Cytat Tatiany:
"Azaliż pozwolisz waćpan, że cielesność twej owej naruszę wnikając w nią konstrukcją moją kostno mięśniową!"

Do nauczenia się dla Tat:
"Trzy razy mielone świńskie racice z emulgatorami w papce z benzoesanu sodu i glutaminianu potasu polanego utwardzonymi tłuszczami z dodatkiem wypełniacza, spulchniacza i aromatu ponoć identycznego z naturalnym.
Trzy razy cheeseburger na wynos poprosimy."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top