Tatiana

Obserwowałam dziewczyny z lekkim niepokojem. Nie przywiązałam się do nich, ani nic w tym stylu, ale niektóre osoby są "uczulone" na moją magię. Kilka sekund po wypowiedzeniu zaklęcia, zaczęły panikować. Niby nic dziwnego, jednak irytujące.
Po jakiejś minucie wreszcie mogłyśmy iść dalej. Byłam zestresowana. Mocno. Bałam się, że możemy spotkać kogoś z wyższego kręgu. Kogoś kto mógłby mnie rozpoznać. Przez ostatnie lata, doszczętnie wymazywałam pamięć wszystkich osób, które miały ze mną jakąś większą styczność lub przez przypadek dowiedziały się kim jestem, ale zawsze coś mogło się stać.
Nagle zorientowałam się, że nie jestem tu jedyną osobą, którą może ktoś rozpoznać. Spojrzałam za siebie i od razu się skrzywiłam.
Ametyst, ze względu na swoje białe włosy, łatwo było wypatrzyć w tłumie. Z tym problemem łatwo się rozprawić. Albo zafarbujemy jej włosy, albo małe zaklęcie iluzji.
Następna w kolei - Alezja. Z nią powinno troszkę trudniej. A wygląd nie ma tu nic do rzeczy. Czuć od niej białą magię na kilometr. Trzeba by zawitać do dawnej znajomej od ziół po jakąś anty-zapachową herbatkę.
Z Odre powinno być tak samo łatwo jak z Rosemary. Zwykły płaszcz z kapturem wystarczy by nikt nie zorientował się kim są.
Dopiero po dłuższej chwili dotarły do mnie zdziwione spojrzenia dziewczyn. Też bym tak zareagowała gdyby któraś wpatrywała się we mnie.

Odchrząknęłam.

- Ametyst trzeba zrobić coś z twoimi włosami. Za bardzo wyróżniają się z tłumu. Dodatkowo przed zejściem do Terry wpadniemy do mojej znajomej po "herbatkę" dla ciebie Az - powiedziałam.
- Hę? Niby co mam zrobić z włosami? Nie przefarbuje ich jeżeli to masz na myśli - ofuknęła mnie Amy. Głośno westchnęłam i szybko do niej podeszłam.
- Souli Recensere - szepnęłam a po chwili jej włosy stały się najzwyklej w świecie brązowe. Spojrzała na mnie ze strachem. - Spokojnie. To tylko zaklęcie iluzji połączone ze zmianą. Twoje włosy nadal są białe.
Spojrzałam na nią. Niesamowite jak inny kolor włosów może zmienić człowieka.
Po chwili usłyszałam głośny gwiazd Alezji. Wiem, jestem trochę bezpośrednia w takich sprawach, alei nie lubię owijania w bawełnę.
Nie chcąc marnować czasu, odwróciłam się rzucając tylko "Idziemy" do dziewczyn. Czułam, że mocno się na mnie zdenerwowały. Kto lubi nagłe przemalowanie włosów? Chyba nikt...
Przedzierałyśmy się przez gęsty las. Niestety nie byle jaki. Słońce docierało tu naprawdę rzadko, a powietrze było bardzo ciężkie. Coraz częściej dostrzegałam rośliny w wiele gorszym stanie niż te przed nami. Przyczyną takiego krajobrazu był niedaleki "plac zabaw" chemików. To dlatego nałożyłam na dziewczyny zaklęcie. Żaden z klanów nie mógł dowiedzieć się co tu się wyprawia. Nawet niektórzy z naszych nie pochwalają tych eksperymentów, a jesteśmy bardzo tolerancyjni.
W pewnym momencie stanęłam jak wryta w ziemię. Nie miałam bladego pojęcia co widziały dziewczyny, jednak dwu metrowa stokrotka potrafiła przyprawić mnie o zawrót głowy. Podeszłam do niej i zauważyłam jakiś napis. Runy. Głośno wciągnęłam powietrze i zaczęłam czytać. Miałam wielką nadzieje, że nie jest to jakaś klątwa czy coś w tym rodzaju.

"Jeżeli to czytasz to wiedz, że cię znajdę Tatiano Timor!"

Spojrzałam z politowaniem na biedną roślinkę i roześmiałam się. Spokojnie nie przeczytaliście źle, zaśmiałam się*. Jedyna osoba, zdolna bez jakichkolwiek konsekwencji rzucać mi groźby prócz Myrry, miała na imię Adrrin. I właśnie do niej zmierzamy. Zauważyłam, że pod tymi runami wypalały się następne.

"Przypominam, że jesteś na MOIM terenie i jeżeli zaraz nie pomyślisz kim są twoje przyjaciółki to je spalę."

Szybko odwróciłam się. Adrrin mogła czytać w myślach każdej osobie. Była to dość duża rekompensata z strony mojego ojca za nieszczęsny wypadek, przez który straciła słuch i mowę. Tak kończą się zabawy w boga. Przedstawiłam jej każdą dziewczynę po kolei.

"Dobra, możecie wejść. Wejście nadal w tym samym miejscu."

Taki napis pojawił się na stokrotce, która zaraz po tym uschła. Alezja musiała coś zobaczyć, bo nagle odskoczyła.
Spojrzałam na nią z irytacją. Czy ona musi tak szybko pozbywać się moich zaklęć?! Podeszłam do niej i znowu nałożyłam iluzję. Jeżeli nadal będę tak szastać energią, skończę jako składnik eliksiru. Miło.
Skierowałam swoje kroki w stronę "przepięknych" zapachów. Uwierzcie ale swąd przypalonych chemikaliów i innych rzeczy nie jest zbyt przyjemny.
Po kilku minutach znalazłyśmy się na wypalonej polanie. Mówiąc wypalonej mam na myśli całej czarnej. Zwęglonej. Martwej. Zaniedbanej. Jakiej jeszcze chcecie.
Tu i tam można było dostrzec pieńki drzew i suche gałęzie. Całość wyglądała na opustoszałą. Nic bardziej mylnego. Nagle za moich pleców dobiegły słowa i westchnienia zachwytu. W tej chwili zazdrościłam im.
W końcu znalazłam wejście do domu Adrrin. Chowało się ono za przewalonym drzewem. Podeszłam do niego ostrożnie, gotowa w każdej chwili odwrócić się i pobiec gdzie pieprz rośnie. Było bardzo duże prawdopodobieństwo jakichś pułapek.
Niestety na moje nieszczęście, a ku uciesze dziewczyn, po chwili poczułam jak coś zwisa mi z szyi. A raczej ktoś.
Adrrin była niską, lecz potężnie zbudowaną dziewczyną. Przewyższałam ją co najmniej o głowę. Króciutkie rude włosy jak u chłopaka postawiła do góry.
Miała na sobie koszulkę na ramiączkach, spodenki i grubą rękawicę na prawej ręce. Lewa była za to cała w różnorakich bliznach i tatuażach. Te drugie posiadała również na plecach oraz pod prawym okiem.
Zazwyczaj poważna, teraz piszczała i cieszyła się jak mała dziewczynka. Pół minuty później, gdy uznała, że jestem już wystarczająco podduszona uciekła do innych.
Przez kilka minut stałam z boku i pozwalałam jej na torturowanie dziewczyn. Gdy uznałam, że już wystarczająco pocierpiały, zwróciłam uwagę Adrrin na siebie.
- Wiem, że się cieszysz, ale w jednej chwili zrujnowałaś mój wizerunek - powiedziałam z wyrzutem.
- No i? Nie przypominam sobie żeby kiedykolwiek mnie to obchodziło - usłyszałam w mojej głowie. - Czego chcesz? Dawno mnie nieodwiedzałaś...
Westchnęłam przeciągle.
- Zawsze muszę mieć powód żeby cię odwiedzić? - spojrzała na mnie z powątpiewaniem. - Erghgrh... Eliksir na zapach magii dla jednej z nich, jakieś specyfiki i... - przerwałam.
- I?
- I moje ubranie. Wiesz które. - dokończyłam w myślach. Każdy ma swoje tajemnice.
- Halo? Czemu gadasz sama do siebie, przerywasz w połowie zdania i co najważniejsze kim jest ta ba... dziewczynka? - usłyszałam za sobą głos całej czwórki.
- Bo lubię - odpowiedziałam. - A tak na prawdę nie gadam sama do siebie. Gadam do niej - wskazałam na Adrrin.
Wyjaśniłem dziewczyną całą sytuacją, by po chwili zaczynać od początku. Czy to jest aż tak dziwne?
Gdy już skończyłam Adrrin, zaprowadziła nas do swojego domu. Duże, okrągłe drzwi były wbudowane w ziemię. Aby się do nich dostać trzeba było odsunąć pokaźnych rozmiarów drzewo.
Przywitał nas chłód bijący od kamiennych schodów. Całość oświetlona była pochodniami oraz małymi kulami światła (wytwór magii).
Gdy Adrrin otworzyła kolejne drzwi, naszym oczom ukazał się dość przyjemny salon.
Ze wspomnień pamiętałam, że cały bunkier był zbudowany z dwóch sypialni, jednej łazienki, dużej pracowni, składnika oraz z salonu.
Co jakieś trzy metry widać było dziury w suficie. Zapewniały dopływ świeżego powietrza i światła dziennego.
Kazałam dziewczyną zostać w tym pomieszczeniu a sama poszłam z Adrrin do pracowni.
Cała zastawiona była stołami, statywami, półkami na książki oraz innymi "bardzo" potrzebnymi meblami. Wszędzie były różne mikstury, magiczne bronie czy proszki o dziwnych działaniach. Można by z tym otworzyć sklep "Wszystko i Nic - szalone artykuły niecodziennego użytku".
Chociaż... Jednak nie. Za długa nazwa.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie materiał na twarzy.
- Adrrin! Mówiąc o podaniu nie miałam na myśli rzucaniu we mnie - bulwersowałam się. - Musisz robić tak za...
- Ulepszyłam je - przerwała mi. Uwielbia to robić. - Teraz ich moc nie zniknie i będą bardziej efektywne.
Zdziwiłam się. Każdy magiczny przedmiot musiał mieć "datę ważności". Spowodowane to było dawna wojna pomiędzy rodzinami szlacheckimi. Oba chciały mieć władze i do zrealizowania tego celu sięgnęły po artefakty. Jako, że nigdy się nie psuły, wojna mogła by nie mieć końca. Na szczęście mój ród wszytko uspokoił i ustalił, że każdy przedmiot musi być co jakiś czas odnowiony.
Tworzenie bez limitu było surowo zabronione. Zresztą prawie nikt tego nie umiał.
- Jesteś pewna? Wiesz jaką to ma moc?!
- It's over nine thousand! Over nine thousand? It is imposiple! - usłyszałam. Spojrzałam dziwnie na przyjaciółkę. - Żartuje! Jestem pewna, dostałam pozwolenie od twojego ojca.
Teraz to kompletnie mnie zamurowało. Mój ojciec złamał kodeks... Dla mnie?! Zdecydowanie za dużo wrażeń jak na jedną chwilę.
- To jak. Zakładamy? - spytała się.
Kiwnęłam głową i rzuciłam w jej stronę materiał.
- Ekhem... Włosy. Są za długie.
Rzuciłam jej zaniepokojony spojrzenie. Uniosła dłoń i wskazała palcem na ucho. No tak. Moje włosy nie mogą być za długie, by nie przeszkadzały, ani za krótkie, by nie można było ich spiąc. Pokiwalam głową. Po chwili siedziałam na krześle, gdy moje włosy stawały się coraz krótsze.
Adrrin stanęła przedemną podziwiając swoje dzieło. Odwróciła się, zabrała bandaż ze stołu i zaczęła owijać go wokół mojej twarzy.
Znowu odeszła. Krzątała się po całym laboratorium. W końcu znalazła to co chciała i postawiła przedemną. Lustro.
Spojrzałam na trochę rozmytą wersje siebie. Krótkie włosy lekko się falowały a twarz... Nie sposób jej opisać. Dosłownie. Mój nowy element ubioru miał za zadanie zmieniać rysy mojej twarzy. I działał.
Nie mogłam wymusić żadnego słowa. Mimo, iż udaje bezduszną osobę naprawdę zrobiło mi się miło. Popatrzyłam się na kobietę z podziękowaniem z oczach. Niestety cały miły nastrój pęk, gdy dostałam w twarz woreczkiem pełnym ziezbyt ładnie pachnących liści.
- Herbatka na magię? - spytałam się pleców Adrrin.
- Tak, tak... Co o tym sądzisz? - spytała się, wyciągają w moją stronę jakiś flakon. - Jest to "Super Mega Ultra Beznadziejnie Masakrycznie Okropnie Nieprzydatna Denerwująca Zabójcza Zła Gorsza Najgorsza Świetna Doskonała Boska FanSANStyczna Nazwa Jaką Kiedykolwiek Słyszałaś"
- Acha...? Ale... Ale... Czemu?!
- Dobra nazwa to podstawa.
Zignorowałam to i udałam się w stronę dziewczyn.
- Eto... Kim ty jesteś i co zrobiłaś z naszą Tatianą? - spytała się Odre.
- Hahaha... Śmieszne. Ruszać tyłki. Za pięć minut Terra - rozkazałan.


*Z serii łamanie czwartej ściany przez Tatianę ^-^

Witamy z powrotem! Jak na razie mój najdłuższy rozdział :) Musicie wybaczyć mi tę nieobecność. Wena całkowicie mnie opuściła a dodatkowo szkoła, rajd itd... Ma pocieszenie dziś będzą dwa cytaty i zdjęcie z serii "Wtajemniczone na wycieczce"
Gwiazdkujcie, komentujcie (subskrybujcie... Ups to nie tu) i do zobaczenia później.

"Al, Amy i Tat wychodzą z autobusu:
T: Prze pani, wie pani gdzie jest jakiś kosz?
P: Jak na razie nie widzę, ale...
Amy: Ale ona chce wyrzucić mi torebkę!
Wszyscy: ..."
Po pewnym czasie:
"- Amy wiesz, że ja tylko chciałam wyrzucić to coś co miałam w nosie, tamujace krwawienie?
-Masz na myśli chusteczkę?"
Tia... Ale jest dobra strona medalu! Mamy duuużooo nowych pomysłów na opowieść!

Zapomniałabym! Zdjęcie!
Oto jakie cheesburgery dostają Wtajemniczone:

Jak ktoś nie ogarnia - dwie bułki... Z sezamem. Al dostała sam samo, ale tylko spody :D

Do następnego!
W rozdziale użyto 1717 słów z moją pogadanką... Musiałam się pochwalić.

Na razie!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top