Tatiana
Mieliście kiedyś potworny ból głowy przez bite trzy dni? Jeżeli nie to zazdroszczę. Prze cały czas naszej ucieczki miałam uczucie jakby ktoś rozwalał mi głowę od środka. Do tego Alezja cały czas próbowała nas jakoś pocieszyć. Jakby nie mogła się uciszyć...
Szłyśmy przez jakiś las, gdzie drzewa rosły jak popadnie. Ostatnie promienie słońca przebijały się przez ledwie co rozwinięte liście. Soczysta zieleń przywodziła mi na myśl moją mamę. To był jej ulubiony kolor. Był.
Spojrzałam za siebie. Dziewczyny nie rzucały sobie morderczych spojrzeń już od jakiegoś czasu. Ciekawe czy się zaprzyjaźniły? Nagle dobiegł mnie głos Odre:
- Te, może zrobiłybyśmy sobie jakąś przerwę w karczmie lub coś takiego?
Szczerze, to sama miałam ochotę na porządną kąpiel i puchatą kołdrę.
- Az jest coś takiego w pobliżu? - zapytała Rosemary. Najwyraźniej nie tylko ja miałam dość tej wędrówki.
- Chyba tak - odparła Alezja nazwana zdrobniale Az. - Za jakieś dziesięć minut powinien być skręt na traktat a potem dwie minuty prosto.
Nadal się nie odzywając, przyspieszyłam kroku. Miałam dość tej męczarni i naprawdę chciałam odpocząć. Dziewczyny, raczej nieprzywykłe do tego, że wyrywam się do przodu, dogoniły mnie.
Tak jak mówiła "księżniczka" po dłuższej chwili zobaczyłyśmy gospodę. Stała na uboczu, troszkę przechylona, ale jednak.
Ametyst już chciała iść zarezerwować pokoje, ale ubiegłą ją Rosemary. Tak chyba będzie lepiej. Tą pierwszą mogliby naciągnąć na niewyobrażalne ceny.
Po jakiś pięciu minutach w drzwiach pojawiła się uśmiechnięta twarz naszej towarzyszki.
Gdy weszłam, w twarz uderzyła mnie mieszanka zapachów. Od tych przyjemnych, jak pieczeń czy świeży chleb po te bardziej... ohydne.
Odszukałam wzrokiem wolny stolik i pokazałam dziewczyną żeby szły za mną. Usadowiłam się tak aby mieć dobry widok na sale, samej jednocześnie pozostając zasłoniętą przez koleżanki. To nie tak, że robię to specjalnie. Jest to raczej pewien odruch. A ich ciężko się oduczyć.
Wezwałyśmy kelnerkę i zamówiłyśmy jedzenie oraz zaklepałyśmy kąpiel w gorących źródłach. Podczas czekania usłyszałam rozmowę dwóch facetów grających w karty obok nas.
- To jest niemożliwe! Żaden człowiek nie jest wstanie tak dużo razy wygrywać! - krzyczał jeden. Był już chyba mocno upity.
- Jak nie umiesz przegrywać to lepiej nie graj w karty kolego. To może się źle skończyć.
Z zaciekawieniem przyjrzałam się mu. Nie wyglądał na takiego, który uczciwie gra. Blond włosy, zebrał w małego kucyka. Kryształowo niebieskie oczy świeciły złowrogim blaskiem. Do tego jego obrzydliwy uśmiech wywoływał ciarki na plecach. Po chwili jakiś inny facet przysiadł się do jego stolika. Zaczęli grę.
Tak jak podejrzewałam. Nasz przyjemniaczek oszukiwał na całej linii. Raz zamienił kartę, to inaczej rozdał je by mieć wszystkie asy.
Uśmiechnęłam się. Wykorzystywał jedne z najbanalniejszych sztuczek by omamić tego debila i to z całkowitym skutkiem. Podeszłam bliżej i oparłam się na ramieniu blondyna.
- Hej aniołku - przywitał mnie. Jeżeli naprawdę zamierza mnie podrywać to będzie ciekawie. - Zużyłaś już całe szczęście na bezpieczny lot czy też zostało coś dla mnie?
Nie odezwałam się. Po jakiś trzech minutach jego przeciwnik odszedł całkowicie spłukany.
- Może ty zechcesz ze mną zagrać - zagadał ponownie. - Raczej nie uda ci się mnie pokonać ale...
- No to patrz i płacz - przerwałam mu w połowie zdania.
Usiadłam po przeciwnej stronie stołu i pozwoliłam mu rozdawać. Wkrótce nade mną zawisły cztery głowy, moich kompanek. Wiem, że mogłam troszkę je zdziwić moim zachowaniem, ale co z tego. Gdy karty były już podzielone po równo, zaczęła się zabawa.
Najpierw wygrałam, potem on, znowu ja i tak w nieskończoność. Widziałam, że się ze mną bawi, ale nie chciałam tego przerywać. Te jego starania były słodziutkie.
Dopiero po piątej rundzie zrozumiałam, że to wabik. Ich pracą było zbieranie klientów. W końcu kto nie chce zobaczyć jak jego znienawidzony sąsiad przegrywa.
- Souli - rzuciłam cicho.
Było to jedno z słów mocy. Jestem specem od czarnej magii, więc proste zaklęcie iluzji nie stanowiło dla mnie problemu.
Dosłownie po chwili zgarnęłam całą wygraną ze stołu. Mina tego chłopaka była wprost bezcenna.
- Jak nie umiesz przegrywać to nie graj w karty - zacytowałam go po czym poszłam do naszego pokoju. Po chwili usłyszałam zdenerwowaną Ametyst.
- Co ci odbiło, aby go wystawiać na takie pośmiewisko?!
- Oszukiwał. Musiałam go jakoś ukarać - odparłam spokojnie.
- Ale żeby aż tak? - wtrąciła się Odre. - Masz jakiś uraz do ludzi, że ich tak poniżasz?
- To nie tak, że ich nie lubię. Ja niektórych po prostu nienawidzę i nie trawię, a wy jesteście w czołówce. Dobranoc.
Z tymi słowami pożegnałam dziewczyny i poszłam przygotować się do snu. Wolałabym być wyspana na jutro, kiedy dotrzemy do biblioteki.
Hej! Gratuluje dotarcia aż tutaj! W nagrodę mam kolejny dziwny tekst powstały przy naszym spotkaniu.
"Śnieg na dworze i nagle każdy zaczyna stepować."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top