Sen?
- Alezja, przysięgam na bogów, ruszysz jeszcze jedną rzecz a cię ukatrupię - mruknęłam powracając w krainę snów...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Zgaś to! Zgaś to do jasnej anielki!!! - usłyszałam krzyk Anastazji z dołu. Po chwili doszedł do niego pisk Juli.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
Wskazywał szóstą zero zero. Jeżeli któraś z nich:
a) nie umiera;
b) jej życie nie jest zagrożone;
c) moje życie nie jest zagrożone
gorzko tego pożałują.
Powoli zabrałam się z łóżka i narzucilam na siebie czarną bluzę z pomarańczowo-szarym napisem "GAME OVER". Przydałby się tam jeszcze napis "Geeettttttt dunked on!" Jeżeli wiecie o co chodzi.
Przy "pięknym" akompaniamencie pisków i wrzasków zeszłam na dół. Przed drzwiami zauważyłam śpiącą Emilkę. Najwidoczniej była zbyt zmęczona, by dojść do celu swej podróży.
Weszłam do kuchni i ujrzałam dość zabawny widok. Paląca się patelnia, Julia latająca z gaśnicą (dop. a. Juli tak nazywa się to "czerwone coś") oraz ubabrana w czymś białym Ana leżącą na podłodze. Westchnęłam ciężko i wzięłam wazon, który stał na blacie. Wyjęłam z niego kwiaty i chlusnęłam na patelnie.
Ogień z cichym sykiem wyparował. Winowajczynie spojrzały na mnie.
- Wiki! Uratowałaś nas! - krzyknęła Jula i przytuliła się do mnie. Natychmiast spięłam wszystkie mięśnie.
- Ile. Razy. Mam. Wam. Powtarzać. Nie. Przytulać. Mnie - powiedziałam zirytowana. - Poza tym miałyście nie nazywać mnie po imieniu! - natychmiast ode mnie odskoczyła.
- Ups... Ja... - zaczęła, lecz widząc moją twarz przerwała. - A-Ana... Włączył się jej kill mode.
Tak potocznie nazywały chwilę, w których miałam ochotę rozerwać je na strzępy. Dziwicie się?
Wyobraźcie sobie sytuację: ktoś.budzi was o szóstej(!) rano, a kładliście się spać około dwudziestej czwartej. W powietrzu czujecie naleśniki. Idziecie do kuchni a tam? Pożar!
Po chwili poczułam dość duży ciężar na prawym ramieniu. To Emilka postanowiła zmienić miejsce spania.
- Jak przyjdę tu za pięć minut mam mieć przygotowany talerz z naleśnikami polany czekoladą i kakao. Dobre kakao - powiedziałam i chwytając Emcie za ramię, wyszłam z kuchni.
Idąc schodami na górę rozmyślałam nad moim snem. Kim jest Alezja? Jedyną osobą noszącą takie przezwisko była prawie nieprzytomna towarzyszka mej podróży, czytaj Emilia. Dawno temu, gdy zaczęłyśmy bawić się w pisanie miała taki pseudonim. Oraz tak nazywała się jej postać w... Nie pamiętam. Za dawno lub po prostu za mało ważne.
Z tego rozmyślania wyrwał mnie pyszne zapach naleśników. Tym razem bez spalenizny. Westchnęłam i zeszłam na dół. Dziewczyna nadal trzymały się ode mnie z daleka. Zjadłam przygotowane śniadanie i zapytałam dziewczyn:
- Skąd była nazwa "Alezja"? Pamiętacie coś? - spojrzały na mnie dziwnie.
- No tak... Tak nazywała się Emcia jak zaczynałyśmy bawić się w pisarki - wyjaśniła Jula. - Ja byłam Ametyst, Ana Odre, Ola...
- Ola Rosmary łamane na Rosmarie a ja Tatiana, tak? - przerwałam. Pokiwały głowami.
Czyli przyśniło mi się spotkanie naszych postaci. Które nie powstały, tak tylko dodam. Podziękowałam dziewczyną i poszłam ubrać strój "roboczy". Mamy własną kawiarnio-księgarnię, więc ubieramy się jak chcemy. Na mój dzisiejszy strój składały czarne legginsy, ulubiona błękitna bluzka z napisem "Hell is empty, demons are here..." i czarne botki. Nie ma jak się wystroić.
Gdy zeszłam (ponownie) na dół większość zgrai już się obudziła. Brakowało tylko Oli. Postanowiłam do niej napisać.
6:34
Do Dealer:
Hello, it's me! Gdzieś ty?
6:36
Od Dealer:
? W domu... I czemu mnie budzisz!
Zaśmiałam się cicho. To całkiem normalne, że zapomniała.
6:36 Do Dealer:
O 7 otwieramy ;) Nie spóźnij się
Nic nie dostałam. Pewnie zerwała się i zaczęła ubierać. Jako jedyna z nami nie mieszkała. Spojrzałam na dziewczyny i uśmiechnęłam się. Julia robiła śniadanie dla reszty. Anastazja (która dostała dożywotni zakaz zbliżania się do kuchenki) myła naczynia, zapewne za karę. Jedyna blondynka z naszej grupy próbowała nie zasnąć i zjeść w spokoju, jak je nazywała "pancakes'y".
Nastała nareszcie 7:00 i stałyśmy u drzwi by otworzyć kawiarnie gdy pobiegła do nas zdyszana Ola.
- Dzień... dobry... - wydusiła.
- Dzień dobry - odpowiedziałyśmy chórem.
Dzisiaj mieliśmy wyjątkowy ruch. Julia, Ana i Emi chodziły od stołu do stołu. Biedna Ola prawie spaliła kuchnię, bo nikt jej nie pomagał (mianowicie Julia, ponieważ była zajęta roznoszeniem zamówień). Pod koniec dnia spakowałyśmy sobie trochę jedzenia i ruszyłyśmy do domu. Ola stwierdziła że zostaje u nas na noc.
- Hej... - zaczęłam.
Wszyscy zwrócili głowy w moją stronę.
- Pamiętacie jak mieliśmy pisać opowiadanie i mieliśmy wymyślone postacie, ale nigdy jej nie napisaliśmy?
- Chodzi ci o to z dzisiaj rana? - spytała się Julia.
- Tak - potwierdziłam. - Może w końcu ją napiszemy?
Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem.
- Nie żeby coś, ale myślałam o tym dzisiaj - powiedziała Julia. - I nawet mam fabułę.
Wszystkie uważnie słuchałyśmy co ma do powiedzenia nasza przyjaciółka. Ona jest Desiny~ Po prostu fabryka pomysłów.
- Skoro mamy to już ogarnięte trzeba wymyślić nazwę tej opowieści - stwierdziła Anastazja.
Zapadła głucha cisza. Wszystkie popatrzyłyśmy na pomysło-dawczynię.
- Ummm... No nie wiem... - mruknęła.
- To może "Smoczy Turniej"?
Wszystkie zgodnie pokiwały głowami.
I właśnie tak zaczęła się ( no niedokońca) nasza przygoda z "Smoczym Turniejem"
Damdaradamdam!
Oto co powstaje gdy zarzucę hasło "szpeczial"... Podziękowania dla Juli, która dopisała kilka słówek.
Mamy nadzieję, że taki rodzaj specjalnego rozdziału wam się spodobał (mamy jeszcze kilka pomysłów).
Chcę tylko przeprosić za brak rozdziałki w sobotę i środę. Zapomniałam dać wytyczne Anastazji (Odre) co do opowiadania. Następny rozdział będzie w środę (jest już napisany, ale chcemy się odrobić z pracami).
Jako, że podczas oglądania filmów nachodzą mie dziwne teksty... Oto jeden z nich:
"Nie ma to jak dostawać porady życiowe od kaczki...
10 minut później
Coś tam, coś tam, gąsiora, coś tam.
Czyli od gęsi... Jeszcze lepiej."
Nie ma to jak chodzić do kina na "Kung Fu Pandę"!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top