Odre

To, co tam było to koszmar. Skąd w Terze takie cuda? Tego pewnie nigdy się dowiem. Po całym tym "teatrzyku", ruszyłyśmy do podziemi. Jeśli mam być szczera, nawet nie mam ochoty mówić, co tam jest.

Tak jak przypuszczałam. To z wyglądu rudera, potem obraz ze złota i pokaz tańca, a do tego coś co mnie zdziwiło... tekst Alezji. Tak... Wydawała się taka cicha i księżniczkowata. Nawet nie wiem, czy istnieje takie słowo. No, wracając. Ruszyłyśmy tyłki i poszłyśmy w stronę drzwi. Wokół nich tańczyli ludzie, było też mnóstwo strzałek z napisem "Tajemne miejsce". Na pewno ludzie się nie skuszą. No przecież to takie oczywiste! Obok była jedyna strzałka wskazująca na miejsce owiane mgłą, która wywoływała dreszczyk. Jak oni zmieścili coś takiego w świątyni? Logika bycia pod ziemią.

Na zewnątrz złota framuga, a przekroczyłyśmy próg i pierwsze, co mnie uderzyło to zapach zgniłego mięsa. Fuj! Ametyst szła pierwsza, toteż pierwszy krok postawiła ona. Schodek zaskrzypiał i noga białowłosej wpadła do środka. Gdyby nie szybka reakcja Ros, byłoby nas o jedną mniej.

Ceglane ściany obrośnięte mchem układały się w korytarz prowadzący na sam dół. Nie wiem, jakim mechanizmem z góry wisiały takie jakby, No jeszcze słów mi brakuje. No wiecie takie coś jak balkon, ale No wiecie to nie balkon, ale zwisa. Uch, do pioruna! Nie mogę sobie przypomnieć... A z resztą. Co tam jedno słowo nie zrobi końca świata? Nie?

- Ile jeszcze? - nudziła Az.

Nie dziwiłam się jej. Popatrzyła w dół, ale końca nie było widać. Patrzysz w górę; nie wiesz czy nie jesteś gdzieś w połowie, choć to nadał może być tylko ćwiartka sukcesu.

- Pewnie to nawet nie połowa - odparła Amy.

Tak zgadzam się z nią w tych No. Jak się mówi, że ktoś zgadza się z kimś w oczywistej sprawie? Ech, ostatnio brak mi słów.

Potem już milczałyśmy. No i szłyśmy, ale to oczywiste prawda? I tak mogłabym rozmyślać, czemu jakiś skrzat suszy ząbki i do nas macha, co jest ewidentnie dziwne, ale wolałam rozkoszować się tym, jakże przeuroczym, miejscem.

Wiem nie wyszło mi. Cóż ja poradzę, jestem wojowniczką.

Jakoś tak naszło mnie na myślenie. Wiem, ciągle to robię, ale chodzi mi o takie inne. Powrót do domu. Idę tak i myślę o tych wszystkich mieszkańcach, którzy na mnie liczą. O ojcu. Zapewne udziela lekcji Licolnowi, jak być perfekcyjnym naczelnym straży. Ach, ile bym dała by móc to zobaczyć! Albo co u pani Mourise. Pewnie targuje się z jakimś napalonym mięśniaków bez, tego No różowego czegoś. Nawet nie wiem czy jest różowe, ale tak to sobie zawsze wyobrażała Valia. Jest naszą opieką lekarską. Leczy tak, jak Ametyst ale nie jest tylko tym. Ma również ducha walki. To bardzo miła kobieta, lecz z ostrym charakterem. Wielu próbowało i wielu odchodziło ze złamanym żebrem lub inną częścią ciała. Życie bywa okrutne. Miło tak powspominać. Dość, Odre! Masz jeden cel - pokazać ojcu na co cię stać. Nie możesz go zawieść. Nie kiedy jesteś już tak blisko.

Oczywiście polubiłam dziewczyny. Nie wiem czy one mnie [No z Tat to mam genialne kontakty(nie polecam)], ale są nawet fajne.

Wracając do naszej kolorowej od tęczy drogi. Już mi się lekko kręciło w głowie od tych schodów. Niby są pochodnie, które nie wiem jak się tutaj znalazły, ale dawały trochę światła, jednak mimo wszystko dźwięk skrzypiących stopni mnie dobijał. Na Odyna, co mi się do cholery dzieje?! To nie ja! Aaa!

- Aaa! - czy ja to właśnie zrobiłam na głos?

- Co ci jest? - jak zwykle nadopiekuńcza Ametyst. Przyzwyczaiłam się.

- A tak pokrzyczeć musiałam.

Dziewczyny popatrzyły na mnie jak na kretynkę. Dopiero teraz to zauważyły? Serio?! Nie komentuję.
Szłyśmy dalej. A dokładnie poszłybyśmy dalej, gdyby nie fakt, że skończyły się schody. Zdziwione spojrzałyśmy w dół, i, jakimś dziwnym sposobem, schody tam były. Ta Terra coraz bardziej mnie irytuje. I mówię to jako przyszły wódz mojego ludu, który musi żyć z nimi w zgodzie. A to mi trudno przychodzi. Skąd mnie naszło na taką myśl? Nie wiem.

- Co to do cholery ma być? - spytała zdenerwowana Alezja.

- W głowie, a raczej w mózgu to się nie mieści.

- No tak, w mózgu! - krzyknęłam uradowana, a dziewczyny spojrzały na mnie zaskoczone. - No wiecie, to różowe, chociaż sama nie wiem czy różowe bo może być żółte i to jest tak jakby owalne, ale może być trójkątem. No sama już nie wiem, ale chciałabym by było trójkątem, jest w mojej głowie i zwie się mózgiem! - Wyglądałam teraz jak... No i znów nie mogę się wysłowić. - Ewentualnie jest jest niebieskie i jest trójkątem?

- Wąchałaś coś? - blondynka spytała prosto... Och, No wiecie po tym wozy jeżdżą, a montuje się jej nad rzekami i strumieniami.

- Wilgoć Alezjo, wilgoć - powiedziała Ametyst.

Mój ojciec posądzi klasę szpiegów o zwariowane jego następcy. Jestem tego pewna. Ros oparła się o brudną ścianę. Nie dość, że brudną, to na dodatek zimną. Normalnie nie przywiązuję do tego tak wielkiej wagi, ale jestem tu od kilku godzin i mam dość. Alezja zrobiła dokładnie to samo, tylko w jej przypadku coś się poruszyło, a dokładniej ściana się poruszyła i tak oto otworzyło się przed nami wejście. Długi korytarz. Bez zastanowienia weszłyśmy do środka środków. Tak, tak robią tylko wariatki.

- Wariatki! - znowu dostałam olśnienia. - No wiecie, jak gadałam o tym mózgu i wtedy nie mogłam się domyślić, jak teraz wyglądam i tak jakoś dostałam olśnienia, i wiem, że chciałam się określić jako wariatkę!

Zamrugały kilka razy i ruszyły przed siebie. Po chwili uczyniłam to samo. Korytarz był bardziej oświetlony i było w nim o wiele więcej widać. Ta... ostatnio moje myślenie szwankuje.
Poza tym oświetleniem, było mnóstwo krat. Zapewnie byłyśmy w jakichś lochach, czy coś podobnego. Śmierdziało tu jeszcze gorzej, niż na tych schodach. W niektórych były nawet kości. Dość nietypowe, ale czego się można spodziewać? Erythea to świat pełen różnych, dziwnych stworzeń, stworzonek, ludzi i ludzików. Nie ma co się dziwić.

Nagle o kraty coś uderzyło. Pierwsze, co pomyślałam, to wiatr, ale no przecież tu nie ma wiatru. No bo skąd pod ziemią wiatr? No, chyba że to ja zgłupiałam. Ewidentnie to drugie, ale i tak coś wisiało w powietrzu, o ile można było można nazwać czymś do oddychania ten smród.

Zza jednej z krat wystawała maleńka główka czegoś. Było żółte. Tak, wiem, genialnie to ujęłam, ale tylko tyle widziałam. Żółtą, małą główkę która zamieniła się w kaczuszkę. Najpierw jedną, potem druga i mogę tak je liczyć.

- Kaczki! - krzyknęła Rosemary.

- Ooo jakie słodkie - skomentowała białowłosa.

- To zło wcielone!

- Och dajcie spokój co nam mogą zrobić te maluchy?

Kaczuszki zebrały się w małe kuleczki i powiększały się do dużych rozmiarów. Zszokowane, patrzyłyśmy się na ten obraz, no, oprócz Amy, która patrzyła na nas.
- A-Amy - dziewczyna przechyliła głowę w bok. - Obróć się - wykonała nasze polecenie.

- Wiecie, chyba mam coś ze wzrokiem - odparła. - Może, No wiecie. Pójdziemy już?

Mutant-kaczka głośno zaryczał, a my uciekłyśmy. Ten korytarz był tak cholernie długi. Skręciłyśmy w prawo, a kaczki za nami.

Wyliczając - razem z Ros z prawej strony goniły nas cztery Kaczki. Tat i Amy sześć, a Alezję trzy. I tak biegałyśmy unikając ich ciosów, a dokładniej ostrych piór. Moje źrenice znacznie się powiększyły. To nie miało sensu. W końcu, po długiej bieganinie opuściłyśmy ten fragment korytarza.

Doszłyśmy (skojarzenia bardzo dozwolone) natomiast do wielkiej sali. To była sala posągów. Dosłownie. Od wejścia były te najstarsze, a potem coraz młodsze. W jednym rozpoznałam wisiorek. Nigdy bym nie zapomniała prezentu dla własnej mamy.

- Sala jeźdźców - Ametyst przystanęła przed posągiem młodej kobiety. Zapewne to jej mama. - Czyli my też będziemy mieć własny pomnik.
Amy wystawiła rękę, by dotknąć posągu, ale przed jej twarzą coś przeleciało. To coś, a raczej włócznia wbiło się w marmurową podłogę. Zza posągów zaczęły wychodzić kościotrupy, ubrane w trawiaste spódniczki i staniki z kokosów. Dobra, to już nawet nie jest straszne. To jest dziwne.

Tatiana szybkim ruchem kopnęła pierwszego kościstego ludka. Alezja rozpoczęła wspinaczkę po posągu, a za nią podążyło kilku ludków. Ametyst kosiła ich swoim dwusiecznym toporem. Wyglądała nie jak mała i słodka Amy, prędzej jak świeżo upieczona wojowniczka. Z półobrotu kopnęła kilka kościotrupów, tworząc sobie drogę do przejscia. Biegłam ile sił mi w nogach starczyło i dobiegłabym, gdyby nie kościotrup uczepiony mojego buta. Kilku jego kolegów postanowiło pomóc i tak oto leżałam przygnieciona przez kościstych ludzi. Jak na brak tłuszczu, byli całkiem ciężcy. Jeden przystawił mi coś ostrego do gardła. Już bym była na tamtym świecie, gdyby nie Ametyst i jej topór.

- Dzięki, Amy - chwyciłam jej dłoń wyciągniętą w moją stronę.

- Patrzcie, idą sobie.

No, prawda. Kościści ludzie znikali tam, skąd przyszli. To było dziwne. Padłyśmy na posadzkę zmęczone. Leżałyśmy tak, dopóki Az nie wstała.

- To co? Idziemy dalej? - spytała.

Wstałyśmy i gotowe do drogi, poszłyśmy.

Nawet nie wyszłyśmy z niej, a podłoga zaczęła się trząść.

- Trzęsienie ziemi?

Tak, to było trzęsienie ziemi. Spowodowały je małe Króliczki. Białe, ze słodkimi wąsikami, puchatymi brzuszkami, małymi, słodkimi ogonkami, wesoło wąchajacymi noskami i ogółem całą swoją słodkością. Alezja szeroko się uśmiechnęła. Wyglądała komicznie. Potem króliczków było coraz więcej, a nasza blonynka zemdlała. No to więcej problemów nam nie trzeba. No, chyba że ktoś jeszcze nam się tu zaraz wykrwawi? Śmiało, jedna zemdlała, to my też możemy sobie pozwolić. Byłoby ciekawie.

- Alezja przedawkowała króliczki.

Howdy!
Etoo... To ten? Sorcia, że tak długo nie było rozdziału? Nom, chyba tak...
Ale, ale! Mam usprawiedliwienie! Nawet dwa! A nawet trzy!
1. Euro! Głupia Portugalia -_-
2. Pogorzelica! Wraz z Odre i Amy jesteśmy od 1 do 17 na obozie harcerskim.
3. ODRE! KUŹDE KIEDY ROZDZIAŁ?!
Nom... To takie wytłumaczenia...

Mamy nadzieje, że rodzialy się spodobał, ble ble ble i tak dalej
Do następnego!
*odchodzi kawałek*
Ros! Rozdział!!!

"Euro by Wtajemniczone:
Dziewczyny piszą na chacie podczas meczu Polska:Szwajcaria
Reakcja na dość mocny faul Lewandowskiego:

Tat: Widziałaś ten faul?
Ros: U Mietka na wf'ie dostałby za takiego fikołka 6 jak nic!
Ros: Jula jakiś komentarz od ciebie?
Amy: Włosy na nogach
Tat: xD
Ros: Co mają włosy do piłki nożnej?
Amy: Pięknie powiewają jak biegną"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top