Odre
„A ty przypadkiem nie masz jutro urodzin?"
Tak właśnie, tak zaczynam wieczór. Normalnie wieczoru nie można zacząć, bo wszystko zaczyna się rano, ale cóż poradzić. Jestem jaka jestem.
Wracajmy, więc do rzeczywistości. Tylko no ten tego za bardzo nie ma do czego wracać. Wiem! Poza oczywistym faktem, że Tat, uratowała mi i Ametyst życie, poznałyśmy jej narzeczonego.
Tak, tak, o takich rzeczach nie mówi się tak po prostu, ale no cóż. Co miałam?! O fanfary miałam prosić?!
*A oto przed wami narzeczony Tatiany Timor! Też byłam zdziwiona. *
Taa... Wielkie mi rzeczy. Miłe wspomnienie...
„Czy byłyśmy zdziwione? Ja przynajmniej tak. Blondyn szeroko się do nas uśmiechał, po prostu suszymy ząbki panowie! Tatiana nie była zbyt zadowolona z takiego obrotu spraw. Niby super już raz miałyśmy styczność z facetami, ale z tak walniętym to jeszcze nie. Jeszcze z narzeczonym Wyjątkowo Spokojnej Sarkastycznej Pociągającej Uprzejmie Dobijającej Nienormalnie Psychopatycznej Tatiany Timor!
Nie ma to jak szczerość. Przynajmniej z mojej strony. Alezja zapewne zaczęła myśleć nad idealnym przyjęciem weselnym, co byłoby skutkiem kary śmierci, w wykonaniu albo Katriny, albo jakiegoś innego morderczego stworzenia, lub morderczej rośliny. O myślach Ametyst, czy Ros nawet nie myślę.
Dowiedzenie się o tym, że Tat ma narzeczonego to jeszcze nie koniec Wesołego Wozu. Czasem, lepiej zatkać takiego człowieka.
- A ty przypadkiem nie masz jutro urodzin? - blondyn obszedł w kółko swoją przyszłą żonę.
- Może... - odparła
- Czyli masz? - dopytywał się.
- Tak mam! Pasuje?! - podniosła głos niemal do krzyku.
- Zapomniałaś?! - Tat spojrzała na niego morderczym wzrokiem.
- Do jasnej Hesti, tak! Dasz mi już spokój?
Szczerze, za takie zachowanie mój narzeczony (gdybym go jeszcze miała, albo przynajmniej chciała mieć) miałby przerąbane. Jestem wojowniczką, a nie królewną w opałach!
Po minie Az, po tej szokującej wiadomości widniał mi obrazek domku Tatiany po przygotowaniach Alezjii. Nie jestem jakąś tam organizatorką na medal, ale nie dała bym jej tego zrobić.
- Matheus....
- On. Ma. Na. Imię. Kami. Nie. Żaden. Matheus. - wysarczała Tatiana.
- Ok, więc Kami. Czy jest jeszcze jakaś niespodzianka z waszej strony, ale to jednak bardziej z Twojej strony? - spytałam chcąc mieć już całokształt.
Chłopak wzruszył ramionami i zaczął mówić coś do ciemnowłosej. Ta gromiła go od czasu do czasu wzrokiem.
Nie no odpowiedź na dziesięć diamentów!"
Na samą myśl o tym wzdrygnęłam się. Dzięki Bogom, za niezbyt miłe i przytulne, aczkolwiek jakkolwiek gniazdo, czytaj domek panny Timor. Ametyst z Kamim zajmowała się gospodarzem. Nie doszła jeszcze do siebie, a nawet ja uważam, że odpoczynek jest jej wskazany.
Wzrokiem szukałam pozostałej dwójki. Hm... Gdzie je wciągnęło? Tego nie wiem. Po chwili ze schodów zeszła Amy. Trochę się przeraziłam, gdy do mojego mózgu dotarło, że Tatiana została z tym psycholem. Co z tego, że to jej przyszły mąż, ale on biegał po mieście z tekstem „Chcą dorwać moje dupsko".
- Ros się ze mną zamieniła. - odetchnęłam z ulgą. - Pomyślałam, że coś upiekę na urodziny Tat.
Miło z jej strony.
Dobra wiem co robi trójka, lub czwórka osób w tym domu. Odprowadziłam wzrokiem Ametyst do kuchni, a sama zaczęłam szukać naszej blondi. Dosłownie i w przenośni. Z głównego korytarza, skierowałam się do głównego pokoju. Takiego jakby salonu. Widok mnie przeraził.
Z rogów sufitu wychodziło po kilka kolorowych wstążek. Cały pokój wyglądał jak sklep urodzinowy. Baloniki, nad wejściem do pokoju. Kominek w kolorowych skarpetkach?! Chyba pory, albo klimaty się jej pomyliły. Ta... zdecydowanie to i to. Podłoga w tęczowych barwach poucinanych papierków...
Skąd ona to wzięła?!
- Alezja! - zawołałam.
Cisza.
- Alezja! - powtórzyłam trochę głośniej.
Cichy chichot.
- Alezja! - krzyknęłam.
Chichot i szeleszczenie z nad mojej głowy.
Spojrzałam w górę. Moje źrenice momentalnie się powiększyły.
- Co ty do cholery wyprawiasz?! - jej głupi uśmieszek dodawał mi chęci przywalenia jej w tę mordę.
- Wieszam. - dla mnie to scena naruszania przestrzeni prywatnej tego czegoś, ale ok.
- Chodź tu. - wskazałam palcem na podłogę. Poszamotała się i pokręciła głową.
- Wiesz, przyjemnie tu. Ładne widoki. - obejrzała się po czym posłała mi uśmiech. - Może też chcesz?
- Nie pytam się co tam robisz tylko proszę byś zeszła tu do mnie. - wskazałam na moją osobę.
- Myślałam, że to również Cię zaciekawiło. - szamotała dłońmi chcąc je uwolnić od tego tęczowego wariactwa.
- Jakby mnie to ciekawiło to bym spytała. Zejdziesz tu czy mam Ci pomóc? - oparłam się o futrynę.
- Mam wszystko pod kontrolą. - posłałam jej pytające spojrzenie. - Serio. Radzę sobie doskonale.
Poszłam w głąb pokoju stając mniej więcej pod nią. Popatrzyła na mnie zdziwiona. Sięgnęłam do mojej kieszonki po diament. Bez ostrzeżenia zaczęłam przecinać to coś. Alezja, z każdym kolejnym opadnięciem wstążki była coraz bliżej podłogi. Przy ostatnich cięciach upadła z hukiem na posadzkę.
Zdziwiło mnie, że nie pojawiła się Amy. Pewnie zbyt zajęta tortem. Blondynka posłała mi spojrzenie „Zginiesz". No wiecie... Ale się wystraszyłam. Po prostu chyliłam czoło i błagałam o wybaczenie, iż naruszyłam ciało panienki. Mam ochotę zwrócić posiłek. Hm...
Bardziej ciekawi mnie co ona do cholery zrobiła. Tyle, że udekorowała salon to wiem, ale po co?
- Alezjo? - zwróciłam jej uwagę.
- Musisz psuć? - zszokowała mnie tym pytaniem.
- Co proszę? - same pytania, a konkretnych odpowiedzi brak. Nadal.
- No dekoracje, a co?! Ja tu się męczę, a ty przecinasz i praca idzie na marne! - Od kiedy Az się unosi?
- Pytanie. - W końcu coś bez pytajnika. - Dlaczego?
- Skoro Tatiana ma urodziny to pasowało by zrobić jej przyjęcie. - to jest myśl. - Pomyślałam, że udekoruję jej salon.
- Wiesz to dobry pomysł...
- Ale...
- Nie sądzę by Tatiana była zadowolona z tych dekoracji? - starałam się jej nie urazić.
- Przecież wszyscy lubią tęczę! - oburzyła się.
- Tatiana. Nie. Jest. Wszyscy - dałam jej do zrozumienia.
- No i? - ona udaje, że jest blondynką czy serio jest?
- Pomyślałaś o tym co chciała by zobaczyć Tat? - udała zamyśloną minę.
- Nie. - odparła.
- A no widzisz. To jej święto i to ONA ma być zadowolona. - zasmuciła się.
- Czyli co robimy? - konkretne pytanie.
- Pomyślmy co mogłoby sprawić jej przyjemność. - przytaknęła głową na znak zgody.
Uzgodniłyśmy co zmieniamy, co dodamy. Mam nadzieję, że Ametyst radzi sobie w kuchni. Podstawą, było sprzątnięcie tęczowy dekoracji. Zeszła nam na tym cała noc. Opłacało się. Gdy, powinien nadchodzić ranek, dekorowałyśmy salon od nowa.
Ciekawiło mnie, jak ona przetransportowała te wszystkie przedmioty. Tylko Ametyst ma taką ma taką torbę która z pewnością mogłaby zmieścić tyle bagażu. No nic mówi się trudno i żyje się dalej. Najwięcej czasu straciłam na odplątywanie Alezji z serpentyn czy tam wstążek. Nie mam pojęcia jak ona to nazywa.
W każdym razie trochę nam zeszło. Pokój udekorowany był inaczej niż ja do niego weszłam wczoraj wieczorem. Przeważał kolor czarny, złoty i srebrny, czyli ulubione kolory Tat. Przynajmniej tak mówił Kami. Z kominka zniknęły kolorowe skarpety oraz balony. Podłoga została zamieniona tak, że został tam tylko wyłącznie ciemny dywan, który był od początku w tym pokoju.
Z ulgą opadłam wraz z Alezją na sofę. Byłyśmy padnięte po całej nocy przygotowań, ale opłacało się. Może i Tatiana jest jaka jest, ale to jednak jej święto. Po krótkim czasie dołączyła do nas również Ametyst. Jej biały strój i oczywiście białe włosy ubrudzone były różnymi składnikami do robienia ciasta. Napracowałyśmy się i mam nadzieję że Tatiana to doceni. Oby tylko instrukcje Kamiego były właściwe.
O wilku mowa. Nie spał chyba całą noc i opiekował się swoją przyszłą żoną. Tylko gdzie podziała się Rosemary? Ta, to kolejna zagadka na te kilka minut. Blondyn dołączył do nas, i również usiadł na sofie. Wyglądaliśmy pewnie jakbyśmy ćpali całą noc. W drzwiach pojawiła się wspomniana wcześniej dziewczyna. Przekręciła głowę na bok. W odpowiedzi Kami machnął ręką, by lepiej nie pytała.
- Ćpaliście i nie zaprosiliście? - serio?
- Serio?! - ktoś mi w myślach czyta. - Tylko tyle powiesz?!
- Ok, nie pytam o więcej. - i dobrze.
- Pójdziesz po Tatianę? - Ametyst zwróciła się do przyjaciółki.
Rosemary zniknęła za drzwiami. My, dalej napawaliśmy się odpoczynkiem. Ciekawiła mnie reakcja jubilatki. W różnych stronach, różnie bywa. U mnie urodziny świętuje się inaczej. Coś zaskrzypiało i znowu pojawiła się zielonooka.
- Zaraz będziemy. - tylko tyle?! Po co przychodziła?
Wstałam jako pierwsza. Potem Ametyst. Pociągnęła mnie za rękę, zapewne do kuchni, gdzie szalała przez dzisiejszą noc. W powietrzu, które ledwie znoszę, unosił się słodki zapach tortu. Dziewczyna musiała się nieźle napracować, ponieważ po chwili moim oczom ukazał się stół, na którym znajdowały się dwie patery z ciastkami i jedna większa z tortem.
- Amy, przeszłaś samą siebie. - powiedziałam posyłając jej uśmiech.
- Zabawnie było. Pomożesz mi to pozanosić? - wskazała na przygotowane smakołyki.
Chwyciłam jedną z pater i skierowałam kroki do salonu. Kami i Ros, prowadzili rozmowę, której nie miałam zbytniej chęci przerywać. Postawiłam jedzenie na stole, a obok drugą paterę położyła białowłosa.
Z korytarza, słychać było nasze imiona. Pewnie Tatiana nas szukała. Popatrzyliśmy po sobie i staraliśmy się zachowywać, jak gdyby nigdy nic. Stanęła w progu, trochę zdziwiona naszym zachowaniem. Widziałam po minie Alezji, że zaraz nie wytrzymam i po prostu powie „sto lat".
Miałam rację. Już dało się słyszeć wielkie okrzyki ze strony naszej blondyneczki. Jubilatka weszła trochę głębiej w pokój by zauważyć to, co przygotowaliśmy przez tą noc. Czy była szczęśliwa? Po jej minie mogę wnioskować, że tak. Zakrywa usta dłonią, nie wiedząc co ma powiedzieć. Kilka łez szczęścia, poleciało z jej ciemnych oczu.
Widząc ją uśmiechniętą, na moją twarz również wstąpił uśmiech. Nikt nie spodziewał się czegoś takiego. No bo kto by pamiętał o jej urodzinach? Pewnie Kami, ale to i tak bez różnicy. Grunt, że jest zadowolona. Ametyst chwyciła w dłonie większą z pater i podsunęła, prawie pod nos czarnowłosej. Można się doyślić, że chodziło o tę z tortem.
Kolejne szczęście? Starczy zwykłe "Dzięki dziewczyny". Tatiana wykonała typowe czynności związane z obchodzeniem urodzin i dmuchaniem świeczek na torcie. No i w końcu teoretycznie pierwszą część całej imprezy mamy za sobą.
Nie byłam zbytnio zainteresowana prezentami, z tego względu, że jakoś nie pałam wielką potrzebą dostawania ich. Nie było jakiś zabaw, czy konkursów. Bardziej prowadziliśmy żywą rozmowę. Były śmiechy i chichy.
Obstawiałyśmy, że tak skończy się ten dzień, a nas czekała jeszcze jedna niespodzianka.
- Przepraszam za spóźnienie. Zostało dla mnie jeszcze trochę tortu Kami?
Bycie Polsatem jest świetne :3
Witam z kolejnym rozdziałem! Tak, dodałam go o 3.33...Godzina diabła!
Czemu tak wcześnie?
Bo Timor była na otrzęsinach nowych harcerzy (np Alezji). Się trochę zmęczyłam i przespałam większość dzisiejszego dnia jak wróciłam do domu... no i nie mam co robić w nocy.
Mam nadzieję, że rozdziałka się spodobała!
Zostawcie gwiazdkę i komentarz. Nawet nie wiecie jak to zachęca do pisania kolejnych rozdziałów
Ps. Tat urodziła się 6.06 o 3.33
Cytat naszej nauczycielki od matematyki (zwanej Kaczką)
"Czego ruszasz nie własną własność?!"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top