Odre

Uwielbiam ćwiczyć, ale te przyrządy w domku Tat, to jakiś żart. Nie przesuniesz, nie podniesiesz. To tylko chory sen z którego zaraz się obudzę. Prawda?

Raz..

Dwa...

Trzy...

Strzeliłam się z liścia kilka razy.

-Boże Odre co ty robisz?!-  usłyszałam cichy pisk Ametyst.

-Budzę się nie widać? - otwarłam oczy i nic.

  Jestem w tej cholernej, a jednakże uroczej Terze i mam dość! Nic tylko skały, brak słońca, jakieś cholerne zaklęcia, zero normalnych, a przez normalnych mam na myśli: nie zaklętych, nie zmutowanych, nie nieznanych gatunków, nie występującym tylko w tym podziemiu, mającym normalne dane statystyczne (jeśli nie wiecie o czym mówię, to zapraszam na lekcje do Pani Mourise) i bez żadnych skutków ubocznych gdy je zjesz - ZWIERZĄT!

  Szczęście, że posiłek który przygotowała Ametyst, był z królików, które upolowałam będąc jeszcze w puszczy. Po posiłku każda z nas zaszyła się w jakimś kątku. Osobiście wolę spać na drzewach lub dobrze ubitej kłodzie. Położyłam się obok kominka. Języki ognia wesoło tańczyły sprawiając, że uśmiech wchodził ludziom na twarz. Taki uśmiech jak u mamy. Znowu to cholerne uczucie pustki w sercu. Jak ją znajdę, pierwsze co zrobię to poryczę się jak dziecko. Mogą mnie mieć za jakieś bachorzysko, ale każdy by tak zareagował na widok własnej rodzicielki. Jeżeli ktoś, by na mnie teraz popatrzył to by pewnie krzyczał. No, widok dziewczyny płaczącej za mamą nie jest codziennym widokiem. Cóż... Mówi się trudno i żyje dalej. Z wierzchu twarda, a w środku tęskniąca i chcąca być choćby trochę lubiana.

  Wstałam ścierając łzy. Nie chciało mi się spać. Oparłam się o kominek i po kolei wyciągałam strzały. Uważnie oglądałam każdy grot. Postawiłam diagnozę. Trzeba je zaostrzyć. Wyciągnęłam z sakiewki jeden z diamentów. Chwyciłam jedną ze strzał przed grotem i zaczęłam ostrzyć. Jakoś nigdy mnie to nie nudziło. I tak mi jakoś czas leciał. Kątem oka widziałam, jak dziewczyny zaczynają się budzić co może oznaczać, że noc minęła. Pierwsza obudziła się Rosemary. Przetarła oczy, i popatrzyła się w moją stronę.

- Nie śpisz? - spytała wstając i przeciągając się.

- Jak widzisz. - nawet nie spojrzałam na nią, tylko kończyłam rozpoczętą pracę.

Potem wstawały, po kolei. Oczywiście nasza śpiąca królewna spała najdłużej i Ros musiała ją obudzić. Śmieszny widok, ale bardziej interesowało mnie co dalej. Wiecznie to nie będziemy, prawda? Po małym śniadanku, Tatiana wyszła do jakiegoś pomieszczenia rzucając: "Zaraz przyjdę".

Usiadłyśmy przy stole w kuchni. Po chwili przyszła Tat. Rozłożyła przed nami mapę. I to nie byle jaką. Mapę Terry Umbare. Rysowanka jakich wiele. Pożółkły papier z zaznaczonymi miejscami, gospodami i innymi przydatnymi informacjami, albo źródłami informacji. Sam zamek był dobrze zaznaczony, no bo w końcu to posiadłość władcy. Ametyst i Rosemary przerysowywały mapę, w ekspresowym tempie uwidaczniając każdy szczegół. Ja tam szczegółowo poluję i znam się na broni i pułapkach.

-Po co to przyniosłaś? - o Alezja dziecko, jak ty mało rozumiesz.

- Alezja - zaczęła spokojnie Ametyst - Jesteśmy na turnieju tak?

- No tak.

- Świetnie - klasnęła cicho w dłonie. - Po co szłyśmy do biblioteki w Twoim klanie?

- Po dzienniki.

- Super - znowu powtórzyła poprzednią czynność. - Czego się z nich dowiedziałyśmy?

- Że musimy iść do Terry.

- Brawo - powtarzanie tych ruchów zaczynało ją chyba nudzić.

- Jesteśmy w Terze. Czego my tu możemy szukać?

- No, tego gdzie są jaja

- Właśnie - i ona nie wybuchnie... - Czyli teraz co będziemy robić?

- Eeeee...- trzymajcie mnie. - Idziemy szukać jaj!

- W końcu! - opuściła ręce. - Bez komentarzy proszę.

Po kolei ustalałyśmy miejsca w których możemy się czegoś dowiedzieć. Tatiana ostrzegała, nas przed różnymi dziwakami, co będą chcieli nam coś sprzedać. To całe coś to dziwne coś, a ty nas ostrzegasz przed możliwie jeszcze większymi dziwakami? Ten klan jest zwariowany...

- Rozdzielamy się? - Amy przejechała po każdej z nas wzrokiem.

- Jak się podzielimy, to szybciej coś znajdziemy - Rosemary przyznała rację Amy, która zazwyczaj ma dobre pomysły.

- Czyli robimy trzy grupy - podsumowała Tatiana.

- Ja idę z Odre - Ametyst przylgnęła do mojej prawej ręki. - Ona się wczoraj biła po twarzy. Biedna jest chora. Trzeba ją mieć pod stałą opieką.

- Ametyst ty wiesz, że ja Cię słyszę i nie, nie potrzebuje stałej opieki- powiedziałam, przybijając piątkę z czołem

- To ja pójdę z Alezją - Rosemary stanęła obok blondynki.

- Ja idę sama. Czy każda ma mapę? - kiwnęłyśmy głowami na tak.

- Świetnie. I tak później wam wyczyszczę pamięć.
Czy się zlękłam? Nie. To Tatiana. Zdążyłam się przyzwyczaić. Wyszłyśmy z tego, jakże uroczego zakątka w stronę miasta. Ametyst miała mapę i szła przodem. Czasem musiałam ją pociągnąć za bluzkę, bo zdarzyłaby się z innymi osobami, a nie chce mieć rannej uzdrowicielki.

- Odre, czemu rano się biłaś? - trochę się zdziwiłam jej pytaniem. Jest tyle tematów o których można gadać, a ona wybiera akurat ten.

- Myślałam, że śpię. Koniec tematu - otworzyła usta po czym szybko je zamknęła.

Weszłyśmy na zatłoczone uliczki Terry. Wszystko z kamienia, który wręcz podchodzi pod kolor rudy. W mniejszości wszędzie jakieś owady, względnie jakieś jaszczurki i inne zmutowane większe zwierzęta. O roślinach nawet chyba nie ma co mówić. Zgniłe, koloru zgniło zielonego. Dziwnie pachnące, o nieprzyjaznych wyglądach. Powiedziałabym ,że mogą być tu nawet mięsożerne.
Wszędzie unosi się ta mgła. Widać ledwo coś na odległość 10 stóp. Do pakietu można dodać jeszcze ciężkie powietrze. Całość ma dość nie przyjemny wygląd. A to tak, zapomniałabym. Na kilometr można wyczuć unoszącą się magię.

Niczym nie przypomina to mojego domu. Chociażby sam fakt, że nie mieszkam w pałacu. Dotychczas widziałam albo cuda architektury, albo - tak jak w tym przypadku - jak można w bardzo łatwy sposób wykorzystać ziemię i kamienie.

A mieszkańcy? To, że zapracowani czy zabiegani to jak w większości miast i miasteczek. Ich wygląd był bardzo mało widoczny. Przeważały ciemne peleryny. Kobiety, zazwyczaj anemiczno blade, sprzedawały jakieś woreczki, fiolki, ampułki i kij wie co jeszcze. Mężczyźni, z czarnym jak smoła brodami, chodzą pomiędzy ludźmi w grupkach lub samotnie. Nie za przyjemny widok.

- Odre? - usłyszałam cichy szept mojej towarzyszki.

- Słucham. - odparłam rozglądając się po okolicy.

- Może popytamy ludzi, czy czegoś nie wiedzą? - Nie głupi pomysł...

- Dobra, tylko nie oddalajmy się od siebie, nie wiadomo co może nas tu spotkać - ledwo kilka kroków od siebie, a już kogoś zagaduje. Ta dziewczyna bije słodkością na odległość kilkunastu kilometrów.

Niektórych omijałam szerokim łukiem, a na innych nie zwróciła uwagi. Od niektórych cuchnęło piwem, a niektórzy wypalali więcej niż nasz dowódca straży. Mam nadzieję, że Amy radzi sobie lepiej. Podchodziła i grzecznie (a to za dużo jak na mnie) czy ktoś coś słyszała. Niektórzy kiwali sprzecznie głowami, inni nie wiedzieli o co chodzi, a jeszcze inni wyśmiewali mówiąc "Chcesz iść na pewną śmierć? Nikt z tego żywy nie wrócił". Ze spuszczoną głową i trochę niechętna do dalszych działań usiadłam na kamieniach pod jakąś gospodą. Zaraz obok pojawiła się Ametyst.

- I co? - spytałam wpatrzona w kamienie.

- Nic - odparła bez entuzjazmu.

- Może to wszystko prawda? - powiedziałam jak gdyby nigdy nic.

- Po co ruszać na turniej, w którym stawką jest własne życie? - czy ona czyta w myślach? Już raczej podejrzewałam Tatianę...

- Nawet nie o to. Ci ludzie nam nie pomogą - wskazałam dłonią na mieszkańców Terry.

Po chwili usłyszałam:

- Odre?

- Hm? - chwytałam do ręki kamienie i nimi rzucałam. -Tam, ten starzec.
Spojrzałam w we wskazanym kierunku. Wstałam coraz bardziej się mu przyglądając. Co mam do stracenia. Weszłam w tłum ludzi pchając się by porozmawiać z tym obłąkańcem.

- Co ty robisz? - mocne szarpnięcie Ametyst nie zrobiło na mnie wrażenia.

- Trzeba z nim pogadać. - wyszarpałam się idąc dalej.

- A co jeśli... - nie dałam jej dokończyć.

- A co jeśli on wie? - nic nie mówiła tylko ruszyła przodem.

Gdzie on nas wyniósł? Gdzieś za jakąś karczmę. Rozsiadł się wygodnie pod ścianą. Niewiele myśląc ukucnęłyśmy przy nim. Staruszek z lekko blond włosami, krzywym uśmiechem, wymachiwał rękoma na wszystkie strony. Oliwkowa szata zasłaniała mu oczy. Jedyne co można było dostrzec to krzywy nos.

- Chcecie wiedzieć coś o poprzednich jeźdźcach? - zachrypnięty głos starca zdradzał go na wiek po 60-dzce.

- Yhy... - Amy kiwnęła głową.

- Musicie wiedzieć, że wszystko miało początek gdy smoki to były stworzenia tak liczne jak gwiazdy na niebie. Dały one dużo możliwości mieszkańcom Erythey. Jednak z nieznanych przyczyn ten gatunek zaczął ginąć. Dlatego też powstała tradycja ze Smoczym Turniejem.

- Ale jaki to ma związek? - dopytywała się Ametyst.

-Taki, że jaja smoków ukryto by Ci co są godni mogli ich dosiąść - zakaszlał.

- I co było dalej?

- Szukajcie odpowiedzi w podziemiach naszego władcy.

Popatrzyłyśmy na siebie jak na wariatki. Chciałyśmy, jeszcze o coś spytać, ale on zniknął. Niewiele myśląc weszłyśmy do pobliskiej karczmy odpocząć. Coś mi tu nie pasowało, ale nie mogła zrozumiec co. Zajęłyśmy jeden ze stolików. Schyliłam się by odłożyć łuk. Ludzie szeptali między sobą. Usłyszałam tyle co "Kogo my tu mamy?". Gwałtownie podniosłam się do pionu i zauważyłam, że Ametyst ściągnęła kaptur

-Cholera Ametyst!

Wowoowowow!
Tati ma zaciesz, bo dużo słów!
A tak w ogóle to:
hOi! Welcame to dA nazs RozDial!!!!!!!
*Za dużo Undertale Tat!*
Co ty tam wiesz Ros... Jak już to za dużo Temmi.

Wracając do rzeczy rzeczywistych jak wam się spodobał rozdział? Widzicie jakieś błędy? Jeżeli tak to tam na dole jest taki fajny przycisk dymku... Można napisać komentarz, więc...
*To nie są małe dzieci*
Wiem! Ale mam fazę na dziwne mówienie Amy!

Gwiazdkujcie, komentujcie i na kolejne rozdziały wyczekujcie!

Z serii Nocki Wtajemniczonych:
" *Tat zalatuje z sofy*
Ametyst: Zdechłaś?
Tat: Nie *krztusi się śmiechem*
Amy: To się pośpiesz!"

+

Z serii Wtajemniczone grają w "Undertale"
" Ros: Zabij ją! Zabij!
Tat: To jest najmilsza postać w grze... Poza tym jesteś nią*... I robimy Pacyfistyczne zakończnie...
Ros: Tak czy siak ją zabij!
Tat: NEIN!




































Tat: Nie w tym ran'ie... (͡° ͜ʖ ͡°) "

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top