Odre
- Złodziejko ty! - krzyczała jedna z kobiet na targu.
- Ludzie łapcie ją! - kolejny krzyk.
Odre Dragonsworm ze zwinnością omijała napakowanych mężczyzn próbujących ją złapać. To łatwizna. Była nie tylko strategicznie najlepszą wojowniczką w klanie Abregów, ale również jak to określali ją mianem „Upartą dziewuchą". Była wysoką dziewczyną o szczupłej sylwetce. Miała błękitne oczy, włosy w kolorze brązu (zawsze spięte w warkocza) na które zarzucony był kaptur z futerkiem. Przyczepiony był do metalowej klamry widniejącej na skórzanej podkoszulce. Ramiona osłaniały również metalowe naramienniki, spod których rozciągały się krzyżujące się paski. Z nich powstawały rękawice rozpoczynające się spod łokci do połowy palców. Pas łączył górę z dołem . Na nogi założone były legginsy z ochraniaczami na kolanach. Buty były do kolan z futerkiem u góry. Jej bronią był łuk i wachlarz strzał. No i jeszcze była córką wodza. A, że ten nie chce jej wysłać na próbę robi za tą niegrzeczną dziewczynkę. Oczywiście nikt nie wiedział, że to ona stoi za każdym „bałaganem" w wiosce. Miała jeszcze zwierzaka, a dokładnie orlika imieniem Drance. No, wracając do ucieczki. Biegła przez główny plac niszcząc ustawione stragany. Wskoczyła na przejeżdżający wóz strącając z niego skrzynie. Uśmieszkiem łobuzersko. Stanęła na wozie i chwyciła belkę wystającą z jakiegoś domu. Wisiała do póki na horyzoncie nie pojawił się kolejny wóz. Puściła się i pomachała na do widzenia. No nie całkiem. Odruchowo chwyciła jedną ze strzał w jej kołczanie i strzeliła w stronę zagród ze zwierzętami. Ta rozcięła liny i zwierzyna wybiegła na plac tworząc niemałe zamieszanie. Rozbiegane stworzenia niszczyły stragany, powieszoną pościel czy wypuszczały inne zwierzęta. Uśmiechnęła się do siebie i zeskoczyła na twardy grunt. Goniący ją strażnicy potykali się o bałagan pozostawiony przez dziewczynę. Na niebie pojawił się orlik który spuszczał kamienie.
- Drance- zawołała Odre. Ptak posłusznie przysiadł na ramieniu dziewczyny. Jeszcze raz pomachała na dowodzenia i zniknęła z pola widzenia. Dokładnie to wskoczyła na pobliski dach i oglądała zamieszanie które nadaje się na najlepszą ocenę. Upokarzanie strażników było jej ulubionym zajęciem.
- Jak myślicie Tormark będzie wściekły? - pytał jeden z mężczyzn.
- Jak myślisz?- spytał z oburzeniem towarzysz- Ledwo słońce wstaje, a ona razem z nim.
- Lincoln!- krzyknął wód z- możesz mnie oświecić?
- No bo to ta dziewczyna- tłumaczył się- próbowaliśmy ją złapać, ale ona jest zbyt strategiczna.
- Co?- wódz zrobił minę przygłupa- słucham Cię i opisujesz mi ja tak jakby za tym stała Odry.
- Co ja? - O! Znowu- jak na rozkaz zjawiła się córka Tormarka z miną jak niby nigdy nic- Nie mówcie mi, że przechytrzyła was dziewczyna.
- No tak jakby - odpowiedział Lincoln - Ona to wcielenie zła.
- Może po prostu to wy się nie nadajecie? - odparłam. - Więcej strategii w to co robicie! Ludzie jesteśmy klanem od strategii i broni, a wy nie umiecie złapać jednej osoby?! I to wy niby macie bronić osadę w razie ataku?! Albo się weźmiecie w garść, albo ja wam dam taką lekcję, że...- nie dokończyła bo ojciec zasłonił jej usta dłonią.
- Odre ma rację. Co się z wami stało?! - powiedział z nutką rozczarowania w głosie - Jeszcze jedna szansa. Inaczej zrobimy szkolenie.
Odre wstała wraz ze słońcem. Ubrała standardowy strój i wymsknęła się przez okno. Jakby wyszła z drzwiami obudziła by tatę, a one strasznie skrzypią. Wślizgnęła się na dach Twierdzy(miejsca narad) i doglądała strażników. Dzisiaj było ich więcej. Wiatr dmuchał jej w twarz. Ryzykiem było wykonanie planu który ułożyła zeszłej nocy. No, ale żyje się tylko raz. Chwyciła łuk i naprężyła cięciwę. Czekała jeszcze przez kilka minut po czym wypuściła ją. Strzałą z świstem dobiła w wyznaczone miejsce. Kilku ludzi pobiegło sprawdzić odgłosy. Wystrzeliła jeszcze kilka i strażnicy rozbiegli się po osadzie. Zeskoczyła z dachu. Podeszła do jednego z domów i rozbiła szybę. Wskoczyła przez utworzone wejście i zaczęła skakać po łóżkach domowników. Ci natychmiast się obudzili i wybiegli przed dom. Potem już wszyscy zostali brutalnie obudzeni. Nie oszczędziła nawet swojego taty który był tak wściekły na Lincolna i jego ludzi. Tymczasem Odre powróciła na dach twierdzy obserwując zdziwionych strażników.
- Daje wam druga szansę, a wy co?! - wściekał się wódz - Żeby nie zauważyć wybitych szyb i mieszkańców przed domami to trzeba być naprawdę słabo wyszkolonym!
- Ale wodzu - zaczął Lincoln - Coś przelatywało nam nad głowami i myśleliśmy, że to ta dziewucha. Znaleźliśmy tylko strzały.
-Co mnie obchodzą jakieś tam strzały!- krzyczał jeszcze bardziej wkurzony poranną pobudką - Powinniście być lepiej przygotowani! Ludzie! My słyniemy z dobrych strategi i broni! A wy nie umiecie się zająć dziewczyną! To może od razu zmieńmy nasze specjalizacje na tępych strażników?! Hę?!?
Siedząca na dachu dziewczyna nie mogła wytrzymać. Zaczęła się śmiać na całe gardło. Nie uszło to uwadze Tormarka. Wysłał dwóch ludzi by przyprowadzili ją. No, ale oto chodziło Odre. Chciała pokazać ojcu, że nadaje się na przywódcę. Była tez z tego niezła zabawa. Co dzień upokarzać straż i potem co? Pochwały to ona za to nie dostanie. Napotkała wzrok ojca. Był taki jak to ująć wściekły? Tak, to najlepsze określenie.
- Ktoś ty? - zadał pierwsze pytanie- Co robisz w mojej osadzie?
- Mieszkam - odparła - No chyba, że ustanowiłeś coś nowego typu „kobiety z łukiem-precz"
- Co? - spytał - Wiesz kim ja jestem?
- Tak. Starym, łatwo wkurzającym się wodzem i ojcem, nie dasz szansy córce, nie umiesz zapanować nad strażą, mam wymieniać dalej? Bo wiesz sporo masz tego na sumieniu.
- Po pierwsze nie jestem stary, a po drugie skąd ty to wiesz?
- Jakoś tak. Wiesz co? Powinieneś przestać tylko siedzieć i zarządzać. Zabaw się
- Zaraz się zdenerwuję!
- Już to zrobiłeś
- Brzmisz jak moja córka.
- No wysil się.
- Odre!
- Brawo. Pięć lat musiałam czekać na to byś zrozumiał.
- Czemu niszczysz własną osadę?
- Domyśl się!
- Odre!
- Jakbyś mi pozwolił jechać. No przepraszam, ale upokorzyłam straż kilkanaście tysięcy razy! Jeszcze mało
- Pójdziesz i ciebie tez stracę?!
- Nie stracisz. Tato kiedy poświęciłeś mi odrobinę czasu?!
- Nie zaczynaj!
- Nie! Te wszystkie harmidery po to byś zrozumiał, że nadaje się na przywódcę. Potrafię o siebie zadbać.
- Umiesz postawić na swoim. Niech Ci będzie. To kiedy wyruszasz?
- Najlepiej teraz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top