Ametyst
*Rozdział zawiera dużo ocenzurowanych przekleństw, bo mała Tat uwielbiała kurw... No wiecie*
Droga do zamku była długa i nudna. Ros i Az rozmawiały w przodzie, Myrra cały czas pytała się Tatiany jak daleko to jest, a ja, Kami i Odre z tyłu gadaliśmy o Bóg wie czym. Nagle usłyszeliśmy trzask i z drzewa spadł jakiś starzec w... sukience? Przerażona szybko pobiegłam do niego by ocenić jego stan. Był mocno poobijany i zdecydowanie potrzebował pomocy medycznej.
- Zostaw go.
Obejrzałam się tylko po to, by zobaczyć Tatianę.
- A-ale on potrzebuje pomocy.
Tatiana wzięła mnie na ręce i zabrała daleko od pana.
- Gdzie tak się spieszycie?
Starzec który dosłownie 5 sekund temu spadł z drzewa wstał poprzeciągał się i w całej swojej okazałości stanął przed nami.
- Za to że nie pomogliście mi dostaniecie nauczkę! - Ze swojej brody (mówiłam że ma brodę? Jeżeli nie to on ma długaśną brodę) wyciągnął różdżkę i zaczął wypowiadać... czar? - Czary mary, chłopcy stali. Jestem duży a wy mali!
Po tych słowach wokół nas pojawił się różowy obłok. Wszyscy zaczęliśmy okropnie kaszleć. Po chwili chmura ustała i zdaliśmy sobie sprawę, że... Jesteśmy dziećmi!? Mamy po około po 7 lat. Jejku, ale jesteśmy uroczy!
- Paczaj sista jesteś mojej wielkości! - powiedziała rozbawiona Myrra.
- No jakby co to ja jestem u siebie. Jeżeli przeprosicie to może, może was przemienię. - powiedział po czym zniknął.
Spojrzeliśmy na siebie.
- To co robimy? - spytała się Alezja.
- Idziemy przed siebie by znaleźć tego sk*******a i zrobimy mu tak że będzie miał jeb***ą mordę obitą i... Co to za gwiazdki do cholery?!
- O te? Ach, nie martw się. Julia nie potrafi pisać przekleństw, więc to cenzuruje. Najwyżej Wiktoria to poprawi, bo ona nie ma problemu z przekleństwami - powiedziałam.
- Jaka Julka, jaka Wiktoria!?
Przyłożyłam jej palec do ust.
- Cii... to nie ważne.
- A-aha...?
-Dziewczyny? - odwróciłyśmy się w stronę Odre. - Po ogarnięciu mapy zdałyśmy sobie sprawę, że jeżeli byłybyśmy większe dojście do wioski zajęłoby nam 5 godzin, ale skoro jesteśmy mniejsze to to zajmie wiele dłużej a zbliża się wieczór.
- Musimy coś wymyślić żeby się tam szybciej dostać! - wtrąciła się Rosemary.
Wszyscy zaczęliśmy myśleć. Nagle wpadłam na pomysł.
- Dzisiaj dajmy sobie spokój z drogą i zróbmy obóz. A co do podróży... Tat może pojedziemy na twoim wilku? - wszyscy się zdziwili. - No wiesz jesteśmy dosyć niscy i mali więc pewnie zmieścilibyśmy się na nim...
Zapadła cisza.
- Wiesz... To nie jest taki zjeb***y pomysł! - powiedziała Tat. - Teraz zabierzmy się za obóz.
Alezja przygotowała nam posłania, Ros zrobiła ognisko, Tat i Kami planowali jutrzejszy dzień, a ja i Odre poszłyśmy na polowanie. Myrra nie nadawał się za bardzo do niczego więc siedziała na pieńku i nuciła sobie. Niestety dzisiaj nie udało nam się niczego złapać więc zebraliśmy owoce i zrobiłam zupę owocową. Po kolacji Tat opowiedziała nam plan jutrzejszego dnia i udaliśmy się odpocząć.
Nie mogłam spać w nocy, bo ten las z jakiegoś powodu wydawał się straszniejszy niż normalnie. Mój lis podszedł do mnie i położył się obok. Zaczęłam się do niego przytulać i uspokoiłam się. Po chwili już spałam.
Następnego dnia zrobiłam nam mus owocowy na śniadanie. Cała grupa zaczęła narzekać na brak mięsa, no niestety w tej formie trudniej cokolwiek zrobić. Po śniadaniu postanowiliśmy przetestować mój plan. Wszyscy usiadali na Katrinę, gdyż takie było jej imię.
Tatiana poklepała go lekko po boku i pochwili ruszyliśmy w dal. To było niesamowite! Nie mogłybyśmy tego zrobić jak byłyśmy większe. Obok nas biegły nasze zwierzątka. Spojrzałam przed siebie. Wiatr wesoło tańczył na moich włosach, a one wesoło tańczyły na twarzy Odre. W sumie mój plan był prawie doskonały, ponieważ zapomnieliśmy o jednej rzeczy... Co się stanie jak się zgubimy? Pochwili zeszliśmy na ziemię by sprawdzić gdzie jesteśmy.
- Wiem! Wejdę na drzewo i sprawdzę gdzie jesteśmy! - powiedziała Odre.
- Tylko uważaj na siebie! - krzyknęłam.
- Przecież nie jestem dzieckiem!
- Tak właściwie to jesteś...
Odre zwinnymi ruchami wspięła się na drzewo i popatrzył wokół.
- O! O! Widzę ją! Jest centralnie przed nami! - krzyknęła.
- To teraz zejdź! Tylko uważaj na siebie! - odkrzyknęłam z powrotem.
- Pfffffft... Nie możesz mi mówić co mam robić!
Po chwili zaczęła pomału schodzić w dół. Niestety potknęła się i spadła na dół. Wszyscy podbiegliśmy do niej. Miała zdartą skórę na brzuchu. Na szczęście łatwo się to leczy. Szybko zanuciłam piosenkę i po chwili rany już nie było.
- Jak to zrobiłaś? - powiedziała podekscytowana Myrra.
- Mama mnie uczyła.
- Okej nie czas na pogaduchy jedziemy dalej. - Powiedziała Tat.
- Spoko tylko, że ja nie siedzę za Amy. - Powiedziała Odre.
- Ja mogę jak chcesz - stwierdził Kami
- Mój ziomek.
- Się wie.
Wszyscy usiadaliśmy na wilku i znów ruszyłyśmy w stronę miasta. Wydaje mi się, że Kami zrozumiał już swój błąd. Po 10 minutach byliśmy już na miejscu. Gdy zeszliśmy spotkaliśmy dwóch dorosłych. Spojrzeli na nas i szeroko się uśmiechnęli.
- Aw jakie urocze słodziaki- powiedział jeden.
- Gdzie jest wasza mamusia? - Spytała się drugi.
- Pi****y się z waszymi braćmi. Te gwiazdki na serio mnie wk*****ją... - zwróciła się do nas. - Zrobicie nam przejście?
- Aww myślisz, że nam coś zrobisz? - spytał się pierwszy, mocno przesłodzonym głosem.
Nie zawahała się ani przez chwilę i ugryzła go w palec.
- Au! Ty mała smarkulo, chodź stary idziemy.
Po chwili byli już daleko od nas.
- Hej Amy? - Powiedziała.
- T-tak?
- Jak zachoruje na ebole będziesz mnie leczyć.
- A-ah t-tak oczywiście.
- To dobrze.
- To... Co teraz? - Spytała się Ros.
- To proste trzeba się dowiedzieć gdzie mieszka. - Odpowiedziała Alezja
- Ja wiem! - powiedziałam.
- Jak? - się Kami.
- Później wam powiem teraz za mną!
Cała grupa ruszyła w stronę starego domku po drodze powiedziałam im skąd się dowiedziałam o tym. Gdy byliśmy pod domen Tatiana wykopała drzwi i weszliśmy do środka. Czarodziej siedział w środku i wyglądał jakby dostał zawału serca.
- Surprise mother f****r. Ku**a te gwiazdki mnie wkurzają! - krzyknęła Tatiana.
- Przeklinaj sobie w innych rozdziałach! - stwierdziłam.
- Czekaj co!?
- Jak mnie znaleźliście? - zapytał się starzec.
- Wystarczyło spytać się mieszkańców o świra w sukience latające z różdżką.
- Hmm... W sumie racja...
- Oddaj nam wzrost patałachu!! - krzyknęła Ros.
- Czemu jej nie ocenzurowano?! - zirytowała się Tat.
- To nie jest brzydkie słowo. - stwierdziłam.
- W sumie racja...
- Oddam wam wzrost jeżeli powiecie mi czegoś się nauczyliście - powiedział czarodziej.
- Nauczyliśmy się, że powinniśmy pomagać dzieciom, bo są słabe i bezbronne. - zaczęła Ros.
- I starszym też! - dodała Alezja.
- Dobrze, ale została jeszcze jedna rzecz "dzieciaki...
- Przepraszamy - powiedzieliśmy wszyscy razem.
- Wydaję mi się, że jedna osoba tego nie zrobiła...
Nasz wzrok padł na Tatianę stojącą w koncie.
- Podejdź tu dziecko.
Tat podeszła do czarodzieja i usiadła mu na kolanach.
- Powiedz tylko przepraszam i będzie po wszystkim.
- Psem plasam - warknęła dziecięcym tonem.
- Tatka no weź - wkurzyła się Odre.
- Prze... Ja przep...A je***ć to! - krzyknęła i zabrała czarodziejowi różdżkę.
Wydała głośny krzyk godowy i roztrzaskała ją na kolanie. Ze skrawków różdżki wyleciał niebieski dym i wypełnił cały pokój. Gdy już opadł nasze ciała były z powrotem duże.
- Tatiana out - powiedziała, po czym wyszła z domu.
Za nią pobiegła również Myrra, Kami, Odre, Ros i Alezja. Ja zostałam jeszcze w środku. Podniosła różdżkę i podałam ją panu.
- Przepraszam, że zniszczyliśmy ją...
- Nic nie szkodzi drogie dziecko. Poza tym czy to prawda, że potrafisz leczyć?
- Umm... Tak to prawda!
- Próbowałaś kiedykolwiek naprawiać rzeczy?
- Nie wydaje mi się...
- Chcesz spróbować?
Popatrzyłam się na niego jak na świra. Wzięłam różdżkę w dłoń i zaczęłam nucić piosenkę. Nagle kawałki drewna złączyły się spowrotem w jedną część.
- O mój Boże... Jestem Hardcorem! - wykrzyknęłam. - OkejproszępanajamuszęiśćdziękujęzapokazaniemitejzdolnościDowodzenia!
Szybko wybiegłam na pole żeby dołączyć do grupy. Wszyscy na mnie czekali. Postanowiliśmy ruszyć dalej w podróż. Dobrze że wszystko wróciło do normy.
- Szkoda, że znów jesteś taka duża. Jak byłaś mała byłaś taaaaakaaaa uroczą.- stwierdziła Myrra.
- Też pewnie wyglądałabyś uroczo gdybym ci roztrzaskała łeb.- odpowiedziała Tat.
- ... B-bardzo się cieszę, że wróciłaś. - uśmiechnęła się rudowłosa.
- Ja też.
Tak zdecydowanie wszystko wróciło do normy. Powinnam im powiedzieć, że mogę naprawiać rzeczy
Howdy!
O moja ja, rozdziału nie było przez dwa tygodnie,a jak już to nie ten co miał być. Ale mogę się wytłumaczyć!
Ros ma za dużo rzeczy na głowie (trzecia gimnazjum - ten ból), a ja nie potrafiłam wczuć się w jej postać...
Poza tym... Wszystkiego najlepszego! Dziś ten cudny dzień zwany Dniem Dziecka. A jako, że każdy jest jeszcze nim w jakimś stopniu, życzenia należą się wam wszystkim.
Ten rozdział powstał specjalnie z myślą o dzieciństwie. Tym lepszym i gorszym. Mam nadzieję, że się spodobało. Teraz lecę i zostawiam wam cytaciki!
Z serii część Wtajemniczonych na nocce...
"Tat i Amy siedzą na Devianarcie i grają w jakieś gry z FNaF'a czy Undertale. Po jakimś czasie~
T: Czy to jest symulator randek z... jedzeniem?
A: Tak... Chyba nie chcesz-
T: Gramy!"
"Tat wraca do pokoju, po krótkiej nieobecności. Zastaję Amy rysującą to:
T: Zostawiłam cię na pięć minut!!!"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top