Ametyst
Nie wiem co Tatiana ze mną zrobiła... Ale mi się to podoba.
Wszędzie widziałam malusie kotki i inne milutkie zwierzątka. Na błękitnym niebie pięknie świeciły się gwiazdy, pomimo że było jasno i słonecznie. Praktycznie wszystko było zrobione ze słodyczy. Nie widziałam nigdy czegoś piękniejszego. Chciałam biegać po tej łące, robić aniołki w cukrowej trawie, zjadać się słodkościami. Niestety, za każdym razem, gdy już miałam pobiec do lukrowanego drewna, ktoś mnie powstrzymywał. Jednak nie przeszkadzało mi to, bo po chwili zauważyłam kolejny, piękny szczegół.
Przyrzekam, że chyba tak wygląda niebo. Rozkoszowałam się tym miejscem, dopóki przed oczami nie zauważyłam szarej rzeczywistości. Po dość długim przywitaniu z przyjaciółką Tat, zostałyśmy zostałyśmy przeznaczone same sobie. Strasznie mi się nudziło, więc zaczęłam rozglądać się po dość dużym salonie.
Zaraz po wyjściu dziewczyn z laboratorium, bardzo się zdziwiłam. Tatiana miała DUŻO krótsze włosy. Nie powiem, że mi się nie podobają. Wręcz przeciwnie. Całość dodawała się charakteru. Chociaż przez ten bandaż na połowie twarzy miałam mętlik w głowie. Wyobraźcie sobie, że w jednej sekundę na jakiś obraz nakłada się wam około sto zdjęć. Dość dziwne.
Moje włosy też mi już nie przeszkadzają, chociaż wolałam gdy były jak mamy.
Po wyjściu od Adrrin, Tat znowu nałożyła na nas zaklęcie iluzji. Witaj piankowy świecie! Szłyśmy dość długo, by w końcu się zatrzymać. Poczułam lekkie zawirowania i ujrzałam cel naszej podróży.
Widok Terry trochę mnie przeraził. W ogóle nie przypominał innych miejsc, w których byliśmy. Całość wykuta była w kamieniu. Wyglądało to jak jedna wielka wyrwa w środku ziemi. Na boki (Gravity Falls tak bardzo xD dop. Tat) rozchodziło się mnóstwo tajemniczych ścieżek. Nie było tutaj trawy, lecz sucha ziemia. Co jakiś czas można było dostrzec w niej dziury prowadzące na inne piętro. Tak mówiła przewodniczka.
Roślinność była... A raczej nie było. Jedyne co zauważyłam, dające się podpisać pod roślinność a nie materiał martwy, było małą kępką lekko spruchnialej "trawy". Mimo, iż byłyśmy pod ziemią, na "suficie" można było zauważyć księżyc*.
Wiecie co... chyba wolę wrócić do tamtego miejsca ze zwierzątkami. Wszędzie unosiły sie pyłki i zaczełam kichać.
- Awww kichasz jak kotek! - powiedziała Alezja i zaczeła się do mnie przytulać. - Jesteś taka niska i urocza.
Tak to prawda że jestem najniższa z całej grupy , ale to nie oznacza że jestem urocza.
- Oznacza. - powiedziały hurem. Powiedziałam tamto na głos?
Wędrowałyśmy za Tati od dłuższego czasu i tak właściwie nie miałam pojęcia gdzie idziemy.
- Ummm... Tatiana? - spytałam się.-Gdzie my tak w ogóle zmierzamy?
-Do mojej kryjówki. - odpowiedziała szybko, jakby z niechęcią.
Przemierzając tą "puszczę" dokumentowałam wszystkie spostrzeżenia w moim dzienniku. Zapisałam datę 28. maja i zaczęłam robić szkice. W moim przypadku nie były to arcydzieła takie jak Ros, ale były znośne.
Może powinnam wziąć u niej lekcje... Robiłam te rysunki bo obiecałam tacie, że opiszę wszystko co widziałam.
Po kilku szkicach i dokładnych opisach znaleźliśmy się przy kryjówce. Był to wielki, stary konar drzewa. Weszliśmy do środka i moim oczom ukazał się całkiem przytulny domek.
Na samym środku stał drewniany, dawno nie używany stół, a przy nim jedno krzesło. Po lewej stronie stała mała kuchenka gazowa z czajnikiem i dwiema szafkami przybitymi do ściany. Po prawej zauważyłam mocno zniszczoną kanapę, która miała na sobie mnóstwo zadrapań. Najprawdopodobniej od jej wilka. Za stołem leżało mnóstwo przyrządów do ćwiczeń oraz wielki tablica z namalowanymi okręgami.
Tatiana bez słowa podeszła do czajnika i zaczeła przyrządzać herbatę. Alezja oraz Rose usiadły na kanapie i zaczęły rozmawiać. Odrę za to podeszła do sprzętów do ćwiczeń i wypróbowała każde z nich. Niektórych nie dała przesunąć o milimetr. Ja postanowiłam porozmawiać z Tat.
- Ummm... Tatiana? - spytałam z entuzjazmem. - Mogłabym trochę tej herbaty? Jestem jej naprawdę wielką fanką.
Spojrzała na mnie jak na niedorozwiniętą.
- Mówiłam, że to "herbata" bo nie wiem jak to opisać. Nie chce zabardzo obrzydzić tej paniusi. To - wskazała na czajnik - jest raczej zbiorem magicznych roślin z Terry. Cuchnie gorzej niż opary Gorzeliska.
- Gorzeliska? Co to?
- Naprawdę nigdy nie słyszałaś tej nazwy? Przecież jest to jedno slawniejszych miejsc w Terrze... No tak... Wy nico niej nie wiecie...
Zrezygnowałam z rozmowy i usiadłam przy stole. Wyjęłam dziennik i rzeczy do pisania. Zaczęłam w nim opisywać cały dzisiejszy dzień, dopóki nie usłyszałam gwizdania czajnika. Tat podała herbatę Al.
Też mówię na to "herbata" bo nie wiem jak to opisać. Nie da się określić jak okropnie to śmierdziało. Oczywiście nasza królewna odmówiła wypicia tego. Nie dziwię się, też bym tego nie wypiła.
Po związaniu Alezji, ugryźnięciach i krzakach wypia napój. W pewnnym sensie wypila. Tatiana kazała jej, ba wmusila w nią na silę.
Po chwili Tat wyszła. Podobno chciała coś kupić do jedzenia. Byłam zbyt zmęczona, by słuchać. Kilka minut później oddałam się w objęcia krainy snów.
*zdjęcie w mediach.
Damdaradamdam!
Kolejny rozdział!
Miał być w sobotę, ale siły wyższe nie pozwoliły. A pisząc "siły wyższe" mam na myśli:
1. Byłam na rajdzie w szkole i ni jak nie miałam dostępu do neta (ps. Rajd pierwsza klasa!)
2. Rozdział dostałam w niedziele w opłakanym stanie... Amy na następny raz nie pisz na koncercie rozdziałów. Błagam...
Jakoż, że jestem wredna nie pokazałam wam wejścia do Terry. Może (!) jak będę miała wene i chęc to to opiszę.
Chciałabym serdecznie podziękować za wszystkie komentarze, gwiazdki i wejścia. Nawet nie wiecie jak to motywuje.
Do środy!
Zgodnie z nowym "imidżem" Tat, cytacik powstały przy tworzeniu mojej postaci:
"Bandaże na twarze!"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top