Ametyst
Wychodziłam właśnie z zamku gdy poczułam na plecach czyjś wzrok. Odwróciłam się i zobaczyłam ojca na balkonie.
- Jak wrócisz odbędzie się twój ślub! - krzyczał.
Zamurowało mnie. Chciałam coś odpowiedzieć, wyjaśnić wszytko, ale nogi niosły mnie do przodu. Gdy przechodziła prze wioskę nikt z mieszkańców mnie nie zaczepił. Byłam tam częstym gościem i wiedzieli kiedy powinni zostawić mnie w spokoju. Z tego zamyślenia wyrwał mnie tępy ból czaszki. Zorientowałam się, że jestem na ziemi. Musiałam uderzyć w wystającą gałąź.
- Dobra - powiedziałam po części do siebie a po części do mojego lisa. - Żeby było bezpiecznie, będziemy chować się w cieniu.
Natychmiast wskoczyłam na pobliską gałąź. Przez chwilę trochę się chwiałam, ale natychmiast złapałem równowagę.
- Teraz się trochę rozejrzymy.
Zaczęłam skakać z gałęzi na gałąź.Obok mnie co chwile błyskała ruda sierść lisa. Gdy poczułam wiatr we włosach cały świat przestał się dla mnie ludzie liczyć. Słyszałam szum drzew, śpiew ptaków i szelest poszycia. Nigdy nie czułam takiej euforii.
Nagle sielankę przerwał głośny huk. Pobiegłam na miejsce zdarzenia. Zobaczyłam dziewczynę złapaną w jedną z najprostszych pułapek na zwierzęta. W tej chwili wisiała do góry nogami.
- Pomóc ci? - spytałam się.
- Nie dziękuję, jakoś przyjemnie mi się tak wisi - odpowiedziała sarkastycznie.
- Okej... To ja sobie pójdę.
- Nie! Czekaj!
- To ci pomóc?
- Poprosiłabym.
Natychmiast wysunęłam moje metalowe pazury i przecięłam więzy. Dziewczyna spadła z jeszcze większym hukiem niż wcześniej.
- Dziękuję ci bardzo - odpowiedziała nieznajoma. - Tak poza tym mam na imię Odre.
- Ametyst - przedstawiłem się. - Co ty tu robisz?
- Jakby to ująć... Staram się zdobyć takie jajo...
- Ty też na Turniej?
- Najwyraźniej.
Skinęłam głową. Za chwilę powinnyśmy się rozejść. W przeszłości uczestnicy często się zabijali. Pomogłam Odre wstać gdy syknęła z bólu.
- Wszystko w porządku? - zapytałam się.
- Tak, to tylko zadrapanie.
- Nie ruszaj się na chwilę - szybko poszukałam rany i znalazłam dziurę w boku. - Czy przez zadrapanie masz na myśli wielki krater? Zrobimy tutaj obóz a potem ci pomogę.
W pośpiechu rozpaliłam ognisko, wyciągnęłam potrzebne rzeczy i zajęłam się Odre.
- Pokaż to zadrapanie.
Odchyliła się trochę, a moim oczom ukazała się rana. Położyłam ręce na dziurze i zanuciłam piosenkę nauczoną przez moją mamę. Chwilę później nie został żaden ślad.
- Tak w ogóle z jakiego klanu jesteś? - spytała.
- Z Białego Lotosu, a ty?
- Z ???, dzięki za pomoc tak w ogóle. Pewnie musiałabym radzić sobie sama.
- Czasami warto mieć przyjaciela. Masz jakiegoś zwierzaka?
- Tak, orlika nazywa się Drance.
W tej chwili orzeł wyleciał z drzew i majestatycznie przysiadł na ramieniu Odre. Miał piękne brązowe pióra i ostry dziób.
- Ty pewnie też masz.
- Kiedy tak o tym mówisz. Galaxy! - zawołałam.
Nagle z krzaków wyskoczył lis o pięknej rudej sierści i wskoczył na moje kolana.
Rozmawialiśmy jeszcze chwile, dopóki nie zmógł nas sen. Rano obudziła mnie Odre.
- Bry.
- Doberek. - odpowiedziałam. - Mamy coś do jedzenia?
- Niezbyt, ale nad pobliskim wodospadem są borówki.
Szybko zebrałyśmy się i pobiegłyśmy na wyznaczone miejsce. Nagle usłyszałyśmy głosy innych dziewczyn. Schowałyśmy się przy krańcu lasu.
- One też mogą być uczestnikami - powiedziałam gdy przyjrzałam się im. - Może podejdziemy i porozmawiamy?
Po tym usłyszałyśmy głos obok nas.
- Nie ładnie podsłuchiwać.
Po chwili zostałam wykopana na polane.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top