Ametyst

Zacznijmy od początku.

Mam na imię Ametyst. Jestem dość nieśmiała, grzeczna i miła. Dlaczego miałabym nie być? Miałam kochających rodziców. Teraz został mi tylko tata.

Wracają do tematu - jestem chlubą naszej rodziny. Przy każdej nadarzającej się okazji rodzice wychwalali mnie pod niebiosa. Niezbyt to lubiłam, ale czego się nie robi dla rodziny.

Jestem pogodna, miła i obowiązkowa.

Chociaż mnie to nudzi.

Treningi z ojcem mnie nudzą.

Cała etykieta mnie nudzi.

Zawsze po skończonej pracy, wymykam się z królestwa i leczę rany napotkanym ludziom. Nie boję się porwania. Ojciec nigdy nie pozwalał mi wychodzić z pokoju podczas balów, narad i tym podobnym. Dlatego nikt w wiosce nie wie kim jestem.

Zastanawiacie się pewnie jak leczę. W naszym klanie większość osób rodzi się z darem uzdrawiania. Wiele z nich jest prawdziwymi mistrzami, jednak ja nie nauczyłam się nad nim w pełni panować. Za każdym razem muszę nucić sobie piosenkę, której nauczyła mnie mama.

Z powodów bezpieczeństwa, wprowadzonych przez mojego tatę, nie miałam zbyt wielu przyjaciół. Jak już to tylko rodziców, lisa mojej mamy i Nullama, chłopaka z wioski.

Niestety los nigdy nie jest usłany tylko różami.

Po tym okropnym dniu, w którym dowiedziałam się, że mama nie żyje załamałam się. Tyle się wtedy zmieniło. Mój kuzyn zaczął uczyć mnie magi uzdrawiania. Odziedziczyłam po mojej rodzicielce lisa i torbę bez dna. Dosłownie.

Po pewnym czasie ocknęłam się z letargu. Postanowiłam się z tym pogodzić. Wylane łzy nie przywrócą zmarłych prawda? Gdy wszystko było już w jakiejś takiej formie, życie znów musiało rzucić mi kłody pod nogi.

Stało się to w zupełnie zwyczajnym dniu. Nic nie zapowiadało kolejnej bezsennej nocy. Leżałam wtulona w poduszkę. Nagle do pokoju wszedł mój ojciec z ponurą miną.

-Ametyst- zaczął pogodnie.- Pamiętasz jak twoja matka zginęła?

-Jeżeli chodzi ci o to Jajo to tak... - odpowiedziałam cicho.

-Yhy... - mruknął. - Co pięć lat nasze klany mają możliwość powtórzenia tych zawodów.

_Do czego zamierzasz? - Byłam na skraju załamania. Tylko nie to, błagam nie to!

-Byłem na rozmowie z resztą klanów. Oni wysyłają swoje córki więc...

-Więc co!? - krzyknęłam. To nie może być prawda!

-Więc moim zadaniem jest ciebie również wysłać - dokończył.

Znieruchomiałam. To jednak możliwe. Mój własny ojciec chce wysłać mnie na samobójczą misję. Coś mokrego zaczęło spływać mi po policzkach. Podniosłam rękę do twarzy, by przekonać się o co chodzi.

Łzy.

Zaczęłam płakać. Wszystkie uczucia z tamtego dnia powróciły z podwójną mocą. Zakręciło mi się w głowie. Nagle przestałam czuć cokolwiek.



Witam i o zdrowie nie pytam!

Jeżeli dopiero co weszłeś/aś na to opowiadanie i pierwszy rozdział (a właściwie to prolog) cię nie zachwycił to nie odpuszczaj! Może perspektywa innej dziewczyny ci się spodoba?

A dla tych, którzy przyszli sprawdzić co to za poprawka - całkowicie zmieniony rozdział! Mamy nadzieje, że wam się spodobał. Piszcie i gwiazdkujcie! To ogromna motywacja!

Do następnego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top