Alezja

- Patrzcie państwo! - powiedziała Odre. - Wielka Tatiana dobrze się bawiła w otoczeniu innych ludzi!

- Szok, takie rzeczy tylko w Rosji - dorzuciła Ros.

- Albo w Kanadzie... - rozmarzyłam się.

- Co to Kanada? - spytałyśmy się jednocześnie.

- Mhe... Dobra dziewczęta, ruszyć dupy idziemy się umyć, a jutro lecimy do świątyni! - powiedziała Tat zerwając się na równe nogi.

Eee...co? Jaka świątynia? Moja głowa w tamtej chwili wyglądała niczym sterta literek, z których nic nie można było zrozumieć.

Obudziłam się w dość nietypowej pozycji. Mianowicie nogi pod brodą, głowa do tyłu oraz ręce wyciągnięte przed siebie. Nagle Ros wylała na mnie wiadro lodowatej wody, czego wynikiem był przeraźliwy pisk. Szklanki z herbatą nie wytrzymały.

- Co ty do wszechmocnej rury robisz!?- krzyknęła Odre.

- Huh?

- Kto rozbił mi szklankę!?- wrzasnęła Tat.

- Alezja- dziewczyny odpowiedziały wskazując na mnie.

Nasza gospodyni wyglądała co najmniej jak taki dojrzały burak, a jej oczy zaczęły płonąć. Czekaj co?

- Tat...o-oczy ci się p-palą- wycedziłam.

Jakby na zawołanie płomienie zniknęły. Po chwili do pokoju weszła pokojówka, by posprzątać odłamki szkła. Po jakiś 10 minutach kłótni, wyjaśnień oraz palenia ludzi na stosie wzięłyśmy tyłki w troki kierując nogi w kierunku świątyni. Cała wędrówka składała się z chodzenia, picia, palenia ludzi, kłótni, rozmów, podpalania domów i tak w kółko.

Nareszcie. Po ciężkich zmaganiach fizycznych (wliczając sprzątanie prochów) jak i również psychicznych dotarłyśmy na miejsce.

Stoi przed nami.

Wspaniała w całej swojej okazałości.

Błyszcząca w promieniach słońca, niczym krople potu na czole Maksimusa.

Powalająca na kolana swą ilością swagu.

Przyciągająca do siebie, jak najpiękniejszy brylant złodzieja.

Zachwycająca oko.

Najokazalsza...stara...spróchniała...rudera?

Dokładnie. Całość to tylko budynek wyglądem przypominający stodołę. I marzenia biednych dzieci legły w gruzach. Chcąc upewnić się, czy aby na pewno dobrze trafiłyśmy podeszłam bliżej, by przeczytać tabliczkę wiszącą nad czymś co przypominało drzwi.

- Świątynia Świętego YouTuba.

- Czekaj co?- spytała Amy.

- To co słyszałaś- palnęła Tat.

Weszłyśmy do środka. Naszym oczom ukazała się jakże wspaniała próżnia ze schodami prowadzącymi pod podłogę. O święte żelki tylko nie podziemia! Tat nie czekając na nas zeszła na dół. Wszystkie poszłyśmy za nią. Wszystkie czytaj ja i Amy. Po chwili za nami dało się słyszeć krzyk oraz hałas powstający gdy coś spada ze schodów. Nie dane nam było długo myśleć, gdyż po chwili staczałaśmy się na dół jako wielki kłębek ludzkich części ciała. Lądowanie było twarde. Bardzo. Tat popatrzyła na nas z niedowierzaniem. Po pobieraniu się z ziemi udałyśmy się obszernym korytarzem w stronę światła. Tak i teraz dopiero jesteśmy w świątyni. Ściany zostały wykonane z kamienia i inkaustrowane złotem. Marmurową podłogę ozdabiał o dziwo czerwony dywan. Kolumnom uroku dodawały rzeźbione pędy wimorośli. Kamienne ławki typowo świątynne schodziły piętrami w dół. Na dole znajdowała się płaska przestrzeń, na której końcu był ołtarz. Na ścianie za nim znajdował się ogromnych rozmiarów złoty przycisk YouTuba.Chyba trafiłyśmy w środek sama nawet nie wiem czego. ,,Kapłani" w liczbie dziewięciu wykonywali dziwny taniec brzucha. Byli ubrani tylko w białe bokserki w czerwone grochy. Ten najgłówniejszy miał jeszcze czarną czapkę. Po bliższych oględzinach ten w basebolówce okazał się być Kamim. Bez dalszych ceregieli usiadłam koło dziewczyn. Każda z nas zaczęła swoją modlitwę o powodzenie wyprawy. Nawet ci na dole. Po chwili podszedł do nas jakiś gostek z tacą i mówi:

- Ofiara 100 złotych.

- Co? To chyba jakieś żarty są!- powiedziała Tatiana tym samym uderzając w ławkę, która z kolei pękła.

- O przepraszam 200 zł.

- Co!?- krzyknęły dziewczyny.

- 5 stówek.

- CO!?- wrasnęłam.

- 7 i pół- wyszeptał.

- Zanim coś zrobię, wiedz, że to nie twoja wina- powiedziałam spokojnie.

Wzięłam wdech i puściłam wiązankę.

- JESTEŚ ROBALEM! NĘDZNYM ZŁODZIEJASZKIEM! WYŁUDZASZ OSTATNIE CIĘŻKO ZAROBIONE PIENIĄDZE OD ZAPRACOWANYCH KOBIET! TO PRZEZ CIEBIE TOPNIEJĄ LODOWCE! Już mi lepiej. Proszę- rzekłam.

- A dorzuciłaby panienka coś jeszcze?

- Tak jakieś 10%. JESTEŚ KARALUCHEM TY ZŁODZEJU!

Biedaczek uciekał z podkulonym ogonem. Dziewczyny patrzyły na mnie zszokowane siedziąc tak około 5 metrów ode mnie. Naszą uwagę jednak przykuł kolejny taniec urozmaicony piskami. Po wyjściu poczułam taką ulgę jakiej nigdy nie czułam.



Yo! Z tej strony Az.

Od razu to powiem...BŁAGAM O WYBACZENIE! (na kolanach)
Rozdział miał być wczoraj, a jest dzisiaj. Bardzo przepraszam. Po prostu wczoraj był OKROPNY (mało powiedziane) dzień. Jeszcze raz przepraszam.

Dziękuję za gwiazdeczki i wszystko co robicie. Jesteście wspaniali!

A oto kolejny cytat by moja rodzina:
,,Brat kłóci się z tatą.
Brat: Popatrz na swój brzuch. O nie przepraszam. To już jest osobny byt.
Tata: ...
Brat: Załóżmy, że twój osobny byt ma na imię Zdzisek. Za niedługo będzie coś takiego: Zdzisek! Choć do auta, przejedziemy się."


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top