Część 1

Witajcie, jestem Drago Kentu. Mam szesnaście lat, białe włosy i czerwone oczy! Jestem w posiadaniu dosyć niezwykłego daru, ale o tym trochę później. Posiadam zaostrzone uszy i zęby, a na ciele zamiast skóry, coś na kształt łusek gadów. Jestem naprawdę niski, zapewne niższy od większości dziewczyn. Ale nie przejmuje się tym. Jestem kimś, jak to mówi większość ludzi, wspaniałym. Mam najlepszych przyjaciół pod słońcem, których zdobyłem w trakcie przygody mojego życia. Ja, Selin, Agonia i Yoruki bronimy całego kraju i jego ludności, to jest nasze zadanie i nasz cel w życiu.

Nasz świat składa się z czterech Krain. Ja mieszkałem w Everal, ale by dostać się do Noron musiałem przejść przez wszystkie trzy. Kolejno ustawione Noron, Terra, Agini i Everal.

To o czym chce powiedzieć to przygoda, która mi się zdarzyła. Teraz jest jak opowieść słyszana z ust naszej mamy, na dobranoc, ale dla mnie są to chwile które wszystko zmieniły. Dzięki nim jestem tym, kim jestem. Ale zacznijmy od początku.

Wszystko zaczęło się jeszcze przed moimi narodzinami. Moja mama była bardzo uznawaną czarodziejką. Jednak posiadanie mocy oznaczało, że jest się szlachcicem lub z rodziny królewskiej. Ona nigdy nie chciała byś wysoko położonym szlachcicem, wolała być wolna. Swoją magie za to wykorzystywała tylko do leczenia ludzi i zwierząt. Ale pewnego dnia do wioski przybyli wysoko postawieni szlachcice, tak zwani Magowie. To posiadacze silnych mocy i darów. Zaczęli zabijać ludzi pod pretekstem eksterminacji chowających poszukiwaną osobę. Moja mama od razu ruszyła na nich. Zabiła ich. Chciała chronić wioskę i jej się to udało.

Później urodziłem się ja.

Niestety tych rzeczy dowiedziałam się od taty. Moja mama umarła przy porodzie. Jednak matka przekazała mi pewną moc. Taką która może uratować, ale i zabić. Nigdy mi jednak ona nie przeszkadzała. Mimo wszystko zdobyłem przyjaciół w wiosce.

Lecz w dniu moich 16-tych urodzin poznałem prawdę o mnie,  moim życiu i mym losie. Był to powód przybycia szlachty do wioski, szczegółowego chronienia mnie i początku tej przygody. Moja matka był następczynią tronu Noron. Król jest od kilku lat chory i prawie niezdolny do rządzenia. Głównym celem mojego istnienia było od początku chronienie przyjaciół i zostanie następcą króla. I wyszło na to, że jestem księciem. Tego bym się nie spodziewał. 

Ale musiałem ruszać. Założyłem magiczną torbę, w której miałem potrzebne rzeczy, na ramie i udałem się w kierunku bramy miasta. Przechodziłem przez uliczki niedużego miasta w Everal. Mieszkałem w Zikin, to naprawdę nieduża wieś, ale za to przyjazna. Było tam cicho i skromnie. Patrzyłem się na bawiące dzieci i wróciły do mnie wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to ja tak się bawiłem z przyjaciółmi. Wszyscy byliśmy tacy szczęśliwi i energiczni, a ja nawet nie mogę się z nimi pożegnać, ale muszę wyruszać teraz, bezzwłocznie. Moja moc do końca się jeszcze nie uaktywniła, ale wiem, że jestem gotowy. 

Przeszedłem przez, prawie, całe miasto i ujrzałem bramę. Straciłem całą pewność siebie, której jeszcze przed chwilą miałem w nadmiarze. Dopiero w tym momencie zrozumiałem, że mogę już nigdy nie zobaczyć taty, przyjaciół, miasta i wszystkiego co tu jest. 

Szedłem, gdy nagle zobaczyłem, ze stałem centralnie na końcu miasta i jeden krok dzielił mnie od początku mojej wielkiej przygody. Chwile popatrzyłem na strażników, którzy mieli miny jakby chcieli mi dodać otuchy. Zaciągnąłem powietrze do płuc i zrobiłem odważny krok, by już po chwili poczuć siłę do dalszej wyprawy.  Otworzyłem szerzej oczy ze zdumienia. Było tak kolorowo i wszystko stało na wyciągnięcie ręki. Nie zauważyłem, kiedy zacząłem biec. Poczułem radość z wolności i swobody. Stanąłem po 10 minutach biegu i rozejrzałem się wokół. Było tak zielono! W mieście panował kolor drewna i murów, więc każdy nowy kolor był dla wszystkich czymś wyjątkowym, a ja widziałem je w jednym miejscu. Pola, droga i las, wszystko mieniło się kolorami! 

Ale musiałem pamiętać o zasadzie mojego ojca, by nie używać mocy póki to nie będzie konieczne. Nikt nie powinien się dowiedzieć o moim darze. Mogą być z tego kłopoty. 

Usiadłem na kamieniu przy drodze i wszystko zacząłem planować. Miałem 2 dni drogi do miasta i na jedną noc musiałem się gdzieś schować. Postanowiłem, że by przyśpieszyć drogę będę szedł cały czas. Mi nie potrzebny jest długi sen wystarczą dwie godziny na kilka dni, a że ostatnio już spałem, postanowiłem sobie odpuścić sen. Ruszyłem w drogę.

Po kilku godzinach pieszej wycieczki wspiąłem się na wysokie drzewo i oglądnąłem okolice, by zaznajomić się w terenie. Szedłem chwilowo lasem, więc było to potrzebne. Nie widziałem nic niepokojącego, poszedłem dalej. 

Przez noc nie działo się nic ciekawego oprócz wizyty wilków, mam to szczęście, że zwierzęta uważają mnie za jednego z nich i nic mi nie robią. Przeszedłem las z ich pomocą i gdy wstawało słońce byłem nie daleko miasta. Wiedziałem od pobliskich zwierząt, że dzień piechotą od miasta jest granica z Agini, krajem który jest najbliżej nas. 

W mieście zakupiłem małe ostrze, na wszelki wypadek, oraz trochę innych rzeczy, które włożyłem do mojej magicznej torby. Jej magia polega na tym, że gdy włożę tam jedną rzecz, to ona będzie się cały czas klonować, nigdy mi jej nie zabraknie i wystarczy, że o niej pomyśle ona się tam pojawi, to druga z rzeczy którą odziedziczyłem po matce. Nigdy nie rozstawałem się z tą torbą. Jest dla mnie ważna. 

Ale wiecie co moja ukochana torba nie jest aż tak wspaniała, przynajmniej porównując ją do mojej mocy. Ona jest przerażająca, a zarazem tak oryginalna. Ale wtedy nie wiedziałem czy kiedykolwiek mi się ona przyda, czy w ogóle jej kiedykolwiek użyje. Nie zawracałem sobie tym jakoś bardzo głowy, ale czasami nasuwały mi się takie myśli.

Ruszyłem dalej w drogę. Wiedziałem, że spory kawałek dzieli mnie od mojego celu i pewne było, że muszę się pośpieszyć. Wtedy nie przyszło mi nawet do głowy, że zdobędę przyjaciół tak oddanych i równie szalonych jak ja, ale los najwyraźniej miał inne plany. Szedłem przez kilka kolejnych godzin, by wejść na szczyt góry która znajdowała się nieopodal miasta. Rozciągał się z tam tond przepiękny widok. Zielone lasy, kolorowo ubarwione pola, a tak błękitnego nieba nie widziałem chyba nigdy. To był najcudowniejszy widok w moim życiu, ale jak się okaże nie ostatni.  Rozejrzałem się ale nie widziałem niczego podejrzanego w okolicy, więc postanowiłem iść dalej. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top