Zamówienie 1

One-shot z morałem (XD jasne, takiego kiczu nie widziałam) dla . I tutaj zacytuję: "Tak się kończy wychodzenie z lasu, Deszczyki." Najprawdopodobniej następny będzie za tydzień. Miłego!

Dzisiaj w lesie deszczowym panowała niezwykła atmosfera. Całe plemię zebrało się na głównym dziedzińcu, na zapowiadaną wcześniej audiencję królowej. Miała ogłosić coś nad wyraz ważnego i oficjalnego. Coś, czego żaden Deszczoskrzydły się nie spodziewał.

Tymczasem, gdy wszystkie smoki znajdywały się w wyznaczonym miejscu, jedynie Niezapominajka wlokła się jako ostatnia. Prawdopodobnie tylko ona nie żywiła ani krzty zainteresowania całą tą sprawą, ale to nie zwalniało jej z OBOWIĄZKU stawienia się na przemówieniu. Nie lubiła tego słowa tak bardzo, jak Deszczoskrzydłe lubiły słońce. Miała wrażenie, że na niej ciążyło największe brzemię i najwięcej OBOWIĄZKÓW. Inne Deszczoskrzydłe nie musiały pracować, gdy ona pomagała w zbieraniu owoców dla Dostojnej albo budowie nowych gniazd. Zawsze tylko ona musiała pracować i mieć OBOWIĄZKI.

Włócząc skrzydłami po ziemi, kopnęła ze złością leżący na jej drodze owoc, który wpadł w zarośla z cichym plaśnięciem. Westchnęła ciężko i stanęła na chwilę, zastanawiając się czy naprawdę powinna tam iść. Co by było, gdyby tam wcale nie poszła? Kazano by jej to jakoś odrobić?
Znając królowę Dostojną kazałaby jej pewnie wyczesać jej leniwca albo coś w stylu "już nie zawracaj mi głowy i przynieś coś do jedzenia". Nie cierpiała jej. Bardzo niecierpiała. Uważała, że byłaby sto razy lepszą królową; miała już plan na wszystko. Problem w tym, że prędzej czy później znudziłaby się rządzeniem tylko lasem deszczowym. Potrzebowała czegoś więcej...

Spojrzała w miejsce, gdzie upadł czerwony okrąg, który odepchnęła. Otworzyła szerzej oczy, ze zdziwienia. Krzaki rozstąpiły się, pod ciężarem owocu, odsłaniając piękny widok reszty świata. Oczarowana Niezapominajka podeszła bliżej, uśmiechając się z zachwytu. Oglądała już rzeki płynące w dół, poza jej dom, jednak nie wiedziała, że rozciąga się tu aż taki piękny widok.

Promienie słońca padały wprost na nią, gdy przedarła się przez trzciny i stając na skraju lasu.

- Pięknie... - wyrwało jej się, oglądając każdy szczegół tego pięknego otoczenia.

Rzeka mieniła się teraz kilkoma kolorami na raz, a nad nimi malowały się wielkie, szare olbrzymy, odbijające promienie i rzucając biały połysk na czubku. Coś mówiło jej, że to nie są drzewa. Pod jej stopami Im dalej sięgała wzrokiem, tym więcej widziała. Dostrzegła jakieś kształty poruszające się daleko w dole szaro-burego krajobrazu. To był idealny widok, tym mogłaby rządzić.

Ciągnęło ją, by sprawdzić, co jeszcze może zobaczyć poza lasem... Stawiła krok poza linię zielonych drzew, jednak w oddali rozbrzmiało ostatnie wołanie na apel. Niezapominajka skrzywiła się, dobrze zapamiętując widok i powrotem zanurzyła się w gęstwinach.

- Nadchodzę, wasza wysokość! – mruknęła, mało entuzjastycznie i pofrunęła ponad koronami drzew.

Jej niebieskie łuski zalśniły w słońcu, gdy cichcem wylądowała przed drewnianą platformą. Za nim stał skromny domek królowej, do którego prowadził miniaturowy pomost. Zewsząd zwisały liany, przyozdobione w złoto-fioletowe kwiaty – jak łuski Dostojnej. Towarzyszył temu zapach fiołków i rosy.

To naprawdę wyjątkowa okazja, pomyślała Niezapominajka, patrząc na to z zarośli.
Inne smoki nie zauważyły jej, bowiem wszystkie zajmowały miejsca na niedalekich gałęziach, lub rozwieszonych hamakach, by jednocześnie być jak najbliżej słońca. Niezapominajka dostrzegła wśród innych kolorowych kształtów, żółte ciało swojego przyjaciela. Ponownie wzleciała w powietrze, by zaraz usiąść zgrabnie na najbliższej gałęzi. Z gracją przeskoczyła na kolejną i kolejną, pomagając sobie długim ogonem. Tak przybliżyła się do reszty gapiów i wtopiła się w tłum.

Nie zamęczając się ciągłymi przeprosinami, przepchnęła się, znajdując szczeliny między ogonami lub nogami innych smoków, gdzie mogłaby stawić swoje łapy. Przeskakiwała z gałęzi na gałąź, nie zatrzymując się ani na chwilę. Wystarczyło, że znalazła oparcie na jedną łapę, a z łatwością znalazła się na następnej. Za sobą słyszała pojedyncze warknięcia z groźbami, ale odpowiadała na nie złośliwym uśmieszkiem, pokonując szybko odległość dzielącą ją od celu.

Po kilku chwilach przysiadła obok Cytrynka, popychając przy tym jego współpracownicę, która wcześniej zajmowała miejsce obok niego. Smoczyca zachwiała się na cienkiej gałęzi i posłała Niezapominajce mordercze spojrzenie.

- Jak potrzebujecie prywatności, to wystarczy powiedzieć – żachnęła się i odleciała na inne drzewo.

- Spóźniłam się? – spytała Niezapominajka Cytrynka, z zaspanym uśmiechem na pysku.

Smok zwrócił na nią oczy pełnie politowania. Skrzywił się i odwrócił wzrok.

- Ledwo...

- Czyli nie – powiedziała zadowolona smoczyca, luźno owijając ogon wokół grubego konaru z czerwoną korą. – Ja to mam wyczucie, prawda?

- Naturalnie – zgodził się Cytrynek, ze słyszalną ironią w głosie. - Co tym razem cię zatrzymało? Znowu zaspałaś czy zjadłaś za dużo mango?

- Nic z tych rzeczy - oburzyła się smoczyca. - Zobaczyłam piękny widok za lasem deszczowym. Też wiedziałeś, że rzeka płynie jeszcze dalej i ciągnie się, rozdrabnia na mniejsze części?

- Nie, i nie chcę wiedzieć.

- Musisz to zobaczyć, tam jest cudownie.

- Mam dziś dużo do zrobienia - burknął Cytrynek.

- Daj spokój... - przekonywała go Niezapominajka. - Praca może poczekać.

- Tobie łatwo mówić...

Ich rozmowę przerwał głos Czarującego, który zapowiedział królową. Niezapominajka spochmurniała, bo przypomniała sobie, po co tu przyszła.

Zaraz potem królowa Dostojna stanęła na środku placu, dumnie zaznaczając kolory złota na jej łuskach. Leniwiec przyozdabiał jej głowę, z wyższością spoglądając na resztę smoków.
Królowa ziewnęła, gdy zaczęła mówić:

- Zwołałam was tutaj, by wydać najbardziej wstrząsający, niesamowity i niebywały dekret królewski. Będzie to zarazem moja ostatnia decyzja królewska.

Po tłumie Deszczoskrzydłych przeszedł dziwnie przejęty szmer. Zbyt przejęty. Niezapominajka nie dołączyła się do tego chórku, jednak nachyliła się bliżej królowej, o mało nie spadając z gałęzi. Zaczęło ją coraz bardziej interesować, co królowa ma do powiedzenia.

- Ja, najwspanialsza królowa Deszczoskrzydłych, ogłaszam niniejszy koniec władania królewskiego rodu. Co oznacza, że rezygnuję z posady królewskiej.

Deszczoskrzydłe wzburzyły się, jak nigdy wcześniej. Drzewa zaczęły trzeszczeć i szumieć, a wzmocniły to skaczące z przejęcia smoki w koronach drzew. Ptaki zerwały się z drzew z głośnym szczebiotem, a małpy zaczęły wrzeszczeć i tupać w odległej gęstwinie.

Dostojna cofnęła się o kroczek, a po jej kryzie mignął jaskrawy-zielony. Szybko uspokoiła nerwy i wróciła do dawnej pozy.

Niezapominajka dostrzegła szansę dla siebie. Skoro Dostojna już nią nie rządziła, to mogła robić co tylko jej się podoba.

Smoczyca odwinęła swój ogon i przygotowała się do odlotu.

- Co ty robisz? - syknął Cytrynek.

- Daje nogę - odszepnęła Niezapominajka. - To moja szansa, żeby się stąd wyrwać.

- Wyrwać? A co, źle ci tutaj?

- Owszem, odkąd Dostojna się na mnie uwzięła. - Niezapominajka zachwiała się, i zmuszona była poczekać jeszcze chwilę, zanim odleci.

W między czasie królowa kontynuowała swoją przemowę, ale dwoje smoków nie słuchało.

- Może jednak to przemyślisz? - namawiał ją Cytrynek. Zacisnął szpony na chybotliwej gałęzi. - Niezapominajko, zależy mi na twoim zdrowiu.

- A wiesz na czym mi zależy?! - Niezapominajka krzyknęła mu prosto w pysk. - Żeby wreszcie stąd się wyrwać! I tak tego nie zrozumiesz. Mam potencjał, który się tu marnuje.

- Ale tu masz wszystko, czego ci potrzeba - zdenerwował się żółty smok. - Tu jest mnóstwo jedzenia, słońca...

- Skąd wiesz, czego mi potrzeba? Poza tym ta stara krowa zatrudniała mnie to wszystkiego, co możliwe. Nie mam zamiaru tkwić tu ani dłużej.

- Nic nie wiesz o pracy! - warknął Cytrynek, mierząc ją zezłoszczonym wzrokiem. - Cały dzień leżałaś na hamaku i obżerałaś się owocami.

- NIE obżerałam się, jasne?!

Deszczoskrzydłe zebrane obok zaczynały mieć wątpliwości, na kogo zwracać większą uwagę.

- Wierzę, że dobry przywódca będzie miał nie krew, a serce. A teraz, żegnam was, moi poddani - zakończyła Dostojna i odwróciła się z gracją pawia. Rozwinęła skrzydła, mieniące się drobinkami złota i zniknęła w chatce. Tłum Deszczoskrzydłych został w milczeniu. Meli klaskać? Wiwatować? A może byli niezadowoleni? Królowa powinna im to powiedzieć.
Smok, który zapowiedział królową otrząsnął się i kazał tłumowi się rozejść i wrócić do codzienności.

Jedynie Cytrynek i Niezapominajka mierzyli się morderczym spojrzeniem. W końcu smok powiedział:

- Widzę, że nie potrzebnie cię zatrzymuję. Ty i tak ciągle będziesz stała przy swoim.

Bez słowa ześlizgnął się z gałęzi i sfrunął na dół. Przeszedł na koniec platformy i przedarł się przez liany z kwiatami. Zaczepił rogiem o jedną z nich i wyrwał ją, a potem powlókł za sobą, przy okazji uderzając się nią w głowę, jak batem. Rozległo się ciche syknięcie bólu.

W smoczycy zebrała się frustracja. Cytrynek był jej najlepszym przyjacielem. Nawet, jeśli nie wszystko szło pomyślnie, zawsze potrafili się dogadać i razem przejść przez problemy. Jednak dzisiaj wszystko było inne.

- Dobrze, fajnie! W porządku, idź! Teraz widzę, jakim "przyjacielem" dla mnie byłeś! Zawsze lepiej jest sobie po prostu pójść. I nie myśl sobie, że jedno "przepraszam" wystarczy!

Smoczyca oczekiwała, że żółty smok zaraz wróci i zacznie błagać ją o przebaczenie. Jednak odpowiedziały jej tylko szumy z głębi lasu.

Niezapominajka warknęła sama do siebie i z frustracją wzbiła się w powietrze. Skoro Cytrynek już jej nie zatrzymywał, nie miała zamiaru zwlekać. Nie obchodził ją już las, królowa, ani przyjaciel. Nie chciała czekać, aż córka Dostojnej ogłosi nową królową. Ktokolwiek by to był, Niezapominajka już nie należała do tego królestwa.

Szybowała niewysoko, a potem wylądowała na gałęzi, dokładnie tam, gdzie ostatnio zobaczyła piękny krajobraz. Zamierzała znaleźć sobie nowy dom. Na pewno na świecie jest jeszcze mnóstwo innych przyjemnych lasów deszczowych, z nowymi Cytrynkami i bez rodów królewskich.

Panowała tam oślepiająca jasność, przebijająca się przez zasłonę trawy i gałęzi. Zdeterminowana zeskoczyła na ziemię i pewnie wkroczyła w nowy świat.
Przymrużyła oczy, żeby przyzwyczaić się do nowego świata. Otoczyło ją pełno nowych zapachów, widoków; wszystko stało przed nią otworem.

Poczuła się jak prawdziwa królowa.

Dosłownie pod jej łapami znajdował się cały świat. Jakaś siła przechyliła jej ciało na jedną stronę i ze zdumieniem stwierdziła, że dociera do niej o wiele więcej zapachów, niż jeszcze kilka chwil temu. Nareszcie była wolna.

Nigdy nie wrócę do lasu deszczowego. Cytrynek pożałuje, że tak mnie potraktował.

Niezapominajka uniosła oczy i z nowym celem wzleciała w powietrze.

- Ja jestem królową! - krzyknęła na pożegnanie swojego dawnego domu.
Niebieski kształt zaświecił się na blado-szarym horyzoncie, aż w końcu zniknął w dole.

Gdyby smoczyca poczekała jeszcze chwilę, może usłyszałaby zaniepokojone wołanie jej przyjaciela.

Cytrynek czuł poczucie winy. Może nie potrzebnie się pokłócili. Chciał znaleźć Niezapominajkę i przeprosić ją za tę awanturę. Ogon zawinięty był na dużym owocu mango, z ulubionego drzewa przyjaciółki. Wiedział o niej praktycznie wszystko.

- Proszę, przestań się obrażać - wołał, idąc przez środek polanki. - Mam mango, twoje ulubione.

Zatrzymał się na chwilę.

Co zrobiłby, gdyby był nią?

Spojrzał w górę. Niezapominajka kochała skakać po gałęziach. Zupełnie, jak małpa.
Cytrynek wszedł na drzewo i rozejrzał się. Zaraz w wilgotnym gruncie dostrzegł stosunkowo świeże ślady Deszczoskrzydłego.

Podążył za nimi z ciekawością, aż doszedł do linii, gdzie las kończył się, a grunt gwałtownie spadał w dół. Cytrynka przeszedł dreszcz, jakiego nigdy nie powinien był odczuć. Dotąd nieznane mu uczucie, zaatakowało go z podwójną siłą. Nie było przyjemne, ale napełniło go dodatkową energią.
Nie wyszedł poza bezpieczny las, ale wychylił się poza urwisko.

O nie, pomyślał.

W dole migotała dobrze znana mu sylwetka. Była przerażająco mała w porównaniu z całą resztą świata. Niezapominajka odeszła naprawdę.

Cytrynek zachwiał się, gdy ta wiadomość do niego dotarła.

Ona odeszła naprawdę.

Zostawiła go.

Nie chciała się pogodzić.

Cała ta wielkość, jaka go otoczyła, wydała mu się jeszcze większa. Nie wiedział, na co ma patrzyć. Wszystko było zbyt przerażające. Cytrynek poczuł, jak traci równowagę i przez jeden, mrożący krew w żyłach, moment zachwiał się niebezpiecznie nad przepaścią. W ostatniej chwili uczepił się chwastu ogonem, w którym wcześniej znajdowało się zielonkawe jeszcze mango.
I kiedy wszystko wydawało się uspokoić, a Cytrynek zdołał odetchnąć, chwast nie wytrzymał i oderwał się z korzeniami. Smok zdążył tylko poczuć, jak unosi się w powietrzu i jak silny wiatr targa jego skrzydłami, a potem zamknął oczy z nadzieją, że to wszystko sen.

***

Niezapominajka traciła siły. Leciała bardzo długo i nie natknęła się na żadne, choćby malutkie drzewo, na którym mogła by przysiąść. Wydawało jej się, że jest bardzo, bardzo daleko od lasu deszczowego.

W miarę, jak pokonywała kolejne odległości, przestało jej się podobać nowe królestwo. Zdziwił ją brak kolorów, hałaśliwych zwierząt, i nawet smoków! Wszyscy gdzieś się schowali. Ponad to o tej porze zazwyczaj ucinała sobie drzemkę, więc tym bardziej opadała sił. W jej sercu pojawiło się też poczucie winy i żalu. Zastanawiała się, co Cytrynek teraz robił...

Może nie potrzebnie w ogóle zaczynałam tę kłótnię z Cytrynkiem? Zezłościłam się i tyle, więc na pewno mi wybaczy.

Jednak było za późno, by zawrócić. Jeśli teraz by to zrobiła, pokazałaby że jest słaba. Zacisnęła szpony i nie odwróciła głowy. Gdyby to zrobiła, z pewnością żal zastąpiłoby przerażenie; zobaczyłaby, jak przyjaźń upada nie tylko w jej sercu.

W końcu zdecydowała się wylądować i dalej przejść pieszo, aż nie znajdzie jakiegoś miłego drzewa, najlepiej z mango. Gdy jej łapy zetknęły się z ziemią, Niezapominajka doznała kolejnego zaskoczenia. Brązowa ziemia była lepka i pochłaniała ją powoli. Deszczoskrzydła natychmiast podniosła łapę i zauważyła, że pokrywa ją teraz brąz, nie czysty błękit, jak zazwyczaj. Po jej kryzie przebiegł czerwony i fioletowy w jednym.

Wysoko podnosząc nogi zaczęła brnąć przez błoto. Myślała, że zaraz umrze ze zmęczenia i głodu. Przecież królowa nie powinna być traktowana w taki sposób!
Frustracja zaprowadziła ją tak daleko, że zielony krajobraz za nią rozmył się kompletnie.

Za to przed nią roztaczał się piękny widok mieniącej się kolorami tęczy rzeki, oraz krystalicznie czystego jeziora. Niezapominajka odetchnęła cicho, bo znalazła coś, co chociaż trochę było jej znajome.

- Dosyć tego - warknęła do siebie. Miała dość bycia przemęczanym i traktowanym jak popychadło. - Gdzie są moi poddani?!

Szaro-bure ptaki poderwały się z gałęzi, ale poza tym odpowiedziała jej cisza. Niezapominajka wściekła podeszła do jeziora, poprzez błotniste pole. Znalazła w miarę suchy kawałek ziemi i opadła na ziemię.

Zza zarośli wychylił się wielki łeb, który jako jedyny usłyszał jej cienki głosik. Był idealnie zasłonięty przez wysokie szuwary, a dodatkowo maskował się na tle polanki. Nie było szans, by ktokolwiek go zauważył; był zbyt dobrze wyszkolony.

Otworzył oczy szeroko ze zdumienia, gdy zobaczył niebieskiego smoka nad brzegiem. Żuraw nigdy nie widział Lodoskrzydłego, a szczególnie tak blisko jego wioski. Nie wahał się, by zabić go na miejscu, jednak powstrzymała go myśl o lodowym oddechu Lodoskrzydłych. Co prawda nie wiedział o nich zbyt wiele (wyobrażał ich sobie jako nieco wyższych i silniejszych), ale ten smok miał błyszczące, niebieskie łuski. Nie pozostawiło mu to żadnych wątpliwości. Musiał działać

Zakradł się na wyższy poziom jeziora i wpłynął do niego. Wszystko to uczynił kompletnie niezauważony.

Niezapominajka pogrążyła się w głębokim smutku. Każda rzecz, jaką robiła wiązała się z obowiązkami, ale okazało się, że jej obowiązki wcale nie były aż takie wymagające. Co innego wielogodzinny lot bez odpoczynku, ani jedzenia, ani nawet drzew! Dla Deszczoskrzydłej to było niewyobrażalne. Ponad to nie spotkała ani jednego smoka podobnego choć troszkę do Cytrynka. Właściwie nikogo nie spotkała! Chętnie podzieliłaby się z kimś swoimi przemyśleniami.

Patrzyła w wodę na swoje falujące odbicie. Woda nagle zaczęła poruszać się szybciej i nieco zmieniła kolor. Niezapominajka pomyślała, że to kolejny wydziw tego miejsca.

Nim zdążyła mrugnąć, woda rozprysnęła się, tworząc ogromną falę, zza której pojawiła się głowa. Żurawia. Błyskawicznie zakleszczył się na szyi domniemanej Lodoskrzydłej i szarpnął nią, skręcając jej kark.

Deszczoskrzydła nie miała najmniejszych szans.

Jej delikatne kości natychmiast pękły pod wpływem wielkich zębów Błotoskrzydłego i ciężkiego uścisku.

Smoczyca opadła bezwładnie w szczękach Żurawia, a oczy zastygły w wyrazie przerażenia i bólu. Kolory na jej łuskach natychmiast zmieniły kolor na ciemno-szary.

Żuraw nie wiedział, że dbając o bezpieczeństwo całej rasy, spowodował śmierć naiwnej smoczycy, która postanowiła koronować się sama. Pycha zaprowadziła ją w ślepą uliczkę, wcześniej zasłaną dywanem z róż. Pycha ciągnęła ją ku sobie, żeby na końcu mogła wpaść do niekończącej się przepaści.

Duch Deszczoskrzydłej ulotnił się wraz z kolorami i teraz mogła nareszcie przeprosić swojego starego przyjaciela.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top