#16

Siedziałam w pokoju i rozmyślałam o tym wszystkim czego się dowiedziałam. Cały czas nie mogłam uwierzyć, że moje wspomnienia tak naprawdę nie są do końca prawdziwe. Ten cały Reen, te uroki, czary... Cały czas to wszystko było dla mnie nowe. Nie wiem co o tym myśleć. Postanowiłam wybaczyć rodzicom, zrobili te okropieństwa dla mojego dobra. Szczerzę cieszę się, że mają drugą córkę. Może ona choć trochę złagodziła ich ból? Z rozmyślań wyrwał mnie Devon, który wchodząc do pokoju powiedział, że czas na obiad. W ciszy poszliśmy do jadali, gdzie czekała na mnie już cała rodzina. Usiadłam koło mojej siostry - jak fajnie to brzmi "moja siostra". Zaczęliśmy jeść, atmosfera była miła. Po skończonym posiłku udałam się z Devonem do pokoju i  zamknęłam drzwi na klucz. Opadłam na łóżko.
- Chcę odzyskać wspomnienia - wypaliłam po chwili ciszy.
- Niby jak? - czy on jest naprawdę taki głupi, czy tylko udaje?
- Pójdę do tego całego Reena. Skoro umiał rzucić na mnie ten czar, to umie go też zdjąć. - odparłam.
- Tak, tylko jest mały, tyci problem. Nie wiesz gdzie go znaleźć - powiedział.

- Ja nie wiem, ale mogę się założyć, że ty wiesz  - posłałam mu najsłodszy uśmiech jaki umiałam. 
- Nie... Nie ma mowy. Nie zrobię tego.
- Zrobisz, zrobisz - Jeszcze zobaczy, owinęłam go sobie wokół palca.
- Niby jak? Nie musisz mnie. -Powiedział z uśmieszkiem. Wstałam z łóżka i podeszłam blisko, bardzo blisko niego. Nasze twarze były oddalone tylko o kilka centymetrów od siebie. 
- Zrobisz to bo za bardzo mnie lubisz... A poza tym - odsunęłam się od niego - Musisz mnie słuchać... Pamiętasz? - Jego mina nagle spoważniała.

- Dobra. - odparł krótko.
- Dobry smoczek - rozczochrałam jego czarną czuprynę i wypchnęłam za drzwi - Przyjdź o dziewiętnastej - odparłam na koniec.
Cały czas obmyślałam "plan działania". Punkt dziewiętnasta do pokoju wszedł Devon. Zaczęłam mu wszystko tłumaczyć. 
-Wyruszymy o czwartej nad ranem, tak by nikt nie wiedział o naszym wyjściu. Potem ty zmienisz postać i polecisz do tego czarownika, a ten zdejmie ze mnie ten głupi czar i wracamy. 
- Sam nie wierzę, że dałem się w to wciągnąć. To naprawdę zły pomysł...
- A co ty byś zrobił na moim miejscu? - zapytałam gniewnie. 

- Pewnie to samo...

- No właśnie... Wiem, że to nie jest najlepszy pomysł, ale muszę to zrobić... Chcę odzyskać wspomnienia, chcę pamiętać te prawdziwe chwile. 
- Okey... -odparł i przytulił mnie
- Dzięki... Wspaniały z ciebie przyjaciel. - Jeszce chwilę tak staliśmy,a  potem odsunęłam się od niego -położę się, jestem zmęczona. 

~*~ 
Devon przyszedł do mojego pokoju chwilę przed czwartą rano.. Przebrałam się szybko i byłam gotowa do drogi. 

-Jak zamierzasz stąd wyjść? Drzwi pilnują strażnicy. - wypalił chłopak. Tego nie przemyślałam, ale do mojej głowy szybko napłynęła myśl. 

- Jak szybko się zmieniasz? - spytałam i spojrzałam się na otwarte okno. 
- Nie, chyba żartujesz...

- Nie żartuję. - widząc jego minę zaśmiałam się w duchu - Przecież na dole jest woda, jak nie zdążysz to weźmiesz kąpiel i po sprawie. 

- Jesteś nienormalna, ale dobra... Robię to tylko dla tego, że jestem dobrym przyjacielem. - odparł i skoczył przez okno.  Po chwili koło mojego okna unosił się smok. Bez namysłu skoczyłam na jego grzbiet. Lot był przyjemniejszy niż poprzedni. Devon wylądował przy skrajach puszczy. 

Dalej musimy iść pieszo - rozbrzmiał głos w mojej głowie.  
Świtało, pojedyncze pasma słonecznego światła przedostawały się przez korony drzew. Szliśmy ścieżką, wokół nas rosły piękne, nieznane mi rośliny. Miały różne kolory, od bieli po fiolet, czerń. Niektóre wielkie, inne małe. 
Szliśmy z godzinę dalej w las. Devon szedł pierwszy, a ja podążałam za nim. Nagle chłopak stanął, a ja na niego wpadłam. 

- Jesteśmy już na miejscu? - zapytałam 

- Tak, to znaczy nie, to znaczy... nie wiem. - język mu się plątał. 

- Jak to nie wiesz?! - kurde, jak się zgubił to go rozszarpię! 

- Po prostu. Kiedyś stała tu jego chata, ale teraz jest tylko to... - chłopak odsłonił mi widok. Stał tam... to nie był już budynek tylko "coś". Zarośnięte przez rośliny ruiny chatki. Z wnętrza wynurzył się... dzik? ... Nie to nie był dzik. Nie wiem co to było. Miało osiem owłosionych nóg jak pająk, reszta ciała przypominała świnię. Włochate monstrum bacznie nam się przyglądało, po czym ruszyło do ataku. Jednak nie zdążyło do nas podbiec. Leżał kilka metrów od nas ze strzałą w piersi.   Z głębi lasu wyszła kobieta z białymi włosami do ramion. Miała białe tęczówki i lekko szpiczaste uszy pokryte kolczykami. Miała dość skąpe odzienie i tatuaże na ciele. Niesymetryczne wzory. W ręku trzymała łuk a na plecach przywieszony miała kołczan. Skórę miała lekko różową.Ostrożnie podeszła do martwego ciała, nachyliła się i coś szepnęła po czym delikatnie wyjęła strzałę. 

- Kim jesteście i czego tu szukacie? - odparła tonem, którego nie mogłam rozgryźć .

- Jestem Ena, a to mój przyjaciel Devon, szukamy Reena. Wiesz gdzie go szukać? - Odparłam.
- Ty ją rozumiesz? - spytał zszokowany chłopak, na co ja pokiwałam głową - Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać - odparł, a ja prychnęłam i odwróciłam się w kierunku kobiety.
- Wiem gdzie on jest - odpowiedziała. 

- Zaprowadzisz nas? Proszę to bardzo ważne.. dla mnie.

- Chodźcie za mną - powiedziała po chwili namysłu. - To niedaleko. Reen musiał przenieść się z tego miejsca. Jednym z powodów są Trechy- jednego z nich zabiłam, szkaradne stworzenia. Pojawiły się jakiś czas temu i strasznie szkodzą... Twój chłopak wygląda na nieźle zszokowanego - spojrzała w stronę Devona. 
- Jest pod wrażeniem, że cię rozumiem i nie jest moim chłopakiem - odparłam ze śmiechem, -  Tak w ogóle to jak masz na imię? 

- Jestem Veronica, jedna ze strażniczek puszczy... Właściwie to też jestem zdziwiona, że mnie rozumiesz. Dawno nie spotkałam już takiej osoby... Jesteś Smoczą Wychowanką prawda? 

- Tak, co oznacza, że dawno nie spotkałaś takiej osoby? Znałaś innych?

- Wszystkich od wielkiego Asha, aż po ciebie. - patrzyłam na nią zdziwiona - Mam ponad dwa tysiące lat Ena, jestem tak stara jak ta puszcza. 
Szliśmy obok niewielkiego jeziorka, które otaczały drzewka. Nagle poczułam dziwne uczucie, tak jakby coś niedobrego miało się zaraz stać. Odruchowo odwróciłam się do tyłu w poszukiwaniu mojego towarzysza, ale ten znikł mi z oczu. Rozejrzałam się i obaczyłam, że idzie w kierunku wody. 
- Zatrzymaj go! - krzyknęła Veronica - To pułapka. 
W mgnieniu oka znalazłam się przy chłopaku i z trudem odciągnęłam od brzegu. Nie wiedziałam co się z nim dzieje, nie był sobą. 
- Co się z nim dzieje? - spytałam spanikowana. 

- To  przez topielice, słyszy ją. Musimy szybko stąd iść. - odpowiedziała stanowczo dziewczyna. 
- Devon idziemy... Szybko - szarpałam się z nim.

- Nie mogę! Musze jej pomóc - miotał się dalej, tak mocno, że upadłam na ziemię. Tego za wile, co jak co ale mną to miotać nie będzie! W mojej ręce pojawił się ogień. łapałam go za nadgarstek na co syknął. 
- Powaliło cię kobieto! - ryknął.

- Pff.. Dobrze ci tak! powinieneś mi dziękować... Gdyby nie ja to byłbyś ,martwy, a teraz ruszaj te cztery litery i siedź cicho. Kobiety rozmawiają! - warknęłam na co Devon opowiedział cichym warknięciem. 

- Veronica co to jest topielica? 

- To demon.Topielica była duszą młodej dziewczyny, która utopiła się z rozpaczy lub ze zgryzoty, bądź została celowo przez kogoś utopiona. 
- Ale jak to się stało? Kim była ona? 
- Wiele wiosen temu, gdy puszcza nie była tak wielka i stara, a w tym miejscu była niewielka polana bez drzew nad brzeg jeziora przybyła młoda dziewczyna. Czekała ona wiele godzin na swojego ukochanego z którym miała uciec i wieść piękne życie. Rodziny z których pochodzili nienawidziły się, była to zakazana miłość. Kochankowie przysięgli sobie, że odejdą od rodzin i zostaną ze sobą na zawsze.  Jednak tej wiosennej nocy jej wybranek nie pojawił się nad brzegiem jeziora. Dziewczyna załamana i zdruzgotana nie wiedziała co robić. Bliscy nie przyjęliby jej z powrotem. Ze złamanym sercem i złością postanowiła utopić się. Miała na imię Zofia... Od tego czasu nawiedza to miejsce i karze mężczyzn. 
- Smutna historia - tylko tyle powiedziałam. 

- Jesteśmy na miejscu - powiedziała kobieta. 
Przed nami stał drewniany dom.  Spojrzałam się na Devona i podeszłam do drzwi po czym zapukałam. Zero reakcji, kompletna cisza, żadnych oznak życia. Niepewnie weszłam do środka, moja pewność siebie opuściła mnie i została na zewnątrz. W środku paliły się świece, na komodach stały słoiki z substancjami.  W starym fotelu przy kominku siedział mężczyzn. Miał długie siwe białe włosy i srebrne tęczówki. Pod oczyma miał dwa niebieskie tatuaże w kształcie trójkąta.  Jego palce były długie i kościste. Podniósł się z  fotela i jeździł wzrokiem po mnie i po Devonie. 
- Po coście tu przyszli? 

- Chcę odzyskać wspominania. - odparłam niepewnie. Mężczyzna zaczął mi się bacznie przyglądać.

- Ena córka Mrinet i Andre, władców Cannahari. Ostatni raz widziałem cię gdy miałaś jedenaście lat. Wyrosłaś i to bardzo. - odwrócił się i udał do kuchni. 

- Chcę odzyskać moje wspomnienia - powtórzyłam drugi raz. 

- Słyszałem - odparł. 

- Więc dlaczego nic nie robisz? -wtrącił się Devon. 

- Nie wtrącaj się szczeniaku - warknął czarodziej - To nie takie proste. Moje zaklęcie rzucone na nią -wskazał palcem w moją stronę- jest niezwykle udane. Zdejmowane go nie będzie należało do najprzyjemniejszych przeżyć... Czy jesteś pewna, ze tego chcesz? - te słowa skierował do mnie.

Skinęłam głową - Musze poznać moje prawdziwe wspomnienia. Za wszelką cenę. 

- Dobrze.. Ale przez tą drogę musisz przejść sama, nikt nie może ci pomóc. Jeśli ktoś spróbuje cię dotknąć w trakcie zdejmowania uroku możesz nie przeżyć. - kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem. - Usiądź w kręgu -wskazał na podłogę na której namalowany był biały okrąg. 
Zrobiłam co kazał Reene stanął nade mną i zaczął wypowiadać nieznane i niezrozumiałe słowa... Nagle uderzyła we mnie fala bólu. Zgięłam się i upadłam na podłogę, walczyłam ze sobą by wytrzymać... Moją głowę rozpychała nieokiełznana siła. Czułam kłucie w czaszce, widziałam, że Devon walczy ze sobą by do mnie nie podbiec. W jego oczach widziałam przerażenie i ból. Po chwili opanowała mnie ciemność. 
Obudziłam się w silnych ramionach chłopaka, głowa nadal mnie bolała, ale ból był do zniesienia. 

- Już jest po wszystkim? - zapytałam 
- Tak... strasznie się o ciebie bałem -  wyszeptał mi do ucha. 

- Wiem- odparłam.

Do pokoju wszedł Reen z kubkiem jakiegoś wywaru. 

- Napij się, to złagodzi ból - Powiedział, a ja zrobiłam co kazał. Mężczyzna wyszedł z pokoju i zostawił na samych. 

- Wiesz która godzina? - zapytałam 

- Coś około szesnastej - zrobiłam wielkie oczy. 

- C..co? To niemożliwe! ile spałam? 

- Około sześciu godzin. 

- Rodzice mnie zabiją... Dopiero co się z nimi pogodziłam, a na pewno już dostanę szlaban albo coś gorszego...
Wyszliśmy z pokoju i oznajmiliśmy, że wracamy już do domu. 
- Ena musisz wiedzieć, że mój urok zmienił twoje wspomnienia i ukrył twoje zdolności. Więc teraz twoje mocy mogą być silniejsze i pojawią się nowe. 
- Okey.. Już nic mnie nie zaskoczy - odpowiedziałam. 

- A i jeszcze..Proszę daj to swojemu ojcu - wręczył mi kopertę, która schowałam. - Niedaleko jest dosyć duża polana, tam będziesz mógł zmienić postać. -powiedział do Devona. 

- Dziękuję, ze nam pomogłeś - odparłam na pożegnanie i razem z chłopakiem we wskazaną przez czarownika kierunku. 
~*~
Wylądowaliśmy przed budynkiem, z którego biegiem wybiegła moja rodzicielka, za nią mój ojciec, a na końcu młodsza siostrzyczka. 

- Gdzieście byli? Wiesz jak się o ciebie martwiłam! Straż was szuka. - Wypaliła moja mama 

- Mamo już  wszystko pamiętam - powiedziałam z uśmiechem. Kobieta na początku nie wiedziała o co chodzi, ale szybko zrozumiała - Byliście u Reena? Wiesz jakie to niebezpieczne! Mogło wam się coś stać. 

- Mamo porozmawiajmy o tym jutro, jestem zmęczona. Przebyliśmy długą drogę... 

- Dobrze, ale ty - wskazała na Devona - Masz przechlapane młody człowieku. Co ty sobie wyobrażasz -zaczęła wrzeszczeć.  Biedny Devon nie wiedział co zrobić. 

- Mamo to nie jego wina. Ja go zmusiłam... To był mój pomysł! - udało mi się ją przekrzyczeć. Kobieta zrobiła zdziwioną minę i odpuściła sobie, szepnęła coś do mojego ojca i weszła razem z moją siostrą do środka. 

- Już wiem po kim nasz takie temperament -szepnął do mnie chłopak. Zaśmiałam się cicho. 

- Chodźmy, padam z nóg. - odparłam. Gdy przechodziliśmy obok Andre przypomniałam sobie o liście. 

- Tato, Reen kazał ci to wręczyć -powiedziałam, a mój ojciec był zdziwiony. Wziął ode mnie kopertę poszedł przed siebie. Razem z Devonem zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. 

Dzisiejszej nocy nie miałam koszmarów, wręcz przeciwne śniły mi się wspaniałe rzeczy... Moje wspomnienia. 



-------------------------------------------------------------------

Rozdział niesprawdzany (jak wszystkie xD) 

Jestem leniwym stworzeniem! 

Trochę namieszałam xDD 

Pozdrawiam Dominikę, która mam nadzieję kiedyś przeczyta ten rozdział i pozna swojego Zdzicha xDD 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top