Rozdział 10

Przez następne kilka dni nic się nie działo. Nesrin trwała w swojej rutynie, co właściwie było odpowiednie dla Sudanki. Nie potrzebowała ciągłych wrażeń, czucia krążącej we krewi adrenaliny. Wręcz przeciwnie — preferowała jak najbardziej spokojne i „bezwrażeniowe" życie. 

Potrzebowała tego zwłaszcza po ostatnich dniach, które wywołały u Nesrin zachwianie, a wcześniejsza równowaga została zrównana z ziemią. Niemalże zginęła od ognia smoka! Prawdziwego smoka, którego dotąd znała jedynie z legend, choć z magicznej szkoły, chociażby, wiedziała o jego istnieniu. 

Aby zaprowadzić na nowo porządek w swoim codziennym życiu, Nesrin zamierzała przez najbliższe dwa tygodnie kompletnie się nie wychylać, aby spokojnie wypełniać jedynie swe powinności. Pragnęła ponownego pochwycenia rutyny, powrócenia do życia uzdrowicielki, gdzie nie miała żadnych innych zmartwień oprócz tego, czy rano zdąży przed pracą wypić kawę. Żadnych smoków — to było najważniejsze postanowienie, które niby nie miało przysporzyć najmniejszych trudów. Niby.

Pewnego dnia, gdy Nesrin kończyła już swoją zmianę, ponownie została zaproszona do gabinetu swojego szefa, Schmidta, i to w towarzystwie tych samych osób, to jest: Tatiany i Włoszki Elviry. Kilka dni temu, kiedy została zaproszona w takim towarzystwie, chodziło o smoki. Nesrin miała szczerą nadzieję, że tym razem nie było to tematem przewodnim, choć szczerze powątpiewała. Bo dlaczego Schmidt zaprosił akurat ich trójkę? Natychmiast się zestresowała, poniekąd wpadając w panikę. Nie tak miały wygląd najbliższe dwa tygodnie.

W środku gabinetu oprócz samego Schmidta znajdował się nieznany Nesrin mężczyzna z bujną brodą i krętym wąsem. Miał na sobie garnitur, a na głowie czarny cylinder. Gdyby nie roześmiane oczy, szeroki uśmiech i ciągłe zaplatanie na palec swojego wąsa, to wyglądałby na bardzo poważnego urzędnika. 

— To jest pan Zugravescu — odchrząknął Schmidt, wskazując na mężczyznę z cylindrem, który stał obok. — Pracuje ze smokami w naszym rumuńskim rezerwacie na stanowisku... jakimś tam — bąknął. Ewidentnie lekceważył pana Zugravescu, wskazywał na to kpiący ton głosu, lecz mężczyzna z cylindrem nie wyglądał na przejętego, wręcz przeciwnie. W dalszym ciągu promieniował wesołością, aż wręcz irracjonalną.

Schmidt ponownie odchrząknął, bawiąc się w dłoniach od znudzenia kluczykami.

— Pan ma do was kilka spraw w związku z ostatnią wizytą.

Na to stwierdzenie twarz Zugravescu, o ile to było w ogóle możliwe, jeszcze bardziej się rozpromieniła, tak że samą Nesrin zabolały policzki z tego uśmiechu.

— Ależ tak, ależ tak... — powiedział melodyjnym głosem. — W istocie wasza ostatnio zaoferowana pomoc, taka dobrotliwa, jest powodem mojej wizyty. Pozwólcie, że się jeszcze raz przedstawię. Nazywam się Florin Alexandru Zugravescu, bardzo miło panie poznać! — Podszedł i po kolei uścisnął dłonie każdej uzdrowicielki z osobna.

Florin Alexandru Zugravescu jeszcze chwilę rozwodził się, jak to miło było zobaczyć Nesrin, Tatianę i Elvirę, po czym zboczył jeszcze bardziej z tematu i zaczął znikąd opowiadać o swoim wyjątkowo ukochanym kocie Puszku oraz, z nieco mniejszym entuzjazmem aniżeli o zwierzęciu — o siostrzeńcu, który niedawno się urodził.

Nesrin była nieco zdołowana gadulstwem pana Zugravescu, a po minach Tatiany i Elviry zorientowała się, że nie ona jedyna. Z zakłopotaniem wsłuchiwała się, nie wiedząc, co innego mogłaby zrobić, aż wyręczył ją Schmidt.

— Panie, mi śpieszno — powiedział głośno do mężczyzny z rezerwatu. — Do rzeczy.

— Och, tak, tak... W istocie... — Nesrin zauważyła, że często powtarzał tę ostatnią frazę. — W istocie. Na czym to ja...? Ach, no tak, tak! W istocie! Muszą się panie zjawić u nas w rezerwacie, aby zamknąć sprawy formalne. Z każdego transportu smoka spisujemy raport, a w związku z ostatnim wypadkiem przy pracy... — zmieszał się. — No, w związku z tym potrzebujemy obecności waszej trójki. Czy byłaby możliwość, aby panie zjawiły się w któryś dzień, tak najlepiej do końca tego tygodnia? O dowolnej godzinie, na pewno znajdzie się ktoś, kto panie przyjmie, wystarczy podać powód wizyty.

Nesrin westchnęła. To tyle z planu odpoczęcia od smoków i powrotu do rutyny. Stwierdziła jednak, że to nic nie szkodzi. Załatwi to, co ma załatwić, i już nigdy więcej nie postawi swojej stopy w tamtym miejscu.

— To wszystko? — zapytał ponaglająco Schmidt, z zirytowaniem uderzając knykciami o biurko.

— Prawie, w istocie. Jeszcze dwie sprawy... Pani... — zawahał się przed wymówieniem nazwiska. — Pani Nesrin, pani Darie, rezerwat chce zrekompensować ten przykry prawie-wypadek... Obiecaliśmy pełne bezpieczeństwo, a kilka spraw się pokomplikowało. — Spojrzał wyjątkowo wrogo w stronę Elviry, której specjalnie tutaj nie wymienił.

Czoło Nesrin się zmarszczyło. Spojrzała kątem oka na Elvirę, która ani trochę nie wyglądała na przejętą tym pominięciem. Unosiła dumnie podbródek, a wyraz twarzy miała nie do rozszyfrowania.

Całe zamieszanie, które wynikło w rezerwacie, było tylko i wyłącznie sprawką tej jednej uzdrowicielki, ale Nesrin wiedziała, że rezerwat i tak musiał ponieść za to konsekwencje. Nie było to do końca sprawiedliwe. Zresztą jak nic na świecie.

— Wobec tego oferujemy paniom przepustki, dzięki którym wejście do każdego zakamarka rezerwatu będzie możliwe. Nadarzy się więc idealna okazja do pozwiedzania i przypatrzenia się miejscu pracy naszych smokologów. Raz w roku oferujemy młodym czarodziejom taką wycieczkę po rezerwacie, stąd wpadł nam do głowy pomysł podobnej propozycji. Przydzielimy do pań któregoś z naszych pracowników, aby was oprowadził, jeśli tylko wyrazicie swoje zainteresowanie.

Zamilkł, nastała ciągnącą się cisza. Nesrin spojrzała na Tatianę. Sama była już pewna swojej decyzji. Obiecała sobie, że jej stopa nigdy więcej nie postanie na terenie rezerwatu smoków i zamierzała tego postanowienie jak najdłużej się trzymać. Jednakże milczała, gdyż nie chciała odbierać szansy Tatianie.

— Bardzo chętnie, dziękujemy — odpowiedziała po chwili Tatiana.

W takim razie Nesrin miała szczerą nadzieję, że Tatiana będzie się dobrze bawiła.

Pan Zugravescu uprzejmie się uśmiechnął, aczkolwiek po zaledwie dwóch sekundach poprzednia uprzejmość bezpowrotnie zniknęła, kiedy spojrzał na Elvirę.

— Druga sprawa tyczy się pani Alupei. Przez pani karygodny błąd rezerwat ponosi straty. Wielokrotnie wspominaliśmy o niedekoncentrowaniu smoków fleszem aparatu, podpisywała pani nawet oświadczenie o gotowości poniesienia konsekwencji w takim przypadku. Pani Alupei, będzie pani zmuszona do zapłacenia na rzecz rezerwatu odszkodowania. Szczegóły omówimy prywatnie.

Mina Elviry była bezcenna. Zniknęła wcześniejsza obojętność i tajemniczość. Teraz na twarzy Włoszki widniał szok, wytrącenie z równowagi i złość. Nesrin prawie się zaśmiała na ten widok. Nie tylko przez wzgląd na to, że nie przepadała za współpracownicą, aczkolwiek również przez to, że Elvira aż tak się zaskoczyła. Przecież to, że poniesie konsekwencje, było bardziej niż pewne, zważywszy na papiery, które wcześniej podpisywały. Jaki był więc powód tego głębokiego zdziwienia?

Z wielką ulgą oraz z zalążkiem nadziei Nesrin opuściła progi gabinetu. Liczyła, że w najbliższym czasie nie będzie musiała znowu tutaj się znaleźć. Otoczka gabinetu Schmidta nie była bowiem owiana dobrą sławą. Schmidt głównie zapraszał do siebie jeśli chodziło o jakieś źle wieści, problemy. Nikt nie był szczęśliwy, kiedy szedł do gabinetu szefa. I często się zdarzało, że z niego nie wracano...

Na twarzy Nesrin pojawił się lekki uśmiech spowodowany tą ostatnią myślą. Mroziła ona krew w żyłach, a tak naprawdę nie miała w sobie scenariusza z żadnego horroru, a gdzieżby tam! Chodziło tylko o wyłącznie o kwestię wydalenia z pracy, a nie o żadne przetrzymywanie, morderstwo, czy Merlin jeden wie co jeszcze. Niemniej czasami Nesrin łapała się na tym, że wcale by się nie zdziwiła, gdyby jednak Schmidt w jakiejś tajemnej piwnicy ukrytej pod biurkiem przetrzymywał wszystkich swoich byłych pracowników...

— Co myślisz o tym wszystkim? — zapytała Nesrin Tatiana, wyrywając dziewczynę z letargu myśli. Ramię w ramię wychodziły ze szpitala po skończonej zmianie.

— Myśl, że Elvira dostała za swoje, wprawia mnie w wyjątkowo dobry nastrój.

Tatiana się roześmiała, z uznaniem pokiwała głową.

— Mnie też, strasznie jest irytująca. Wyraźnie uważa się za lepszą od wszystkich i każdego traktuje z góry. Zachowuje się jak jakąś rozpieszczona  księżniczka. Nienawidzę takich osób. Ale nie o to mi chodzi, Nes. Głównie ciekawi mnie, czy wybierzesz się ze mną do rezerwatu na tę, hmm... wycieczkę, tak możemy to raczej nazwać.

— Znasz moją odpowiedź. Wolę spędzić ten czas na malowaniu, oglądaniu telewizji czy drzemce niż na jakiejś tam głupiej wycieczce — odpowiedziała ponuro.

— Jakaś ty jesteś uparta. Jak dają, to bierz. Moja mama zawsze to powtarzała. To zawsze są jakiejś kolejne przeżycia, historie do opowiedzenia.

— Nie mam komu opowiadać tych historii. — Ani po głosie, ani po mimice twarzy Nesrin nie dała po sobie poznać, że to nieco ją bolało, ale q końcu sama wybrała takie życie. Z własnej woli miała wąską grupę znajomych, toteż nie mogła narzekać.

— Chociażby przyszłym dzieciom. — Tatiana się nie poddawała i jak zwykle używała swojego niezawodnego argumentu, którym były dzieci.

Nesrin posłała współpracownicy i przyjaciółce ponure spojrzenie.

— Zakładając, że będę je miała. Poza tym nie jestem pewna, czy nawet chcę. Wychowałam się w wielodzietnej rodzinie i szczerze mówiąc mam już dzieci po dziurki w nosie. Poza tym kto mnie zechce? 

— Pesymistka z ciebie, nie ma co — mruknęła Tatiana.

Realistka. Tatiano, wiem, że chcesz, żebym z tobą poszła do rezerwatu tylko przez wzgląd na Weasleya. Muszę cię zmartwić, rezerwat smoków w Rumunii jest największym rezerwatem i niewielkie są szanse na to, że się spotkamy. Poza tym moje odpowiedź brzmi i wciąż będzie brzmieć: nie. Proszę, abyś to uszanowała.

— Ja po prostu nie mogę zrozumieć twojej upartości. Mylisz się, nie dlatego chciałam cię wyciągnąć z domu — powiedziała zirytowana Tatiana. — Nie szukaj dziury w całym. Chciałam po prostu spędzić z tobą czas, na co nie mamy wiele szans przez moje dzieciaki. To ty jesteś ewidentnie przewrażliwiona na punkcie tego smokologa, sama pomyśl. I dobrze wiesz, co to oznacza.

— Że wyjątkowo bardzo nie chcę go zobaczyć?

— Że wyjątkowo bardzo zależy ci na zobaczeniu go — oznajmiła twardo Tatiana, a następnie bez słowa oddzieliła się od Nesrin, przeszła kilka kroków i się deportowała.

Zanim to samo uczyniła i Nesrin, przez chwilę stała i rozmyślała nad usłyszanymi słowami. Nie chciała wierzyć w to, że Tatiana miała rację, przecież to byłby jakiś absurd!

Prychnęła pod nosem. Teraz to Tatiana wpadała w jakąś manię w kwestii Weasleya.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top