Rozdział 12

Po przykrym incydencie w rezerwacie smoków, po którym włosy Nesrin niemal pochłonął ogień, uzdrowicielka postanowiła, że już nigdy, nigdy więcej nie postawi tam swojej stopy. Przynajmniej nie dobrowolnie.

Nesrin nie lubiła balansować między życiem a śmiercią. I jeśli mogła wybrać, to wybierała niepakowanie się w kłopoty. To była jej złota zasada. Miała dla kogo żyć.

Tau nie odzywał się od kilku dni. Wciąż był zły, że Nesrin nie przyjedzie na jego urodziny. Nesrin czuła, że to było trochę niesprawiedliwe z jego strony: nie była w stanie zapanować nad swoimi godzinami pracy. Nie mogła wiedzieć, kiedy będzie większy ruch i będą jej potrzebować na oddziale. Przynajmniej nie zawsze.

Czy to było fair wobec Tau, czy nie, Nesrin i tak czuła się winna. Była w stanie zrozumieć rozgoryczenie swojego młodszego brata; nie mógł nie czuć się pominięty, gdy jego siostra, z którą z całego rodzeństwa był najbliżej i uważał za swojego rodzaju autorytet, nie przyjedzie na jego urodziny.

Brak wyjazdu do rodzinnych stron jednak nie mógł odebrać Nesrin świętowania urodzin Tau. Zamierzała przygotować coś wyjątkowego, aby choć trochę poprawić tym nastrój jubilatowi. Nie musiała długo się namyślać nad tym, co byłoby najodpowiedniejsze. Odpowiedź cały czas miała pod nosem.

Umówiła się z Tatianą następnego dnia z samego rana. Kobieta wybrała na dzisiejszy wyjątkowo ciepły dzień — przyjemna alternatywa po nawale ciemnych chmar oblegających burzliwe niebo przez ostatnie dni — długi płaszcz. Na pytające spojrzenie od strony współpracownicy wzruszyła ramionami i powiedziała:

— Złapałam przeziębienie... Teraz jest taki okres chorobowy: koniec zimy, początek wiosny...

Nesrin skinęła głową, podczas gdy Tatiana kichnęła przeraźliwie.

— A to alergia. Głupie pyłki... Mniejsza — machnęła dłonią — dlaczego zmieniłaś zdanie? Myślałam, że nie będziesz chciała skorzystać z przepustki i ponownie odwiedzić rezerwat. Nic nie wspomniałaś w liście. Byłaś normalnie taka tajemnicza jak Schmidt, kiedy zaczyna od czasu do czasu wychodzić z tej swojej jaskini i przyglądać się naszej pracy.

— Potrzebuję prezentu urodzinowego dla Tau — wyjaśniła. — Niedługo ma urodziny i... — urwała. Choć bardzo lubiła Tatianę i uważała ją za swoją najbliższą przyjaciółkę, która miała w Rumunii, to nie była wylewną osobą i czasami sprawy osobiste lubiła zostawić takie, jakie były — osobiste. — I pomyślałam sobie, że idealnym prezentem będzie filmik wideo właśnie z rezerwatu.

— Chłop dostanie to, na co tyle czekał — rzuciła żywo, a potem kichnęła trzy razy pod rząd. Jej nos zaczerwienił się mocno, a oczy zaszkliły od łez, ale nie straciła swojego uśmieszku z twarzy.

Przeteleportowały się w pobliże odludnego miejsca pełnego gór, lasów i pól, gdzie umieszczony był pod magicznymi zabezpieczeniami antumugolskimi rezerwat smoków w Rumunii. Miały do przejścia spory kawałek, ponieważ nie były w stanie przeteleportować się bliżej (była to spora odległość), ale nie stanowiło to najmniejszej przeszkody.

Przedzierały się przez wysokie trawy w gorejącym słońcu, które wyłoniło się zza fasady ciemnych chmur i w tym miejscu wręcz złośliwie raziło obie kobiety po oczach.

Odpędzały od siebie upierdliwe owady i patrzyły pod nogi, aby nie potknąć się jak ostatni frajerzy. Wokół panowała przyjemna cisza, którą gadatliwa Tatiana bez przerwy przerywała. Nie była w stanie wysiedzieć w milczeniu. W przeciwieństwie do małomównej Nesrin, która z ciszą kumplowała się jak z nikim innym.

Ktoś z boku gdyby ich zobaczył, mógłby pomyśleć, że Nesrin była bardzo nieuprzejmą — odpowiadając jednym słówkiem czy mruknięciem na wylewne myśli przyjaciółki, ale każdy z jej bliskich był przyzwyczajony do tego, że raczej nie była pasjonatką rozmów. I nie było w tym żadnych uszczypliwości. Taka już była i tyle, choć wiele osób nie potrafiło tego zrozumieć. Wolała słuchać i rozmawiać o innych niż o sobie.

Ze szczyptą ulgi powitała mury rezerwatu. Pot perlił się na jej czole. Czuła się zupełnie tak, jakby dopiero co wyszła z sauny. Marsz w słońcu był męczący. Nawet chora Tatiana w końcu się poddała i zrzuciła z ramion płaszcz, choć od czasu do czasu powiewało jeszcze ostrym zimowym wiatrem.

Ponownie wchodząc do rezerwatu, Nesrin się w sobie skurczyła, kiedy zobaczyła te znane już sobie wysokie sklepienia, przemykających ludzi, a z oddali różnorodne huki i trzaski, które wywracały jej bębenki uszne do góry nogami. Tatiana natomiast wyglądała jakby wypiła dwie kawy — nagle ze schorowanej kobiety z ponad trzydziestką na karku przemieniła się w ciekawskie dziecko. 

Niespodziewanie Nesrin oblała fala wątpliwości. Jeszcze bardziej się w sobie skurczyła i miała ochotę wziąć nogi za pas. Czy w ogóle był sens tutaj przychodzić? Żaden prezent nigdy nie zastąpi jej obecności w ważnych chwilach w życiu Tau. Zapragnęła natychmiast wrócić do domu, zakopać się pod ciepłą kołdrą i zwyczajnie popłakać, aby dać upust dotąd trzymanym na wodzy emocjom. Zamiast tego jedynie bezradnie stała. 

Tatiana wyłapała na twarzy Nesrin niepewność.

— Nes, zobaczysz, że będzie fajnie. Musisz się pozbyć tego swojego uprzedzania do każdego nowego miejsca. Kiedy zaczynałaś pracę w szpitalu było tak samo, pamiętasz? 

Nie sposób było tego zapomnieć. Pierwszy miesiąc Nesrin wspominała koszmarnie. Trudno było jej się przystosować do nowego otoczenia i nowej rutyny. Od początku pokochała uzdrowicielstwo, ale stres związany ze spotykaniem całej chmary nieznanych osób dziennie powodowała u niej ataki paniki. 

Przez te pierwsze tygodnie do nikogo nie odezwała się słowem, jak nie musiała. Uciekała przed każdego rodzaju kontaktem, a z daleka jedynie kątem oka obserwowała współpracowników. Siadała przy stole sama, po swojej zmianie wychodziła tak szybko, aby na nikogo się przypadkiem nie natknąć, a w wolne dni barykadowała się w domu odpoczywając od towarzystwa ludzi. 

Przez długi czas Nesrin myślała, że nie potrzebuje żadnej przyjaznej duszy w Rumunii, kiedy ma niedaleko ciotkę, do której od czasu do czasu wpadała z wizytą, i codzienny kontakt z rodziną. Aczkolwiek z biegiem czasu przychodzenie do pracy stało się jakby cięższe. Bo choć naprawdę lubiła swoją pracę, to czuła się w niej wyobcowana. Łapała się na tym, że czasami — rzadko bo rzadko, ale czasami — miała ochotę mieć do kogoś otworzyć usta. Uwielbiała ciszę, ale siedzenie kilka godzin bez wykrztuszenia ani słowa było dołujące nawet dla niej.

— Idę do Travisa — powiedziała Tatiana, wyrywając Nesrin z letargu. Wspomnienia minionych dni z powrotem się zatarły. — No wiesz, tego faceta, który obiecał, że oprowadzi nas po rezerwacie, jeśli tylko byśmy chciały. Wczoraj tuż po twoim liście się z nim skontaktowałam i powiadomiłam go o naszej wizycie.

No pewnie, pomyślała Nesrin. Sama nie pomyślała, żeby napisać do ów Travisa. Poczuła się jak małe dziecko, które trzeba prowadzić za rękę, bo inaczej zgubi się w świecie dorosłych. Z irytacją odkryła, że się rumieni. 

— Idziesz ze mną? — zapytała Tatiana, choć ewidentnie znała już odpowiedź.

Nesrin się rozejrzała. Korytarze już kompletnie opustoszały, każdy zajęty był swoją robotą. Ciszę przerywały jedynie od czasu do czasu huki, o których dziewczyna wolała nie wiedzieć więcej, niż było to konieczne. Wzruszyła ramionami, udając, że się zastanawia.

— Skoczyłabym do toalety, jeśli nie masz nic przeciwko — wymigała się zręcznie. Czuła się strasznie głupio, ale jakoś nie miała ochoty spotykać się z owym Travisem. Spojrzała z nerwowością na Tatianę, oczekując po niej wywrócenia oczami lub jakiegokolwiek innego gestu zmęczenia aspołecznym zachowaniem towarzyszki, lecz ta jedynie skinęła głową i ruszyła w pojedynkę w stronę rozwidlenia korytarza. 

Pozostając sam na sam ze swoimi myślami, Nesrin poczuła przypływ ulgi. Przez pierwsze minuty stała w jednym i tym samym miejscu, jedynie wodząc wzrokiem po otoczeniu. Była urodzoną obserwatorką. Jej wzrok czujnie przemykał po każdym zakamarku i zapamiętywał nawet pozornie nic nieznaczące szczegóły. Kiedy jednak Tatiana wciąż nie przychodziła, z nudów zaczęła spacerować zagłębiając się coraz bardziej i bardziej w odmęty rezerwatu. 

Przyglądała się z żywym zainteresowaniem naściennym malunkom smoków, których ras nie potrafiła niestety odróżnić. Przechodziła obok drzwi, zza których słyszała to gwar rozmów, to znowu ciszę, to jakieś tłuczenia. Omijała ruchome obrazy, pod którymi wyczytywała nazwiska, jak obstawiała, znanych smokologów. 

Nagle znalazła się w ciemnym korytarzu, który kończył się ślepą uliczką. Uznała, że powinna już zawrócić — Tatiana mogła już na nią czekać, ale wtedy wzrok Nesrin zatrzymał się na lekko uchylonych, niedomkniętych drzwiach. Nie potrafiła wyzbyć się ciekawości, toteż zbliżyła się i, delikatnie je odchylając, spojrzała na pomieszczenie.

Westchnęła cicho na widok pnących się niemal aż po sufit regałów z książkami. Bez wątpienia była to jakaś biblioteka bądź archiwum. Przysłuchiwała się otoczeniu, a upewniwszy się, że nikogo nie było w środku, wślizgnęła się. Pokusa dotknięcia grubych, zakurzonych i zapewne starych jak świat tomisk ksiąg była bardzo silna. Nie potrafiła powstrzymać ciekawości, wertując kolejne i kolejne zżółknięte i wręcz kruche stronnice ksiąg. 

Tego, że była obserwowana, nie poczuła od razu, choć zazwyczaj za każdym razem udawało jej się odgadnąć, kiedy ktoś jej się przygląda. Musiała się zbyt zagłębić w treści lektur. W końcu jednak rozpoznała to znane uczucie bycia obserwowaną i natychmiast się odwróciła, ze strachu zapominając nawet wyciągnąć na wszelki wypadek różdżki z tylnej kieszeni spodni. 

— No, no... — mruknęła Tatiana, która stała w drzwiach. — Ja się za głowę łapię, że kanalizacja pochłonęła mi kumpelę, podczas gdy ona randkuje z książkami. 

Nesrin uśmiechnęła się przepraszająco, a wtedy zorientowała się, że Tatiana nie była sama. Zza ramienia kobiety wyglądała wesoło uśmiechnięta twarz znanej jej już rudowłosej głowy...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top