Rozdział*8
Ksawier został pokonany przez strażników. Nie mógł się jednak nie uśmiechnąć, gdy usłyszał, że Astrid uciekła. Stanął przed ojcem, ten był wściekły. Chłopak wiedział dlaczego. Król nienawidził smoków z powodu, że to one uśmierciły jego syna, Ronalda. To dlatego pomoc im, była karana śmiercią.
Zdarzyło się to dziesięć lat temu. Ronald był przyjacielem Ksawiera. Razem się bawili, spędzali czas. Aż do feralnego ataku smoka. Czasami się wymykali, tego dnia właśnie to zrobili. Bawili się w turniej rycerski, gdy nadleciał. Olbrzymi, czerwony smok o lśniących łuskach. Kiedy tylko malcy go zobaczyli, ukryli się. Ksawier za skałami, a Ronald w wysokiej trawie. Kiedy wyjechali rycerze, by się z nim rozprawić, bestia użyła ognia. Płomienie były wszędzie. Rycerze nie mogli sobie z nim poradzić, a Atarich nie dotarliby na czas, próbowali go odpędzić. Po wszystkim znaleźli Ronalda, miał rozlegle oparzenia na całym ciele. Na twarzy rękach, nogach. Nie przeżył nocy.
Rok później rozpętała się epidemia, która pozbawiła młodego Ksawiera, rodziców. Król, który był kuzynem ojca, obiecał zaopiekować się chłopakiem jak własnym synem. Ksawier mógł przejąć władzę, gdyż król na razie nie miał własnego potomka.
Król zauważył jego talent. Ksawier mógł udawać każdego, więc władca postanowił to wykorzystać. Ufał mu, dlatego wysyłał go do różnych dworów, gdzie pracował jako parobek, stajenny lub nawet ogrodnik. Później zdawał relację królowi, dzięki temu ten mógł otaczać się zaufanymi ludźmi, których Ksawier sprawdził.
Ostatnim zleceniem chłopaka był Efilias, ten nie miał właściwie w ogóle służby, więc Ksawier był zmuszony udawać żebraka. Widział, kto do niego przychodził i co się dzieje. Chłopak pomimo wielotygodniowej obserwacji nie zauważył nic podejrzanego, poza jednym. Raz do czarodzieja przyszedł dowódca straży.
Kilkanaście minut później przyprowadzono ją przed oblicze Efiliasa. Ksawier widział jej zdziwioną minę, a później jak uciekała. Pod wpływem impulsu postanowił jej pomóc.
Ksawier spojrzał na swojego ojca. Ten był wściekły. Jeszcze nigdy nie widział go takim wzburzonym. Przeklinał wszystko i wszystkich, a szczególnie jego. Chłopak spuścił wzrok, nie mogąc spojrzeć mu w oczy. Zawiódł go, ale nie żałował. Nie mógł pozwolić Astrid umrzeć.
– Dlaczego? Wychowywałem cię jak własnego syna? Dałem ci dach nad głową, pracę. A ty pomogłeś uciec zdrajczyni?
– Ja wiem, jak to wygląda, ale poznałem ją. Ona nie jest niczemu winna. Początkowo jej się bałem, gdy ujrzałem, jak włada ogniem, myślałem, że jest wiedźmą. Dopiero po twoim pytaniu do mnie dotarło, że zamieszkał w niej smok.
– Myślałem, że mogę ci ufać, lecz to Efilias okazał się moim prawdziwym sprzymierzeńcem. Jesteś zdrajcą. Kochałem cię jak syna, lecz już nim nie jesteś – rzekł. W jego oczach oprócz gniewu pojawił się żal. Ksawier podniósł na niego spojrzenie.
– Nie żałuję, że jej pomogłem uciec. Ona nie zasłużyła na śmierć. Wierzę, że ma ważny cel, którego ty nie pojmujesz.
– Ma cel i wiem jaki. Liczę, że zginie, próbując lub moi ludzie ją wykończą. Już ustaliłem nagrodę za jej głowę. Po kilku dniach wszyscy będą o tym wiedzieć. Nie ukryje się przede mną.
– Dlaczego nie odpuścisz?
– Takie jest prawo, a ja stoję na jego straży – odpowiedział. Ksawier pokręcił głową. Popatrzył w prawo, gdzie wisiał zasłonięty obraz Ronalda.
– Też za nim tęsknię. On by tego nie chciał – rzekł.
– Straże, zabierzcie go do lochu. Jeśli za trzy dni mnie nie przeprosisz, zostaniesz stracony. Jestem zwykłym zdrajcą.
Ksawier spojrzał na niego przerażony. Król był naprawdę zdesperowany. Dwaj mężczyźni złapali go za ramiona i wyprowadzili z sali. Skierowali się do podziemi.
Panował tam zaduch, a powietrze było wyjątkowo stęchłe. Strażnicy rzucili go do pierwszej celi. W środku był już jakiś człowiek. Jego włosy opadały na twarz tłustymi strąkami. Broda przykrywała usta i brodę. Jego skóra pokryta była brudem. Ubranie podarte, ledwie trzymało się na wątłym ciele więźnia. Ksawier cofnął się na drugi koniec celi, by przestać czuć odór tego człowieka.
– Odstraszam, wasz mość, brzydzę. Kiedyś byłem taki sam jak ty – powiedział. Ksawier ujrzał, że w jego ustach nie ma właściwie zębów. Te, które zostały były niemal czarne. Stanowiło to koszmarny widok.
– Wierzę. Za co tu trafiłeś?
– Minęło tyle lat. Teraz to nie jest już ważne. Moje życie przestało mieć znaczenie. Już nawet nie wiem, jak jest na powierzchni – powiedział ze smutkiem. – A ty?
– Trudno to wyjaśnić, ale nie będę tu długo – odparł Ksawier. Spojrzał na mężczyznę. Zaczął już się przyzwyczajać do tego widoku. Przyglądał mu się, próbując odkryć, kogo mu przypomina.
– Wszyscy tak mówią. Ja kiedyś też to sobie powtarzałem.
– Trafię za szubienicę, jeśli nie przeproszę króla. – Słysząc to, starzec się uśmiechnął.
– To w czym problem? Powiesz, że żałujesz. Nie warto przez dumę tracić życia.
– Ale ja nie żałuję. Chciał stracić Astrid, pomogłem jej uciec. – Oparł plecy o ścianę, która okazała się wyjątkowo zimna. Czuł nierówne kamienie. Wbiły się w jego plecy ostre krawędzie.
– Widzę, żeś zakochany. Ty zaryzykowałeś dla niej życiem, a czy ona zrobiłaby dla ciebie to samo?
– Ona nie zasłużyła na śmierć. Mogła mnie zabić, ale tego nie zrobiła, chociaż wiedziała, że mogę ją zdradzić.
– A więc dług? Spłaciłeś już go. Nie jesteś jej nic winien – odparł mężczyzna.
Ksawier spojrzał na tego człowieka. Pod warstwą brudu skrywał się naprawdę mądry człowiek, który pomimo tylu lat spędzonych w więzieniu zachował jasność umysłu. Patrząc na niego, Ksawier przestał czuć obrzydzenie, lecz szacunek.
– Król nadal chce ją zabić za współpracę ze smokami. On ich nienawidzi.
– Przez śmierć Ronalda. Jestem tutaj od tego czasu. To ja go leczyłem. Byłem nadwornym lekarzem, ale teraz nikt o mnie nie pamięta – powiedział smutno. Ksawier spojrzał na niego ze współczuciem. – Robiłem, co w mojej mocy, nic jednak nie mogłem poradzić.
– To przeze mnie tu trafiłeś. Gdybym powstrzymał Ronalda przed opuszczeniem zamku...
– Nikt nie mógł się tego spodziewać. Nie czuj się winny tego, co się stało.
– Chciałbym, ale to wcale nie jest proste. Czasem słyszę jego krzyki bólu, gdy smok zaatakował – wyznał. Po jego policzkach spłynęły łzy. – Król wini te bestie, lecz ja postrzegam siebie jako sprawcę. Kochałem go jak własnego brata.
– Przykro mi. Ty obwiniłeś siebie, a król smoki. Obaj musicie zrozumieć, że to był nieszczęśliwy wypadek. Bogowie mieli w tym swój cel. – Ksawier kiwnął głową. Pewnie miał rację, ale i tak ciążyło mu sumienie na piersi. Polubił tego człowieka.
– Nie przedstawiłem się. Ksawier – rzekł chłopak.
– Wiem, widziałem, jak dorastasz. Wyrosłeś na odważnego młodzieńca. Astrid może być szczęśliwa, że ma cię za przyjaciela. Artur – rzekł. – Wybacz, że nie podam ci dłoni, ale sam widzisz, jakie są brudne. Pozwalają mi się myć tylko raz na dwa tygodnie. Za cztery dni przypada następny prysznic.
– Koszmarne warunki. Samotność musiała ci strasznie dokuczać.
– Od czasu do czasu przyprowadzali nowego więźnia, lecz później go zabierali. Poza tym mam swojego Cezarego.
– Kto to?
– Mój szczur, przychodzi od czasu do czasu. Jest bardzo dobrym słuchaczem. Tylko dzięki niemu nie oszalałem. Bywało, że znajdowałem się już na granicy.
– Będziesz tu do końca życia?
– Nie wiem. Liczę, że ktoś sobie o mnie przypomni, lecz już nie pamiętam innego życia. Teraz mam tylko te cztery ściany – rzekł, wskazując ręką na celę. Ksawier milczał, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. Chciałby go przywrócić dla świata. Obiecał sobie, że jeśli przeżyje, to mu pomoże. – Opowiedz mi o tej dziewczynie?
– Poznałem ją właściwie przypadkowo. Efilias chciał czegoś od niej. Pomogłem jej uciec. Później dowiedziałem się, że ma w sobie smoka. Dziwnie to brzmi, wiem. Może posługiwać się ogniem. Prawie spaliła cały las. – Uśmiechnął się na to wspomnienie.
– Bałeś się?
– Jak nie wiem. To wtedy oszczędziła mi życie, ryzykując, że wydam ją Łowcy Czarownic. Postanowiłem z nią podróżować. Nadal myślę, że zwariowałem.
– Zakochałeś się. Miłość odbiera rozum.
– Wcale nie, chociaż muszę przyznać, jest piękna, mądra i odważna. Gdybyś zobaczył ją, jak wyprowadziła nas z jaskini małych, czarnych smoków. Bałem się jak nigdy, a ona wydawała się niewzruszona – powiedział na jednym wdechu. Mężczyzna kiwnął głową.
– Kiedyś do niego dotrze, że się zakochał – pomyślał, ale nie wypowiedział, tych słów na głos.
– Nic nie powiesz?
– Nie wydaję mi się to konieczne. – Ksawier spojrzał na niego i wzruszył ramionami. – Idzie nasz posiłek.
– Skąd wiesz?
– Słyszę. W tych ciemnościach wyczulają się inne zmysły. Niesie je mój ulubiony strażnik, Kacper.– Starzec pociągnął nosem. – Będzie breja. Wrzucają do niej wszystko, ale nie jest aż taka zła.
– Pocieszające – mruknął. Odwrócił się w stronę kraty, by ujrzeć mężczyznę z tacą. Wsunął ją dołem przez szparę. Ksawier spojrzał na zawartość misy. W środku pływały przypalone resztki z pańskiego stołu.
– Co tam u ciebie, Kacper? Wszyscy zdrowi? – zapytał Artur, patrząc na mężczyznę w średnim wieku.
– Na szczęście tak. Widzę, że masz towarzystwo.
– To Ksawier. Pomógł dziewczynie uciec.
– Słyszałem o tym. Wiedźma uciekła w szponach smoka. Podobno go wzywała. Nie znam dokładnie szczegółów, ale to była wiedźma.
– Nie jest czarownicą – zaprotestował Ksawier.
– Co ty możesz o niej wiedzieć, chłopcze? Zamydliła ci oczy. Na pewno rzuciła na ciebie jakiś urok, bo nikt przy zdrowych zmysłach, by jej nie bronił.
– Nie znasz jej, więc się nie wypowiadaj. Spędziłem z nią dość czasu, by wiedzieć, że nie jest wiedźmą. – Artur przysłuchujący się całej rozmowie, postanowił ułagodzić spór. Strażnik był gotowy wkroczyć do celi i pokazać kto tutaj rządzi.
– Spokojnie, panowie. Dziękujemy, Kacprze, za posiłek. Na pewno będzie smakowity – rzekł z uśmiechem starzec. Strażnik delikatnie się uśmiechnął. Odszedł, obrzucając Ksawiera wrogim spojrzeniem. Chłopak popatrzył na Artura. Ten jadł breję. Odłożył swoją miskę na bok. – Potrzebujesz siły, lepiej coś zjedz.
– Nie mam ochoty. Jak on mógł nazwać ją wiedźmą?
– Nie zna jej. Powtarza tylko to, co słyszał. Na pewno przekaże władcy twój upór, że Astrid nie jest czarownicą. Jak nic trafisz na szubienicę, chłopcze.
– Chyba że przeproszę za pomoc w jej ucieczce. Nie chcę tego robić.
– Są rzeczy ważne i ważniejsze. Zastanów się nad tym – mruknął Artur. Ksawier spojrzał na niego. Nie wiedział, co ma zrobić, wiedział, że starzec ma rację. Czuł się rozdarty, chciał żyć, ale na myśl o przeproszeniu króla za coś, czego nie żałuje, sprawiała, iż czuł się jak oszust. –Jakaś panienka do nas idzie. – Ksawier usłyszał kroki. Obcasy stukały na posadzce. Ujrzał swoją przyjaciółkę, Ilonę. Była jedną z dwórek królowej.
– Jesteś idiotą. Już dawno powinieneś klęczeć przed królem i przepraszać za to, co zrobiłeś.
– Ty nic nie rozumiesz. To nie jest takie proste.
– Oczywiście, że jest. Powiesz: Żałuję, że pomogłem uciec wiedźmie. To się więcej nie powtórzy. To nie jest trudne.
– Ona nie jest wiedźmą. Nie żałuję tego, co się stało. Gdybym miał jeszcze raz zrobić to samo, nie wahałbym się ani jednej chwili. – Ksawier wstał, żeby być na wysokości twarzy Ilony. Ta spojrzała na niego i pokręciła głową.
– Nie musisz zrobić tego szczerze. Nie rozumiesz, że król nie chce cię zabić, lecz jeśli nie dasz mu szansy na ocalenie twojego, durnego łba to zginiesz? Więc powiedz strażom, że chcesz rozmawiać z władcą. Przeprosisz na kolanach, on cię wypuści i wszyscy będą szczęśliwi.
– Próbowałem mu to uświadomić, lecz jest uparty jak osioł – powiedział Artur.
– Nie da się ukryć. Ksawier zrób to dla mnie, nie chcę patrzeć na twoją śmierć. To nie jest wcale trudne, proszę. – Chłopak spojrzał na nią i kiwnął głową.
– Zgoda, zrobię to dla ciebie, Ilono, ale nie sprawi mi to radości.
– Za to mi tak – odpowiedziała. – Strażniku, Ksawier chciałby przeprosić króla. – Ten wszedł do celi i wziął chłopaka za ramię. Później zamknął kratę. Ilona szła tuż za nim. Chłopak czuł się jak oszust. Szedł prowadzony przez strażnika. Po chwili klęczał przed władcą. Ten spojrzał na niego.
– Podobno zmądrzałeś.
– Można tak powiedzieć. Chciałbym cię przeprosić za to, że sprzeciwiłem się twojej woli i pomogłem uciec zdrajczyni. Żałuję tego, co zrobiłem – skłamał bez zająknięcia. Władca wstał z tronu i podszedł do syna. Przytulił go mocno, a do ucha szepnął mu kilka słów.
– Wiem, że kłamiesz, ale nie szkodzi, wybaczam ci. Zakochałeś się, lecz ten stan minie i zrozumiesz swój błąd.
– Na pewno tak będzie – mruknął.
Król rozkazał zaprowadzić go do pokoju i obserwować. Wiedział, że ucieknie z zamku, zaprowadzi go prosto do dziewczyny, a wtedy zapłaci za zdradę. Oboje zapłacą. Kochał Ksawiera jak syna, lecz był władcą i musiał stać na straży prawa, a on je złamał.
Ksawier ucieszył się na widok swojego pokoju. Chciał znaleźć dziewczynę, ale czuł, że to podstęp. Król nie był głupi. Pragnął, żeby go do niej zaprowadził. Wezwał służącego i poprosił, by przygotował mu balię z wodą. Chciał się umyć, bo śmierdział więzienną celą.
W czasie, gdy sługa spełniał jego życzenie, Ksawier ściągnął z siebie ubranie. To opadło na podłogę. Był dobrze zbudowanym młodzieńcem, chociaż dosyć szczupłym. Nie miał, jak inni tak szerokich ramion, ale nie narzekał. Zanurzył się w wodzie. Powoli umył swoje umięśnione ramiona, nogi, tors. Później wyszedł i wytarł się. Ubrał swój strój podróżny. Założył torbę na ramię, do której schował parę przydatnych akcesoriów do zmiany wyglądu. Przed podróżą musiał jeszcze uwolnić Artura. Wyjął schowany za kufrem miecz.
– Tego oczekujesz, tato, czyż nie? – szepnął do siebie. – Utrudnię ci trochę zadanie. – Wyszedł z komnaty. Król nie postawił straży, co tylko utwierdziło chłopaka, że ojciec chce pozwolić mu uciec. Zszedł do podziemi. Napotkał pierwszego strażnika. Ogłuszył go. Następnego ujrzał tuż przy celi Artura. Rozgorzała walka. Ksawier na zmianę parował i atakował. Ranny strażnik padł na ziemię. Chłopak zabrał mu klucze i otworzył celę Artura.
– Co ty wyprawiasz? Chcesz tu wrócić?
– Wiem, co robię. Zaufaj mi. Zmywamy się – rzekł. Złapał starca za rękę. Ten szedł tuż za nim. Przemierzali ciemności, by w końcu dotrzeć do wyjścia. Nie wyszli głównym, lecz tajnym, które Ksawier odkrył wiele lat temu.
– Dziwne, dlaczego tak łatwo nam poszło?
– Król chciał, żebym uciekł. Myśli, że zaprowadzę go do Astrid – wyjaśnił. –Musimy się pośpieszyć. Mam pomysł, musisz mi zaufać.
– Niech będzie.
– Umiesz jeździć konno, prawda?
– Tego się nie zapomina – odpowiedział.
Ksawier uśmiechnął się. Ruszyli w przeciwnym kierunku niż Astrid. Chłopak miał plan, który miał nadzieję, że zadziała. Na samym początku musieli zdobyć konie. Najbliższe miasto znajdowało się pół dnia drogi od zamku. Bał się czy Artur dotrzyma mu kroku. Był starym i zmęczonym człowiekiem, którego mięśnie uległy degradacji na skutek siedzenia w celi. Dyszał ciężko. Ksawier zwolnił. Doszli do małego lasku. Ujrzał strumień.
– Może na mnie tutaj poczekasz? Umyjesz się, ja tymczasem zorganizuję nam konie i po ciebie wrócę.
– Dobrze, nie chcę cię spowalniać – odpowiedział Artur. Ksawier uśmiechnął się. Ruszył w dalszą drogę. Maszerował szybkim tempem, by jak najszybciej znaleźć konie.
***
Król spojrzał na swoich strażników. Donieśli mu o ucieczce Ksawiera z Arturem. Ten uśmiechnął się do siebie. Wszystko szło zgodnie z planem. Już za niedługo złapie Astrid i przykładnie ją ukarze. Rozkazał szpiegom śledzić tę dwójkę.
Królowa spojrzała na niego. Objęła go ramieniem i pocałowała. Szepnęła kilka uroczych słówek, na które ten się uśmiechnął. Nigdy nie sądził, że pokocha tę kobietę, lecz zmieniło się to z czasem, a teraz miała dać mu potomka. Lekarz nie miał wątpliwości. Dowiedział się o tym kilka minut temu. Królowa była w ciąży. Jeszcze nie ogłosił tych radosnych wieści, wcześniej musiał pozbyć się Astrid i Ksawiera. Ta dwójka zagrażała mu, jeśli wyda się, że to przez niego i jego przodków smoki atakują ludzi, to zbuntowaliby się przeciw niemu, a do tego nie mógł dopuścić.
– Wasza Wysokość, przybył Efilias Mistyk.
– Wprowadźcie go – rozkazał. Czarodziej ukłonił się przed władcą. – Czego chcesz?
– Myślę, że możemy sobie pomóc. – Władca dał mu gest ręką, by kontynuował. – Ja pragnę mocy Astrid, a ty chcesz się jej pozbyć i utworzyć Jeźdźców Smoków.
– Zgadza się. Wyjaśnij, co proponujesz.
– Obecnie znajduje się nad morzem, ale po oddaniu jaja morskim smokom skieruje się do następnego. Nim tam dotrą twoi żołnierze minie kilka dni w czasie, których zmieni miejsce swego pobytu.
– Do rzeczy, czarowniku.
– Ja będę je znał. Powiem ci, ale w zamian będę chciał ją dla siebie.
– Ksawier mnie do niej doprowadzi – odparł król. – To żaden interes, ale wspominałeś coś o Jeźdźcach Smoków.
– Tak. Z jej krwią dam radę oszukać nienarodzone smoki, że są bezpieczne i mogą się wykluć. Będziesz mógł ich stworzyć.
– Jaki jest haczyk? – zapytała królowa. Trzymała dłoń króla. Nie podobał jej się ten osobnik, od lat ostrzegała przed nim męża. To ona poprosiła go, by wysłał Ksawiera, żeby zbadał, co knuje czarodziej, lecz na próżno, był na to za sprytny.
– Dziewczyna jest mi potrzebna też do innych zaklęć, które nie są możliwe bez jej krwi i energii. Oprócz podania lokalizacji mogę cię wesprzeć w jej złapaniu zaklęciami, Wasza Wysokość. To chyba rozsądna oferta.
– Zgoda, będziesz mógł zachować dziewczynę, ale chłopak jest mój. Kogoś muszę powiesić za zdradę.
– To się rozumie, Wasza Wysokość – odpowiedział, kłaniając się nisko. Spojrzał na władcę. Ten uśmiechnął się do niego.
Wszystko słyszała dwórka królowej, Ilona. Od lat wzdychała do Ksawiera, lecz on nie zauważał tego, będąc ślepy na jej wdzięki. Była bardzo piękną kobietą, blond włosy opadały na kształtne piersi, a suknia podkreślała jej wąską talię. Miała wielu zalotników, ale ona kochała tylko Ksawiera. Zrobiłaby wszystko, żeby go ocalić. Królowa nic nie wiedziała o jej uczuciu do przybranego syna. Królowa oddaliła ją, gdy ruszyła z królem do komnaty.
Kolejny rozdział. Pojawili się Artur i Ilona. Co o nich sądzicie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top