Rozdział*6
Kiedy się obudziła, znajdowała się już na ziemi. Leżała na miękkiej trawie, a do jej nosa dotarł zapach morza. Powoli usiadła, rozglądnęła się dookoła, zastanawiając się, czy to nie był sen. W tej chwili odezwał się Artos.
– Śpiąca królewna się obudziła, jak widzę.
– Gdzie jesteśmy? – zapytała, ignorując jego uwagę.
– Niedaleko pierwszego jaja. Słyszysz je?
– Tak, bardzo wyraźnie. Mam za nim iść, tak? – upewniła się.
– Zgadza się.
Dziewczyna skupiła się na słyszanych prośbach. Zatraciła się zupełnie w tych odgłosach, ruszyła powoli przed siebie. Krok za krokiem szła w stronę morza, później gdy dotarła do plaży, przemieszczała się, mając je po lewej. Słońce chyliło się ku zachodowi. Omiatało swoimi promieniami twarz dziewczyny, lecz ta nie zwracała na to uwagi. Oczami serca widziała jajo morskiego smoka.
– Staraj się zatrzymać kontrolę nad swoim ciałem – polecił Artos. – Słyszysz mnie? – Astrid nie odpowiedziała. W smoczym sercu pojawił się strach o dziewczynę. – Astrid! – krzyknął. Dziewczyna ocknęła się z tego dziwnego transu.
– Co się stało?
– Zahipnotyzował cię. Ma bardzo silny wpływ na ciebie – poinformował.
– Jak mam się do niego zbliżyć, jeśli tracę kontrolę nad sobą? – zapytała.
– Ze zbliżeniem nie będzie problemu, ale gorzej z wyniesieniem jaja i przekazaniem smokom.
– To co zrobimy?
– Myślałem, że będziesz mniej podatna na ich hipnozę, ale się myliłem, niestety. Wygląda na to, że musimy pójść do świata syren.
– Po co? Nie rozumiem.
– Tylko one potrafią się przeciwstawić hipnotyzującej mocy smoka wodnego.
– Ale ja nie potrafię oddychać pod wodą, jakbyś nie zauważył – powiedziała.
– Ty to masz same problemy! – warknął. – Dobrze. Gdzieś niedaleko powinna rosnąć roślina umożliwiająca oddychanie pod wodą. Co prawda nie jestem pewny, jak zareaguje twój organizm, ale raczej od tego nie umrzesz.
– Ty to potrafisz pocieszyć człowieka! – odparła. – Dobra, to gdzie jest?
– Idź prosto. Teraz skręć w prawo! Nie to prawo! Oto ona! – powiedział. Dziewczyna ujrzała małą roślinkę o delikatnych fioletowych płatkach.
– Mam ją zjeść, tak?
– Dokładnie. Może będzie smaczna? – zasugerował. – Wcześniej lepiej zdejmij ubranie.
Astrid posłuchała go. Ukryła je w krzakach i jeszcze raz zerknęła na roślinkę. Teraz ujrzała małe włoski, które delikatnie łaskotały jej skórę palców. Włożyła ją do ust. Chciała od razu wypluć kwiat. Miał intensywnie słony smak, który przechodził w gorycz w miarę przeżuwania. W końcu go połknęła. Początkowo nic się nie działo, lecz po chwili zaczęła się dusić.
– Biegnij do wody! – rozkazał jej Artos.
Nie musiał dwa razy powtarzać. Morze znajdowało się w sporej odległości. Próbowała łapać powietrze. W jej oczach czaił się strach. Na szczęście udało jej się dotrzeć do morza. Woda była lodowata. Zanurzyła w niej głowę. Złapała głęboki oddech. Uspokojona weszła głębiej.
– Gotowa?
– Chyba tak, ale dziwnie się czuję. Mam wejść do królestwa syren całkiem naga?
– Raczej innego wyjścia nie masz.
– Dzięki, twoje pomysły są genialne. Ile mam czasu?
– Trudno stwierdzić. Zazwyczaj działanie ziela trwa przez jakieś osiem godzin – poinformował Astrid.
Dziewczyna poruszała nogami, przemieszczając się w głąb morza. Woda po pewnym czasie stała się przyjemna. Nad sobą ujrzała cień statku. Widząc go, popłynęła jeszcze głębiej.
Po pewnym czasie się spostrzegła, że na jej rękach, nogach i biuście pojawiły się łuski. Zdziwiła się lekko, ale stwierdziła, że to jakichś skutek uboczny.
– Daleko jeszcze? Ręce i nogi odpadają mi od machania nimi – jęknęła.
– Nie wiem, jestem tutaj pierwszy raz i oby ostatni. Możesz spróbować zawołać syreny – zasugerował. Dziewczyna wzruszyła ramionami i stwierdziła, że to nie taki zły pomysł. Otworzyła usta i próbowała krzyknąć, lecz zamiast krzyku wydobył się z nich śpiew.
– Nie przestawaj – polecił Artos.
Astrid dziwnie się czuła, śpiewając pod wodą. Szczególnie że głos, który się z niej wydobywał, brzmiał nienaturalnie, słodko i uwodzicielsko.
– Przestań natychmiast! – usłyszała. Zamknęła usta. Melodia ucichła. Spojrzała na nowo przybyłą. – Nie jesteś syreną, ale masz nasz głos i oddychasz pod wodą. Z tego, co widzę, jeszcze nie kontrolujesz go. To bardzo niebezpieczne. Spójrz do góry. – Astrid posłuchała syreny o wspaniałym błękitnym ogonie z łusek. Nad sobą ujrzała statek. – Prawie sprawiłaś, że się potopili. Jeszcze chwila i by rzucili się za burtę. Odpowiedz mi w myślach.
– Nie jestem syreną, właściwie trudno określić kim jestem. Nazywam się Astrid, chcę zwrócić smokom ich własność, ale nie potrafię zbliżyć się do jaja wodnego smoka bez utraty kontroli.
– Płyń za mną. Zaprowadzę cię do naszego władcy. Jeśli ktoś ma ci pomóc to właśnie on – stwierdziła. Astrid przystała na to. Syrena zaczęła płynąć. Jej ogon raz za razem przecinał wodę. Dziewczyna była w tyle.
– Poczekaj! Nie nadążam – poprosiła ją w myślach. Syrena zawróciła i złapała jej dłoń.
Po kilku minutach ujrzały podwodne miasto. Tętniło w nim życie. Syreny pływały między kolorowymi domami, przyglądały jej się ciekawie, kiedy przepływała obok. Astrid spoglądała na wszystko z zachwytem.
Dłoń syreny puściła jej rękę, kiedy znalazły się w pałacu. Dziewczynę najbardziej zdziwiło to, że pałac prezentował się dość skromnie. Był ogromny, nie mogła zaprzeczyć, ale poza tym nic szczególnego w nim nie było.
– Za zakrętem jest sala tronowa. Ja tam nie popłynę – powiedziała syrena.
Dziewczyna podziękowała jej. Zaczęła płynąć w stronę sali. Jej nogi poruszały się jednostajnym rytmem. W końcu znalazła się w sali tronowej. Kiedy tylko weszła, ujrzała władcę. Nie wyglądał tak, jak się spodziewała. Nie miał ani siwej brody, ani nawet trójzębu. Zamiast tego posiadał wspaniały ogon. Łuski się na nim mieniły. Czarne włosy okalały jego urodziwą twarz. Natomiast oczy spoglądały wprost na nią.
– Po co tu przybyłaś, śmiertelniczko? – zapytał ją.
– Potrzebuję pomocy. Zostałam wybrana, aby oddać smokom ich jaja.
– I co to ma wspólnego z nami?
– Pierwszym z nich jest jajo morskiego smoka, a ja nie jestem w stanie się do niego zbliżyć bez utraty kontroli.
– Chciałabyś, żeby któraś z syren je dla ciebie przyniosła? To wykluczone – stwierdził, spoglądając na dziewczynę.
– W takim razie nie ma może czegoś, co by sprawiło, żebym mogła zachować kontrolę nad własnym ciałem?
– Jest, ale nie wydaje mi się, żebyś zdołała to zdobyć. A na pewno nie z tymi nogami – powiedział, spoglądając na nie z odrazą.
– Ja muszę zwrócić smokom jaja, od tego zależy los milionów ludzi.
– Właśnie, ludzi, my nimi nie jesteśmy. Ze smokami żyjemy od wieków w zgodzie, natomiast ludzie to inna historia. Często łapali syreny, by pozbawić je łusek, bo z nich powstawała najpiękniejsza biżuteria – odparł. Astrid nigdy nie myślała o tym w ten sposób. Czasem widziała u kobiet z plemienia naszyjniki z łusek, ale nie sądziła, że pochodzą od syren.
– Nie wszyscy ludzie są źli. Współczuję syrenom, które je utraciły przez zachcianki. To musiało boleć – odparła.
– Gorzej, umierały w męczarniach przez wiele dni. Łaską byłoby je uśmiercić przed tym zabiegiem, ale ludzie są okrutni, śmiali się z ich cierpienia – powiedział tryton.
– Naprawdę mi przykro z tego powodu. Jednak czy mógłbyś mi pomóc i powiedzieć, gdzie znajdę ten przedmiot, który pozwoli mi na zachowanie kontroli nad ciałem przy jaju?
– Nic nie jest za darmo. Ludzie chyba wiedzą o tym aż za dobrze, prawda? – zapytał.
– Nie mam nic, co mogłabym ci dać, Wasza Wysokość – powiedziała i pokazała puste dłonie.
– Nie chodzi mi o żadną rzecz, lecz osobę. Przyprowadź do nas Ostrego Billa.
– Dlaczego właśnie jego?
– To on jest głównym dostawcą syrenich łusek – odpowiedział tryton.
– Ja teraz nie mogę wyjść na powierzchnię, przez kilka godzin mogę oddychać tylko tlenem rozpuszczonym w wodzie – powiedziała Astrid.
– To nie problem. Podpłyń do mnie – polecił tryton.
Kiedy znalazła się na wyciągnięcie jego ręki, ten jej dotknął. Dziewczyna w jednej chwili poczuła, jak powietrze z niej ucieka. Jakaś syrena złapała ją za rękę. Zaczęła ciągnąć ją ku powierzchni. Astrid czuła jak woda dostaje się do jej płuc. Z ulgą zaczerpnęła powietrza, kiedy znalazła się na powierzchni. Syrena pomogła jej dotrzeć na brzeg. Tam się pożegnały.
Astrid wyszła na wilgotny piasek. Wzrokiem poszukała krzaka, za którym ukryła swój dobytek.
Po kilku minutach poszukiwań w końcu go ujrzała. Ubrała się szybko, przy okazji zauważyła, że łuski, które pojawiły się po zjedzeniu dziwnej rośliny, nadal znajdują się na jej ciele. Liczyła, że z czasem znikną. Tymczasem postanowiła je ukryć pod materiałem. Po założeniu na siebie ubrania, które niestety było zapiaszczone, ruszyła do miasta, by zapytać o Ostrego Billa. Artos postanowił ku jej zdziwieniu siedzieć w milczeniu, co ją ucieszyło. Szła powoli przed siebie, a w jej głowie szalały myśli.
Tyle się zmieniło. W tym jej nastawienie do smoków, chociaż nadal czuła żal i rozgoryczenie za śmierć ojca, matki. To nadal było świeże. Dodatkowo zastanawiała się, co się stało z Ksawierem, czy nic mu nie jest. Martwił ją też mag, nie wątpiła, że nie odpuści, i król, na pewno wystawił już za nią listy gończe, ale tutaj posłańcy jeszcze nie dotarli.
Miasto było typowym portem rybackim. Widziała sieci, które schły na słońcu rozwieszone na palach i kobiety, które je zaplatały. Był też targ, na którym panował zapach ryb. Dla dziewczyny był to po prostu odór. Pierwszego napotkanego człowieka zapytała o Ostrego Billa. Ten spojrzał na nią z rozszerzonymi ze strachu oczami.
– Nie pytaj o niego. To sprowadzi na ciebie zgubę – poradził.
Astrid po jego słowach domyśliła się, że ten człowiek trzęsie całą okolicą. Odeszła bez słowa. Postanowiła wejść do karczmy. Karczmarze zawsze byli rozgadanymi osobnikami. Miejsce, które znalazła, nie należało do najpiękniejszych. Podłoga lepiła się od brudu. Bywalcy, którzy tam siedzieli i pili piwo obrzucili ją zaciekawionymi spojrzeniami. Niektórzy rzucili w jej kierunku niewybredne żarty, które ignorowała. Podeszła do lady.
– Coś podać, dziewczyno?
– Nie, dzięki, chcę tylko zaczerpnąć informacji – mówiąc to, położyła na stół talara.
– Jakiej?
– Gdzie znajdę Ostrego Billa? – zapytała wprost.
– Nie wymawiaj jego imienia, to niebezpieczne. Wszędzie ma swoich ludzi – szepnął. – Za tak cenną informację, trzeba więcej zapłacić. – Dziewczyna wyjęła jeszcze jedną monetę, na jej widok karczmarzowi zaświeciły się oczy. – Mieszka w rezydencji na pagórku, nieźle się obłowił.
– Dzięki – odparła. Wyszła z karczmy jak gdyby nigdy nic. Znalezienie rezydencji nie przysporzyło jej żadnych kłopotów. Ruszyła w jej kierunku.
Dom prezentował się naprawdę okazale. Pobielane ściany lśniły w świetle słońca. Dziewczyna zadzwoniła dzwonem, który znajdował się przy bramie. Dźwięk niósł się daleko. Kilka minut później ktoś wyszedł z rezydencji. Dziewczyna stwierdziła, że to jeden ze sługusów Billa.
– Czego chcesz, przybłędo?
– Bez takich, przyszłam do twojego szefa, Ostrego Billa.
– Po co? – zapytał, odchodząc bliżej bramy.
– Mam interes, nie wątpię, że się nim zainteresuje – rzekła pewnie.
– Wejdź – polecił, otwierając bramę. Astrid przeszła przez nią. Mężczyzna poprowadził ją wprost do rezydencji. Tam otworzył drzwi i wprowadził ją na przedpokój. – Zostaw miecz.
– Mogę odmówić?
– Takie są zasady – odparł spokojnie. Dziewczyna niechętnie wyjęła miecz i położyła na stojaku, który niewątpliwie dlatego się tam znajdował. – Zaczekaj tutaj, a ja zapytam pana, czy cię przyjmie.
– Dobrze. – Sługa zniknął za drzwiami. Dziewczyna rozejrzała się. Pan domu miał gust. Na ścianach wisiały przepiękne obrazy. Ku swojemu zdziwieniu na wszystkich znajdowały się syreny. Jej rozmyślania przerwał głos.
– Pan cię przyjmie – poinformował ją sługa.
Dziewczyna ruszyła za nim. Poprowadził ją prosto do gabinetu, jak się domyśliła po biurku, za którym siedział mężczyzna. Ku swojemu zszokowaniu był młody. Oczami wyobraźni wyobrażała go sobie jako osobnika po czterdziestce. Ten miał około dwudziestu lat.
– Podobno przybywasz do mnie w interesach. Słucham zatem – przeszedł od razu do rzeczy.
– Znam zioło, które pozwala oddychać pod wodą. Syreny nie mogłyby się przed tobą ukryć – powiedziała.
– Mówisz. Czyżbyś testowała?
– Tak i widziałam ich królestwo. Wspaniały widok – powiedziała spokojnie, chociaż serce biło jej jak szalone.
– Czy ty masz mnie za głupiego, dziewucho?! Wynoś się stąd! Jeśli myślisz, że uwierzę w coś takiego, jak magiczne ziele, to się grubo mylisz!
– Udowodnię ci. Tylko musimy pójść na plażę. Chyba że się boisz – dodała, wiedziała, że złapie haczyk. Tacy zawsze się na to łapali. Wystarczyło tylko zasugerować, że są cykorami.
– Dobra, ale wezmę ze sobą pomocników.
– Mi to nie przeszkadza – zgodziła się. Nie wątpiła, że da radę ich jakoś przechytrzyć. Mężczyzna wstał zza biurka. Położył rękę na jej ramieniu.
– Nie próbuj żadnych sztuczek. Mnie się nie oszukuje – ostrzegł. Astrid strąciła jego dłoń.
– A mnie się nie dotyka bez mojego pozwolenia – odparła. Ten słysząc to, zaczął się śmiać. – Idziemy, czy nie?
– Jasne, chodźmy – rzucił.
Wyszli z jego gabinetu. Dziewczyna wzięła miecz, który zostawiła na stojaku. Szef wezwał gestem dwóch swoich ludzi. Wyglądali na silnych. Włożył płaszcz. Ruszyli na plażę.
Ludzie, kiedy tylko widzieli Ostrego Billa, odwracali wzrok. Ten szedł tuż obok Astrid. Dziewczyna patrzyła pewnie przez siebie. Nie zamierzała sama zaczynać rozmowy.
– Widzisz, jak się mnie boją? – odezwał się z wyraźną dumą w głosie Bill.
– Ciekawe dlaczego? – rzuciła, nawet nie oczekując odpowiedzi.
– Widać, że nie jesteś stąd. Każdy słyszał, co robię z tymi, którzy mnie oszukają i zawsze dostaję to, czego chcę – odparł.
– Mam pytanie, dlaczego w twojej rezydencji wszędzie są obrazy syren? – zapytała, zmieniając temat.
– Każdą z nich złapałem. Mój malarz uwiecznia je przed zabiegiem.
– A wiedziałeś, że one przez pozbawienie łusek umierają w męczarniach?
– Zasługują na taki los – rzekł. Astrid chciała zaprotestować, ale Artos ją powstrzymał.
Dotarli na plażę. Dziewczyna powoli ściągnęła z siebie ubranie, pozostawiła tym razem tylko koszulę. Wyjęła z kieszeni dwa kwiaty dziwnej rośliny i ruszyła do morza.
– Bill, na co czekasz? Chyba nie boisz się wody, co?
– Skąd w ogóle taki pomysł? – zapytał.
Ściągnął ubranie. Coś powiedział szeptem do swoich ludzi. Astrid poczekała, aż wejdzie do wody, po czym wzięła do ust kwiat. Skrzywiła się, czując okropny smak. Podała mu drugi kwiat. Zanurzyła się w morzu.
– Gdzie jesteś? – Astrid nie odpowiedziała, zamiast tego złapała go za nogi, ściągnęła w dół. Ten kopał rozpaczliwie, próbując uwolnić się z jej uścisku. Na migi pokazała mu, by włożył kwiat do ust. Ten w końcu to zrobił.
– Władco Mórz, sprowadziłam go – posłała mentalny komunikat.
Złapała za rękę Billa. Zaczęła płynąć. Mężczyzna zauważył łuski na jej nogach, wyrwał się z jej uścisku. Próbował wypłynąć na powierzchnię, by dać znać znak swoim ludziom, że coś jest nie tak. W tej chwili pojawili się dwaj trytoni, w rękach dzierżyli coś na kształt włóczni. Wycelowali je w Ostrego Billa. Ten próbował uciec, lecz zbyt wolno płynął. Astrid uśmiechnęła się do niego z czystą satysfakcją.
– Na plaży jest dwóch jego ludzi – poinformowała trytonów.
– Dziękujemy za informację, syreny się nimi zajmą. Dobrze się spisałaś. Płyń za nami.
– Nie nadążę – zaprotestowała.
– W takim razie za chwilę przypłynie po ciebie syrena i zabierze cię do władcy.
– Dziękuję.
Zauważyła dwie syreny, te zaczęły śpiewać swoją pieśń. Astrid cieszyła się, że na razie jest na nią odporna. Natomiast ludzie Billa nie byli. Biegiem rzucili się do morza. Syreny swoim wdziękiem i śpiewem kusiły ich. Ci płynęli coraz głębiej, by je złapać. Nie obchodziło ich, że za chwilę zabraknie im powietrza.
Astrid nie patrzyła dłużej, gdyż przypłynęła syrena, która miała ją zabrać do władcy. Złapała ją za rękę. Razem płynęły w głębinę. Astrid podziwiała kolorowe rafy i ryby, jakie mijały. W końcu ujrzały pałac. Tak jak poprzednio syrena nie wpłynęła z nią do sali tronowej.
Hejka, Słodziaki :D W końcu świat syren, osobiście uwielbiam. Jak sądzicie, co spotka Ostrego Billa?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top