Rozdział*5
Myśleli, że wszystkie przygody na tę noc się skończyły. Zapomnieli o magu, który nie zamierzał dać im spokoju. Długo myślał, co na nich nasłać. Nie zmierzał uśmiercać dziewczyny, była potrzebna mu żywa, nie zależało mu natomiast na Ksawierze.
W końcu zdecydował się na jeden z trudniejszych czarów. Chciał ożywić skalną figurę, jego wybór padł na lwa. Kiedy stał na czterech łapach przewyższał go o głowę. Zwierzę ruszyło biegiem w ciemność nocy, by przyprowadzić Astrid. Nie odczuwał zmęczenia. Jego potężne łapy uderzały raz za razem o ziemię. To właśnie ten odgłos, jaki przy tym wydawały, obudził Ksawiera. Chłopak dotknął delikatnie ręki Astrid. Ta ocknęła się niemal od razu.
- Co się dzieje?
- Słyszysz? - zapytał.
Dudnienie stawało się coraz głośniejsze. Wstała z ziemi, biorąc do ręki miecz. Nie brzmiało to jak smok. Próbowała dojrzeć, co go wydaje. Dopiero po chwili ujrzała lwa. Na samym początku myślała, że jest żywy, lecz kiedy podbiegł bliżej, zauważyła, że jest szary.
- Kamienny, na pewno mag go na nas nasłał - powiedział.
- On chyba zaatakuje - stwierdziła.
Zamiast tego jednak zaczął coś ryć pazurem na ziemi, kiedy skończył, odsunął się. Dziewczyna ostrożnie podeszła do tego miejsca. Koślawe litery układały się w wiadomość: Jeśli nie chcesz, by lew rozszarpał twojego przyjaciela, to usiądź na grzbiecie zwierzęcia. Efilias.
- On chce mnie żywą - stwierdziła. - Ksawier, schowaj się za mną. - Chłopak wyjątkowo nie protestował. Mag, widząc oczami lwa, co się dzieje, zaklął. Była sprytna, ale widział, że chłopak nie da rady przez cały czas się ukrywać za jej plecami. Lew zaczął się zbliżać. Dziewczyna delikatnie się przesunęła. Ksawier zrobił dokładnie to samo, co ona. Zaczął się taniec, w którym lew próbował się dostać do chłopaka.
- Masz jakiś pomysł? - zapytała z nadzieją. Jej wzrok cały czas utkwiony był w lwie, by szybko skorygować pozycję, jeśli zaszłaby taka potrzeba.
- Za chwilę wyjdę za twoich pleców. Widzisz ten kamień, który stoi po twojej prawej?
- Tę skałę? Widzę - zapytała.
- Kiedy tam się znajdę, odwrócisz uwagę lwa. Zgoda?
- Możemy spróbować - powiedziała.
Chłopak spojrzał na lwa i wybiegł za pleców dziewczyny. Ten od razu rzucił się na niego, ale chłopak był szybszy. Dotarł do wysokiej skały. Lew pędził szybko. Dziewczyna, gdy znajdował się tuż przy chłopaku, krzyknęła, ten odwrócił głowę. Rozpędzony trafił w głaz. Ten zachwiał się. Przy pomocy Ksawiera opadł na lwa.
- Brawo! - krzyknęła radośnie do uśmiechniętego chłopaka. Ksawier podszedł do dziewczyny.
- Dobry plan, prawda?
- Aż dziw, że ty go wymyśliłeś - powiedziała kąśliwie. Dała mu kuksańca w bok.
- Zabolało. Chodźmy spać, mam dość wrażeń na jedną noc.
- Zgoda - przyznała mu rację. Ułożyli się na ziemi, która jeszcze była wilgotna od deszczu, ale nawet to im nie przeszkodziło w zaśnięciu.
Ranek według nich nastał zdecydowanie za wcześnie. Po szybkim śniadaniu ruszyli w dalszą drogę. Ksawier spojrzał na Astrid, dziewczyna wydawała się zamyślona.
- Powiesz mi w końcu, dokąd zmierzamy? - zapytał, przerywając ciszę.
- Nie ufam ci na tyle - odparła. Zobaczyła w oczach chłopak, że poczuł się urażony jej słowami, ale nie kłamała. Wiedziała, że za niedługo i tak się dowie, gdy znajdzie pierwsze jajo.
- Skoro już razem podróżujemy to, chyba powinnaś mi zaufać.
- Powierzyłbyś mi swoje życie? - zapytała.
- Już raz to zrobiłem, zaufałem ci, gdy przechodziliśmy między tymi smokami - powiedział.
- Ja jeszcze bym tego nie zrobiła, dopóki nie udowodnisz, że mogę ci całkowicie zaufać, dopóty nie powiem ci, jaki jest cel naszej podróży - odparła. Ksawier kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Nie dziwił jej się, przecież chciał ją wydać w ręce inkwizytora.
Do południa niewiele się działo, co cieszyło dziewczynę. Później jednak napotkali rycerzy. Astrid spojrzała na nich, zastanawiając się, co tutaj robią. Z tego, co wiedziała, rzadko opuszczali bezpieczne mury miasta.
- Ty jesteś Astrid z Atarich? -zapytał jeden z mężczyzn. Dziewczyna miała wielką ochotę zaprzeczyć, ale wiedziała, że nie ma to większego sensu.
- Zgadza się. O co chodzi?- zapytała.
- Król chce się z tobą widzieć.
- Dlaczego? - Nie rozumiała, po co władca chciał się z nią spotkać. Zastanawiała się czy do niego także dotarły plotki o jej połączeniu ze smokiem, a może chodziło o jej ucieczkę z miasta.
- Nie znamy powodu. Pomogę ci wsiąść na wierzchowca - zaproponował rycerz. Astrid spojrzała na niego i pokręciła głową.
- Nie jeżdżę konno - odparła.
- Pieszo zajmie to dużo czasu, a władca chce się z tobą widzieć natychmiast - rzekł mężczyzna, wyciągając w jej stronę rękę. Dziewczyna spojrzała na konia z nieufnością. Podała dłoń rycerzowi. Przerzuciła nogę przez siodło. W tej samej chwili koń stanął dęba, a dziewczyna zleciała na ziemię. Ksawier od razu do niej podszedł.
- Wszystko dobrze? - zapytał, a w jego głosie usłyszała troskę.
- Mam kilka siniaków, ale wszystkie kości są całe - odpowiedziała, a następnie zwróciła się do rycerzy. -Widzicie, że konie mnie nie lubią i z wzajemnością - rzekła, spoglądając na karą klacz, która przed chwilą ją zrzuciła.
- Spróbuj jeszcze raz, ta jest dużo łagodniejsza - powiedział, wskazując na inne zwierzę. Dziewczyna podeszła do niego z nieufnością. Usadowiła się w siodle. Koń zaczął wierzgać we wszystkie strony, co poskutkowało bolesnym spotkaniem z ziemią dziewczyny.
- Dziwne, zazwyczaj się tak nie zachowują - stwierdził i pogładził po szyi klacz. Wsiadł na nią jednym ruchem. Astrid ruszyła za nimi. Wiedziała, że ich spowalnia, ale tym się nie przejmowała. Im dłużej zajmie im podróż do zamku, tym później spotka się z królem. Ksawier skorzystał z propozycji rycerza i teraz siedział za jednym z mężczyzn, co chwilę jednak odwracał się, sprawdzając czy wszystko w porządku z dziewczyną.
- Nie podoba mi się to - odezwał się Artos.
- Nie tylko tobie, ale nie ucieknę przed nimi - powiedziała, spoglądając na rycerzy.
- Poczekajmy na rozwój wydarzeń, lecz miej się na baczności i postaraj się kontrolować emocje.
- Spalenie zamku nie leży w moim interesie, postaram się trzymać je na wodzy, ale wiesz, że czasami nie potrafię ich kontrolować.
- Niestety zauważyłem - odparł Artos, nie siląc się na uprzejmości. Astrid nie skomentowała tego. Dopiero po chwili zorientowała się, że rycerz coś do niej mówi.
- ... za trzy godziny będziemy.
- Świetnie - odparła, uznając, że to najbezpieczniejsza opcja. Rycerz chyba był zadowolony z jej odpowiedzi.
Kilka godzin później przekroczyli kamienną bramę. Wokół panował tłok, ale ludzie rozstępowali się, robiąc im przejście. Patrzyli ciekawie na dziewczynie. Ta starała się iść dumnie. Zgromadzeni szeptali między sobą, gdy wkroczyła do zamku. Na szczęście w środku nie było aż takich tłumów. Z każdą chwilą Astrid coraz bardziej się denerwowała. Artos szeptał jej uspokajające słowa, ale pomiędzy palcami dziewczyny i tak latały iskry. Wkroczyli do sali tronowej. Króla jeszcze nie było w środku. Niedługo później jednak się pojawił.
- Synu, podejdź do mnie i powiedz czego się dowiedziałeś - zwrócił się do Ksawiera. Ten niechętnie się zbliżył do ojca.
- Niewiele, mag poszukiwał tę dziewczynę, z tego co się dowiedziałem uważa, że zamieszkał w niej smok.
- Czy tak jest w istocie? - Ksawier spojrzał na dziewczynę, ta patrzyła na niego z wyczekiwaniem.
- Nie, jest zupełnie normalna - odparł.
- Doprawdy? - zapytał i wstał z tronu. Zbliżył się do dziewczyny. Ta spojrzała na niego z wyczekiwaniem. - Dlaczego wygnali cię z plemienia?
- Nie mogę zabić smoka.
- Nie możesz czy nie chcesz? zapytał podchwytliwie.
- Nie mogę - rzekła. - Wasza Wysokość - dodała, uznając, że tak powinna się do niego zwracać.
- Z jakiego to powodu?
- Nie mogę rzec - odpowiedziała, licząc, że nie będzie dalej dociekał.
- Tak? Wiesz, że jest złym nawykiem kłamać swemu władcy? - Dziewczyna wiedziała, że nie jest dobrze. Król najwyraźniej należał do tych, którzy wiedzą zbyt dużo.
- Nie kłamię - broniła się. Władca najwyraźniej postanowił zmienić strategię
- Wygnali cię z powodu, tego iż zamieszkał w tobie smok i właśnie dlatego nie jesteś w stanie ich zgładzić. Mam rację?
- Ja... Tak, Wasza Wysokość.
- To smutne, gdy ważniejsza jest jakaś dziewczyna niż ojciec, ale rozumiem. Czyżbyś się zakochał? - zapytał, nie grzesząc subtelnością. Na te słowa Ksawier zarumienił się.
- Skąd! Ona mi się w ogóle nie podoba! - zaprotestował. Król słysząc, jego zapewnienia roześmiał się głośno, ale po chwili spoważniał. - Pójdź do swojej komnaty. Ja mam do pomówienia z Astrid. - Chłopak zaczął otwierać usta, by zaprotestować, ale powstrzymał się, widząc, że to nie prośba, lecz rozkaz. Posłał dziewczynie przepraszające spojrzenie i wyszedł z sali. Król spojrzał na Astrid.
- Już wiemy, że istotnie masz w sobie smoka. Jak do tego doszło?
- Walczyliśmy ze smokiem, on zaatakował. Potem ranił mnie w nogę i zemdlałam.
- Coś skąpa ta twoja opowieść. Postaraj się dodać więcej szczegółów - polecił. Dziewczyna jęknęła w duchu.
- Dobrze, zgłosiłam się do wyprawy, by naprawić swój błąd.
- Jaki?
- Za późno ostrzegłam towarzyszy. Mój ojciec... Smok go zabił. Wiedziałam, że to kiedyś nastąpi, ale nie sądziłam, iż zobaczę to na własne oczy. Ja... Nie chcę o tym mówić - rzekła, a jej oczy stały się wilgotne od łez na myśl o ojcu.
- Dobrze, wróćmy do twojej opowieści. Po błędzie zgłosiłaś się do wyprawy na smoka. Co działo się dalej?
- Zaczęło się klasycznie od włóczni. Moją złapał w szpony. Uniósł mnie wysoko. Wspięłam się po łańcuchu i zadałam cios. Ten zaczął spadać. W ostatniej chwili zeskoczyłam. Ranił mnie w nogę. Zemdlałam. Później nasza szamanka podała mi łzy smoka, abym przeżyła. To bardzo trudnodostępny środek leczniczy.
- Coś zauważyłaś jakieś zmiany?
- Nic mu nie mów! - warknął Artos.
- Nie mogę tego zdradzić, obiecałam.
- Albo mi wszystko powiesz, albo trafisz na szubienicę! Wybór jest chyba prosty. Nie sądzisz?
- Nie mogę! Straciłam wszystko, na czym kiedykolwiek mi zależało, dlaczego nie pozwolicie mi normalnie żyć! - krzyknęła. Miała ich wszystkich serdecznie dość. - Ja tego nie chciałam! Nie prosiłam o to! Smoki zabiły moich rodziców, a ja nawet nie mogę się zemścić! Jedna noc przekreśliła wszystko, rozumiecie?
- Uspokój się - rozkazał Artos, ale dziewczyna miała już dość. W jej oczach płonął gniew. Iskry między palcami zmieniły się w płomienie, które szalały na wszystkie strony. Władca spoglądał na to przedstawienie z przerażeniem, ale i fascynacją.
- Posłuchajcie mnie uważnie, chcę normalnie żyć. Wygnali mnie z plemienia przez smoka, który znajduje się w moim sercu i wiecie co, dzięki niemu zrozumiałam, jak niektórzy ludzie są źli. Zabraliście im dzieci i dziwicie się, że atakują? Ja je rozumiem i wiem, że są lepsze od was!
- A więc to o to chodzi? Chcesz oddać smokom jaja? Wiesz, jak trudno było je zdobyć. Ilu rycerzy przy tym stracili ja i moi przodkowie?
- Ty, samolubny starcze! Kiedyś żyliście w pokoju, ale przez waszą chciwość sprawiliście, że ludzie muszą żyć w strachu. To przez was moi rodzice nie żyją, gdyby nie wy do niczego by nie doszło!
- Licz się ze słowami! - rozkazał.
- Nie. Nie jesteś moim władcą. Atarich zawsze działali poza jakąkolwiek jurysdykcją.
- Ty już nie jesteś jedną z nich! Wygnali cię i nic tego nie zmieni! W dodatku współpracujesz ze smokami. Trafisz na szubienicę, zaręczam ci! Straże! - krzyknął. Astrid spojrzała na drzwi, przez które wpadli rycerze.
- Artosie, masz jakieś pomysły?
- Jeden, ale ci się nie spodoba - stwierdził.
- Nieważne. Powiedz, oni są coraz bliżej, nie wiem, jak długo dam radę ich odstraszać płomieniami - rzekła.
- Musisz pozwolić mi przejąć kontrolę nad twoim ciałem - stwierdził. Dziewczyna była w szoku przez chwilę, by w końcu zaprotestować gwałtownie.
- Nie ma takiej opcji! Chyba już wolę trafić na szubienicę.
- Twój wybór, uważaj na tego z tyłu. Ma kuszę i właśnie szykuje się do strzału.
- Skąd wiesz?
- Słyszę. Uchyl się. Teraz! - krzyknął wprost do jej głowy. Dziewczyna wykonała polecenie. - Ja bym potrafił nas stąd wydostać, gdybym tylko miał kontrolę.
- Nie. Ma. Mowy - warknęła.
- Aleś ty uparta! - mruknął gniewnie. W tej samej chwili do sali wpadł Ksawier, który musiał usłyszeć, co się dzieje. W ręce trzymał miecz. Zaatakował pierwszego strażnika. Władca spojrzał na syna w szoku. Nie mógł się pogodzić, że postanowił jawnie się mu sprzeciwić.
- Uciekaj, ja ich powstrzymam! - krzyknął, siłując się z kolejnym. Astrid nie czekała dłużej. Ruszyła do drzwi, które teraz stały otworem. W czasie biegu próbowała ugasić płomienie, ale nie mogła wystarczająco się skupić. Przed sobą ujrzała strażników, biegli w jej stronę. Zawróciła i skręciła w jakichś boczny korytarz. Ci ruszyli za nią.
- To ślepy zaułek, nie ucieknie! - krzyczeli.
- Na Karakala! - przeklęła. Wbiegła do jakiejś komnaty. Pod drzwiami postawiła toaletkę.
- Wbiegła do tego pokoju - usłyszała. Rozglądnęła się, szukając jakiegoś wyjścia. Jej serce biło jak szalone. Jej wzrok padł na okno. Otworzyła je. Znajdowała się dosyć wysoko.
- Jakieś pomysły? Poza przejęciem kontroli nad moim ciałem - zastrzegła. Wyobraziła sobie, jak przewraca oczami.
- Powtarzaj za mną. Ja, Astrid, połączona krwią i duszą z Artosem, proszę o pomoc. Niech przybędzie Alosed i pomoże mi w potrzebie. Zaklinam cię na dawny dług - polecił. Dziewczyna powtórzyła za nim słowa.
- Głośniej! - warknął Artos. - Myślisz, że usłyszy cię, jak będziesz tak szeptać?
- Niech ci będzie, w sumie i tak już biorą mnie za wiedźmę. Ja, Astrid, połączona krwią i duszą z Artosem, proszę o pomoc. Niech przybędzie Alosed i pomoże mi w potrzebie. Zaklinam cię na dawny dług! - krzyknęła. Strażnicy dalej próbowali dostać się do środka, ale toaletka była naprawdę ciężka. - Za ile przybędzie? Oni za chwilę tu wejdą - powiedziała, patrząc na coraz większą lukę.
- Za chwilę, latanie jest szybsze od chodzenia, ale jednak trochę to zajmuje.
- A jeśli mnie nie usłyszał? - wyraziła swoje wątpliwości.
- To mamy problem, ale pretensję możesz mieć tylko do swojego słabiutkiego głosika - stwierdził kąśliwie.
- A co z Ksawierem?
- Jest księciem, w najgorszym wypadku wsadzą go do lochu na kilka tygodni - odparł spokojnie.
- To mnie pocieszyłeś - odparła.
W tej chwili do komnaty wbiegli strażnicy, którym w końcu udało się wyważyć drzwi. Dziewczyna spojrzała na nich przerażona, oni spoglądali na nią w podobny sposób. Cofnęła się delikatnie i stanęła na parapecie. Przeszła przez okna i stanęła na gzymsie. Czuła chropowatą strukturę kamieni. Dłońmi dotykała drewnianych okiennic, które się zapaliły. Patrzyła na ogień z przerażeniem.
- Skacz! - rozkazał Artos.
Dziewczyna wykonała polecenie. Ku swojemu zaskoczeniu złapał ją w szpony wielki smok. Strażnicy, widząc to, zamarli. Po chwili jednak rzucili się, by ugasić płonące okiennice. Jeden z nich pobiegł ogłosić ucieczkę. Dziewczyna spojrzała do góry. Widziała łuski na brzuchu smoka. Miały lekko zielony odcień. Później spojrzała na dół. Wszystko było takie malutkie. Schowała płomienie.
- Artosie, nie chcę narzekać, ale czy długo będziemy tak lecieć?
- Dzięki temu dużo szybciej będziemy na miejscu. Tydzień drogi pokonamy w jeden dzień. To chyba opłacalne?
- Skoro tak mówisz. Powinnam podziękować Alosedowi? - zapytała niepewna.
- Nie zaszkodziłoby - odparł Artos. Dziewczyna skierowała swoje myśli do zielonego smoka.
- Dziękuję, Alosedzie, za ratunek - powiedziała.
- Gdybyś nie była połączona z Artosem, marny człowieku, już dawno bym cię połknął w całości. Na przystawkę, bo na deser jesteś zdecydowanie zbyt koścista.
- Pocieszające - mruknęła.
- Bądź miła - polecił Artos. - Nie chcesz mieć z niego wroga.
- To niech on będzie miły dla mnie. Póki, co nazwał mnie marnym człowiekiem i do tego kościstym, więc jakoś nie mam ochoty z nim rozmawiać, chyba żeby wypomnieć mu, jak bardzo głupi jest i co o nim myślę.
- Nie zapominaj, że nam pomógł.
- By spłacić jakiś dług. Inaczej by nawet nie kiwnął szponem, jeszcze by im pomógł.
- Astrid! - warknął wściekły Artos. - To jeden z bardziej szanowanych smoków. Lepiej nie mieć z niego wroga.
- Nie potrafię tak, mówię, co myślę, a uważam, że on jest nadętym smokiem.
- Przy bliższym spotkaniu zyskuje - mruknął, ale Astrid nie była przekonana.
- A niebo jest czerwone - stwierdziła. - Dobra spróbuję, ale jeśli coś palnę, to będzie twoja wina. - Spojrzała w dół. Licząc, że nie powie czegoś, co sprawiłoby, że wypuściłby ją ze szponów. Znajdowali się wysoko ponad ziemią, właśnie przelatywali nad jakimś kanionem, który widziała pierwszy raz.
- Dzięki, o łaskawa - odparł z przekąsem.
- Nawet mnie nie irytuj! - poleciła, po czym skierowała się do Aloseda. - Jak poznaliście się z Artosem?
- Co to cię obchodzi, dziewucho?
- Bez takich, przeszłam kilkanaście kilometrów, mając na karku maga i smoki, które tylko czekały, by zrobić sobie ze mnie przekąskę, żeby teraz nazywać mnie dziewuchą. Jestem Astrid.
- A co dalej?
- Nic, wygnano mnie przez smoka, który nie wiedzieć, czemu postanowił zrobić sobie w moim sercu miejscówkę.
- Też się dziwię, nawet na ciebie patrzeć jest trudno - odparł. - Ładna nie jesteś.
- Za to ty nie potrafisz prawić komplementów - warknęła.
- Czyżby odezwał się twój charakterek, dziewucho?
- Czy ty próbujesz mnie wkurzyć, co gburowaty smoku? Jeśli tak, to świetnie ci idzie.
- O... gburowaty, tego jeszcze nie słyszałem na swój temat. Potężny, przerażający bardziej, by pasowały - powiedział wyraźnie rozbawiony.
- Jeśli ty jesteś potężny, to ja grzeczniutka.
- Pasuje idealnie. Lepiej bym cię nie określił - zaśmiał się. Astrid miała już tego serdecznie dość, najchętniej znalazłaby się na ziemi, ale oszczędzała czas, czemu nie mogła zaprzeczyć. Z każdym kilometrem słyszała coraz wyraźniej prośby o pomoc niewyklutego smoka.
- Widzisz, Artosie? Nie potrafię być dla niego miła.
- Rozbawiłaś go, to już coś - stwierdził.
- Nie jestem śmieszna! - zaprzeczyła. Artos nie odpowiedział. Dziewczyna postanowiła się już nie odzywać. Skrzydła równomiernie wznosiły się i opadały, co wkrótce ją uśpiło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top