Rozdział*35

Leśne elfy czekały na sygnał do wymarszu. Utworzony portal lekko lśnił. Nikt się nie odzywał ani nie poruszał. Majestatyczne istoty wyglądały niczym posągi, jedynie lekkie ruchy klatki piersiowej zdradzały, że żyją. Królowa spojrzała na nich i jako pierwsza przekroczyła portal. Zwiadowcy już na nią czekali.

– Jak wygląda sytuacja?

– Połączona ze Smokiem znajduje się w namiocie, pod którym stoją straże. Do tej pory król Darknes odwiedził ją dwa razy, inne elfy siedzą blisko ogniska. Natomiast w lesie zauważyliśmy kilku ludzi, najprawdopodobniej uciekli przed Mrocznymi Elfami, Wasza Wysokość.

– Dobrze, lepiej, żeby trzymali się z dala. Jak wygląda okolica?

– Sporządziłem mapę, Wasza Wysokość – poinformował kobietę. Rozłożył ją przed nią na stworzonym z roślin stoliku, który wyrósł spod ziemi – proszę spojrzeć. Z tej strony jest las, przez niego przepływa rzeka. Natomiast druga strona nie zapewnia żadnych kryjówek, Wasza Wysokość.

– To trochę utrudnia sytuację. Podejrzewam, że właśnie na tym otwartym terenie Darknes będzie chciał przeprowadzić ceremonię, co oznacza, że dostać się do niego będzie można przez obóz lub tą doliną, na której trudno będzie się schować. Przynajmniej w czasie ceremonii.

– Jaki jest plan, Wasza Wysokość?

Władczyni pokrótce przestawiła swój pomysł elfowi, ten zgodził się niemal od razu. Ukłonił się przed królową i skierował się do pozostałych elfów, by przekazać im, co mają zrobić.

***

Daimon spojrzał na idącego przed nim smoczka. Pamiętał, jak się zachowywał, gdy szli po Owoc Małego Słońca, więc widział, że coś jest nie tak. Sam równie czuł się źle, wciąż chciałby zawrócić do Astrid i do swoich ludzi. Bał się o nich. Rzadko przyznawał się do strachu, tego go nauczyli Atarich. Smoki go wyczuwały. Pogładził po grzbiecie Werbena, który szedł tuż obok niego. Zasłonili mu oczy tuż przed wschodem słońca. Wędrowali już kilka godzin, Daimon wiedział, że przed nim jeszcze co najmniej tydzień wędrówki. Dla niego to było nic niezwykłego, ale martwił się o Grouda i Werbena. Maluch wyraźnie zwolnił.

– Chwila przerwy – zarządził Daimon, widząc miejsce osłonięte przed słońcem. Niewielki zagajnik zapraszał ich swoim wyglądem do swojego wnętrza. Cała trójka usiadła w cieniu drzew.

– Daimonie...

– Tak?

– Astrid da sobie radę, mam przeczucie – stwierdził smoczek, spoglądając wprost na Daimona.

Chłopak przez chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć. Chciałby przyznać mu rację, lecz wątpił, żeby dała radę z Mrocznymi Elfami. Bał się tego, co mogą z nią zrobić. Gdyby miał możliwość, zająłby jej miejsce, lecz nie był w stanie nic zrobić. To bolało go najbardziej.

– Na pewno, ma Artosa. Razem coś wymyślą – odpowiedział, nie chcąc niszczyć nadziei malucha. W głębi duszy jednak liczył, że Groud ma rację i niepotrzebnie się martwi. Oparł się wygodnie o pień drzewa. Werben położył się na jego nogach, pozwalając się głaskać. Daimon dalej był zdziwiony, że to zwierzę zachowuje się jak oswojone. Zaczął się zastanawiać, czy kiedyś nie miał innego pana.

– Jesteś głodny?

Zwierzę odwróciło głowę w jego stronę, co uznał za odpowiedź twierdzącą.

– A ty Groud?

– Ja nie jem, tego co wy. Przynajmniej tak sądzę. Mam ochotę na skałę.

– Skałę? Jesteś smokiem ziemi, więc może faktycznie żywisz się skałami. Nie zaszkodzi spróbować, w końcu będziemy długo podróżować, a coś musisz jeść. Chodź, poszukamy ci jakiejś skały.

Daimon wstał z ziemi, otrzepał spodnie. Werben łasił się do niego.

– Dobrze, wcześniej ty dostaniesz jedzenie, głodomorze. Wędzoną rybkę? Wiem, nie pachnie za pięknie, ale jest dobra. – Zapewnił, dając kawałek Werbenowi.

Ten szybko zjadł swoją część. Oblizał się i poprosił mruczeniem o kolejny kawałek.

– O nie! Ja też chcę coś zjeść. Ten kawałek jest mój – stwierdził. Wziął rybę do ust, ale gdy poczuł, jak Werben się o niego ociera, podzielił porcję i podał część towarzyszowi. Uśmiechnął się, widząc radość stworzenia. Skierował się do Grouda, który czekał na niego niedaleko.

– Chodźmy już!

Daimon nie odpowiedział, ruszył zaraz za Groudem. Werben również nie zamierzał ich zostawić, zrównał swój krok z młodzieńcem. Znaleźli niewielki kamyczek. Groud powąchał go niepewnie i spróbował zjeść. Na próbie się skończyło.

– Błe! To jest niejadalne, prawie sobie zęby połamałem.

– Może jednak nie powinieneś jeść skał? Że też nigdy nie uczyli, co jedzą smoki ziemi.

– I co teraz? Jestem taki głodny!

– Zrobimy tak... niedaleko jest miasto, w którym mieszka przyjaciel mojego ojca. Nie raz pomagał Atarich. Jeśli ktoś ma wiedzę o smokach, to właśnie on.

– A to nie wyda mu się dziwne, gdy zapytasz, co jedzą smoki ziemi? – zapytał lekko zaniepokojony Groud.

– Pożyczę od niego Księgę Ras, to nie wyda mu się podejrzane. Nie raz tak robił mój ojciec.

Groud wydawał się usatysfakcjonowany odpowiedzią. Radośnie ruszył przed siebie.

– Nie tędy, musimy lekko zboczyć z trasy. I wiesz, że przed wejściem do miasta będę musiał cię schować w torbie?

– Nie lubię tam siedzieć – jęknął.

– Nie dziwię ci się, ale to nie potrwa długo. Większy problem będzie z Werbenem. Ludzie na pewno takiego nie widzieli, więc mogą się go przestraszyć. Jednak zostawienie go poza miastem, gdy ma zasłonięte oczy, byłoby nieodpowiednie. – Pogładził Werbena, który wydał z siebie pomruk zadowolenia.

– Coś wymyślimy – stwierdził maluch – chodźmy już. Jestem taki głodny.

– Może jednak spróbujesz naszego jedzenia? Chyba ci nie powinno zaszkodzić?

– Nie, moja intuicja mi mówi, że nie powinienem.

– Dobrze, rozumiem. Ruszajmy – powiedział Daimon.

***

Chmury zbierały się na niebie, płynęły leniwie od strony morza, zapowiadały deszcz. W oddali widoczne były ich szare kłęby. Zofia zauważyła je, dopiero kiedy Zefir skręcił na południe. Jego skrzydła niosły ich coraz wyżej. Kobieta zauważyła, że trudniej jej oddychać, lecz nie wiedziała dlaczego. Leciała przytulona do Zefira, kręciło jej się w głowie, nudności sprawiały, że chciała jak najszybciej wylądować.

– Nie zasypiaj, Zofio – poleciła bogini, której głos rozległ się, gdy powieki kobiety opadły. – Jesteś już prawie na miejscu.

Zefir nie zwalniał nawet na chwilę, znajdowali się na tyle wysoko, że nie miałby gdzie wylądować. Na jego sierści pojawiły się kropelki potu, a z jego nozdrzy dochodziły głośne, ciężkie oddechy.

Zofia otworzyła oczy, jakby wyczuła, że widać już cel ich wyprawy. Plamy latające jej przed oczami nie pozwoliły jej przyjrzeć się dokładnie wspaniałej budowli. Wydawała się unosić na chmurze. Przez okna przelatywał wiatr, sprawiając, że słychać było ciche gwizdanie. Ściany błyszczały delikatnie, a wszystkie wydawały się ulepione z chmur. Wokół latały istoty o skrzydłach przypominających te ptaków, lecz dużo większych. Skórę mieli jasną, niemalże białą, tylko błękitne refleksy pojawiały się gdzieniegdzie. Oczy wyróżniały się, gdyż były większe niż u ludzi. Na głowie gościły włosy, które wyglądały jak metale szlachetne.

Zofia z trudem zeszła z pegaza, dalej kręciło jej się w głowie. Kobiecie wydawało się, że posadzka pod jej stopami się chwieje, podobnie jak cały świat. Zasłoniła sobie usta, gdy poczuła mdłości.

– Za chwilę się przyzwyczaisz – poinformowała ją bogini.

Mijały minuty, nikt nie zwracał uwagi na kobietę, która usiłowała dojść do siebie. Kucnęła, licząc, że to przyniesie jej ulgę. Świat powoli wracał do normalnego stanu, oddech stał się głębszy, a Zofia odważyła się ponownie wstać.

– Skoro już ci lepiej, to musisz wiedzieć, że znajdujesz się na terenie pałacu Wingów. To dumne istoty, które można w łatwy sposób urazić. Kiedy z kimś rozmawiasz, utrzymuj cały czas kontakt wzrokowy. Inaczej mogą uznać, że ich okłamujesz. – Przerwała na chwilę. – Zauważ, że nie mają ust, więc będę kierować swoje myśli wprost do twojej głowy. Ty powinnaś zrobić to samo. Przyjdzie ci to naturalnie.

– Czy jeszcze o czymś powinna wiedzieć?

– Odsłoń mój amulet. Będą wiedzieć, że jesteś moją wysłanniczką. I wyjmij już podarunek dla nich – poleciła. – Przekażesz go królowej.

– Jak mam się zachowywać przed władczynią? Mam się ukłonić?

– Pod żadnym pozorem masz tego nie robić! Kiwnięcie głowy to jedyny gest szacunku, jaki możesz zrobić. Jako moja wysłanniczka jesteś jej równa – zaprzeczyła bogini.

Zofia zdziwiła się. Ona miała być równa królowej? To wydawało się nieprawdopodobne. Poprawiła swoją sukienkę i wyjęła podarunek dla władczyni. Trzymała go w obu rękach, bojąc się, że go uszkodzi.

– Jeszcze musisz wiedzieć kilka rzeczy. Twój ojciec nie powiedział ci, ale był nad morzem, aby oddać jajo smoka. Władca ukrywał przed ludem prawdę, bo jego przodkowie zabrali pięć jaj smoków. To dlatego smoki zaczęły atakować. Musisz przekonać władczynię, aby zgodziła się porozmawiać ze smokami i zapewniła ich, że dzieci wkrótce do nich wrócą.

Zofia kiwnęła lekko głową, jej oczy się  rozszerzyły.

Skierowała się w stronę wielkiej bramy. Pomimo swojej wielkości wydawała jej się lekka, drzwi wykonane z kryształu, na którym wyrzeźbione niewielkie zdobienia w kształcie, którego nie potrafiła opisać. Delikatne łuki, koła, pętle tworzyły ucztę dla oka. Przed bramą, co ją zdziwiło, nie znajdowali się strażnicy. Natomiast ogromne drzwi otworzyły się przed nią. Zofia została wpuszczona do środka. Kobieta rozglądała się po wnętrzu. Zachwyciła się ogromem piękna, które ją otaczało.

Szła długim korytarzem, licząc, że ktoś jej wskaże drogę do sali tronowej. Od czasu do czasów widziała Wingów, lecz oni wydawali się jej nie zauważać, to było dla niej dziwne uczucie. Napotkała pierwsze rozwidlenie, jednak uznała, że skoro bogini nie każe jej skręcić, to powinna iść prosto. Minęła dwa kolejne, aż ujrzała drzwi, przed którymi stali, a właściwie unosili się strażnicy. Podeszła bliżej, czekając, aż ja zatrzymają, lecz nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie otworzyli jej drzwi, wpuścili tym samym Zofię do środka.

Dwa rzędy kolumn po obu stronach stworzone z chmur tworzyły przejście wprost przed tron władczyni. Ta czekała na nią, a gdy wysłanniczka bogini się zbliżyła, wstała ze swojego siedziska. Spojrzały na siebie. Zofia delikatnie kiwnęła głową, co władczyni odwzajemniła.

– Oczekiwaliśmy cię, wybranko bogini – rzekła, a jej głos rozchodził się w umyśle Zofii.

– Podejrzewam, że wiesz, co mnie sprowadza.

– Domyślam się, także po tej skrzyni, którą dzierżysz w swoich rękach.

Bogini rozkazała przekazać podarunek królowej. Wieczko odsłoniło zawartość, która zalśniła.

– Nowy rdzeń. Niezwykły dar i jakże wspaniały. Dziękuję. Pomówmy jednak o oczekiwaniach bogini.

– Chciałaby, abyś porozmawiała ze smokami.

– Tak, nie dziwię się – odpowiedziała, a jej oczy zalśniły niebezpiecznie – od lat nasz lud jest w sojuszu ze smokami. W przeciwieństwie do ludzi, którzy swoim bezmyślnym zachowaniem odebrali szansę na pokój. Nie winię cię, pomimo że do nich należysz.

– Większość ludzi o tym nie wiedziała, ja poznałam tę prawdę kilka minut temu. Król ukrywa ten fakt przed nami.

– Nie dziwię się, że to robił i dalej robi. To zbrodnia, zabranie dziecka.

– Zgadzam się, jestem matką, więc rozumiem ból smoków. Czekam dnia, aby znów zobaczyć Henryka. Jednak nie chcę, żeby świat, który znam, stał się gorszym miejscem, dlatego proszę, abyś, królowo, porozmawiała ze smokami. Jedno z jaj już zostało zwrócone.

Królowa patrzyła wprost w oczy Zofii, jej skrzydła poruszały się rytmicznie, gdy odezwała się ponownie:

– Za ten wspaniały dar oraz twoją szczerość jestem skłonna zastanowić się nad rozmową ze smokami. Jednak nie gwarantuję powodzenia.

– Rozumiem.

– Ale myślę, że powinnaś, wybranko, polecieć tam ze mną. Jako znak dobrej woli, także ze strony ludzi. Nic ci się nie stanie, bo jesteś pod moją ochroną.

– Zgódź się na to – poleciła bogini.

Zofia na samą myśl o spotkaniu oko w oko ze smokiem zadrżała, jednak zgodziła się na propozycję królowej.

– Polecę wysłać wiadomość do smoków. Nie należy przybywać bez zapowiedzi.

– To oczywiste, ile będzie trwało oczekiwanie na odpowiedź?

– Nie dłużej niż dzień, podejrzewam, że już wieczorem dostaniemy odpowiedź. Tymczasem pozostań naszym gościem, wybranko.

– Bardzo dziękuję – odpowiedziała i kiwnęła lekko głową.

Jeden ze strażników podleciał do niej i poinformował, że pokaże jej pokój. Zofia zgodziła się na to.

– Amori, do czego służy rdzeń?

– On zapewnia energię potrzebną do utrzymania zamku w powietrzu. Poprzedni rdzeń już dawno zaczął się wyczerpywać, inaczej ich pałac byłby dużo wyżej. Myślę, że za niedługo wzniesie się o kilkaset metrów. Będzie to powolny proces, więc nie musisz się o nic martwić. Twój organizm się zaaklimatyzuje.

– Dziękuję, bogini.

– Dobrze się spisałaś, nie wątpię, że u smoków również sobie poradzisz.

Zofia chciała przyznać rację bogini, ale wątpiła, że da sobie radę. Bała się smoków, nie raz widziała ich ataki. Ich ostre jak brzytwa zębiska, pazury zdolne do przecięcia skóry i mięśni. A do tego u niektórych ogień, który niszczył wszystko na swojej drodze. Teraz gdy dowiedziała się, dlaczego smoki atakowały, zaczęła im współczuć. Pomyślała, że przez wszystkie te lata próbowały zmusić ludzi do oddania ich dzieci.

Spojrzała na wolny pokój, który otworzył przed nią strażnik. Weszła do środka, dziękując mężczyźnie. Rozejrzała się dookoła, zauważyła właściwie tylko łóżko, które wyglądało jak chmura. Nie spodziewała się, że w pomieszczeniu może być tylko jeden mebel. Niepewnie dotknęła ściany, dziwiąc się, że jest taka miękka w dotyku.

Do środka wleciała Wing, w rękach trzymała suknię dla Zofii oraz płaszcz.

– Ubranie dla ciebie, wybranko.

– Dziękuję, mam pytanie. Czy jest tu możliwość umycia się?

– Umycia? Obawiam się, że nie, wybranko. Nigdy się nie myjemy, nie mamy jak się ubrudzić, gdyż nie schodzimy na ziemię – wyjaśniła.

– Ou... nie szkodzi. Macie może wodę chociaż?

– Tylko tę do tworzenia chmur – poinformowała.

Zofia powstrzymała się od jęknięcia. Nie mogła uwierzyć, że nie będzie miała okazji zmycia z siebie brudu. Podziękowała kobiecie za pomoc. Usiadła na łóżku, prawie z niego spadła, zaskoczona jego miękkością. Położyła się wygodnie, rozkoszując się delikatną strukturą mebla. Wydawało jej się, że jest lekka jak piórko. Nawet nie zauważyła, kiedy odpłynęła w sen.

Hejka, Słodziaki! Rozdział taki bardziej przejściowy, że tak powiem, ale za to pojawiła się nowa rasa. Jak Wam się podobają Wingowie?

Ach, i jeszcze jedna informacja. Korekta za radą dobrej duszki zostanie przeprowadzona po zakończeniu całej trylogii, co więcej na kolejną część nie będziecie musieli długo czekać, bo zaraz po zakończeniu Smoczej Krwi pojawi się Smocza Łza, czyli drugi tom. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top