Rozdział*31
Darios wyczuł mężczyznę, który niósł w ręku trzy kwiaty o złocistych płatkach. Nie sądził, że wróci. Już zaczął tracić nadzieję, bo słońce zdążyło już wstać. Jego promienie przyjemnie grzały jego łuski.
– Myślę, że to złocienie. Sok z nich powinien ci pomóc. Wyciągnie truciznę na rany.
– Liczę, że się nie mylisz. I tak nie mam już nic do stracenia.
– Wygląda to dużo gorzej. Rana zaczęła ropieć. Szkoda, że nie mam żadnych naczyń. Trudno i tak dam radę.
Mężczyzna zaczął rozcierać w dłoniach kwiaty, aż w jego dłoniach powstała miazga z roślin. Jego ręce kleiły się od soku. Przyłożył je do rany i starł go w ranne miejsce.
Darmowe poczuł pieczenie, ale się nie skarżył. Miał tylko nadzieję, że faktycznie zadziała.
– Teraz tylko musimy czekać. Może opowiesz mi coś o sobie?
– Chociaż tyle mogę zrobić za twoją pomoc. Przez inne smoki jestem uważany za mieszańca, moja matka pochodziła od smoków ognia, a ojciec był smokiem nieba. Wybrałem życie z ojcem. Było mi tam dobrze, zasłużyłem na ich szacunek. Przestali mnie uważać za kogoś gorszego.
– To dobrze. Co się działo potem? – zapytał, siadając wygodnie obok smoka.
– Stałem się wreszcie doradcą władcy smoków powietrza, to była długa droga. Ale warto było.
– Smoki nieba i powietrza to ten sam gatunek?
– Tak, to wymienna nazwa. Przez wiele dziesięcioleci służyłem radą władcy. Jednak kilka dni temu pomimo moich usilnych prób stanął po stronie Dragonisa, który chciał zniszczyć ludzi. Wieki temu to jego córka została skradziona, bardzo to przeżył. Kiedy zginął Firelid, Dragonisowi udało się dorwać do tronu. Na czym to ja skończyłem?
– Władca smoków nieba stanął po stronie Dragonisa – podpowiedział.
– Niestety, czułem, że nie mam wyjścia. Wyzwałem go na pojedynek.
– Wygrałeś?
– Przegrałem, gdyby ojciec się za mną nie wstawił, zginąłbym. Zamiast tego mnie oślepiono i wygnano.
– To straszne. Ty też zaczynasz wszystko od nowa, jak ja.
– Masz rację. Wiesz, co zrobiłem zaraz po tym jak mnie wygnano? Zmieniłem imię. Myślę, że powinieneś jakieś wybrać.
– Hmm... Magnus. Od tej pory będę się nazywał Magnus – stwierdził.
***
Zofia obudziła się wraz ze świtem. Sen pomógł jej pozbierać myśli, teraz była dużo spokojniejsza, chociaż wiedziała, że nie zobaczy jeszcze przez dłuższy czas syna. Zdawała sobie sprawę, że Artur dobrze się nim zaopiekuje. Teraz tylko pozostawało powiedzieć ojcu, że to on pojedzie po Henia. Liczyła, że zrozumie ją. Mężczyzna jeszcze spał, a z jego głos dobiegało głośne chrapanie. Nie chciała go budzić. Postanowiła, więc coś zjeść. Wyjęła bułkę i przełamała ją na pół, by drugą jej część później dać ojcu. Zaczęła jeść pieczywo, patrząc na morze. Popiła wodą kęs i zjadła trochę suszonego mięsa.
– Mam nadzieję, że dla mnie coś zostawiłaś? – usłyszała znajomy głos, jeszcze zaspanego Artura.
– Oczywiście, proszę. – Podała Arturowi kawałek bułki i gruszkę, wiedziała, że je lubi.
– Pyszności. – Zaczął jeść przysmak, a gdy zauważył minę Zofii, szybko połknął kęs i się odezwał: – Coś cię znowu trapi?
– Odbierzesz Henia ze świątyni? On cię właściwie nie zna, widział cię ledwie przez chwilę, ale dacie sobie radę.
– Nie wrócisz do niego? On czeka na ciebie.
– Chciałabym, ale nie mogę teraz. Zostawcie wiadomość w świątyni, gdzie się wybieracie, znajdę was.
– Dobrze. Nie musisz się o nas martwić. To mój wnuk.
– Dziękuję. Muszę ruszać, nie mam drugiej torby, ale weź część zapasów. Tobie też będą potrzebne.
– Nie, natura mnie nakarmi. Tobie prowiant jest bardziej potrzebny – stwierdził, kręcąc głową.
Zofia przytuliła się do ojca.
– Do zobaczenia – powiedziała i ruszyła na południe. Tam, gdzie kazała jej bogini. Czuła na swoich plecach spojrzenie taty. Pomachała mu po raz ostatni.
***
Ksawier obudził się z koszmarnym bólem głowy. Czuł się osłabiony. Dotknął swojego czoła, sprawdzając, czy nie ma gorączki, na szczęście to miał normalną temperaturę. Z trudem wstał z łóżka. Szybko się ubrał w swój codzienny strój, który nazywał dworskim. Używał go tylko, gdy był w zamku. Liczne ozdoby na kaftanie i koszuli sprawiały, że wchodził w rolę idealnego księcia.
Zadzwonił dzwonkiem po służbę, po chwili usłyszał pukanie do drzwi.
– Proszę!
Do środka wszedł Gerard, który już od wielu lat pełnił u niego służbę. Postawił tacę ze śniadaniem na stoliku.
– Czy mogę czymś jeszcze służyć, panie?
– Nie, to wszystko. Dziękuję, Gerardzie.
Mężczyzna ukłonił się i wyszedł z komnaty Ksawiera.
Chłopak zajął się śniadaniem, a dokładniej ciepłą owsianką, która smakowała wybornie. W międzyczasie przeczytał list od ojca, który kazał mu się zgłosić do ochmistrza. Wierny sługa króla miał mu wyznaczyć zadanie. Ksawier wiedział, że powinien tam się zjawić, inaczej król zorientuje się, że coś jest nie tak, ale zamierzał przy pierwszej okazji wymknąć się, by spotkać się z Iloną. Liczył, że potwierdzi jego domysły odnośnie miejsca, gdzie jest Dorian i że ma klucz do skrzydła królowej. Oczywiście przez lata nauczył się posługiwania wytrychami, ale gdy miał możliwość zdobycia klucza, to wolał z niej skorzystać.
Po skończeniu śniadania wyjął z buta do jazdy konnej list do Doriana i schował go w jednej z dodatkowych kieszeni. Wyszedł z komnaty, a następnie skierował się do ochmistrza, który nie należał do jego wielbicieli. Momentami widział mroczki przed oczami, ale nie przejął się nimi. Wiedział, że to przez połączenie z Astrid.
Zapukał do drzwi.
– Jesteś, Wasza Książęca Mość. W samą porę. Proszę za mną.
Ksawier niechętnie podążył za nim. Zastanawiał się, co takiego wymyślił, aby uprzykrzyć mu życie. Skierowali się do ogrodu, gdzie ochmistrz wskazał na Płonące Kwiaty.
– Wszystkie mają zostać zerwane. Gołymi rękami. Ogrodnik cię przypilnuje. Pamiętaj, żeby pozbyć się też korzeni, Wasza Książęca Mość – poinformował.
Ksawier pewnie by się tym przejął, gdy faktycznie zamierzał to robić, ale miał inne plany. Spojrzał na ogrodnika i podszedł do niego.
– Zapłacę podwójnie, jeśli zrobisz to za mnie – rzucił.
– Ale ochmistrz zakazał...
– Potrójnie i nikt się nie dowie.
Ogrodnik niechętnie się zgodził, liczył, że nikt nie przyjdzie sprawdzić, czy Ksawier wykonuje swoje zadanie. Spojrzał na Płonące Kwiaty, które były piękne, ale rozprzestrzeniały się jak chwasty, a ziemia, na której długo rosły, potrzebowała specjalnego nawozu, aby z powrotem stać się żyzna. Westchnął i zajął się pracą.
Tymczasem Ksawier skierował się mniej uczęszczanymi korytarzami wprost do komnaty królowej. Pod drzwiami stali strażnicy, zauważył, że ci najbardziej zaufani. Tych nie dałby rady przekupić. Zastanawiał się, jak mógłby dostać się do Ilony. Gdyby próbował zwyczajnie wejść do środka, strażnicy od razu donieśliby o tym królowi. Zdecydował się na ciekawszą opcję, wcześniej jednak musiał znaleźć okno. Na szczęście najbliższe nie było daleko i w dobrym miejscu, gdyż na korytarzu, którego używała tylko służba. Otworzył je na oścież. Przeszedł przez nie.
Kiedyś zdarzało mu się w ten sposób uciekać z komnaty, więc teraz było mu znacznie łatwiej opanować bijące serce, gdy powoli przesuwał się w stronę pokoju królowej. Spojrzał w dół, czego od razu pożałował. Znajdował się przy ścianie, która na dole była chroniona przez ostre ciernie. Nie chciał do nich wpaść. Wziął głębszy oddech i spojrzał na cel swojej wędrówki po gzymsie. Okno znajdowało się kilka metrów od niego. Jedna stopa trafiła na pustą przestrzeń, zauważył, że cześć gzymsu się odłamała. Położył stopę trochę dalej, na szczęście ten fragment był solidny. Już bez większych przeszkód dotarł do okna. Zapukał.
***
Ilona obudziła się z niespokojnego snu, znowu śniła jej się królowa. W pierwszej chwili nie wiedziała, co przerwało jej sen. Usłyszała pukanie. Wstała szybko z łóżka i spojrzała w okno. Ku swojemu zdziwieniu ujrzała Ksawiera. Uśmiechnęła się szeroko, nie mogła w to uwierzyć, dopiero po chwili otrząsnęła się z pierwszego szoku i otwarła okno, wpuszczając młodzieńca do środka. Przez chwilę zapomniała, że jest w ciele królowej i rzuciła się mu na szyję.
– Czyli to naprawdę ty – wydusił, gdy wreszcie go puściła.
– Jak się domyśliłeś?
– Królowa Elfów wiedziała. Oczywiście nie powiedziała wprost, ale się domyśliłem. Ilono, w co ty się wkopałaś?
– W skrócie, to zamordowałam królową. Wiperion pomogła mi zmienić postać, bym wyglądała jak ona, ale nie udało mi się oszukać króla. Wie, kim jestem – wyznała. – Ja się boję, że zrobi coś mojej rodzinie.
– Postaram się jakoś ich ostrzec, ale mam trochę ograniczone działania, pomimo pomocy Solona. Ale nie przyszedłem tu tylko rozmawiać. Masz klucz do skrzydła królowej?
– Oczywiście, w końcu nią jestem – powiedziała. Podeszła do małej toaletki i spod puderniczki wyjęła klucz. – A po co chcesz tam iść?
– Królowa elfów poleciła mi odnaleźć Doriana, mam mu do przekazania wiadomość. Będzie w skrzydle królowej?
– Zgadza się. – Zamilkła na chwilę. – Ksawierze, cieszę się, że tu jesteś. Nawet nie wiesz jak bardzo.
– Muszę iść. Trzymaj się, postaram się za niedługo cię odwiedzić, ale teraz muszę iść. Lepiej, żeby król nie dowiedział się, że nie wykonuję zadania od niego.
Ksawier wyszedł tą samą drogą, którą wszedł. Ilona patrzyła przez niego przez chwilę. Zamknęła okno i wezwała służącą, wiedziała, że powinna już zająć się swoimi obowiązkami. Po chwili ujrzała Dalię, która ukłoniła się przed nią. Dziewczyna nie patrzyła na nią.
– Czym mogę służyć?
– Pomóż mi ubrać suknię. Inną niż wczoraj – poleciła. Nie sądziła, żeby wszystkie jej suknie zostały przerobione z rozkazu króla. Chciała dać odpocząć plecom.
– Jak sobie życzysz, Wasza Królewska Mość. Może być ta?
– Tak, będzie idealna – stwierdziła, następnie pozwoliła ubrać na siebie piękną suknię w kolorze morza. Z trudem powstrzymała się od jęku, gdy Dalia zaciskała jej gorset. Liczyła, że król będzie wystarczająco zajęty, by o niej zapomnieć. – Ty wiesz, że nie jestem nią, prawda?
– Tak, wiem o tym, Wasza Królewska Mość – odpowiedziała.
– Król ma do ciebie zaufanie, większe niż do mnie. Co wcześniej robiłaś dla niego?
– To nieistotne, Wasza Królewska Mość.
– Skoro wiesz, że nie jestem nią, to po co dodajesz ten tytuł. Widzę, że mnie nie szanujesz. Widzę, że nie chcesz tu być.
– To, czego ja chcę, nie jest ważne, Wasza Królewska Mość. Przynieść śniadanie?
– Tak, poproszę, Dalio.
Ilona spojrzała na wychodzącą dziewczynę. Zastanawiała się, jak ma do niej dotrzeć. Czuła, że posiada tajemnicę, której nie chce zdradzić. Po odpowiedzi na poprzednie zadanie domyśliła się, że to może mieć znaczenie. Jednak nie wiedziała, jak da radę to sprawdzić. Domyślała się, że król nie byłby na tyle głupi, aby zapisywać w oficjalnym piśmie ludzi, którzy wykonywali dla niego bardziej dyskretne zadania. Przegryzła wargę, zastanawiając się, jak ma się tego dowiedzieć. Wcześniej nie miała takich problemów, często zdobywała informacje dla królowej, ale teraz miała jej twarz i nie miała komu zaufać. Pomyślała o Solonie, jeśli ktoś miała coś wiedzieć, to on, ale zdawała sobie sprawę, że nie powie nic królowej. Postanowiła, że poprosi Ksawiera o dowiedzenie się czegoś o Dalii. Jeśli Wiperion miała rację, to dziewczyna może być jej potrzebna.
Do środka weszła Dalia, jednak ku zdziwieniu Ilony miała puste ręce.
– W kuchni dostali zakaz dawania ci jedzenia, Wasza Królewska Mość.
– Trudno, chodźmy do gabinetu. Trzeba zaplanować bal na cześć króla.
Ilona wstała ze swojego miejsca i wyszła z pokoju. Nie musiała się obracać, by wiedzieć, że dwórka wraz ze strażnikami podążają tuż za nią. Trochę tęskniła za czasami, gdy to ona wędrowała za królową. Utrzymywała kamienną twarz i postawę godną królowej przez całą drogę do swojego gabinetu, dopiero w pomieszczeniu rozluźniła się lekko. Spojrzała na listę gości, którą zaczęła wczoraj tworzyć. Część z tych ludzi znała, bo towarzyszyła królowej na wielu balach. Zastanawiała się, czy te kontakty mogą jej się przydać, skoro teraz była królową. Bal był doskonałą okazją, by zdobyć ewentualnych sojuszników dla siebie, a niekoniecznie dla króla. Uczyła się rodów, gdy jeszcze szkoliła się na dwórkę, ale i tak korzystała z księgi zwierającej opisane drzewa genealogiczne.
Szukała rodu Latingów, ale zatrzymała się na Karolingach, gdy ujrzała znajomą twarz Ksawiera. Zdziwiła się, w sumie przez tyle lat uznawała za logiczne, że jest przybranym synem króla, więc nigdy nie zastanawiała się, kim był jego ojciec, ani jego krewni. Przy poszczególnych osobach były skromne informacje. Zauważyła, że kilka stron jest wyrwanych tam, gdzie powinno znajdować się o nich więcej informacji.
– Dziwne – szepnęła do siebie. Zamknęła księgę. Wstała od biurka i ruszyła do biblioteki. Liczyła, że w innej kronice znajdzie informacje, które z tej pozycji zostały wyrwane. Wyszła na zewnątrz. Nie odezwała się słowem do dwórki, która lekko się zdziwiła, ale nie skomentowała zachowania królowej. Zamiast tego podążyła za nią.
***
Drzwi do skrzydła królowej wyglądały zjawiskowo, Ksawier musiał to przyznać, piękne zdobienie sprawiały, że stanowiły niemal ozdobę. Włożył klucz do dziurki, przekręcił go. Usłyszał charakterystyczne kliknięcie. Otworzył ciężkie drzwi i wszedł do środka. Zdecydowanie wnętrze nie wyglądało tak, jak się spodziewał. Otworzył usta ze zdziwienia, nigdy nie widział tylu fantastycznych istot w jednym miejscu.
Nagle poczuł potworny ból, gdy elf przygniótł go do ściany. Przedramieniem podduszał go, przez co Ksawier ujrzał przed oczami czarne mroczki.
– Co tu robisz? – zapytał napastnik.
– Szu...szukam Doriana – wysapał.
– Znalazłeś, to ja – rzekł, puszczając Ksawiera, który masował swoją obolałą szyję.
– Kto przyszedł? – zapytał elfa Ryszard. – Toż to książę Ksawier. Liczę, że nic się Waszej Książęcej Mości nie stało – dodał, patrząc na elfa, który ze skrzyżowanymi ramionami bacznie obserwował gościa.
– Nic mi nie jest, mam dla Doriana list – powiedział, wyciągając wiadomość. – To od Królowej Elfów.
– Nie sądziłem, że jeszcze o mnie pamięta, ale nie ma wątpliwości. To pieczęć Jej Wysokości.
Niech Zieleń będzie z Tobą, Dorianie!
Znam wszystkie leśne elfy i o wszystkich pamiętam, o Tobie także Dorianie. Wiele tygodni minęło od czasu, gdy opuściłeś Elficki Las. Zostawiłeś mnie, co uznałam za zdradę, nie dziw się, że odcięłam się od Ciebie, ale nigdy o Tobie nie zapomniałam. Chciałbyś wrócić do domu, czuję to i daję ci na to szansę. Przyjmę Cię z powrotem do mego ludu, gdy pomożesz Ksawierowi opanować więź, którą utworzył z Astrid. Jest ona bardzo podobna do tej, którą tworzą elfy. Wiesz o niej najwięcej ze wszystkich moich elfów, więc to Ty musisz nauczyć księcia kontroli nad nią.
Wiem, że straciłeś część swojej mocy przez opuszczenie domu, aby ją odzyskać spał wiadomość i napar z jej popiołów wypij, to na pewien czas powinno Cię wzmocnić. Liczę, że wypełnisz moją prośbę, bo nie mogę tego nazwać rozkazem, gdyż nie jesteś mi poddanym, i wrócisz bezpiecznie do domu, gdzie twoje miejsce.
Niech bogowie nad Tobą czuwają,
Królowa Elfów.
Dorian zgiął kartkę, spojrzał na Ksawiera.
– Wygląda na to, że będziemy się spotykać częściej, niż bym sobie tego życzył. Mam cię nauczyć kontroli nad więzią.
– Tego się nie spodziewałem, ale muszę przyznać, że potrzebuję pomocy.
– Najlepiej przyjdź tu w nocy, wtedy więź staje się bardziej widoczna – rzekł. Odwrócił się od Ksawiera i spojrzał na Ryszarda. – Potrzebuję glinianej misy, wody i krzesiwa.
– Dlaczego? – zapytał zainteresowany.
– Nie powinno cię to interesować, człowieku.
– Nie ma informacji, nie ma rzeczy – stwierdził Ryszard.
Dorian zbliżył się do mężczyzny, tak że czuł na twarzy jego oddech.
– Posłuchaj mnie uważnie, człowieku, gdyby nie to, że tylko ty możesz przynosić mi wiadomości od Ilony, to już byś nie żył. Radzę ci mnie szanować, nie chcesz mieć ze mnie wroga.
– Szanuję cię, Dorianie, ale zapominasz, że dalej ja tu rządzę. To ja was karmię, to ja o was dbam, więc powinieneś mnie słuchać. Gdyby nie ty, to Ilona dalej by tu była, gdyby nie twój upór...
– Nie przy nim, starcze.
– Wiem, że ma teraz ciało królowej – wtrącił się Ksawier. – Królowa Elfów mi to powiedziała, a teraz wybaczcie, ale muszę wracać. Lepiej, żeby nikt się nie zorientował, że mnie nie ma.
– Pamiętaj, przyjdź w nocy – przypomniał Dorian.
Ksawier wyszedł ze skrzydła królowej. Zamknął je i ruszył wprost do ogrodu, licząc, że nikt nie zauważył jego nieobecności. Szedł mało uczęszczanymi korytarzami, wolał nie natknąć się na nikogo. Od czasu do czasu mijali go służący, ale nie sądził, żeby wiedzieli o karze dla niego. Król bardzo dbał, żeby problemy rodzinne nie wymykały się poza wąskie grono najbardziej zaufanych ludzi.
W czasie drogi mógł przemyśleć zachowanie Doriana, które go zaskoczyło. Wydawało mu się, że elfowi bardzo zależy na Ilonie, co go mocno zdziwiło, natomiast relacja jego z Ryszardem była raczej wymuszona okolicznościami. Był ciekawy, jak będzie dogadywał się z elfem. Teraz jednak miał poważniejszy problem, bo zauważył ochmistrza, który rozmawia z ogrodnikiem. To nie zwiastowało niczego dobrego. Przybrał swój pewny uśmiech, starając się wyglądać, jak książę. Nie widział, co takiego powiedział ogrodnik.
– Wasza Książęca Mość, z pewnością wytłumaczysz swojemu ojcu, dlaczego nie wykonujesz zleconego zadania?
– Oczywiście, że je wykonuję. Powiedziałeś, że mają zostać zerwane gołymi rękami i tak było, nie wspominałeś czyimi, ochmistrzu.
– Król na pewno się ucieszy z twojej odpowiedzi, bo chce cię widzieć natychmiast w swoim gabinecie. Proszę za mną.
Ksawiera niechętnie wykonał polecenie, w myślach zaklął, nie sądził, że król tak szybko będzie chciał go widzieć. To go niepokoiło. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie dowiedział się o jego wizycie u Ilony lub w skrzydle królowej. Za chwilę miał się tego dowiedzieć, ochmistrz zapukał do drzwi, a gdy usłyszał głos króla, wszedł razem z Ksawierem do gabinetu.
– Zostaw nas samych – polecił władca mężczyźnie, który właśnie zamierzał poinformować króla o zignorowaniu polecenia przez jego syna. Ukłonił się i wyszedł z gabinetu niezadowolony. – Siadaj.
Ksawier w milczeniu czekał na rozwój sytuacji, wiedział, że władca testuje jego cierpliwość. Wygodnie usadowił się na krześle i patrzył na ojca, który śledził każdy jego ruch.
– Doniesiono mi, że nad morzem widziano Mroczne Elfy. Czy coś o tym wiesz?
Ksawier wahał się tylko przez chwilę, jeśli chciał zdobyć trochę swobody, uznał, że najlepiej będzie powiedzieć częściowo prawdę.
– Tak, spotkałem je, ale z tego co wiem, podążają obecnie w głąb lądu. Poszukują Połączonej ze Smokiem.
– Najwyraźniej jednak trochę rozumu ci zostało. Jeśli to, co mówisz jest prawdą, to w sumie jest to mi bardzo na rękę. Skoro moi ludzie nie radzą sobie ze złapaniem dziewczyny, to elfy sobie poradzą.
– Nie uważasz ich za zagrożenie? W końcu wkroczyły na nasz teren.
– Dopóki szukają Astrid, to możemy ich uważać za gości. Wróg mojego wroga to mój przyjaciel. Wolałbym uniknąć konfliktu z nimi, Mroczne Elfy będą lepszymi sojusznikami niż przeciwnikami.
– Tak, oczywiście, ojcze. To, co mówisz, ma sens.
– A teraz wracaj do pracy – polecił. Spojrzał, jak Ksawier wychodzi z gabinetu. Władca zastanawiał się, gdzie popełnił błąd, że nawet przybranemu synowi nie może ufać. Spojrzał na wiszący portret Liliany, który kazał kiedyś namalować, miał ochotę go zakryć, ale wiedział, że ktoś mógłby to zauważyć. Na samą myśl o niej czuł smutek, ale też gniew na jej zabójczynię. Chciał ją zranić, tak jak ona zraniła jego, zabierając mu najdroższą osobę. Wiedział, co zaboli ją równie mocno.
Hejka, Słodziaki! Już zgodnie z tradycją przybywam z kolejnym rozdziałem Smoczej Krwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top