Rozdział*19
Ilona denerwowała się kolacją, która miała się odbyć za kilka minut. Przez kilka godzin nikt nie zorientował się, że nie jest królową, ale przy królu czuła się nieswojo i im więcej z nim czasu spędzała, tym było gorzej dla niej.
Chodziła tam i z powrotem po swojej komnacie, czekając na gong, ogłaszający posiłek. Dwórki wysłała do szorowania tiar. Było to jedno z najczęstszych poleceń Liliany, więc nie wzbudziło to ich podejrzeń. Chciała, chociaż przez chwilę, zostać sama.
Rozległ się znajomy dźwięk. Wzięła głębszy oddech, po czym opuściła swoją komnatę. Za sobą słyszała znajome kroki straży, a także dwórek, które wyłoniły się zza rogu. Przed wejściem poprawiła suknię. Dopiero po tej czynności wkroczyła do jadalni. Król już tam był. Wyprostowała się dumnie, po czym usiadła na miejscu obok niego.
– Dobry wieczór, Liliano.
– Nie nazwałabym go dobrym – odpowiedziała.
W międzyczasie położono przed nimi potrawy. Dziewczyna spojrzała z zachwytem na owoce. Wzięła pierwszy do ust, był to sedmak. Jeden z rzadszych specjałów. Wynikało to z niezwykłych preferencji rośliny do wzrostu. Uwielbiała zimne klimaty, więc była sprowadzana Coldlii leżącej za granicami Fantazji. Słodki miąższ i sok, które pod koniec stawały się kwaśne, stanowiły raj dla podniebienia.
– Pamiętasz, jak się poznaliśmy? – zapytał niespodziewanie.
Młoda kobieta aż się zakrztusiła. Nikt nie wiedział. Królowa o tym nigdy jej nie powiedziała. Nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Spojrzała tylko na króla. Ten wstał od stołu i złapał ją za ramię.
– Ja ci to wytłumaczę – odezwała się, stając na nogi.
– Zdecydowanie, ale nie tu – odparł – przejdziemy się. Nie próbuj żadnych sztuczek.
– Dobrze, Wasza Wysokość – szepnęła.
Serce biło jej jak szalone, gdy weszli w nieuczęszczaną część zamku. Bała się tego, co król z nią zrobi. Weszli do jednej z komnat. W środku kurz unosił się w powietrzu i leżał grubą warstwą na tkaninach zabezpieczających meble.
– Co zrobiłaś z moją żoną? – zapytał wprost.
– Zabiłam ją. – Spojrzała na króla z lękiem i lekko się cofnęła, gdy zobaczyła w jego oczach gniew. Chwycił za rękojeść swego miecza, ale nie wyjął go z pochwy. – Ja nie chciałam. – Padła na kolana przed władcą.
– Jak do tego doszło?
– Ja... ja... Nie mogę powiedzieć – wyszeptała. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Nie mogła wydać, że Ryszard i Dorian jej pomogli.
– Gadaj! Więcej nie powtórzę – rozkazał. Złapał ją za włosy i uniósł do góry, tak, że jej twarz znalazła się na wysokości jego.
– Nie mogę – powtórzyła, spoglądając prosto w oczy króla.
Władca rzucił ją na podłogę.
– Wydobędę to z ciebie, choćby to miała być ostatnia rzecz w moim życiu – powiedział – Ja ją kochałem! Ty mi ją zabrałaś! Zapłacisz za to!
– Zabijesz mnie. Czyż nie tego chcesz?
– Nawet nie wiesz jak bardzo, ale nie mogę, bo widzę moją Lilianę. Jednak są rzeczy gorsze od śmierci. Zamienię twoje życie w koszmar, zabiorę ci wszystko kawałek po kawałku, tak jak ty mi zabrałaś żonę i dziecko!
Po tych słowach zostawił Ilonę samą. Dziewczynę skuliła się. Zaczęła drżeć, bała się bardziej niż kiedykolwiek. W głowie wciąż rozbrzmiewały jej słowa króla. Nie wiedziała, do czego się posunie i to najbardziej ją przerażało. W głowie miała tysiące wizji, każda gorsza od poprzedniej.
***
Karol nie mógł dłużej spoglądać na kobietę, która wyglądała jak Liliana. Serce rozpadało mu się na myśl, że jego ukochana nie żyje. Z trudem powstrzymywał się, by nie wybuchnąć, ale znajdował się na granicy. W czasie drogi do grobu Ronalda błagał, by nikt do niego nie podszedł.
Ludzie chyba wyczuwając jego nastrój, starali się być niewidzialni, praktycznie przylegając do ścian. Karol opadł na kolana, dopiero gdy dotarł do krypty, gdzie pochowano jego syna. Spojrzał na jego posąg. Tak idealnie ukazujący jego niewinność i młody wiek. Zapłakał gorzko. Na nic więcej nie potrafił się zdobyć.
Najpierw stracił Ronalda, teraz Lilianę. Chciałby krzyczeć i wrzeszczeć, by wyrzucić z siebie gniew, ale nie mógł. Nie był w stanie, jakby informacja o morderstwie jego żony pozbawiła go resztki energii. W ustach czuł gorzki smak zemsty, pragnął, aby ta dziewczyna zapłaciła za wszystko, aby cierpiała jak on teraz.
Złapał się za klatkę, czując ból w okolicy serca, który wydawał się taki realny. Cierpienie pogłębiało się z każdą chwilą, podobnie jak gniew. Zacisnął dłonie w pięści. Paznokcie wbiły się w skórę, tworząc na niej krwawe półksiężyce.
Z ust wyszedł mu szloch, gdy przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie. Jeden z jego największych sekretów. Tylko on i Liliana znali prawdę. Stało się w to w jeden z najzimniejszych dni. Płatki śniegu opadały na ziemię i przystrajały krajobraz w biel. Tego dnia Karol wybrał się na spacer, chciał się uspokoić po rozmowie z ojcem.
Właśnie się dowiedział, że jednak postanowił z Romualda uczynić następcę tronu. Karol jednak czuł, że to on powinien zasiąść na tronie po śmierci ojca. W czasie spaceru dosłownie wpadł na Lilianę. Opadła na śnieg, jednak nie odezwała się ani jednym słowem. Wstała i się otrzepała, dopiero gdy to zrobiła, spojrzała na niego.
– Czy byłby pan łaskaw patrzeć, dokąd idzie? – zapytała chłodno.
Chwilę mu zajęło, nim zdołał wypowiedzieć chociaż słowo.
– Najmocniej przepraszam, piękna pani – rzekł. Na jego ustach pojawił się uśmiech, który sprawił, że i kobieta się uśmiechnęła. – Pozwoli pani, że w ramach przeprosin odprowadzę panią.
– Nie ma takiej potrzeby. Właściwie dopiero zaczęłam spacerować. Uwielbiam zimę.
.– Jest piękna w swym chłodzie – odezwał się, podając kobiecie ramię.
Obraz zamazał mu się przed oczami, gdy fala łez zebrała się w nich. Usta drżały mu, gdy wypowiadał imię swojej ukochanej. Później zaczął się modlić do Anuni, by wpuściła ja do swej krainy. Słowa myliły mu się, ale powtarzał jej raz za razem ochrypłym od płaczu głosem.
– Obiecuję ci, Liliano, że zapłaci za wszystko – szepnął w końcu – przysięgam na boginię Kali.
***
Kroki wyrwały Ksawiera z niespokojnego snu. Otworzył natychmiast oczy, lecz ciemność panująca dookoła nie pozwoliła mu ujrzeć gościa. Artur poruszył się niespokojnie. Po chwili usłyszeli skrzypienie drzwi celi.
– Wyłaź – rozległ; się szorstki rozkaz.
– Trzymaj się, wrócę po ciebie – zwrócił się do starca chłopak, wstając ze swojego miejsca. Trzymał ręce wysunięte przed siebie, usiłując nie wejść w kratę. Udało się połowicznie to osiągnąć, nie trafił w kratę, ale uderzył głucho w pierś elfa, ten wyrzucił z siebie przekleństwo.
Ksawier nie zamierzał go przepraszać, bo czuł, że z jego słów mogłyby wyjść również inne słowa. Spojrzał tempo w podłogę, czy raczej w ciemność rozciągniętą nad nią. Nie widział nawet swoich nóg. Elf złapał go za ramię i prowadził na pokład. Nie odzywał się do niego, nie widział takiej potrzeby.
– Drabina – ostrzegł elf, ale na to było za późno, gdyż Ksawier uderzył czołem w jeden z wyższych szczebli. Potarł je, po czym zaczął się wspinać po stopniach. Kiedy znajdował się wyżej, księżyc oświetlił mu drogę. Młodzieniec cieszył się, że wreszcie coś może zobaczyć.
– Więzień gotowy? – zapytał władca.
Ksawier z chęcią, by mu się przyjrzał, ale wolał nie ryzykować gniewu króla, nadal czuł pieczenie w okolicy policzka. Był pewien, że jest zaczerwieniony. Przyglądał się słojom na deskach pokładu, ich fantastycznym wzorom i kształtom, chociaż ledwie był je w stanie ujrzeć.
– Pora, abyś wypełnił swoje zadanie – zwrócił się do Ksawiera, podchodząc niebezpiecznie blisko. – Jeśli nie będziesz stawiał oporu, nie będzie bolało. Zapewniam,
Młody mężczyzna nie rozumiał, o czym mówi mroczny elf. Poczuł na swojej głowie zimne i niezwykle gładkie dłonie króla, jakby zostały wyciosane z marmuru. Później poczuł napór na swoją barierę w głowie, którą tworzył od lat. Instynktownie ją wzmocnił.
– Wpuść mnie, głupcze – usłyszał głos.
Ksawier wiedział, że utrzymywanie bariery byłoby głupotą, ale postanowił pokazać elfowi tylko to, czego potrzebował. Więź z dziewczyną. Resztę myśli schował do szuflad i komnat, stworzonych w swojej głowie. Wymagało to od chłopaka ponadprzeciętnego skupienia, gdyby nie to, że doskonalił się w barierach mentalnych, nigdy nie byłby w stanie tego dokonać, czym wyraźnie zdziwił elfa.
Obecność istoty zimnej i mrocznej w przestrzeni tak chronionej przez chłopaka napawała go strachem. Umysł podświadomie chciał się bronić przed intruzem, ale Ksawier usuwał wszystkie przeszkody z drogi władcy. W umyśle elf przemieszczał się jako wielka chmura ciemności, zaglądająca we wszystkie zakamarki, ale obchodziła go energia.
Jasność, jaka biła od więzi Astrid, przyciągała Darknesa jak ćmę płomienie. Pragnął się w niej zanurzyć, a zarazem nie mógł. Stał na skraju złotego jeziora, zaglądając w jego toń, szukając miejsca, gdzie znajdowała się dziewczyna. Spoglądał na otoczenie, w jakim się znajdowała. W identyfikacji nie pomagał fakt, że obraz poruszał się i wydawał się być za mgłą. Jednak to, co ujrzał, wystarczyło mu. Wiedział, w którym kierunku powinien zmierzać.
Wycofał się z umysłu Ksawiera. Chłopak odetchnął i na nowo zamknął bramę, przez którą wpuścił elfa. Nie mógł jednak się pozbyć brudu, jaki pozostawiła wizyta elfa w głowie. Widział małe ziarenka mroku, które opadły na żyzną ziemię jego umysłu.
Elf wydał kilka poleceń w swoim języku. Młodzieniec nie musiał kojarzyć słów, by wiedzieć, że to rozkaz do wymarszu. Ksawier poczuł pchnięcie od tyłu. Ruszył przed siebie. Spoglądał w dół, wolał nie ryzykować skrzyżowania wzroku, z którymś z nowych towarzyszy. Nie był do końca pewny, ile mrocznych wojowników go otacza, jednak mógł się założyć, że co najmniej dziesięciu.
Odgłosy ich kroków wydały się młodzieńcowi zdecydowanie za ciche. Oczywiście słyszał o bezszelestnym poruszaniu się, z którego zarówno elfy leśne, jak i mroczne słynęły, ale przy tak dużej grupie dawało to efekt tak zaskakujący i przerażający, że Ksawier nie byłby w stanie uwierzyć, że to w ogóle możliwe, gdyby nie znajdował się w samym centrum.
***
Artos poczuł, że czyjąś obecność w umyśle Ksawiera. Nie potrafił dokładnie określić kogo dokładnie, ale wyczuł, że nieznajomy został wpuszczony do mentalnego świata świadomie. Mógł jedynie zamazać obraz, chociaż wątpił, by to cokolwiek pomogło, bo z tej odległości nie mógł wpłynąć na więź, jaka utworzyła się między dziewczyną a chłopakiem, szczególnie że on był z nim powiązany pośrednio.
Astrid też wyczuła obecność kogoś w umyśle Ksawiera. Zaczęła się przed tym bronić, wysyłając przeszkody przez elfa, lecz wszystkie bez wyjątku były usuwane. Przesyłanie przez więź, nawet jeśli robiła to podświadomie, sprawiła, że opadła z sił. Poczuła zawroty głowy, które nasilały się z każdą chwilą.
Powieki stawały się ciężkie. Artos nawet nie podejrzewał, że dziewczyna może bronic się podświadomie. Wyglądało na to, że, odkąd postawiła barierę w swoim umyśle, jej zdolności obronne wzrosły. To go z jednej strony ucieszyło, a z drugiej strony brak świadomości tego, co robiła, był dla niej niebezpieczny.
– Astrid! – krzyknął.
Dziewczyna jednak znajdowała się na granicy świadomości. Kolejne fale energii wypływały z niej poprzez więź. Na szczęście wkrótce intruz znalazł się poza umysłem Ksawiera. Dziewczyna powoli otworzyła oczy. Czuła koszmarny ból głowy i dziwną ociężałość.
– Astrid, dzięki bogom.
– Co się stało? – zapytała słabo, łapiąc się za głowę.
– Nie kontrolujesz się, czy raczej swojego umysłu – wyjaśnił w skrócie.
– Nie rozumiem, czy to ma związek z moim osłabieniem? – spytała.
– I to duży. Rozciągnęłaś swoją obronę na umysł Ksawiera, nawet się nie zorientowałaś.
– Jakim cudem?
– Nie wiem, ale to nie może się powtórzyć. Szczególnie przy tak dużej odległości. Czujesz skutki, gdybyś znajdowała się jeszcze dalej, mogłabyś tego nie przeżyć – stwierdził. – Zwykle obrona zużywa małą ilość mocy, lecz nie gdy musi przebyć po więzi.
Astrid poczuła, że wóz się zatrzymał. Zastanawiała się, czy jednak postanowili zrobić obóz. Przerwała zatem rozmowę z Artosem i spojrzała do tyłu. Z tego, co zauważyła, rycerze zaczęli zsiadać z koni, ale nie zauważyła, by rozkładali namioty czy maty. Zatem uznała, że to raczej krótki postój.
– Rycerze są z pewnością padnięci – stwierdziła. – Ale z tego, co widzę, nie szykują się do snu. Raczej dają odpocząć koniom.
– Też tak sądzę, jednak może wrócimy do sprawy ważniejszej.
– Masz rację, to jak mam kontrolować rozszerzenie obrony? – zapytała.
– Problem jest w tym, że ty nie jesteś świadoma tego, co robisz. Twoją obroną jest las, a więc wokół niego rozciągniemy nić z dzwoneczkami. Wyobraź to sobie. – Astrid starała się na tym skoncentrować, ale nie była w stanie. Czuła, jakby las nie miał końca. Dawała kolejne kawałki sznurków, lecz im dłużej to robiła, tym gorzej jej szło. Myśli uciekały, nie pozwalając się skoncentrować na zadaniu. – Astrid, przecież możesz stworzyć pomocników, którzy ci pomogą. Nie musisz tego robić sama.
Astrid stworzyła sobie pomocników. Łatwiej było, gdy wyobraziła sobie swoich przyjaciół z wioski Atarich. Osoby przybrały ich kształt. Od razu pożałowała, że to właśnie ich wybrała na wzór. Do jej oczu napłynęły łzy. Tęskniła za nimi tak bardzo. Wyrwała się ze świata myśli.
– Astrid... – zaczął.
– Zostaw mnie w spokoju – poprosiła cicho.
Szloch wyszedł z jej gardła. Ramiona trzęsły się spazmatycznie, a po policzkach spływały kolejne łzy. Wsiąkały w materiał koszuli. Pragnęła poczuć na sobie ciepłe ramiona cioci, usłyszeć mądre słowa szamanki i chociażby zobaczyć Daimona. To wydawało się jej to teraz takie nierealne i odległe.
Dźwięki zaniepokoiły jednego z rycerzy. Powoli podszedł do niej i usiadł obok na wozie. Jego włosy już dawno zostały przyprószone siwizną, Ciemne oczy spoglądały na dziewczynę z troską.
– Astrid, prawda? – zapytał, przerywając milczenie.
Dziewczyna spojrzała na niego szklistymi od łez oczami. Otarła rękawem policzki.
– Tak – odpowiedziała – a tobie jak na imię?
– Wincenty – przedstawił się. – Dlaczego jesteś smutna?
– Bo tęsknię – odparła, po czym dodała: – Powinien pan już iść. Jeszcze pana oskarżą o konszachty z czarownicą.
– Ja nie widzę w tobie wiedźmy, a co inni uważają, mało mnie obchodzi – stwierdził.
– Dlaczego pan ze mną rozmawia?
– Kiedy widzę kobietę, która płacze, nie potrafię przejść obojętnie – odpowiedział, wzruszając ramionami.
– Nie boi się mnie pan?
– Dlaczego miałbym? – zapytał.
– Oni się boją – rzekła, ręką wskazując na innych rycerzy, którzy przyglądali jej się z niepokojem.
Mężczyzna pokręcił głową.
– Oni się nie boją ciebie, ale historii, jakie o tobie usłyszeli. Odkąd uciekłaś z zamku w szponach smoka, o niczym innym się nie mówi. Nic dziwnego, że zaczęli się bać. Ja chodzę już tyle lat po świecie, by wiedzieć, że plotkom nie należy wierzyć.
– Szkoda, że inni o tym nie wiedzą. Chyba ruszamy dalej – zauważyła, gdy dostrzegła poruszenie w szeregach rycerzy.
– Prawdopodobnie, ale to nie znaczy, że uważam naszą rozmowę za zakończoną.
– Jeszcze jedno pytanie. Co się ze mną stanie?
– To wie tylko ten... czarownik – rzekł, a po sposobie, w jaki wypowiedział ostatnie słowo, domyśliła się, że za nim nie przepada.
– Dziękuję.
– Życzę ci, abyś uciekła, nim coś ci zrobi – szepnął, tak by tylko Astrid go usłyszała.
Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi. Obserwowała, jak Wincenty odchodzi w stronę swojego wierzchowca. Poklepał go delikatnie po szyi, po czym spojrzał na dziewczynę. Uśmiechnął się lekko.
Po chwili podszedł do niego inny rycerz. Gestykulował, wskazywał co chwilę w na dziewczynę. Siwy mężczyzna uspokoił go kilkoma słowami i uśmiechnął się pobłażliwie. Jego rozmówca machnął ręką tylko i podszedł do swojego konia.
– Czy teraz możesz wreszcie dokończyć, co zaczęłaś? – zapytał Artos, który wyraźnie był zdenerwowany. Bal się, że za niedługo znów się powtórzy sytuacja z rozciągnięciem obrony, a wolał być na to przygotowany.
– Tak, wybacz – odparła i na nowo skupiła się na tworzeniu ogrodzenia ze sznurków opatrzonych dzwoneczkami. Tym razem nauczona doświadczenia wezwała elfy do pomocy. Nie dość, że były szybkie, to nie wzbudzały w niej żadnych emocji. Spoglądała, jak pracowały. Ich szybkie ruchy, pełne gracji wykonywały tę czynność trzy razy szybciej od niej. W końcu cały las został ogrodzony, czuła to.
– Wreszcie – ucieszył się smok.
– A co jeśli dzwoneczki zadzwonią? – zapytała.
– Wtedy ci powiem. Na razie nie musisz się martwić, co najwyżej o to jak uciec – stwierdził.
Astrid wiedziała, że ma rację. Znajdowali się coraz bliżej celu podróży, a zatem należało zacząć wymyślać plan i co ważniejsze go zrealizować.
Hejka, Słodziaki! Wyjątkowo szybko ten rozdział. Nie ma to jak wolne ;) Sporo się w nim działo, ale to chyba dobrze. Miłego wieczoru/dnia ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top