Rozdział*17

Zofia zdziwiła się, gdy do chatki, gdzie właśnie ususzone zioła dawała do glinianych pojemników, wbiegł zapłakany Henryk. Wyszła razem z chłopcem na zewnątrz, by nie przeszkadzać Hildegardzie, klęknęła tuż przy nim i spojrzała mu wprost w oczy. Jej synek pociągał nosem.

– Co się stało? Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko.

– My nie... nie wrócimy do domu, prawda? – zapytał cichutko.

Zofia wzięła głębszy oddech. Wyglądało na to, że przyszedł czas na rozmowę, której się obawiała. Nie wiedziała, jak Heniu zareaguje na wieści, które musiała mu przekazać.

– Nie wrócimy. Zostaniemy tu, dopóki nie znajdę pracy poza świątynią, ale do domu nie wrócimy.

– Nigdy? A co z tatą? Przyjedzie do nas? – Zofia westchnęła. Otworzyła usta do odpowiedzi, jednak po chwili je zamknęła. Heniu spoglądał na nią wyczekująco. Pokręciła głową, nie mogąc wydusić z siebie słowa. – Mamo, nie płacz.

Zofia dopiero teraz zauważyła, że policzki ma mokre od łez. Otarła je dłonią. Przytuliła Henia do siebie. Chłopiec nie zaprotestował, on też tego potrzebował.

– Wszystko będzie dobrze – szepnęła, gładząc syna po włosach.

– Ale dlaczego nie wrócimy? – zapytał szeptem.

– To skomplikowane, kiedyś ci wyjaśnię, obiecuję, skarbie – odpowiedziała ledwie słyszalnym głosem. Przy ostatnim słowie jej głos się załamał.

– Henryku, tu jesteś. Wszyscy cię szukali – usłyszeli za sobą głos. Należał do jednej z kapłanek.

Zofia wypuściła Henia z uścisku. Chusteczką otarła jego policzki. Westchnęła głęboko. Spojrzała na kapłankę, chcąc poprosić, by dała im jeszcze chwilę. Jednak w tej chwili rozległy się dzwony, ogłaszające wieczorną modlitwę.

Kobieta wzięła syna za rękę i razem z nim ruszyła w stronę świątyni. Szli równymi krokami przed siebie. Zofia nie odzywała się, bojąc się, że jej głos zacznie drżeć. Nie musiała nic mówić. Dyskretnie otarła łzy, które ponownie zaczęły spływać po jej policzkach.

Stanęli obok siebie w świątyni. Zofia nie mogła skupić się na modlitwie, jej myśli krążyły wokół ostatniej rozmowy. Gdy powiedziała na głos te kilka słów, poczuła, że grunt załamuje się pod jej stopami, jakby na chwilę straciła kontrolę. Pomimo że zapewniła Henia, że wszystko będzie dobrze nie była tego wcale pewna.

Przez tyle lat to mąż zapewniał jej utrzymanie, teraz musiała sama zadbać o siebie i syna. Gdyby nie kapłanki byłoby bardzo ciężko. Zmiany w życiu sprawiały, że chciała płakać i śmiać się jednocześnie. Czuła ulgę i strach. Bała się nie tyle o siebie, co o Henia. Dla niego Tormir był dobry. Dawał mu nawet zabawki, oczywiście słyszał przez ściany kłótnie i jej płacz, ale takie rzeczy łatwiej było wyprzeć z pamięci, przynajmniej na to liczyła.

Obawiała się, że to ona będzie później uważana za Henia, za kobietę która złamała świętą obietnicę składaną przed ołtarzem Amori. Porzuciła męża, chociaż przysięgała, że będzie przy nim trwała na dobre i złe. Czy bogowie jej to wybaczą? A może znajdowała się dla nich na straconej pozycji?

– Mamo, modlitwa się już skończyła – usłyszała cienki głos synka.

– Zamyśliłam się – odpowiedziała.

Jako ostatni wyszli ze świątyni. Zofia trzymała mocno za rękę Henia, jakby bała się, że za chwilę go ktoś jej go wydrze. Skierowali się wprost do jadalni. Chłopiec zaczął opowiadać, co się działo na zajęciach. Kobieta prawie go nie słuchała. Nigdy nie potrafiła pojąć, dlaczego nastrój dziecka potrafi się tak nagle zmienić. Ona nadal przeżywała ich rozmowę i nie wątpiła, że w nocy nie zmruży oka.

***

Obok kryjówki Ksawiera i Artura nie raz przechodzili rycerze. Za każdym razem jednak nie zauważali niczego podejrzanego. Zwykle marudzili o swojej służbie. Od czasu do czasu przechodzili na tematy miłosne. Ksawiera to nie dziwiło, w przeszłości spędzał sporo czasu na dziedzińcu wśród rycerzy, gdzie uczył się walki.

Nie ćwiczył tyle, co inni, przez co jego mięśnie nie były tak rozbudowane, jak u rówieśników. Spojrzał na Artura, który postanowił uciąć sobie drzemkę. Ksawier nie mógł sobie na to pozwolić. Przynajmniej jeden z nich powinien być czujny.

Widział, że słońce jeszcze króluje na niebie i nie ma najmniejszej ochoty się schować za horyzontem. Wziął głębszy oddech. W myślach zaczął nucić swoją ulubioną melodię. Długie oczekiwanie nie stanowiło dla niego problemu. Przynajmniej teraz. Kiedyś był bardzo niecierpliwy. Nie potrafił pozostać w jednym miejscu, jednak ćwiczenia pozwoliły mu zwalczyć tę wadę.

Spojrzałam w kierunku morza, słysząc charakterystyczny dźwięk fal przecinanych przez kadłub statku. Głośne uderzenia bębna pozwoliły mu na zlokalizowanie statków. Oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia, gdy ujrzał czarne jak noc żagle. Delikatnie potrząsnął ramieniem Artura.

– Co się dzieje? – zapytał zaspanym głosem. Przetarł oczy.

– Sam zobacz – rzekł Ksawier. Artur wygiął się nienaturalnie, by ujrzeć, o czym mówi młodzieniec.

– Przecież to niemożliwe. To mroczne elfy.

– Musimy jak najszybciej znaleźć się daleko od nich.

– A co z rycerzami? Wszędzie się teraz kręcą – zauważył przytomnie Artur.

– Nie rozumiesz. Lepiej zostać zabitym przez rycerzy, niż trafić w ręce mrocznych elfów – zapewnił Ksawier, a w jego oczach czaił się strach. Artur niewiele pojmował, z tego co powiedział chłopak. – Mroczne elfy wysysają energię ze swoich ofiar, jednak robią to stopniowo. Pozbawiają je chęci do życia. Działa to jak narkotyk. Ludzie, którzy wpadają w ich ręce, stają się niewolnikami, by móc oddawać im swoją energię.

– Teraz rozumiem, ale w tej kryjówce chyba jesteśmy bezpieczni.

– Obawiam się, że... – nie dokończył, gdy usłyszał głosy. Przyłożył palec do ust.

Ksawier słyszał dokładnie krzyki rycerzy. Ich przestraszone głosy sprawiły, że na jego rękach pojawiły się ciarki. Nie odważył się wyjrzeć ze swojej kryjówki. W myślach modlił się do Alunisa, by sprzyjało im szczęście. Tylko ono mogło ich teraz ocalić.

Niestety bóg się do nich odwrócił, gdyż kilka wyjątkowo długich minut później usłyszeli chropowaty głos mrocznego elfa. Ksawier rozumiał ledwie kilka słów w ojczystym języku elfów, gdyż mocny akcent uniemożliwiał mu pojęcie wypowiedzi nieznajomego.

– Wychodźcie! – rozkazał, starając się, by go zrozumieli.

Ksawier wyszedł jako pierwszy, starając się, by patrzeć na piasek. Artur poszedł w jego ślady. Zaraz po tym uklękli przed nimi. Dwa mroczne elfy nie spodziewały się tego zachowania. Ludzie zwykle nie wiedzieli, jak należy zachowywać się przy mrocznych elfach.

– Zaskakujące. Ludzie zwykle uciekają – rzekł mroczny elf. Starał się mówić wolno. – Dlaczego się chowaliście?

– Uciekamy przed wysłannikami króla, Mroczny Panie – odezwał się szeptem Ksawier,

– Wyczuwam w tobie coś dziwnego – odezwał się elf. Dotknął jego głowy. Odskoczył jak poparzony. – Czuję więź. Mocną, a za nią dużo energii. Jakim cudem?

Ksawier przypomniał sobie słowa Artosa, tuż przed tym jak przekazał Astrid energię, by ją ocalić. Mówił, że powstanie między nimi więź. Wyglądało na to, iż smok się nie mylił. Wiedział, że zdradzanie czegokolwiek mrocznemu elfowi nie jest dobrym pomysłem, ale bał się jego reakcji na brak odpowiedzi.

– Nie mogę rzec.

Mroczny elf założył na jego szyi żelazny uścisk, po czym uniósł go nad ziemię. Blada i lekko szarawa cera mężczyzny stanowiła kontrast do długich czarnych włosów, które były rozwiane przez wiatr.

– Spójrz głęboko w me oczy, śmiertelniku – rozkazał głębokim głosem elf. Ksawier starał się złapać oddech. Zamknął powieki, by nie patrzeć na elfa. Wiedział, że właśnie gdy się popatrzy prosto w oczy elfa, traci się energię. Tonie się w nich, jak w jeziorze krwi. – SPÓJRZ!

Rozkazujący ton elfa i brak tchu sprawiły, ze niemal otworzył oczy. Na szczęście Artur, który zachował trzeźwość umysłu, rzucił piachem wprost w oczy elfa. Ten gwałtownie zacisnął powieki i wypuścił Ksawiera z uścisku. Z jego ust wyleciało kilka słów w ojczystym języku. Z tego co sądził Artur, były to przekleństwa.

Drugi z mrocznych elfów nie zamierzał stać bezczynnie. Rzucił się na Artura, który usiłował szybko wstać z piasku. Jego wiek nie pomagał mu w tym zadaniu. Ledwie się uniósł, a po chwili leżał na ziemi, gdy mroczny elf podciął mu nogi. Przerażony mężczyzna spoglądał z oczami wielkimi od strachu na błyszczące ostrze, które dzierżył w swój dłoni elf. Przełknął głośno ślinę i zaczął się modlić do Anuni, by przyjęła jego duszę do swego królestwa. Ostre słowo z ust towarzysza sprawiło, że zatrzymał się w połowie ruchu.

Wymienili ze sobą kilka zdań, jednak cały czas obserwowali Artura i Ksawiera, którzy leżeli na piasku. Chłopak usiłował zrozumieć, o czym mówią. Wyrwane z kontekstu słowa nie układały się w żadną sensowną całość w głowie chłopaka. W końcu jeden machnął ręką, jakby mówił, rób, co chcesz.

– Idziecie z nami – rozkazał elf, który, sądząc po stroju i postawie, był wyższy stopniem od swojego towarzysza.

Ksawier i Artur podnieśli się z ziemi. Chłopak spojrzał na starca, by sprawdzić, czy nic mu nie jest. Skrzyżowali ze sobą spojrzenia. Ksawier na migi pokazał Arturowi, że będzie dobrze. Domyślał się, że idą do głównodowodzącego mrocznych elfów. Inaczej już dawno by zginęli.

Chwile pełne wątpliwości i strachu dłużyły się, pomimo krótkiej drogi do okrętu, którego czarne żagle zostały zwinięte. Artur nie miał wątpliwości, do kogo należy. Na pokładzie kręciły się mroczne elfy. Ich postacie oraz spojrzenia sprawiły, że Ksawier przyjął na powrót skuloną postawę.

Z tego co wiedział pokazanie siły przy mrocznych elfach, mogło skończyć się agresją z ich strony. Wolał uniknąć konfliktu, bo nie miałby żadnych szans w starciu z nimi. Sprzyjało im szczęście, gdyż nie zabili ich na miejscu lub – co gorsza – nie wyssali z nich energii.

Wnętrze prezentowało się ciemniej, niż podejrzewali. O ile pokład wyglądał zwyczajnie, o tyle pod pokładem panowała absolutna ciemność. Nie wiedzieli, dokąd idą i co chwilę wpadali albo na siebie, albo na elfy, które nie reagowały zbyt przyjaźnie. Dotarli do kajuty kapitana, która wydawała się równie ciemna co korytarze.

Oczy Ksawiera nie mogły znaleźć, chociaż cząstki światła, która umożliwiłaby mu ujrzenie sylwetki elfa, który, z tego co słyszał i czuł, podszedł do nich. Wypowiedział kilka słów, Ksawier ze zdziwieniem spostrzegł, że tym razem potrafił przetłumaczyć pytanie, które brzmiało mniej więcej:

– Dlaczego ich sprowadziliście?

W odpowiedzi dostał długi monolog jednego z elfów, tego, który, jak sądził, powstrzymał towarzysza przed zabójstwem Artura. Przywódca nie przeszkadzał mu, dopiero kiedy skończył, odezwał się ze znacznie łagodniejszym tonem niż wcześniej.

– Moi podwładni powiedzieli, że w wyczuli w tobie coś dziwnego i mają rację. Czuję tę energię, która jest i nie jest twoja. Musiałaby wspaniale smakować. – Ksawier mógłby przysiąc, że usłyszał mlaśnięcie wychodzące z ust elfa, którego oddech czuł na swoim karku. – Jednak mnie bardziej interesuje inna rzecz. Przepowiednia o Połączonej ze smokiem. Coś wam to mówi?

Ksawier aż zadrżał, gdy elf przejechał szponem po jego karku. Starał się uspokoić strach. Mroczne elfy wyczuwały takie emocje.

– Nic, panie... – odpowiedział, starając się zapanować nad głosem. Nawet jedno drżenie nie zdradziło szybkości, z jaką biło jego serce.

– Ach, nie przestawiłem się. Gdy jestem, głodny zapominam o manierach. Król Darknes z rodu Nox. Mówcie mi Wasza Mroczność. – Przerwał na chwilę i przemieścił się bliżej Artura. – Jednak kontynuujmy temat. Chcę, byście zaprowadzili mnie do Połączonej ze smokiem. Jestem pewny, że ją znacie. Czuję to, bo ty masz więź z nią.

Ksawier poczuł ostry palec, który wbijał się w jego pierś. Jeden ruch by wystarczył, by szpon zanurzył się w jego piersi.

– Dlaczego chcesz ją odnaleźć, Wasza Mroczność?

– Jak śmiesz odzywać się niepytany?!

Ksawier poczuł ból na swoim prawymi policzku. Odruchowo przyłożył do niego dłoń. Nie spodziewał się po władcy tak gwałtownej reakcji. Spuścił głowę, by okazać skruchę, choć wewnętrznie gniew się skrzył. Odliczał powoli od dziesięciu do zera, by nie rzucić się na władcę z pięściami.

– Na czym to ja skończyłem? Zaprowadzicie mnie do dziewczyny. A właściwie ty zaprowadzisz – rzekł, wskazując szponem na Ksawiera. – Twój przyjaciel zostanie z moimi ludźmi. Spokojnie nic mu nie zrobią, dopóki będziesz mi posłuszny. Jeden kruk wystarczy, by dostarczyć wiadomość. Czy się rozumiemy?

Ksawier spojrzałby na Artura, gdyby nie to, że panująca ciemność i elf, który złapał go pod brodę, mu tego nie utrudnili. Po szyi młodzieńca spłynęła kropla krwi, gdy szpon wbił się w jego podbródek.

– Tak, Wasza Mroczność.

– Mrocznie – rzekł zadowolony, puszczając przy okazji Ksawiera, który z trudem powstrzymywał dreszcze.

Artur nie był wcale w lepszej sytuacji. Na samą myśl o powrocie do celi zaczął drżeć. Nie chciał być więcej więźniem. Zaczął się zastanawiać, czy bogowie zrobili sobie z niego okrutny żart, dając mu wolność, a następnie odbierając ją, gdy już zaczynał mieć nadzieję, że to nie kolejne marzenie senne.

Pomyślał o swoim ukochanym szczurku Cezarym. Żałował, że go zostawił, ale wiedział, że jego mały przyjaciel w lochach pod zamkiem miał rodzinkę. Tam był jego prawdziwy dom. Uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie poznania go.

Stało się to kilka miesięcy temu, w czasie gdy jadł skromny posiłek. Ciekawski pyszczek Cezarego ukazał się Arturowi, gdy właśnie zamierzał zjeść ostatni kęs. Widząc spojrzenie nowego gościa, wstrzymał się. Przysunął jedzenie w jego stronę, lecz ten, zamiast wziąć chleb, uciekł.

Sytuacja powtarzała się przez kilka dni. Artur zaczął mówić do szczura, który zostawał coraz dłużej w jego celi. Prawdziwy przełom się dokonał, gdy szczur podszedł na wyciągnięcie ręki do Artura. Następnego dnia szczur jadł z ręki mężczyzny.

W miarę mijania kolejnych tygodni przyjaźń Cezarego i Artura rozkwitała. Starzec mógł wreszcie poczuć, że nie jest sam. Rozmowy z więźniami, którzy mieli trafić na szubienicę, i strażnikami nie były tym samym co ze szczurem, który zawsze miał czas, by go wysłuchać.

– O zmroku wyruszymy. Tymczasem moje elfy zaprowadzą was do celi.

***

Królowa po rozmowie z Felicją dowiedziała się, że elf został dotkliwie zraniony. Odłożyła z powrotem na biurko dokumenty potrzebne do zorganizowania uroczystości na urodziny króla. Wzburzona wstała i ruszyła z Felicją oraz Sarą do tajnego korytarza.

Przez tyle miesięcy niż się nie działo. Nie musiała nawet zgadywać, kto był temu winny. Ilona – wiedziała to. W głowie obmyślała najlepszy plan na ukaranie dziewczyny. Ona nie była ważna, co innego elf. Trudno było go złapać.

Nie mogla powiedzieć, że Ilona źle spisywała się jako dwórka, ale zdrada sprawiła, że musiała zniknąć z dworskiego życia. Każdy musiał dostać to, na co zasłużył, tak uważała. Sama siebie uznawała za perfekcyjną.

Dotarły pod wrota korytarza, które otworzyła kluczem.

– Macie chwilę przerwy. Wróćcie za godzinę – poleciła dwórkom, które pokłoniły się. Odetchnęły głęboko, bo każda chwila z dala od królowej była wytchnieniem.

Jak zwykle Ryszard przyszedł się jej pokłonić. Nie zadawał pytań, wiedział doskonale, dlaczego przybyła.

– Mów! – rozkazała. Wiedziała, że Ryszard nie zaprotestuje.

– Po wizycie Waszej Wysokości, Ilona wpadła na pomysł dania elfowi cząstki lasu.

– Co za głupota! – skomentowała.

– Początkowo przyniosło to skutek pozytywny, niestety wykorzystał różę jako broń, by się uwolnić. Złapał Ilonę, żądając wolności. Nie miałem innego wyjścia, niż użyć magicznego ostrza.

– Mogłeś pozwolić ją zabić. To byłoby lepsze wyjście – odrzekła.

– Uważam w tym względzie inaczej, Wasza Wysokość.

– Myślisz, że się mylę?! – zapytała, podchodząc bliżej.

Ryszard przełknął ślinę, nim ponownie się odezwał.

– Cóż, uważam, że potrzebuję Ilony. Ma instynkt prawdziwego opiekuna, a takich jest jeszcze mniej niż elfów na świecie.

Do królowej wyszła przebrana i czysta Ilona. Od razu pokłoniła się władczyni nisko. Unikała jej wzroku.

– Zaprowadź mnie do elfa – poleciła.

– Zgodnie z rozkazem, Wasza Królewska Mość.

Na plecach Ilony pojawiła się gęsia skórka na myśl o karze, jaką królowa jest gotowa jej zadać. Nie wątpiła, że właśnie po to tutaj przyszła, ale wcześniej chciała się zorientować, jak bardzo ucierpiał elf.

Pomiędzy brwiami królowej pojawiła się wąska kreska, gdy ujrzała, że koszula elfa w dużej części jest zielona.

– Odsłoń ranę – kiedy Ryszard ruszył wykonać rozkaz, dodała – nie ty. Ilono, ty to zrób.

Dziewczyna niepewnie zbliżyła się do elfa. Ich spojrzenia się skrzyżowały. W ich oczach czaił się strach, oboje bali się królowej i tego jak ich ukarze. Ilona kleknęła przed nim i bez słowa uniosła koszulę elfa do góry.

Rana nie wyglądała najgorzej. Widać było, że Ryszard pewnie trzymał sztylet w czasie zadawania ciosu, gdyż miała proste brzegi. Królowa lekko się pochyliła, lecz nie przekroczyła progu celi. Lekko wydęła usta, spodziewając się gorszego widoku.

– Spodziewałam się, że będzie gorzej, ale – przerwała – to nie znaczy, że unikniesz kary Ilono, podobnie ty elfie. Ryszardzie, co jest najbardziej dotkliwe dla elfa? – zapytała po chwili zastanowienia.

– Z mojej wiedzy wynika, że elfy brzydzą się uczuć, uważają je za plamę na honorze, ale raczej nie o to, Waszej Królewskiej Mości, chodzi – odezwał się z wahaniem. – Z innych znanych mi bolesnych rzeczy jest przerwanie więzi, szczególnie z drugą osobą. Elfy bardzo rzadko je zawierają z tego powodu, szczególnie że co czuje jedno ze związanych, drugie odczuwa równie mocno.

– Idealnie. Ilono i elfie połączycie się więzią, w ten sposób będę mogła ukarać oboje i nie zranić bardziej mojego eksponatu. Dziękuję, Ryszardzie – rzekła. Ostatnie słowa zaskoczyły mężczyznę, nigdy nie spodziewał się podziękowań od królowej. Musiała być bardzo zadowolona ze swojego pomysłu. – Na co czekacie? Macie stworzyć między sobą więź.

– Nie – odezwał się elf. Spojrzał wprost w zimne oczy władczyni.

– Śmiesz mi się przeciwstawić?!

– Wolę umrzeć niż żyć w tej nędznej egzystencji, jaką mi stworzyłaś – powiedział pewnie, podnosząc się z ziemi.

Ilona w myślach podziwiała go, że miał odwagę przeciwstawić się królowej i to w tak jawny sposób. Widziała gniew w oczach władczyni, o którym też świadczyły zaciśnięte w pięści dłonie. Spoglądali na siebie w milczeniu, żadne z nich nie mrugnęło nawet.

Ilona patrzyła raz na królową, raz na Doriana. Nie wiedziała, do czego może posunąć się królowa.

– Daj mi ostrze – rzekła zimnym tonem do Ryszarda. Mężczyzna, rękojeścią skierowaną w stronę królowej, podał jej broń. – Masz ostatnią szansę, elfie. – Ten pokręcił głową i skrzyżował ręce na piersi. – Ilono podejdź do mnie. – Dziewczyna powolnym krokiem zbliżała się do władczyni. – Możesz zmazać swoją winę. Zabij go! Nikt nigdy nie sprzeciwia się władczyni.

Ilona wzięła do ręki sztylet. Pomimo że nie ważył wiele, wydawał się nienaturalnie ciężki. Spojrzała na Doriana, w jego oczach nie dostrzegła strachu. Śmierć byłaby dla niego ulgą. Później swój wzrok skierowała na królową, w jej oczach tliła się żądza krwi.

– Na co czekasz? Zabij go albo ty zginiesz! – rozkazała.

Ilona nie wiedziała, jaką liczbę razy słyszała groźby śmierci w swoim kierunku, ile razy nie przespała nocy, gdyż zrobiła rzeczy potworne pod wpływem rozkazów królowej. Udawała i chowała swoje uczucia, by nie zginąć.

Patrząc na Doriana, dostrzegła siłę, jaka w nim drzemała. On potrafił postawić swoje życie na szali, by pokazać, że już nie będzie posłuszny. Pragnął wolności, jak ona teraz. Miał swoje wartości, którym był wierny. Nie zamierzał zgiąć karku przed władczynią.

Dziewczyna wiedziała, ile złego wyrządziła królowa, jak wiele osób zniszczyła i zabiła. Jej ręce brudne były od krwi wielu osób, jednak ona na tym nie poprzestawała, niszczyła życie ludzi dla zabawy, by sprawdzić, ile wytrzymają. Goniła za ideałem piękna, krzywdząc i zabijając istoty fantastyczne, które traciły nadzieję z każdym dniem.

Wszystkie te myśli przemknęły jej przez myśli, gdy wbiła sztylet prosto w serce królowej. Ta najpierw spojrzała na sztylet wbity w jej ciało, a następnie w byłą dwórkę, której kiedyś tak ufała. Próbowała dostrzec, co sprawiło, że teraz ją zaatakowała.

Nie potrafiła pojąć, że zabicie innej osoby na rozkaz królowej, było granicą, której Ilona nie zamierzała przekraczać. Dziewczyna spoglądała na opadające ciało królowej. Wydawało jej się, że czas zwolnił, nie potrafiła pojąć, co się stało. Objęła się dłońmi brudnymi od krwi i zaczęła się kiwać.

– Co ja zrobiłam? – szepnęła do siebie, spoglądając na ciało królowej leżące u jej stóp. Plama krwi powiększała się coraz bardziej, brudząc pantofelki Ilony.

Nie tylko dziewczyna była w szoku. Zarówno Ryszard, jak i elf spoglądali wielkimi oczami na ciało władczyni.

– Musimy pozbyć się ciała, ale dwórki wiedzą, że tu była. Jesteśmy straceni – odezwał się Ryszard, chodząc niespokojnie. – Chyba że... Nie, to niedorzeczne – mruknął do siebie.

– Ryszardzie, Ilona ocaliła mi życie. Musimy jej pomóc, jeśli istnieje, choć cień szansy, to powinniśmy go wykorzystać.

– Tylko Wiperion może nam pomóc, ale umowy z nią mają cenę – szepnął. –
Ilono, nie mamy czasu. Od tego zależy twoje życie.

– Ja ją zabiłam – szepnęła.

– Tak, a teraz nie pozwól, by to poszło na marne. – Ryszard złapał ją za ramiona i mocno nimi potrząsnął.

Dziewczyna szklistymi oczami spojrzała na niego, po czym kiwnęła głową. Ryszard objął ją ramieniem. Elf ruszył za nimi, ciesząc się, że wreszcie może opuścić celę. Czuł się zobowiązany pomóc Ilonie, ocaliła go.

Ryszard otworzył zamknięte drzwi, kiedy tylko je przekroczyli, usłyszeli głos Seleny.

– Któż do mnie zawitał? Wyczuwam krew i śmierć. Czyżby... Tak, królowa nie żyje – wysyczała. – Potrzebujecie pomocy, a dokładniej ty, Ilono.

– Zawrzemy z tobą układ, możesz sprawić, by nikt się nie zorientował, że królowa nie żyje?

– Może i bym mogła, ale wszystko ma cenę – odpowiedziała. – Przysługę. Czy się zgadzacie?

– Jedną na trzy osoby?

– Trzy przysługi, ale dowiecie się wszystkiego w swoim czasie. To jak będzie?

– A co jeśli nie uda nam się jakiegoś zadania wypełnić? – zapytał elf.

– Ból, męczarnie i tym podobne, dopóki nie wykonacie zadania – wysyczała z satysfakcją.

Ryszard spojrzał na Ilonę i Doriana. Oboje kiwnęli głowami. Nie mieli innego wyjścia.

– Zgoda.

– Powtarzajcie za mną. Ja przyjmuję warunki Seleny Wiperion w zamian za wykonanie przysługi. Bogu oszustw i umów wszelakich, Solemie, zwiąż nas umową na wsze czasy. – Powtórzyli słowa przysięgi. Selena zasyczała z rozkoszą. – Aby ukryć śmierć królowej, muszę zmienić ciało jednej osoby. Będzie musiała udawać królową, lecz zaklęcie działa tylko przez rok. Które z was się tego podejmie?

– A co z ciałem martwej królowej? – zapytał Ryszard.

– Rozpadnie się w pył – wyjaśniła. – To jak? Kto jest chętny?

– Ja – odezwała się Ilona, podchodząc bliżej do Wiperiona. – Znam królową najlepiej.

– Świetnie. Przywołaj jej obraz i podaj mi dłoń – poleciła.

Ilona wykonała to, o co prosiła Wiperion. Wzięła głębszy oddech, próbując wyrzucić z głowy obraz martwej królowej i zamiast tego przywołać wspomnienia żywej. Zamknęła oczy, by bardziej się skupić.

Poczuła rwanie, a następnie rozciąganie i ból, który rozchodził się wzdłuż kręgosłupa. Twarz piekła ją, jakby ktoś wbijał w jej skórę setkę małych igiełek. Na reszcie ciała czuła, jakby ktoś obdzierał ją żywcem ze skóry. Nie mogła znieść cierpienia, odpłynęła w ciemność, która przyniosła jej ulgę.

Nie jestem dumna z części Zofii, takie emocjonalne fragmenty nie są moją mocną stroną, za to jestem dumna z uśmiercenia królowej, ciekawe czy Was zaskoczyłam. Dajcie znać ;) 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top