Rozdział*14

Ilona powoli rozciągnęła się, siedząc na łóżku. Ryszard okazał się na tyle miły, że jej je odstąpił. Dziewczyna początkowo protestowała przed tym rozwiązaniem, lecz mężczyzna zapewnił ją, że to dla niego żadne problem.

Była dwórka królowej była na tyle zmęczona wrażeniami, że już nie miała siły na dalsze protesty. Nie sądziła, że praca pana Ryszarda jest taka ciężka. Bolały ją przede wszystkim ramiona. Jako dwórka królowej nie musiała dźwigać ciężkich rzeczy, co prawda praca również nie należała do łatwych, gdyż wyczerpywała psychicznie, ale to było nic w porównaniu do fizycznego wysiłku przy zajmowaniu się magicznymi stworzeniami.

– Wstawaj. Czeka nas dzisiaj dużo pracy.

– Już – rzekła zaspanym głosem dziewczyna, przecierając oczy.

Nadal miała na sobie suknię z wczoraj. Nie mogła nawet zabrać swoich rzeczy, by się przebrać. Liczyła, że gdy królowa przyjdzie, a nie wątpiła, iż wkrótce to nastąpi, będzie mogła poprosić, chociaż o dodatkową suknię czy szczotkę do włosów. Jej obecna, co prawda była piękna, ale również niepraktyczna i już została ubrudzona przez gnój i resztki zgniłych owoców.

Wstała z łóżka. Spojrzała na Ryszarda. Starszy mężczyzna lekko się uśmiechnął.

– Mamy spory wybór rzeczy do jedzenia. To duży plus – stwierdził.

– Cieszę się – odpowiedziała, zasiadając do stołu. Stała na nim miska z owocami. Obok ser biały w salaterce, chleb, leżący tuż przy łokciu, wyglądał na świeży. Dziewczyna ukroiła sobie kromkę. – Też chcesz?

– Tak, poproszę. Nawet nie wiesz, jak tęskniłem za głosem ludzkim z rana – wyznał.

– Za niedługo będziesz miał mnie dość – odpowiedziała. Posmarowała w międzyczasie chleb twarożkiem i posypała go jagodami. Wyglądało apetycznie. Wzięła pierwszy kęs. Smakowało wspaniale. Jagody wręcz rozpływały się w ustach.

– Skądże znowu! – zaprotestował. – Po śniadaniu nakarmimy zwierzęta. Później nastąpi mnie przyjemna część, niestety.

– Krzywdzenie istot – domyśliła się. Spojrzała na swoją kromkę. Odłożyła ją. Na myśl o okropieństwach, jakie im wyrządzą, straciła apetyt.

– Powinnaś zjeść. Będziesz potrzebowała dużo siły – stwierdził.

– Pewnie masz rację, ale jak pomyślałam, co będziemy im robić... – przerwała, jakby szukała odpowiednich słów. 

– Wiem, jak się czujesz. Początkowo też nic nie mogłem przełknąć. – Mężczyzna dotknął jej ramienia, próbując ją pocieszyć. – Jesteś silną, młodą kobietą, wierzę, że sprostasz.

– A mam inne wyjście? – Uśmiechnęła się blado.

Po tym jak mężczyzna skończył jeść, ruszyli nakarmić istoty magiczne. Nie różniło się to od tego, co robili wczoraj. Dziewczyna nauczona doświadczeniem, nie dała wiadra jednej z syren, lecz jego zawartość wrzuciła do wody.

Zauważyła ślady po stoczonej walce na ciałach syren. Nic nie mogła na to poradzić. Wyszła na zewnątrz celi i ruszyła do kolejnych głodnych istot. Szła wyznaczonym szlakiem, tak by zakończyć obchód na elfie.

Ilona czuła się z nim przedziwną więź, która sprawiała, że czuła to, co on kiedy na niego patrzyła. Wiedziała, że bardzo tęskni za lasem. Odczuwała, jak usycha i z każdym dniem blednie coraz bardziej.

– Proszę – rzekła, zamieniając miskę z owocami, na tę ze świeższymi. Elf nawet na nią nie spojrzał. Siedział cicho i spoglądał na ścianę. – Gdybyś czegoś potrzebował, wołaj, przyjdę.

– Już nic nie jest w stanie mi pomóc – szepnął. Jego głos zaskoczył Ilonę, nie spodziewała się, że odpowie. Był bardzo cichy.

– Ja jednak spróbuję – odpowiedziała. Zostawiła elfa samego i ruszyła do Ryszarda. – Gotowe – oznajmiła, gdy znalazła się tuż obok niego.

– Dobra robota. Teraz zmusimy syreny do płaczu. Wyrwiemy im kilka łusek, nie więcej niż dziesięć. Inaczej mogłyby umrzeć – wyjaśnił.

– Naprawdę nie ma innego sposobu? – zapytała.

– Syreny to nieczułe istoty, jedynie ból zmusza je do płaczu. Łuski za kilka tygodni im odrosną, gorsze jest pozbawianie wróżek skrzydeł. Tracą je bezpowrotnie.

– To okrutne i chore.

– Wcześniej ci to nie przeszkadzało. Przychodziłaś tu z królową i ani razu nie zaprotestowałaś.

– Cenię życie, nie chciałam go stracić. – Spuściła głowę, czując wstyd.

– I właśnie dlatego teraz mi pomożesz. Królowa jest zdolna do wszystkiego.

– Wiem, o tym aż za dobrze.

Przypomniała sobie, jak kiedyś miała zły humor. Nie potrzebowała nawet pretekstu. Tego okropnego dnia nową kandydatkę na dwórkę wychłostała, na tym nie poprzestała. Kazała jej się rozebrać do naga i zostawiła biedną dziewczynę w lesie na pewną śmierć. Panowała wtedy zima. Ilona tego dnia poprosiła Sarę o zastępstwo, a sama poszukała dziewczynę. Nieszczęśniczka nazywała się Konstancja. Długo chodziła po lesie. W końcu natrafiła na ślady krwi na śniegu. Czerwone plamy prowadziły  w głąb lasu.

Z początku nie zauważyła dziewczyny. Leżała skulona na ziemi. Po jej policzkach ciekły łzy, które zamarzały na twarzy. Ilona zaczęła od przykrycia jej ciepłym kocem. Ta cicho jęknęła, gdy materiał dotknął świeżych ran.

– Zaprowadzę cię w ciepłe i bezpieczne miejsce – poinformowała drżącą dziewczynę. Ta delikatnie kiwnęła głową. Ilona musiała pomóc jej iść, gdyż wychłodzona Konstancja nie miała dość sił.

Ilona zdjęła własne buty i założyła je na nogi dziewczyny. Czuła zimno, lecz wiedziała, że jeszcze kilka minut, a Konstancja straci ruchomość w stopach. Już teraz były blade, a zaczynały puchnąć i zmieniać barwę na fioletową.

Całe szczęście dom jej przyjaciółki, która prowadziła przytułek, nie znajdował się daleko. Od razu wpuściła je do środka. Nie musiała pytać, jak doszło, że Konstancja ledwo oddychała. Już nie raz spotykała się z ofiarami złego humoru królowej.

Z rozmyślań Ilonę wyrwał Ryszard, który dotknął jej ramienia.

– Przytrzymasz syrenę. Dzisiaj kolej na Toleę. To syrena z błękitnym ogonem i czarnymi włosami. Dasz radę?

– Tak – stwierdziła. Przełknęła ślinę. Przed wejściem do celi włożyli zatyczki do uszu. Wkroczyli do środka. Ryszard trzymał w ręku obcęgi, na których widok syreny schowały się pod powierzchnię wody.

Dziewczyna nie wiedziała, co im mentalnie powiedział, ale podpłynęła do nich jedna syrena. Tolea. Miała smutną minę, ale akceptowała, co za chwilę nastąpi. W jej oczach jednak krył się też strach, gdy spojrzała na obcęgi.

Ilona przyjrzała się lepiej jej ogonowi. Widziała ślady po wyrywaniu łusek. Tolea spojrzała na dziewczynę, gdy ta chwyciła ją za ręce. Nie wyrywała się, gdy Ryszard zbliżył obcęgi do ogona. Syrena, gdy wyrwał pierwszą łuskę, zaczęła szarpać się i krzyczeć. Nawet w zatyczkach słyszała ten piskliwy krzyk. Po policzkach syreny zaczęły spływać łzy, a właściwie strumienie. Ryszard zbierał je do sporej wielkości wiadra. Ilona z zaskoczeniem stwierdziła, że napełnił już ćwierć pojemnika.

Tolea spojrzała szklistymi od płaczu oczami na Ilonę. Dziewczyna z zaskoczeniem stwierdziła, że i ona płacze. Policzki miała mokre. Puściła jedną rękę syreny i wytarła łzy rękawem. Ryszard upewnił się, czy na nowo chwyciła syrenę, następnie zbliżył ponownie obcęgi do ogona syreny. Rozległ się kolejny krzyk, znacznie gorszy od poprzedniego. Mężczyzna zaczął zbierać łzy.

– Jeszcze tylko kilka – pocieszyła syrenę.

– Wiem, ale ten ból jest taki okropny – rzekła, po czym przesłała dziewczynie mentalny obraz swojego cierpienia.

Ilona nigdy nie czuła czegoś podobnego. Wydawało jej się, że ktoś przejeżdża po jej nogach ostrym sztyletem, a następnie sypie na miejsce ran sól. Następnie nogi zaczęły płonąć żywym ogniem, jakby przyłożono rozżarzone żelazo. Najgorsze jednak było, że cierpienie wzrastało w miarę upływu czasu. Ilona opadła na kolana, a z jej oczu ciekły łzy.

Ryszard spojrzał na dziewczynę zaskoczony i zmartwiony. Nie wiedział, co się jej stało. Ilona, gdy ból się skończył, wybiegła z celi syren. Chciała uciec jak najdalej od tego miejsca. Zaczęła uderzać pięściami o zamknięte drzwi. Opadła na kolana i zaczęła znowu płakać. Czuła się rozbita. Jej serce biło jak szalone, a w głowie panował chaos. Nienawidziła tego miejsca i siebie za to, że nie jest dość silna, by przeciwstawić się królowej.

Nie wiedziała, ile płakała. Kiwała się w przód i w tył. Przestraszyła się, gdy poczuła dotknięcia. To był Ryszard. Jego usta się poruszały, lecz nic nie słyszała. Wyjęła zatyczki z uszu.

– Królowa za chwilę przyjdzie. Nie może zobaczyć cię w takim stanie – rzekł spokojnie. Ilonie chwilę zajęło, nim pojęła sens jego słów i przyznała mu rację. Nadal się trzęsła, ale otarła policzki. Podniosła się z podłogi i spojrzała prosto w brązowe oczy mężczyzny.

– Za chwilę do siebie dojdę – zapewniła, gdy poczuła na sobie jego zmartwione spojrzenie.

– Co się stało?

– Pokazała mi, co czuje – szepnęła. Przeszedł ją dreszcz na samo wspomnienie bólu.

– Mogłem się domyślić. Za pierwszym razem też mi to pokazała. Trzymasz się lepiej niż ja wtedy. Teraz jednak musisz się ogarnąć. Opłukaj twarz wodą, jeśli potrzebujesz – rzekł, dotykając jej dłoni. Ta kiwnęła głową.

Ruszyła przed siebie. W haftowaną chustę się wysmarkała. Nie sądziła, że coś będzie w stanie nią jeszcze wstrząsnąć, przez tyle lat służyła królowej, była poddawana jej próbom, lecz to było nic w porównaniu do bólu odczuwanego przez syrenę, gdy pozbawiano ją kolejnych łusek.

Przepłukała twarz zimną wodą, próbując wymazać wspomnienie, lecz nie potrafiła. Dopiero teraz pojęła, jakim królowa jest potworem. Wcześniej ignorowała wszelkie przesłanki, lecz teraz nie była już w stanie odganiać myśli i przypuszczeń. Spojrzała w małe lustro. Jej blond włosy opadały na twarz, lecz nie mogły zasłonić obrzydzenia, które czuła względem siebie.

– Ogarnij się – nakazała sobie. Wzięła głębszy oddech. Czerwień z twarzy zaczęła znikać. Wyszła z małej prowizorycznej łazienki i stanęła obok Ryszarda. Mężczyzna uśmiechnął się lekko.

– Kiedyś zapłaci za wszystko, co zrobiła – szepnął.

– Chciałabym w to wierzyć.

– Nie ma, co strzępić języka. Chodź za mną – polecił. Ilona nie protestowała. Mężczyzna otworzył kufer przy łóżku. Spod swoich ubrań wyjął książkę. – To mój najcenniejszy skarb. Spisałem wszystko, czego się dowiedziałem o magicznych stworzeniach.

– Nie mogę tego przyjąć – zaprotestowała.

– Ja to wszystko wiem, tobie bardziej się przyda. Jest podzielona na rozdziały i podrozdziały, ale przy każdym zostawiłem trochę miejsca. Kiedyś sama zaczniesz je uzupełniać – stwierdził, otwierając książkę. Pismo nie należało do najpiękniejszych, ale było czytelne.

– Nie wiem, co powiedzieć. Dziękuję. – Odebrała od starca książkę. Pogładziła okładkę.

– Chroń ją i nie pokazuj nikomu. – Zamilkł na chwilę. – Szczególnie królowej. 

– Obiecuję, będę ja chroniła. 

– Wiem, że dotrzymasz słowa. Jednorożec się na tobie poznał, podobnie jak syreny. Oni wyczuli twoją dobroć – wyjaśnił. – Teraz ją ukryj, królowa właśnie otwiera drzwi. – Słyszał charakterystyczny dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Ilona schowała książkę na miejsce.

Królowa jak zwykle poruszała się z gracją. Spojrzała na Ilonę, obrzuciła ją krytycznym spojrzeniem. Tuż za nią stała Sara, ta jednak unikała widoku byłej dwórki. Udawała, że nie istnieje.

– Czy moja kąpiel jest gotowa?

– Oczywiście, Wasza Królewska Mość – zapewnił Ryszard, kłaniając się nisko.

– Jak się spisuje Ilona? Nie miałeś z nią żadnych problemów? – zapytała, jakby zapomniała, że dziewczyna stoi tuż obok.

– Bardzo dobrze, Wasza Królewska Mość. Nie miałem żadnych problemów – zapewnił.

– Lepiej, żeby tak pozostało. Ilona, przygotujesz mnie do kąpieli – poinformowała ją. Dziewczyna zgodziła się na to i tak nie mogła odmówić. – Saro, idź sprawdzić jak radzi sobie nowa kandydatka na dwórkę.

– Wedle rozkazu, Wasza Królewska Mość. – Ukłoniła się nisko i wyszła z tajnego korytarzu. Ilona ruszyła za królową do przygotowanej balii. Ryszard im nie towarzyszył.

Władczyni nie odzywała się do dziewczyny. Ilonie to nie przeszkadzało. Nie czekała na instrukcję, wiedziała, co ma zrobić. Powoli zdejmowała kolejne warstwy odzieży. Kiedy skończyła, dygnęła. Królowa jednak nie pozwoliła jej odejść.

– Podejdź do mnie – rozkazała. Dziewczyna niepewnie się do niej zbliżyła. – Daj rękę nad balię. – Królowa podniosła sztylet, który leżał niedaleko. – Wiesz, co masz zrobić.

Ilona odebrała przedmiot od kobiety. Spojrzała na niego. Na ręce dziewczyny znajdowała się jedna długa blizna. Zazwyczaj chowała ją pod rękawem. Nie chciała pamiętać dnia, gdy królowa przejechała po jej ręce szpilą do włosów za to, że pociągnęła zbyt mocno za pasmo włosów. Nie sądziła, że kiedyś będzie musiała siebie zranić. Przyłożyła do ręki ostrze. Nie odwróciła wzroku, gdy ostrze przecięło skórę, a do łez syren wpadła szkarłatna krew. Czerwień rozchodziła się po jej powierzchni.

– Jeszcze raz – zażądała. Dziewczyna ponownie przejechała po przedramieniu ostrzem. Tym razem wbiła głębiej sztylet. Krew leciała obficie z jej rany. Przed oczami latały jej mroczki. – Starczy. Opatrz się.

Ilona ukłoniła się. Przyłożyła suknię do rany. Czuła się słabo, nogi miała jak z waty. Z ulgą usiadła na łóżku. Ryszard od razu wyjął czyste kawałki tkanin. Zamoczył część w wodzie. Otarł rany dziewczynie. Ta się delikatnie skrzywiła.

– Jedna jest właściwie powierzchniowa, lecz druga zdecydowanie za głęboka. Będę musiał ci ją zaszyć – wyjaśnił. Dziewczyna kiwnęła głową. – Trzymaj mocno.

Ryszard wyjął z małej komody igłę i nić, a także glinianą butelkę. Polał jej zawartością oba przedmioty i rany dziewczyny. Ta wydała z siebie jęk, którego nie dała rady zdusić.

– To nie potrwa długo – zapewnił. Wbił po raz pierwszy igłę w skórę dziewczyny. Ta zacisnęła usta, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Poczuła pieczenie i ból. Ryszard zrobił to jeszcze dwa razy, po czym zawiązał na końcu węzeł.

Ilona wstała ze swojego miejsca. Suknię miała całą zakrwawioną. Jej twarz była bledsza niż zwykle. Ruszyła do królowej. Ta dalej moczyła się w łzach syren i krwi dziewczyny.

– Wróciłaś, to dobrze. Pomóż mi się wytrzeć i ubrać.

– Dobrze, Wasza Królewska Mość – odpowiedziała. Przez chwilę zastanawiała się, czy zapytać o swoje rzeczy. Królowa miała dobry humor, więc zaryzykowała. – Mogę o coś zapytać?

– Mów – rzekła krótko.

– Czy byłaby możliwość, abym odzyskała swoje rzeczy?

– Rozkaże tej nowej je ci przynieść, już czas by poznała to miejsce – stwierdziła. Ilona dokończyła ubieranie kobiety, po czym się ukłoniła. Królowa uśmiechnęła się lekko.

– Dzisiaj jeszcze obejrzę, jak zwierzęta się miewają.

Ruszyła na obchód. Istoty, wyczuwając, z kim mają do czynienia, chowały się. Kobieta nie była z tego powodu zbyt szczęśliwa. Zatrzymała się przy celi elfa, który siedział pod ścianą. Niedaleko stała nienaruszona miska owoców. Nie uszło to uwadze królowej.

– Przyprowadź Ryszarda – poleciła, nawet nie patrząc na dwórkę.

Dziewczyna szła szybkim krokiem do mężczyzny. Ten nie był zdziwiony. Ruszył za Iloną do królowej. Ta dalej spoglądała na elfa. Patrzyła na niego bez słowa.

– Dlaczego on dalej nie je? Zapewniłeś, że to załatwisz – rzekła, a pomiędzy jej brwiami pojawiła się drobna zmarszczka.

– Proszę o wybaczenie. Jeszcze dzisiaj coś zje, zapewniam. – Pokłonił się nisko, a w jego oczach czaił się strach. Nie wiedział, jak kobieta zareaguje.

– Lepiej, żeby tak było.

W tej chwili do środka weszła Sara. Pokłoniła się królowej.

– Wypełniła zadanie, Wasza Królewska Mość.

– Zadziwiające, nie sądziłam, że jej się uda.

Ilona nie wiedziała, o co chodzi, lecz postanowiła, że zapyta oto samą kandydatkę, gdy tylko przyniesie jej rzeczy. Teraz jednak odprowadziła królową do drzwi. Usłyszała przekręcany klucz. Została sama z Ryszardem.

– Mamy problem. Nie wiem, jak zmusić elfa do jedzenia.

– Ja mam pomysł, tylko potrzebuję rośliny w donicy albo nawet kilku.

– Załatwię to – zapewnił, chociaż nie za bardzo wiedział, co Ilona wymyśliła.

***

Astrid ocknęła się na łodzi. Nie pamiętała, co się działo. Przy wiosłach siedzieli Artur z Ksawierem. Przerwali na chwilę wiosłowanie, gdy ujrzeli, że się ocknęła. Ta rozglądała się dookoła lekko oszołomiona. Kiedy spróbowała usiąść, jej głowę rozdarł ostry ból. Chwyciła się za nią.

– Nic ci nie jest?

– Poza bólem wszystkiego? Chyba nie.

– Przeżyjesz – wydał werdykt chłopak. – Dzięki za to, co zrobiłaś.

Spojrzała na niego, nie rozumiejąc, o czym mówi. Dopiero po chwili dotarło do niej ostatnie wspomnienie sprzed utraty pamięci.

– Żyjesz, to chyba znaczy, że było warto, ale jeśli kiedyś dotkniesz smoczej łuski, to sama cię rozszarpię na kawałki.

– Żałuj, że nie widziałaś, jak jechałem na królu smoków, a po moim zwycięstwie władca ogłosił mnie Honorowym Jeźdźcem.

– Gratuluję, a teraz mógłbyś się uciszyć. Głowa mi pęka – powiedziała, spoglądając spode łba na chłopaka. Ten nie wydawał się jednak tym przejmować.

– Potem było wielkie świętowanie, między innymi na twoją część. Tylko że byłaś nieprzytomna. Smoki pływały radośnie dookoła. Robiły piruety, wiry, zawijasy. Niesamowity widok.

– Ucisz się wreszcie – warknęła.

– Daj odpocząć Astrid, straciła dużo energii – odezwał się Artur, który przyłożył chłodna dłoń do czoła dziewczyny. – Nadal gorące. Ksawier trochę mi opowiedział o twoich zdolnościach, kiedy byłaś nie... – przerwał w połowie słowa, gdy obrzuciła go zabójczym spojrzeniem.

Kiedy Artur skończył mówić do akcji wkroczył Artos, który postanowił trochę poużywać wyczerpanie dziewczyny.

– A nie mówiłem, żebyś nie unosiła się gniewem.

– Daj mi święty spokój. Wszystko mnie boli, a ty mi jeszcze wyjeżdżasz z A nie mówiłem – odparła.

– Mogłaś mnie posłuchać, ale nie! Jak tak dalej pójdzie, staniesz się pożarem. Nie żartuje. Twoje ciało zniknie w płomieniach.

– Ucisz się, dobra? Kazania będziesz mógł mi prawić jutro – warknęła.

Ułożyła się wygodnie na dnie małej łódki. Nie przyznałaby na głos, że Artos ma rację, ale tak właśnie myślała. Jednak nie potrafiła zmienić swojego charakteru. Była porywacza, musiała to przyznać, ale to było dobre u Atarich, pomagało w walce. Teraz jednak stanowiło problem i to naprawdę spory.

– Mamy kłopoty – stwierdził Ksawier.

Dziewczyna otworzyła oczy. Spojrzała tam, gdzie chłopak, lecz nic nie dostrzegła. Plaża znajdowała się niedaleko od nich. Nikt się na niej nie znajdował, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Po chwili jednak zauważyła ruch i połysk, jakby promienie słońca odbiły się w metalowym przedmiocie. Kolejny spostrzegła niewiele dalej.

– Rycerze? – zdziwiła się.

– Ktoś mi wyjaśni, o co chodzi? – zapytał Artur.

– Niedaleko plaży ukrył się Oddział Królewski – rzekł. – Musimy zawrócić i znaleźć inne miejsce, chociaż obawiam się, że rozstawili się na większej części plaży.

– Raczej masz rację.

– Muszę chyba was zmartwić – rzekł Artur. Wskazał ręką na niebo.

Na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury, nie wyglądały jednak naturalnie. Pioruny, które pojawiły się między nimi, niemalże tańczyły nad powierzchnią wody. Ich kolor również odbiegał od normalnego i tempo, w jakim przemieszczała się w ich stronę. Pokonywała kolejne metry szybko, a fale już zaczęły dawać się im we znaki. Kolejne litry wody dostawały się na pokład. Artur i Ksawier walczyli z żywiołem, jak tylko potrafili. Ręce bolały ich od wysiłku, gdy starali się utrzymać łódź na powierzchni. Astrid wybierała wodę z pokładu, lecz tej ciągle przybywało.

– Nie damy rady! – krzyknął Ksawier, gdy kolejna fala zalała pokład.

– Zbytniego wyboru nie mamy, albo morze, albo Oddział Królewska – rzekła dziewczyna, adrenalina sprawiła, że zapomniała o bólu. Wylewała kolejne wiadra wody.

– Spróbujmy dopłynąć tam – odezwał się Artur, wskazując na miejsce, gdzie znajdowały się jaskinie.

– A co ze skałami? Na pewno jest tam ich sporo – zauważył Ksawier.

– Wolę to niż ludzi króla – odparła Astrid. Jej czarne włosy opadały na twarz. – Im dłużej myślicie, tym gorzej. Zacznijcie wiosłować.

Nie musiała się powtarzać. Raz za razem wiosła zanurzały się we wzburzonej wodzie. Ciemność otaczała ich, deszcz utrudniał widoczność, jego krople wpadały do oczu, zamazując widok. Błyskawica uderzyła niedaleko nich. Elektryczne smugi przecinały niebo raz za razem. Astrid nie miała czasu podziwiać tych niezwykłych zjawisk. Wyćwiczone mięśnie stały się ciepłe od wysiłku. Słyszała przyspieszone oddechy mężczyzn, którzy usiłowali doprowadzić ich bezpiecznie do jaskiń. Walczyli z prądami, falami i własnym zmęczeniem.

– Już niedaleko – dodała im otuchy. – W prawo! – krzyknęła. Jak zwykle pomyliła kierunki, ale tym razem na swoją korzyść, gdyż wioślarze siedzieli tyłem do kierunku płynięcia. Ostra skała wystawała z wody. Prąd porwał łódź wprost na nią. Wypadli z niej wprost do wody. Nie wiedzieli, gdzie znajdowała się góra, a gdzie dół. Wszystkie mieszało się i kotłowało.

– Uspokój się – polecił rzeczowym tonem Artos. Astrid ucieszyła się, słysząc jego głos. – Bąbelki wskażą ci górę.

Dziewczyna ujrzała pęcherzyki powietrza, popłynęła za nimi. Z ulga złapała oddech. Kolejna fala ja zalała. Rozglądnęła się dookoła. Musiała znaleźć Ksawiera i Artura. Ujrzała jakiś ruch, podpłynęła w tamtą stronę. To Artur, którego ubranie zahaczyło się o koralowca. Dziewczyna pomogła mu. Starzec szybko oddychał. Dziewczyna rozglądnęła się za Ksawierem, lecz nie potrafiła go odnaleźć. Kolejna fala ją zmiotła i rzuciła wprost na skałę. Ból wyrwał z jej płuc powietrze. Opanowała ją panika. Zachłysnęła się wodą,  a po chwili zapanowała ciemność. Woda otuliła ją niby kocem.

Hejka, Słodziaki! Oto kolejny rozdział wpadł i chyba wyszedł mi całkiem nieźle :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top