Rozdział*39

Zofię obudził głos bogini. Kobieta ziewnęła i otworzyła oczy. Mrugnęła kilka razy, odpędzając resztki snu. Wokół panowała ciemność, którą rozświetlały jedynie gwiazdy i księżyc na niebie. Delikatnie świeciły.

– Co się dzieje?

– Musisz ruszać w drogę. Do świtu zostało kilka godzin, a musisz dotrzeć na Szczyt Wyroków. Oskarżony czeka na twój wyrok.

– Jaki oskarżony?

– Mroczny Elf, król Darknes. Zagroził równowadze, będziesz musiała go osądzić. Oczywiście ci pomogę – wyjaśniła.

Zofia wstała z łóżka.

– A co z wizytą u smoków?

– Jak zakończy się sąd, polecisz od razu do lęgowiska smoków nieba.

Zofia nie zaprotestowała. Zabrała swoje rzeczy i skierowała się do wyjścia. Minęła strażników. Mężczyźni nie zatrzymywali jej, kiedy szła w stronę wyjścia. Usłyszała znajome rżenie Zefira. Ujrzała białego pegaza, który na nią czekał. Uśmiechnęła się lekko na jego widok. Podeszła bliżej do wierzchowca. Usiadła na jego grzbiecie. Poczuła przyjemny pęd wiatru, kiedy zaczął biec i machać skrzydłami, by się wznieść. W pierwszej chwili poczuła niepokój, lecz wkrótce znikł. Przytuliła się do grzywy Zefira.

Poczuła senność, ale zbyt bała się spaść, by zasnąć na grzbiecie pegaza. Z trudem utrzymywała otwarte oczy.

– Gdzie znajduje się Szczyt Wyroków? – zapytała.

– Kilka godzin lotu na wschód, wcześniej jednak musimy polecieć kawałek na południe, by nie musieć lecieć nad górami.

– Czyli jest poza Fantazją?

– Tak, ten teren należy głównie do trolli i orków. Ludzie nie odważyli się zagarnąć tych terenów. Dlatego magia tutaj jest najsilniejsza, być może nawet to odczujesz, kiedy bardziej zbliżymy się do serca Dzikich Terenów.

– A jak będzie wyglądać sąd?

– Na początku zostanie wydane oskarżenie, więc dowiesz się, o co dokładnie jest oskarżany. To, że jest winny, nie ulega żadnej dyskusji. Później będzie mógł wyjaśnić to ze swojej perspektywy. Następnie wypowiesz wyrok – wyjaśniła krótko, nie skupiając się na szczegółach.

– Jaką może mieć karę?

– Możliwych jest kilka. Najsurowszą jest oczywiście śmierć, ale mało prawdopodobne, żeby na nią został skazany. Unikamy tej kary. Musiałby się dopuścić gorszej zbrodni. Oczywiście może też zostać uwięziony, w przypadku Mrocznych Elfów uwięzienie na kilkaset lat. Kolejną opcją jest pozbawienie władzy czy wygnanie. Są też kary bardziej personalne, jak zsyłanie koszmarów do końca życia czy odczuwanie bólu otaczających osób.

Zofia spodziewała się, że kary będą się bardziej różnić od tych stosowanych przez ludzi. Liczyła, że nie zawiedzie bogini.

– Właściwie... dlaczego musimy tam dotrzeć przed świtem?

– Jest to związane z równowagą. O świcie moje dwie strony znajdują się w harmonii, więc będ mogła ocenić bezstronnie skazanego. Gdybym wydała wyrok w nocy, to mogłabym dać zbyt okrutną karę, natomiast w dzień byłabym zbyt łagodna.

Zofia kiwnęła głową. Zastanawiała się, czy to męczące dla bogini, że jej uczucia zależne były od pory dnia lub nocy. Westchnęła cicho. Przed nią było kilka godzin lotu w ciemności. Na horyzoncie widziała jasny punkt, uznała, że to musi być miasto. Jego zarysy stawały się coraz wyraźniejsze, a wraz z nim pożar, który pochłaniał kolejne domostwa. Gęsty dym unosił się nad zabudowaniami. Do uszu Zofii dotarły pierwsze krzyki ludzi. Dostrzegła smoka, który szykował się do kolejnego ataku. Na jego grzbiecie iskrzyły się błyskawice. Zofia domyśliła się, że to musi być burzowy smok, których było niewiele. Nigdy wcześniej takiego nie widziała.

Z paszczy smoka wystrzeliła wiązka piorunów, która trafiła w dach. Ten natychmiast zajął się ogniem. Płomienie rozprzestrzeniały się. Ludzie w panice uciekali z miasta, licząc, że w ten sposób uda im się uratować.

Zofia patrzyła na całą scenę z przerażeniem. Chciałaby jakoś zareagować, ale nie mogła nic zrobić. Nie potrafiła odwrócić wzroku od miasta, które ogarnęły płonienie i panika. Przypomniała sobie pierwszy atak smoków. Najchętniej wyparłaby te wydarzenia ze swojej pamięci. Tamte uczucia wróciły do niej. Strach, gniew, niepokój, jednak najgorsza była bezsilność, którą odczuwała także teraz, spoglądając z bezpiecznej odległości, jak miasto zamienia się w zgliszcza. Wiedziała, że potem odbudują je, lecz wspomnienia o tym wydarzeniu pozostaną.

– Dlaczego tego nie powstrzymasz? – zapytała.

– Nie zapominaj, z kim rozmawiasz. Mam swoje powody – odpowiedziała.

Zofia nie zamierzała dać jednak za wygraną. Wiedziała, że być może rozgniewa boginię, ale musiała wiedzieć, dlaczego pozwala na takie okrucieństwo.

– Wytłumacz mi, proszę, bogini.

– Z tego samego powodu, dla którego inni bogowie nie ingerują. Nie wtrącamy się w życie śmiertelników, chyba że jest to bardzo konieczne. Ludzie podejmują decyzję i muszą się liczyć z konsekwencjami. Nawet jeśli to oznacza ich śmierć.

– Ale oni nawet nie wiedzą o tym, że jaja były skradzione!

– Nic nie rozumiesz. Świat jest jak waga, szale muszą być równo. Za zło wyrządzone smokom, płacą ludzie, a nie konkretny człowiek.

Zofia rozumiała, o co chodzi bogini, ale dalej nie uważała, żeby było to sprawiedliwe.

– Ale skoro to konkretny człowiek zawinił, to dlaczego nie możecie wymierzyć mu sprawiedliwości, czy to nie byłoby sprawiedliwe?

– Z jednej strony masz rację, lecz to nie zadośćuczyniłoby krzywd. Gdyby to było wszystko takie proste... ale światem rządzą pewne zasady, a pierwszą od zawsze jest utrzymanie równowagi. Powinnaś już rozumieć, jakie to ważne.

Zofia nie odpowiedziała. Spojrzała po raz ostatni na płonące miasto i smoka, który odleciał, pozostawiając po sobie zniszczenia. Pod powiekami zapiekły ją łzy, lecz żadna nie wypłynęła. Mogła jedynie liczyć, że nikt nie zginął. Pegaz ominął miasto i skierował się na wschód. Niedużo później znaleźli się poza terenami Fantazji. Spokój, jaki panował nad zieloną krainą, pozwolił odgonić ostatnie wspomnienia, a magię niemal można było wyczuć w powietrzu. Jednak dla Zofii oznaczało to walkę z samą sobą. Przez połączenie z Amori z trudem panowała nad negatywnymi emocjami, które szukały ujścia. Chciała poczuć smak krwi, pozwolić przejąć kontrolę wszelkim pierwotnym instynktom. Pragnęła zniszczyć wrogów. Zanurzyć ręce w ich krwi.

– Uspokój się, musisz nad sobą zapanować – poleciła chłodno bogini.

– Nic nie muszę! Chcę zniszczyć ich wszystkich, nie zasługują na życie. Nikt nie zasługuje!

– Mrok nad tobą zapanował. Zdejmij amulet! – rozkazała.

– Czuję się taka potężna, mogę wszystkich zmieść z powierzchni!

Roześmiała się skrzekliwie.

Bogini nie zamierzała dłużej tego tolerować. Zaatakowała umysł Zofii. Kobieta skrzywiła się z bólu. Na skroniach pojawiły się wyraźne żyły, kiedy wrzasnęła z bólu, a jej głos niósł się w powietrzu.

– Zdejmij amulet! – rozkazała Amori.

Zofia opierała się, lecz w końcu uległa i zdjęła naszyjnik. Ulga przyszła natychmiast, a negatywne emocje osłabły na tyle, że poczuła wstyd. Nie rozumiała, co ją opętało. Nie wiedziała nawet, że są w niej tak negatywne uczucia. Cieszyła się, że nikt nie znajdował się w pobliżu. Przestraszyła się, że byłaby w stanie zabić nawet przypadkową osobę, by wypełnić żądzę krwi. Jednak mroczna część dalej dawała o sobie znać, ale teraz Zofia dawała radę zapanować nad nią. Zaczynała rozumieć, co musi czuć Amori, kiedy nastaje noc. Przerażało ją to. Bogini nie odzywała się. Zofia zastanawiała się, czy to dlatego, że zdjęła amulet, ale nie zamierzała go ubierać ponownie, a na pewno nie w nocy i w przestrzeni wypełnioną magią.

***

Dorian odczekał, aż Ryszard zaśnie. Chrapanie opiekuna było znakiem do działania dla elfa. Podszedł do pokoju mężczyzny. Cicho jak wróżka, wślizgnął się do środka. Wiedział, że klucz do drzwi znajduje się na szyi Ryszarda. Delikatny błysk potwierdził jego wiedzę. Pochylił się nad mężczyzną. Dorian poruszył kilka razy palcami, nim dotknął przedmiot. Delikatnie podniósł metalowi przedmiot, nagrzany od ciała Ryszarda. Jednak wiedział, że musi ściągnąć naszyjnik, więc drugą ręką delikatnie uniósł głowę mężczyzny, który w pełni nieświadomy spał dalej. Dorian ściągnął naszyjnik wraz z kluczem z szyi mężczyzny. Z satysfakcją wyszedł z pomieszczenia, a później ze skrzydła królowej. Uśmiechnął się, wdychając powietrze. Ruszył korytarzem, kryjąc się w cieniu. Stawiał kolejne ciche kroki.

Zastanawiał się, gdzie może znajdować się komnata Ilony. Postanowił ruszyć za jej śladem energetycznym, którego nie był w stanie przegapić. Obiecał, że spłaci swój dług i zamierzał to zrobić, ale wcześniej musiał wiedzieć, czy Ilona jest bezpieczna. Właśnie dlatego szedł za śladem wprost do jej komnaty, pod którą stali strażnicy. Wykorzystał moc, by stworzyć iluzję i przejść obok strażników. Wszedł do pokoju Ilony, a gdy drzwi zamknęły się za nim, usunął iluzję. Spojrzał na dziewczynę, która spała. Podszedł bliżej. Chciał ją chronić, ale wiedział, że ludzie zorientowali, kim jest. Mógł jedynie usunąć zagrożenia, które na nią czyhały. Spoglądał na twarz dziewczyny, przewróciła się na drugi bok. Niespokojnie kopała nogami kołdrę. Podszedł bliżej i siadł na łóżku obok jej. Delikatnie położył dłoń na jej czole. Wyczuwał, jak uczucia burzą się w niej, przesłał jej odrobinę magii, by się uspokoiła.

Dorian nie chciał jeszcze zostawić Ilony, ale wiedział, że powinien wrócić do skrzydła królowej, nim Ryszard zorientuje się, że je opuścił. Cicho wstał. Po raz ostatni spojrzał na śpiącą dziewczynę. Wyjął niewielki kawałek róży i wyczarował kwiat, który położył na jej toaletce.

Wyszedł z pokoju, ponownie korzystając z iluzji. Nikt nie zorientował się, że przechodzi obok. Bez większych problemów dotarł do skrzydła królowej, gdzie już czekał na niego wściekły Ryszard.

– Gdzie byłeś? Odwiedziłeś Ilonę, prawdę?

– Nie interesuj się, starcze, chciałem iść na spacer, to poszedłem.

– Ja myślę jednak, że to nie był spacer bez celu. Dorianie, emocje cię zniszczą.

– Poszedłem na spacer, chyba nie chcesz mnie dalej więzić?

– Nie, ale widzę, że coś się z tobą dzieje – rzekł. Spojrzał na elfa, który odwrócił się, a klucz rzucił przez ramię.

Nie zamierzał rozmawiać z Ryszardem. Sam widział, że coś się z nim dzieje, coraz częściej dawał się poddawać emocjom i co chwila łapał się, że myśli na Ilonie. Martwiło go, ale nie zamierzał o tym rozmawiać z Ryszardem. Uznał, że na pewno, by nie zrozumiał i chciał, aby odciął się od emocji. Problem był taki, że już nie potrafił. Tak dawno już nie czuł się jak prawdziwy elf. Chciałby wrócić do Elfickiego Lasu, lecz wiedział, że patrzyliby na niego inaczej. Elfy nie zapominały. Nie przyjęłyby go z otwartymi ramionami. Tęsknił za magią w powietrzu, którą było czuć w lesie, i energią przepełniającą całe jego ciało. Wtedy nie miał problemów z zaklęciami, lecz teraz każde użycie magii wyczerpywało go. Pomimo że odzyskał jej część, dalej czuł, jak niewiele jej jest, była ledwie ułamkiem jego wcześniejszej mocy.

Jeśli miał ją odzyskać, musiał uczyć Ksawiera. Nie wiedział, skąd u niego taka niechęć do tego człowieka. Jednak robił, co musiał. Domyślał się, że trochę czasu minie, nim Ksawier wróci do niego, by zdjął osłonę. Elfowi nie spieszyło się, dopóki nie spłaci długu zaciągniętego u Ilony, nie zamierzał opuścić zamku. Gdyby mógł, znajdowałby się cały czas blisko Ilony. Obawiał się, co król może jej zrobić. Zastanawiał się, czy istnieje jakiś sposób, by być blisko niej.

– Istnieje – znajome syczenie wdarło się wprost do jego głowy. – Mogę ci pomóc.

Dorian pokręcił głową. Nie zamierzał znowu wiązać się długiem z Wiperion.

– Nie zamierzam robić sobie kolejnego długu.

– Nie będzie nowego. Wszystko w cenie starego – stwierdziła. – Chodź do mnie.

Dorian rozejrzał się, sprawdzając, czy Ryszard go nie obserwuje. Skierował się do Wiperion, która czekała na niego z uśmiechem na ustach. Wyszczerzyła zęby, a z jej ust wysunął się podwójny język.

– Jesteś – wysyczała. – Mogę sprawić, że będziesz niewidzialny dla ludzi. Jeden z moich dłużników zdobył dla mnie Koronę Niewidzialności.

Zakręciła ręką w powietrzu, a w jej dłoni pojawiła się srebrna korona. Bardziej przypominała ring, jedyną ozdobą był czarny kryształ.

– Jaki jest haczyk?

– Właściwie nie ma. Po wykonaniu zadania ode mnie zwrócisz mi ją.

– Wiesz, już jakie zadanie nas czeka?

– Przygotowania zostały poczęte, elfie – stwierdziła. – To jak? Chcesz koronę?

– Chcę.

Elf poczuł zimny metal w swojej dłoni. Spojrzał po raz ostatni w ślepia Wiperion, nim ruszył do swojej dawnej celi. Zastanawiał się, co takiego knuje. Schował koronę pod kocem i się położył. Zamknął oczy i zasnął niemal od razu.

***

Dla Zofii podróż na Szczyt Wyroków nie była łatwa. Walka ze samą sobą wykańczała ją, coraz bardziej obawiała się założenia amuletu. Co chwilę wyciągała z torebki naszyjnik, który wydawał się kusić ją potęgą. Mrok wyciągał do niej ręce. Z jednej strony ją to przerażało, ale z drugiej chciała znowu poczuć tę moc, gdy wydawało jej się, że jest niezwyciężona. To pragnienie sprawiało, że nie potrafiła myśleć o niczym innym.

Amori dalej się nie odzywała, co lekko ją niepokoiło. Zastanawiała się, czy to jej wybór, czy bez amuletu kontakt był dla niej trudniejszy. Nie zamierzała na razie się tym przejmować.

Okolica zmieniła się nie do poznania, wszystko wydawało się takie dzikie i niezdobyte. Nad lasami unosiły się gęsta mgła, przez którą ledwie cokolwiek można było ujrzeć. Korony najwyższych drzew wystawały ponad jej poziom. Zielone liście właściwie się nie poruszały, praktycznie było wiatru. Ciemność rozświetlały jedynie gwiazdy i księżyc. Zofia zastanawiała się, ile czasu zostało do wschodu słońca. Straciła poczucie czasu. Nagle ujrzała szpiczasty kształt nad mgłą. Zastanawiała się, czy to właśnie Szczyt Wyroków. Nie miała kogo zapytać, ale pegaz leciał wprost do odległego punktu. Delikatnie pogłaskała pegaza po szyi. Zauważyła, że głośno dyszy. Domyśliła się, że jest bardzo zmęczony.

– Na pewno za niedługo dotrzemy na miejsce – zapewniła pegaza – wtedy odpoczniesz.

Pegaz poruszył głową, jakby na znak zgody.

Odległy kształt stawał się z każdym przebytym kilometrem wyraźniejszy i większy. Nie miała już wątpliwości, że musi to być Szczyt Wyroków. Lekko zaczęła się obawiać sądu, nawet jeśli to nie ona przed nim stanie. Zastanawiała się, jak wygląda skazany i co powie. Miała wydać wyrok, a to ją niepokoiło.

Amori, kiedy Zefir wylądował, odezwała się.

– Załóż amulet – poleciła krótko.

Zofia wyjęła wisiorek i posłuchała bogini. Zdziwiła się, że nie zaatakowały jej negatywne emocje. Odetchnęła z ulgą. Zeszła z grzbietu pegaza.

– Dobrze się spisałeś – pochwaliła wierzchowca i poklepała go lekko po szyi. Rozejrzała się po okolicy, lecz niewiele znajdowało się na górze. Głównie widziała śnieg, który moczył jej buty. Zadrżała z zimna, kiedy poczuła chłodny podmuch wiatru. Opatuliła się ramionami. Żałowała, że nie wzięła cieplejszego ubrania. W czasie drogi ciepło pegaza sprawiało, że aż tak nie czuła chłodu.

– Idź przed siebie – poleciła Amori.

Zofia nie zaprotestowała. Powoli brnęła w śniegu. Nagle poczuła przyjemne ciepło. Znalazła się w miejscu, które swoim prostym wystrojem nie przypominało niczego, co kiedykolwiek widziała.

– To jest Szczyt Wyroków?

– Zgadza się – odpowiedziała krótko.

– Dlaczego teraz nie czuję tych negatywnych emocji?

– Znalazłaś się na neutralnym terenie, tu panuje idealna równowaga, dlatego jest idealnym miejscem do sądu.

– Wybranko Amori – usłyszała za sobą. Odwróciła się w stronę, skąd dochodził męski głos. Ujrzała istotę, która wydawała się reprezentować dzień i noc. Prawa jego strona była jasna i złota, natomiast druga czarna z niewielkimi jasnymi punktami. – Witaj, na Szczycie Wyroków. Zapraszam. Oskarżony już czeka na sali.

Zofia podążyła za mężczyzną. Drzwi pojawiły się, kiedy zbliżyli się do ściany. Otworzyły się szeroko. Wkroczyła do środka. Delikatnie się zmieszała. Dostrzegła Mrocznego Elfa, który przyszpilał ją wzrokiem.

– Wyprostuj się, to ty jesteś od nich ważniejsza – rozkazała bogini.

Zofia zastosowała się do rady Amori, ale dalej czuła się niepewnie, kiedy szła za mężczyzną wprost na podwyższenie. Wszyscy stali i spoglądali wprost na nią. Usiadła we wskazanym miejscu.

– Na razie nie musisz nic mówić, ty tylko wydasz wyrok – poinformowała ją Amori.

Zofia ucieszyła się. Usiadła i spojrzała na oskarżonego. Elf nie wydawał się być skruszony, patrzył na nią z pogardą.

– To jest niby Wybranka Amori? To zwykły człowiek – prychnął pogardliwie.

– Należy mówić z szacunkiem o Wybrance Amori – upomniał go mężczyzna, który ją tu przyprowadził. – Rozpoczynam sąd na Szczycie Wyroków. Król Darknes z rodu Nox został oskarżony o zagrożenie równowagi, uprowadzenie Połączonej ze Smokiem i usiłowanie wykonania na niej zaklęcia związania mocy. Ponadto zignorował rozkaz od bogini Amori. Czy oskarżony przyznaje się do zarzucanych win?

– Tak, przyznaję się – odpowiedział krótko.

Zofioa zdziwiła się, że od razu się przyznał, jednak najwyraźniej nie zamierzał kłamać. Stał dumny i wyprostowany, jakby nie czuł wyrzutów sumienia.

– Masz coś na swoją obronę?

– Cokolwiek powiem, wykorzystacie przeciwko mnie – stwierdził.

– Żałujesz tego, co zrobiłeś?

– Nie, jedyne czego żałuję, to tego, że dałem się złapać w tak głupi sposób – odpowiedział.

Zofia nie mogła uwierzyć w słowa Mrocznego Elfa. Myślała, że będzie się bronić, lecz ten nie okazywał krztyny skruchy. Spoglądał pewnie przed siebie. Zastanawiała się, w jaki sposób dał się złapać.

– Czy chciałbyś coś dodać, elfie?

– Nie jestem jedyny, znajdzie się inny Mroczny Elf, który będzie chciał zdobyć energię Połączonej ze Smokiem. Nie będziecie w stanie jej wiecznie chronić – rzekł, patrzył wprost na Zofię.

– Czas na wyrok – stwierdził chłodno przewodniczący.

Słońce właśnie zaczęło wschodzić.

Zofia spojrzała na elfa. Czekała na reakcję bogini. Wtedy poczuła nagle, jak zimne macki obejmują jej umysł, a ona traci kontrolę nad swoim ciałem. Znalazła się jakby poza swoim ciałem. Spojrzała na swoją postać, która wstała ze swojego miejsca. Odczuła, jak wokół niej zbiera się energia, która wypływa z niej i wypełnia całe pomieszczenie. Słowa zaczęły wypływać z jej ust.

– Za naruszanie równowagi skazuję cię na wygnanie na Jałową Wyspę, gdzie zostaniesz do końca życia. Odbieram też ci tytuł, od tej pory nie jesteś królem Mrocznych Elfów – rzekła, a jej głos rozchodził się po sali. Postać Zofii lśniła lekko, a z jej ręki wystrzelił jasny płomień, który trafił wprost w elfa. Na czole mężczyzny pojawił się znak.

Pod wpływem Darknes się cofnął i opadł na kolana.

Zofia odczuła, jak macki wciągają ją z powrotem ją do ciała. Zamrugała kilkakrotnie i poruszyła palcami, sprawdzając, czy wszystko w porządku. Czuła się obca w swoim ciele.

– Czy przejęłaś nade mną kontrolę? – zapytała lekko rozkojarzona.

– Musiałam, inaczej wyrok nie byłby wiążący. Musiałam użyć cię jako swojego mostu.

Zofia zacisnęła usta w wąską kreskę. Tego się nie spodziewała i wcale jej się to nie spodobało. Czuła, jakby została wypchnięta, a następnie z powrotem włożona do swojego ciała, które wydawało się teraz jakieś inne.

– Czas lecieć do smoków nieba – rzekła Amori, nic nie robiąc sobie ze zdezorientowania kobiety.

***

Darknes został wypchnięty przez portal na wyspę, gdzie nie znajdowało się dosłownie nic. Pod stopami czuł piasek, kiedy skierował się do osłoniętej przed słońcem jaskini. Domyślił się, że musi znajdować się na drugiej półkuli planety. Usiadł w cieniu i spojrzał na pustą przestrzeń. Piasek i morze. Wyspa zasłużyła na swoją nazwę. Opuścił głowę zrezygnowany. Nie sądził, że zginie w takim miejscu. Wiedział, że będzie musiał się rozejrzeć za wodą pitną, ale teraz go to nie obchodziło. Nic go nie interesowało. Dotknął swojego czoła. Wyczuł znak, przypominał połączenie liter J i W, a więc oznaczenie Jałowej Wyspy. Nawet gdyby udałoby mu się ją opuścić, to znak spaliłby go na popiół. Był skazany na nią. Ledwie na nią trafił, a już jej nienawidził. Wziął garść piachu i rzucił go. Jednak to nie pomogło pozbyć się tlącej się z tyłu głowy wściekłości. Westchnął. Jedyny gniew mógł czuć na siebie. Jednak wiedział, że pojawią się następni, którzy będą chcieli zdobyć energie Połączonej ze Smokiem. Zapis, że po jego abdykacji władzę ma przejąć najpotężniejszy z Mrocznych Elfów, rozpocznie polowanie. 

Hejka, Słodziaki!

Oto ostatni rozdział Smoczej Krwi! Bardzo się cieszę, że tę część skończyłam, ale czas na kilka informacji. 

1)Drugi tom o tytule Smocza Łza pojawi się na Wattpadzie, ale prawdopodobnie nie od razu, gdyż po zakończeniu pisania Smoczej Krwi zajęłam się tworzeniem zapasu do Sióstr Blasku i Cienia. Zatem rozdziały Smoczej Łzy zaczną się pojawiać prawdopodobnnie na początku sierpnia (Nie zabijajcie!).

2) Bardzo ładnie proszę o opinie, które pomogą mi poprawiać Smoczą Krew, ale na razie tego robić nie będę, bo chcę wcześniej zakończyć (chyba) trylogię. Doskonale zdaję sobie sprawę, że są w niej wady, ale wielu z nich sama nie zauważę, dlatego bardzo ładnie proszę o opinie (tylko może nie skupiajcie się tylko na złych aspektach :P).

3)Śliczne podziękowania dla WSZYSTKICH czytelników, Wattpad mnie nie lubi, więc nie będę oznaczać, ale każdy Wasz komentarz czy gwiazdka (a także czytanie z ukrycia) wiele dla mnie znaczyły.Cieszę się, że towarzyliście mi w pierwszej cześci tej przygody :D.

Tulę mocno! Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top