Rozdział*16
Ryszard podszedł do Ilony. Właśnie wrócił z ogrodu. Po długiej dyskusji z ogrodnikiem ten zgodził się na podarowanie mu małego drzewka, a także krzaka róży.
– To jaki masz plan?
– Elf tęskni za lasem. Damy mu jego namiastkę. Zobaczysz, to podziała – zapewniła. Odebrała od mężczyzny rośliny i ruszyła do celi, gdzie siedziała istota.
Elf spojrzał na nią, a później na rośliny, które postawiła pod ścianą. Ilonie wydawało się przez chwilę, że ujrzała w jego oczach blask. Ten jednak szybko znikł.
– Dziękuję – odezwał się.
Ta w odpowiedzi się uśmiechnęła. Wyszła z celi. Kątem zauważyła, że mężczyzna podchodzi do drzewa i dotyka jego kory. Ze zdziwieniem odkryła, że drzewko trochę urosło. Uznała to za dobry znak.
Ryszard, gdy opowiedziała mu o swoim osiągnięciu, pochwalił ją.
– Masz intuicję prawdziwego opiekuna.
– Dziękuję. – Lekko się zarumieniła.
Po kilku minutach zerknęła do elfa. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Mężczyzna nie tylko powiększył drzewo, lecz sprawił, że zakwitło. Z jego kwiatów leciał złocisty pył, który stworzył dywan pod nim. Róże też się zmieniły. Pięły się po ścianie i drzewie. Ich zapach dotarł do dziewczyny, nim weszła do środka. Elf uśmiechał się.
– Ty to zrobiłeś? To niesamowite! – rzekła zauroczona widokiem. Weszła pod koronę drzewa, które sięgało sufitu. Wzięła delikatnie do dłoni pyłek. Okazał się niezwykle miękki i lepki. Kolejne cząstki przyklejały się do jej włosów.
– Jestem Dorian – przedstawił się.
– Ilona.
– Chciałabyś zobaczyć coś wspaniałego? – zapytał niespodziewanie. Nie czekał na jej odpowiedź. Delikatnie dotknął róży i wyszeptał słowa w nieznanym dziewczynie języku.
Ilona obserwowała z zachwytem, jak ta się do niej zbliża. Jej środek wydawał się przemieszczać. Dziewczyna wprost nie mogła oderwać od niego wzroku. Nawet nie zauważyła, gdy pędy rośliny owinęły się wokół niej. Dopiero ból, kiedy kolce wbiły się głębiej w jej ciało, sprawił, że odzyskała nad sobą kontrolę.
– Przestań, proszę – błagała. Spojrzała na swoje ubranie całe podziurawione i zakrwawione. W jej oczach zebrały się łzy.
Elf zacisnął pięść. Róża w odpowiedzi na ten gest zwinęła się jeszcze bardziej.
– To nawet nie część bólu, jaki czuję każdego dnia – szepnął.
– Błagam cię, przestań. Nic ci nie zrobiłam! Dorianie!
Do elfa dopadł Ryszard, w ręku dzierżył długi sztylet. Elf cofnął się na jego widok.
– Wypuść, Ilonę – polecił, robiąc jeszcze jeden krok w jego stronę.
– Dopiero, gdy pozwolisz mi uciec – stwierdził.
Ryszard spojrzał na Ilonę, która stała się wyjątkowo blada, a później na elfa. Zacisnął usta. Nie miał wyboru. Podbiegł do elfa i wbił sztylet w jego ciało. Ten spojrzał na swoją ranę. Zielona plama powiększała się z każdą chwilą. Opadł na podłogę. Pędy wokół Ilony momentalnie się rozluźniły. Dziewczyna zaczęła drżeć. Wstała z podłogi i niemal wybiegła z celi.
Ryszard kucnął obok elfa. Ten wykrzywiał twarz z bólu.
– To nie było rozsądne – rzekł mężczyzna. – Chciała ci tylko pomóc, a ty tego nie uszanowałeś.
– Nie wiesz, jak to jest siedzieć tu i nie czuć więzi z lasem.
– Nie wiem, ale teraz stracisz i tę namiastkę. – Wskazał ręką na rośliny.
W oczach elfa pojawił się cień uczucia, który szybko zniknął. Spuścił głowę.
Ryszard wyszedł z celi, po chwili jednak wrócił z siekierką. Zaczął ciąć pędy roślin. Raz za razem uderzał w gałęzie, a z każdym uderzeniem elf czuł coraz większy ból. Nie mógł przeciąć więzi z roślinami.
– Ona będzie cierpieć jak ty, teraz gdy królowa się dowie, co tu zaszło.
– Postąpiłem niemądrze, ale musiałem, chociaż spróbować.
– Wiem, ale ona też popełniła błąd i teraz musi ponieść konsekwencje.
– Zaufała mi. To był jej błąd – rzekł.
Ryszard w duchu przyznał mu rację. Ilona mogła być dobrą opiekunką, lecz dopiero gdy pozbędzie się swojej naiwności względem istot, a zaistniała sytuacja stanowiła pierwszy krok do tego. Mężczyzna przeciął ostatni pęd róży. Teraz zabrał się za pień drzewa. Nie spoglądał na elfa. Ten nie zagrażał mu, gdy w swoim ciele miał ostrze ze wplecionymi zaklęciami i sproszkowanym kamieniem księżycowym, który odbierał mu moc.
***
Tymczasem Ilona skuliła się na łóżku i płakała. Największy ból nie był fizyczny, lecz psychiczny. Cierpiała, gdy pomyślała, że elf w tak potworny sposób ją zranił. Myślała, że zdobyła jego zaufaniem, lecz to on omotał ją wokół małego palca.
Łkanie nie przyniosło jej ulgi, więc wstała i zaczęła chodzić. Wiedziała, że spacer zawsze jej pomagał, szczególnie że po smutku przyszedł gniew. Im dłużej myślała, tym bardziej zaczęła przeklinać elfa.
– Czuję gniew i chęć zemsty – usłyszała za sobą. Odwróciła się w stronę głosu. Ujrzała uchylone drzwi, których Ryszard najwyraźniej zapomniał zamknąć. Nie myślała długo. Ciekawość sprawiła, że przez nie przeszła. – Chodź do mnie – wzywał ją głos, wyraźnie kobiecy i lekko syczący.
Ilona dotarła do ciemnej celi. Przy ścianie siedziała pół-kobieta pół-wąż. Miała długi zielony ogon, a na głowie zamiast włosów lśniły łuski. Jej źrenice przybrały kształt pionowych kresek. Ilona usiłowała sobie przypomnieć, jak nazywał się ten gatunek. Wiperion, uświadomiła sobie.
– Nie musisz się mnie bać. Jestem Selena – przedstawiła się. Kiedy mówiła, dziewczyna zauważyła, że język kobiety rozdwajał się na końcu. – Chcesz zemsty. Ja mogę ci pomóc.
– Nie, dziękuję. Pójdę już.
– Tak szybko mnie opuszczasz? Szkoda – zasyczała.
Ilona cofnęła się nieznacznie, gdy kobieta wysunęła w jej stronę dłoń.
– Muszę już iść – rzekła.
Ta istota nie wydawała się jej być z tych pomocnych, wręcz przeciwnie, o ile dobrze pamiętała, Wiperiony słynęły z paktów, które nigdy nie kończyły się dobrze dla osoby, zawierającej układ. Ruszyła do wyjścia.
Ku swojemu zdziwieniu przez rozmowę z Seleną zniknął gniew, jaki czuła do elfa. Nadal była na niego zła, lecz pojawiło się, obok tego uczucia, współczucie. Wzięła głębszy wdech, by się pozbyć natrętnych myśli.
Spojrzała na swoje ręce. Całe były poranione. Krew przestała z nich lecieć, ale nadal ją bolały. Usłyszała pukanie do drzwi. Domyśliła się, że to musi być ta nowa dwórka z jej rzeczami. Ryszard właśnie ją wpuszczał do środka.
Miała kosz pełen rzeczy Ilony. Dziewczyna wiedziała, że to nie są wszystkie, ale wolała to niż nic. Szczególnie że jej suknia wyglądała koszmarnie. Z dziurami, brudem nieznanego pochodzenia i do tego śmierdziała.
– Dziękuję – rzekła Ilona, odbierając od niej wiklinowy kosz. Postawiła go na ziemi.
Nowa kandydatka na dwórkę rozglądała się ciekawie dookoła. Istoty czując nieznaną sobie osobę, wyszły ze swoich kryjówek i zaczęły hałasować. Dziewczyna spojrzała na orka ze strachem, cofnęła się o krok.
– Co to za miejsce?
– Korytarz kolekcji królowej. Będziesz tu nie raz przychodzić. Jak właściwie masz na imię?
– Felicja. Ty jesteś Ilona? Dobrze pamiętam?
– Zgadza się. Pokażę ci to miejsce. Dobrze, Ryszardzie? – zapytała mężczyzna, który spojrzał na nią w szoku. Nie sądził, że tak szybko zdoła się pozbierać. Ta dziewczyna coraz bardziej go zaskakiwała.
– Niech będzie.
Ilona nie raz musiała ukrywać swoje uczucia i myśli przy królowej, więc teraz przyjęła kamienną twarz. Z przylepionym uśmiechem na twarzy oprowadzała dziewczynę. Tej oczy stawały się coraz większe, nigdy nie widziała tylu niezwykłych istot w jednym miejscu.
Kiedy doszli do celi z elfem, który siedział przy pociętych konarach drzewa i pędach róży, twarz Ilony wykrzywiła się. Nie chciała na niego patrzeć. Natomiast Felicja przyglądała mu się ciekawie. Widziała ranę na jego piersi, z której leciała krew. Elf wydawał się blady i słaby.
– Co mu się stało?
– Nic, na co by nie zasłużył – odparła Ilona twardo. Nie zamierzała wdawać się z nią w dyskusję. Szczególnie że podejrzewała, iż Felicja wszystko powie królowej. – Chodźmy dalej.
– Nie opatrzycie mu tego? Wykrwawi się.
– Elfy szybko się regenerują. Za kilka dni nie będzie miał śladu – stwierdziła.
Felicja chciała zaprotestować, lecz po chwili zrezygnowała z tego pomysłu. Twarz
Ilony, co prawda nie wyrażała uczuć, ale w oczach zauważyła zabójcze iskierki. Wiedziała, że stąpa po kruchym lodzie.
Ruszyły dalej.
– Jakie wieści na zamku? Coś mnie ominęło? – zapytała Ilona.
– Nic takiego się nie działo.
Ilona spojrzała zdegustowana na Felicję. Nie podejrzewała, że ta dziewczyna może być aż tak mało spostrzegawcza.
– A zadania od królowej?
– Są wyszukane – rzekła ostrożnie.
– Myślisz, ze ci zagrażam? Nie przywróci mnie na stanowisko – zapewniła – co wcale nie znaczy, że nie znajdzie innej kandydatki na twoje miejsce.
– Jakim cudem się tu znalazłaś?
– Popełniłam błąd, jednak na tyle długo służyłam królowej, że oszczędziła mnie. To jest moja kara. – powiedziała beznamiętnie.
– Przykro mi.
– Nie musisz mi współczuć. Dam ci radę, nigdy nikomu nie mów, o tym co robi królowa. Nie ufaj nikomu. Zdziwiłabyś się, ile ludzi ze strachu przed nią powiedziałoby wszystko. Wróćmy jednak do tematu prób. Jaką ostatnio miałaś?
Ilona patrzyła wyczekująco na Felicję. Ta wzięła głębszy oddech.
– Nie mogę powiedzieć – odpowiedziała.
– Rozumiem – stwierdziła, chociaż ciekawość ją zżerała. Miała nadzieję, że wkrótce ta zaufa jej na tle, by zdradzić, jak przetestowała ją królowa. Nie wątpiła, że to musiało być coś wielkiego. – Myślę, że powinnaś już iść.
Felicja wzruszyła ramionami i ruszyła za Iloną do wyjścia. Kiedy przeszła przez drzwi, Ilona wzięła swój kosz z rzeczami. Rozpakowała je szybko, a następnie przygotowała kąpiel w balii.
– Idę się umyć – poinformowała Ryszarda, ten kiwnął głową.
– Radzisz sobie jakoś?
– Nie musisz się o mnie martwić. Popełniłam błąd i zapłaciłam za niego.
Ryszard nie chciał jej martwić, ale wiedział, że to nie będzie koniec jej kary. Ilona lekko się uśmiechnęła, nim znikła za drzwiami łazienki.
***
Astrid spojrzała na wóz, który przywieźli rycerze. Był prosty wypełniony sianem. Efilias nie był zbyt zadowolony z wyboru, ale stwierdził, że nie chce marnować czasu na szukanie lepszego. Do prowizorycznego obozowiska dotarli także rycerze, którzy mieli szukać Ksawiera.
– Niestety, nie ma po nim śladu. Może się utopił?
– Macie go znaleźć! Zostaniecie tu. Przeczeszecie każdy kawałek tego terenu. – Zatoczył ręką łuk. – Czy to jasne?
– Tak jest, magu.
– Pomoże wam tych dwóch – przywołał najbliższych rycerzy.
Ci nie byli zachwyceni tym obrotem sprawy, lecz nie zaprotestowali. Ruszyli wykonać rozkaz. Wsiedli na konie i skierowali się w kierunku plaży.
Astrid uśmiechnęła się na wieść, że nie znaleźli ani Artura, ani Ksawiera. Efilias musiał to wyczuć, gdyż spojrzał na nią. Gestem ręki kazał jej wejść na wóz. Ta nie zamierzała się kłócić, jeszcze nie miała szansy na ucieczkę.
– Mogę mieć do ciebie pytanie? – zapytała, gdy umieściła się na wozie.
– Zwracaj się do mnie magu lub czarodzieju – zwrócił jej uwagę.
– Zatem, MAGU, czy mogę mieć do ciebie pytanie?
– Zadać zawsze możesz, ale czy odpowiem to inna sprawa.
– Jakim cudem dowiedziałeś się, że mam w sobie smoka? – To pytanie dręczyło ją już od dłuższego czasu. Skąd on o tym wiedział, a tym bardziej król?
Efilias spojrzał na nią lekko zaskoczony, że to właśnie tego chciała się dowiedzieć. Pamiętał doskonale przepływ energii i zachwianie równowagi. Od razu poczuł, że coś dzieje się w świecie magii. Poświęcił wiele energii, by znaleźć źródło tych zakłóceń. Olbrzymie fale mocy powstawały w wiosce Atarich, gdzie wysłał kruka.
Niepozorne stworzenie obserwowało z drzewa całą rozmowę Daimona z Astrid. Zaskakujące i cudowne wieści sprawiły, że postanowił śledzić dziewczynę. Alunis sprawił, iż przyszła wprost w jego ręce. Później wypominał sobie, że stracił taką okazję, ale musiał się upewnić, czy to prawda.
Nie spodziewał się nawet, że dziewczyna potrafi obronić swoje myśli, a tym bardziej że do walki włączy się smok. To był wystarczający dowód, że w niej zamieszkało to niezwykłe stworzenie. W myślach już wymyślał potężne zaklęcia, które mógłby stworzyć dzięki jej krwi i łzom. Stałby się najpotężniejszym magiem w całej Fantazji, a być może i na świecie.
Teraz miał w swoich rękach dziewczynę. Żałował, że jajo smoka przepadło. Po chwili jednak uświadomił sobie, że należało do morskich smoków, czyli tych najmniej dla niego użytecznych. W sumie najważniejsza dla niego była krew dziewczyny. Ileż potężnych zaklęć na niego czekało!
~ Naprawdę uważasz, że ci powiem?
– A co ci szkodzi? – zapytała, licząc, że pozna prawdę. Efilias tylko pokręcił głową i lekko się uśmiechnął.
– Nic, ale i tak ci nie powiem – odparł.
– Jak nie to nie. – Wzruszyła ramionami, prawie zrzucając kurtkę ze swoich ramion. – Myślałam, że to za sprawą twojej mocy, ale okazuje się, że to był zwykły przypadek.
– Przypadek! Też mi coś! – oburzył się.
Astrid powstrzymała się od uśmiechu. Wiedziała, że jeszcze chwila i Efilias sam wszystko jej opowie. Tak się jednak nie stało, gdyż uwagę czarnoksiężnika przykuł szept rycerza, stojącego niedaleko. Modlił się do wszystkich znanych sobie bogów. W pierwszej chwili mag chciał go uciszyć, lecz gdy spojrzał gdzie mężczyzna, zbladł.
Dokładnie widział czarne żagle na trzech olbrzymich żaglowcach, które mogły należeć tylko do jednej rasy, o której krążyły legendy, a wszystkie przerażające. Mroczne elfy właśnie płynęły do portu.
Astrid wyciągnęła szyję, by zobaczyć, o co chodzi. Serce zaczęło jej szybciej bić. Nie rozumiała, co się dzieje i dlaczego mroczne elfy tak licznie opuściły swoje ziemie. To nie wróżyło niczego dobrego.
– To zaczyna dziać się szybciej, niż myślałem – powiedział do niej Artos.
– O czym ty mówisz, na Karakala? Ty wiesz, o co tu chodzi?
– Pamiętasz, jak mówiłem, że smoki nie chcą dłużej czekać, choć robiły to od wieków?
– Pamiętam – odpowiedziała, chociaż dalej nie wiedziała, do czego zmierza.
Musiała na chwilę przerwać rozmowę ze smokiem, gdyż Efilias zaczął rzucać rozkazy rycerzom. Wyglądało na to, że nie chciał spotkać się z mrocznymi elfami.
Wsiadł na swojego czarnego konia, ruszył jako pierwszy. Astrid poczuła mocne szarpnięcie, gdy wóz ruszył i to nie wolno. Prawie wyleciała, w ostatniej chwili złapała się bocznej deski, co uchroniło ją przed upadkiem.
– To wszystko jest ze sobą powiązane. – Przerwał na chwilę. Dziewczyna powstrzymała się od przyspieszenia jego opowieści, ale umierała z ciekawości i niepokoju. – W świecie nazwijmy go magicznym... Co pewien czas pojawia się Era Mroku. Nie wiem, jak to inaczej ująć.
– Nie rozumiem – przerwała. – Chcesz powiedzieć, że to już się kiedyś działo?
– Tak i nie. Po prostu raz na kilka stuleci mrok ma dominującą pozycję. Moc stworzeń wywodzących się z nocy rośnie.
– I pewnie ja jestem w samym centrum wydarzeń? Genialnie! Jeszcze o czymś nie wiem?
– Na razie wiesz wszystko, co powinnaś – odpowiedział spokojnie.
Astrid nie spodobała się wcale jego odpowiedź. Oznaczała, bowiem że smok coś przed nią ukrywa i nie chce jej powiedzieć. Zacisnęła usta w wąską kreskę.
– Coś przede mną ukrywasz. Jak mam ci zaufać, jeśli masz sekrety? Zgodziłam się na tę głupią misję, a ty nie potrafisz być ze mną nawet szczery.
– Astrid... To nie tak. Ja po prostu nie mogę ci jeszcze powiedzieć o pewnych sprawach. Dla twojego bezpieczeństwa.
– Nie odzywaj się do mnie nawet.
Astrid nie tyle była zła na smoka, o tyle poczuła się urażona. Myślała, że są w jakimś stopniu przyjaciółmi, jednak teraz nie potrafiła mu zaufać. Usiadła w miarę wygodnie na wozie. Po raz pierwszy poczuła się naprawdę samotna. Żałowała, że nie ma obok niej Ksawiera i Artura.
– Astrid... Wiem, że nie lubisz sekretów. Nikt ich nie lubi, ale w tym wypadku musisz mnie zrozumieć. Dla mnie to też ciężka sytuacja. Utknąłem, co prawda na własne życzenie, w twoim, słabym ciele, a byłem kiedyś jednym z najpotężniejszych stworzeń.
– Właśnie! Na własne życzenie! Mnie nie pozostawiłeś wyboru, czy chciałam, żebyś we mnie zamieszkał. Po prostu mnie poinformowałeś. Przez ciebie straciłam szansę na zostanie prawdziwą Atarich, umiejętność walki, a ty sobie po prostu przedłużyłeś sobie życie. Moim kosztem! – wyrzuciła z siebie.
Smok na chwilę zaniemówił. Wiedział, że inaczej podchodzą do tej sprawy, jednak nie spodziewał się, że aż tak bardzo się w tym względzie różnią. Jako smok wolałby wraz ze swoją śmiercią przekazać swoją duszę potomkowi, jak to się działo od wieków, lecz nie mógł.
Pamiętał dzień, gdy Feris, czyli bóg, który stworzył ogniste smoki, do niego przyszedł w postaci jasnego płomienia. Powiedział tylko jedno zdanie: W dniu swojej śmierci twa dusza zamieszka w ciele człowieka, który uratuje znany ci świat.
Dopiero kolejne lata smoczej egzystencji sprawiły, że pojął dokładnie, co będzie jego misją po śmierci ciała. Czekał na ten dzień z lekką obawą, ale też radością, że to on został wybrany do tego zadania przez boga. Teraz gdy do tego wreszcie doszło, nie był pewien czy podoła temu zadaniu. Oddali dopiero pierwsze jajo, a pojawienie się mrocznych elfów zwiastowało, że mrok zaczyna dominować. Smoki staną się potężniejsze niż nigdy wcześniej i zaatakują.
– Astrid, tu nie chodzi tylko o nas. Gdyby tak było, uwierz nigdy bym nie postawił cię w takiej sytuacji.
– Wiem i to mnie przerasta. Może bogowie się pomylili.
– Wiem, że nie widzisz w tym wyborze sensu, ale on tam jest. Teraz jesteś po prostu przybita sytuacją, ale dasz radę się z niej wyplątać, gdy nadarzy się okazja – starał się ją pocieszyć, choć sam nie był pewien tego, co właśnie powiedział.
– Może masz rację. Dziękuję, Artosie.
– To ja ci dziękuję – pomyślał, ale nie powiedział tego do dziewczyny. Dzięki niej pojął, że ludzie wcale nie są tacy źli, jak kiedyś mu się wydawało.
Hejka, Słodziaki! Przepraszam, że tyle musieliście czekać na nowy rozdział. Miałam czas, gdy nie potrafiłam nawet spojrzeć na tekst Smoczej krwi. Na szczęście minął dzięki @paulinamanerowska oraz @AnnaZawia, którym serdecznie dziękuję za pomoc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top