Rozdział*12
Ksawier usiadł po prawej stronie królowej. Był to wielki zaszczyt. Wyczuwał na sobie zazdrosne spojrzenia elfów. Pilnował się, by nie unieść za bardzo głowy, chociaż kark bolał go koszmarnie od ciągłego spoglądania w dół na stół, który prezentował się naprawdę wspaniale.
Miał kształt półokręgu. Na jego powierzchni znajdowały się najróżniejsze potrawy. Przeważały głównie owoce. Mięsa w ogóle nie było, gdyż wszystkie elfy były weganami. Uważały, że nie należy krzywdzić zwierząt. Nie dotyczyło to jednak ludzi.
– Dobrze się bawisz, Ksawierze? – zapytała królowa.
– Tak, Wasza Wysokość. To zaszczyt uczestniczyć w tak wspaniałej uczcie – odpowiedział. Ta kiwnęła głową.
– Mi natomiast się nudzi. Co powiesz na grę? – zapytała.
– Zależy jaką, Wasza Wysokość – rzekł ostrożnie, wolał nie wplątać się w nic, z czego później się, by nie wyplątał.
– Bardzo prostą. Grę w sekrety. Zadaje się w niej pytania na zmianę, trzeba odpowiedzieć zgodnie z prawdą, trzymając w dłoni kamień prawdomówności. Przegrywa osoba, która nie odpowie na jakieś pytanie lub skłamie – wyjaśniła. Elfy uśmiechały się drapieżnie.
– Rozumiem, że będzie jakaś nagroda i kara, Wasza Wysokość – bardziej stwierdził, niż zapytał Ksawier.
– Co to byłaby za zabawa, gdyby nie ryzyko? Jeśli wygrasz ty i twój przyjaciel zostaniecie wysłani przez portal prosto do Astrid. – Chłopak był wielce zdziwiony. Słyszał oczywiście, że elfy potrafią tworzyć portale do dowolnego miejsca na ziemi, ale wymagało to bardzo dużo energii. – Jeśli przegracie przez dwadzieścia lat będziecie mi służyć. To jak będzie? – zapytała, szczerząc zęby w uśmiechu. – Oczywiście, jeśli odmówicie elfy mogą to uznać za oznakę wrogości.
– Zgoda. Ja będę odpowiadał na twoje pytania – rzekł pewnie Ksawier. Królowa zatarła ręce zadowolona. Jedna z elfek podała kamień prawdomówności chłopakowi. Ten zacisnął na nim dłoń. Miał gładką strukturę, bez żadnych skaz.
– Zacznę od czegoś prostego. Czy pragniesz władzy? – zapytała.
Chłopak nigdy nad tym nie myślał. Mieszkał w zamku i miał w sobie królewską krew, ale nigdy nie ciągnęło go do tronu. Teraz jednak po zadanym przez królową pytaniu, zaczął się nad tym zastanawiać.
– Tak. Pragnę – powiedział. Kamień zaświecił się, dając znak, że odpowiedź jest poprawna. Oddał kamień władczyni.
– Jaka jest twoja największa tajemnica? – zapytał.
– Wszystkie moje tajemnice są największe, a zarazem każda jest zbyt mała, jeśli porównać ją do tajemnicy powstania świata – odpowiedziała. Kamień zaświecił, uznając, że powiedziała prawdę.
Ksawier nie spodziewał się po niej takiej odpowiedzi. Przejął od królowej kamień i czekał na kolejne pytanie, które nie wątpił, że będzie trudniejsze od poprzedniego.
– Czy poświęciłbyś innego człowieka, żeby ratować własną skórę?
– To zależy od człowieka i okoliczności. Nie mogę tego stwierdzić teoretycznie – odpowiedział po chwili namysłu. Królowa wygięła usta w gniewny grymas, gdy kamień zaświecił. Chłopak podał go królowej. Myślał przez chwilę nad pytaniem.
– Czy byłaś kiedyś, Wasza Wysokość, zakochana? – zapytał.
Ta zacisnęła usta. Widać było, że walczy ze sobą. Chłopak podejrzewał, że w istocie kiedyś była zakochana. Jednak nie chciała tego powiedzieć przy swoich poddanych, dla których uczucia takie jak miłość były hańbą. Elfy gardziły nimi, równie bardzo jak ludźmi, których uważano za słabych i podatnych na działanie emocji.
– Wygrałeś – rzekła.
Dała kamień na stół. Widać, że była niezadowolona ze swojej porażki. Ksawier starał się nie uśmiechać. Za mniejsze przewiny można było trafić na czarną listę u elfów, a on zdecydowanie tego, by nie chciał.
Niedługo później królowa zakończyła ucztę, nie podając powodu. Goście rozeszli się. Władczyni dała znak Ksawierowi, by został. Chłopak nie wiedział, czego ma się spodziewać. Kobieta uśmiechnęła się lekko.
– Spójrz na mnie – poleciła. Ksawier był zaskoczony jej prośbą. Jednak wykonał polecenie. Nie spodziewał się, że jest ona aż tak piękna. Jego oczy otworzyły się szerzej z zachwytu. Była najpiękniejszą istotą, jaką widział w życiu. Jej twarz była bez żadnej skazy, oczy wielkie z magicznym błyskiem. Włosy stanowiły chyba jej największą ozdobę, blond sięgające aż do ziemi. – Gratuluję ci zwycięstwa, drogi chłopcze. Dobrze to rozegrałeś.
– Dałaś mi wygrać, Wasza Wysokość.
– Może tak, może nie. To nie jest istotne. Ważna była odpowiedź na twoje pierwsze pytanie. Pragniesz władzy i możesz ją mieć. Król nie bez przyczyny się ciebie obawia. Teraz, gdy będzie miał wreszcie upragnionego syna. Jesteś jeszcze większym niebezpieczeństwem – rzekła.
– Ale on ma pierwszeństwo do tronu – zaprotestował.
– Tyle lat żyłeś w kłamstwie, książę. Pozwól, że opowiem ci historię – powiedziała, spacerując między filarami, a właściwie drzewami, których korony tworzyły zwieńczenie tej dziwacznej, ale przepięknej konstrukcji. – Sto lat temu dwa potężne rody zawarły przymierze, Karolingowie i Stuartsi. Co pokolenie mieli zamieniać się władzą w Fantazji. Jednak Stuartsi zapragnęli więcej. Zabili wszystkich, którzy wiedzieli o przymierzu.
– Teraz przypada kolej Karolingów? – domyślił się.
– Dokładnie. Masz prawo do władzy. Jednak nie odzyskasz jej bez walki. Król zbyt kocha władzę, by ją oddać. Pomóż Astrid, a wkrótce to tobie będą się kłaniać. Pamiętaj o nas, dziedzicu Karolingów.
– Będę – zapewnił.
***
Astrid otworzyła oczy. Jej serce biło szybko na myśl o koszmarze, który jej się śnił. Wciąż słyszała słowa Ostrego Billa w swojej głowie. Noc Syren.
– Artosie? – odezwała się. – Śpisz?
– Nie śpię. Dusze nie potrzebują odpoczynku, za to ty powinnaś się wyspać – rzekł karcąco.
– Przepraszam, miałam koszmar. Pojawił się w nim Ostry Bill. Mówił coś o Nocy Syren. Co to jest?
– Nie wydaję mi się, żebyś chciała wiedzieć, Astrid – powiedział spokojnie. Dziewczyna jednak nie zamierzała dać za wygraną.
– Powiedz mi, proszę.
– Skoro nalegasz. Ostrzegałem. Noc Syren to jedyna noc w roku, gdy te istoty mogą wyjść na ląd. Zmieniają się w ludzi. Chodzą od domu do domu, śpiewając pieśń słyszalną tylko dla dzieci. Te wychodzą na zewnątrz i już nigdy nie wracają. Przez kilka następnych dni ich ciała wypływają, pozbawione całkowicie krwi i dziwnie powykręcane – wyjaśnił.
– To straszne. Dlaczego to robią? – zapytała.
– W ten sposób utrzymują swoją moc i nie starzeją się. To jednak nie koniec. Część syren zachodzi tej nocy w ciążę z mężczyznami, którzy później nie mogą się pozbierać. Wielu z tego powodu popełniło samobójstwo – rzekł.
– To dlatego Bill ich tak nienawidzi. Nie wiedziałam. Czuję się teraz tak koszmarnie winna – wyznała.
– On też nie był święty – rzekł, próbując ukoić, chociaż częściowo, jej ból.
Nagle powietrze niedaleko ich zaczęło wirować. Pojawił dziwny blask. Astrid patrzyła na to oniemiała. Odruchowo chciała sięgnąć po miecz, dopiero po chwili do niej, że go oddała latarnikowi.
Z kręgu światła wyszedł Ksawier, a tuż za nim nieznany jej mężczyzna. Astrid spoglądała na nich zszokowana. Po chwili nie było śladu po portalu. Dziewczyna zauważyła ich dziwne stroje.
– Wiele mnie ominęło, co ? – zapytała. – I kim jest twój towarzysz?
– Poznaj, proszę, Artura. Poznaliśmy się w lochu królewskim. Zdecydowanie nie polecam tego miejsca – odezwał się. – Przy okazji byliśmy też w Elfickim Lesie.
– Trudno w to uwierzyć. Ale po tym jak zobaczyłam portal, wierzę ci. – Zamilkła na chwilę. – Miło cię poznać, Arturze. Jestem Astrid, wybacz, że nie wstanę, ale po tym jak byłam zmieniona w syrenę, mam naprawdę spore problemy z moimi nogami.
– Widzę, że u ciebie też było ciekawie – stwierdził.
– Istotnie. Zdobyłam bransoletę Tianis, więc będę mogła się w końcu dostać do pierwszego jaja smoka.
– Oczywiście idziemy z tobą – rzekł Ksawier.
– Nie, zahipnotyzuje was. Będziecie musieli poczekać na zewnątrz jaskini – stwierdziła.
– No wiesz? My tak się natrudziliśmy, żeby cię znaleźć – rzekł Ksawier. Zacisnął usta z determinacją.
– Już zapomniałam, jaki irytujący potrafisz być. Arturze, jak ty z nim wytrzymujesz? – zapytała z uśmiechem. Szczerze stęskniła się za tym upierdliwym chłopakiem.
– Nie jest łatwo. Ksawier, tym razem Astrid ma rację. Jeśli jajo ma hipnotyzującą moc, na niewiele się zdamy. Będzie miała z nami więcej kłopotów niż pożytku.
– Nie wierzę. I ty przeciwko mnie?!
– Ksawier, ucisz się. Wyśpij się, a rano pogadamy, bo jak jesteś zmęczony, stajesz się sto razy bardziej wykurzający niż zwykle – stwierdziła, kładąc się na podłodze. Ksawier, choć chętnie by się pokłócił, pod surowym spojrzeniem Artura również przygotował się do snu. Cała trójka zasnęła.
Następnego dnia latarnik spojrzał na ten niespodziewany widok. Astrid oplotła swoimi ramionami przez sen Ksawiera. Uśmiechała się delikatnie.
– Pobudka, pora że wstawać. Jużci słońce wzeszło – powiedział głośno. Pierwsza obudziła się dziewczyna.
– Dzień dobry. Przepraszam za tych niespodziewanych gości. Trudno byłoby wyjaśnić, w jaki sposób tu się znaleźli.
– Dobrze, żeś już nie jest sama – powiedział.
– Śpiący królewiczu, pora wstawać – szepnęła do ucha Ksawierowi, po czym do niego dmuchnęła.
– Jeszcze pięć minut – mruknął, przekręcając się na drugi bok. Astrid uśmiechnęła się szeroko, po czym wylała na niego wodę z manierki. Natychmiast wstał. – Co jest? – krzyknął wściekły. Astrid zaczęła się śmiać, podobnie jak Artur, który właśnie przecierał zaspane oczy.
– Pora wstawać, śpiochu.
Ten rozczochrał swoje włosy, po czym powoli podniósł się z podłogi. Artur już stał i witał się właśnie z Franciszkiem. Astrid nauczona doświadczeniem poprzedniego dnia wzięła kij do reki i spróbowała wstać. Ku jej uldze nogi nie odmówiły posłuszeństwa. Astrid długo dziękowała Franciszkowi za ratunek.
Po śniadaniu Artur i Ksawier ruszyli za dziewczyną w miejsce, gdzie powinna znajdować się jaskinia. Prowadziła ich po plaży. Ksawier zdjął buty i szedł tam, gdzie fale obmywały piasek.
W czasie drogi opowiadali sobie, co się działo. Astrid uśmiechała się radośnie, gdy Artur postanowił zdradzić, że Ksawier przebrał się za dziewczynę.
– Doprawdy? Szkoda, że tego nie zobaczyłam – zaśmiała się, spoglądając na chłopaka.
– Ten widok na zawsze zostanie w mojej pamięci – rzekł wesoło starzec.
– Miałeś jej tego nie mówić – mruknął Ksawier, któremu wyraźnie się nie podobało, że tych dwoje postanowiło się pośmiać jego kosztem.
– Może i tak, ale nie mogłem się powstrzymać – odpowiedział. Przybił piątkę z dziewczyną.
– Bo jeszcze zacznę żałować, że cię ze sobą zabrałem – zagroził. Jednak obaj wiedzieli, że to nieprawda. Ksawier przyzwyczaił się już do obecności starca.
– Ale Astrid nie żałuje. Miałeś racje, co do niej. Warta pobytu w lochu.
– Ja zaczynam mieć na ten temat inne zdanie – warknął wyraźnie obrażony chłopak. Jego usta zacisnęły się.
– Nie dąsaj się już – poprosiła Astrid, podchodząc bliżej niego. Ten delikatnie się uśmiechnął.
Doszli w końcu do jaskini. Dziewczyna spojrzała na nich, po czym pomasowała miejsce, gdzie znajdowała się bransoleta. Czuła przyzywanie jaja, jednak dochodziło jakby z głębiny. Woda w jaskini sięgała jej do kostek. Im dalej szła stawała się głębsza.
– Już niedaleko. Teraz musisz zanurkować. To tam znajduje się jajo – szepnął Artos.
Nie musiał dwa razy powtarzać. Wzięła głębszy oddech i zanurkowała wprost w głębinę. W ręce na wszelki wypadek trzymała roślinę umożliwiającą oddychanie pod wodą.
Jajo, które zobaczyła, wyglądało jeszcze piękniej niż widziała w wizji. Mieniło się tysiącami odcieni niebieskiego. Delikatnie dotknęła jego struktury.
– Zabiorę cię do domu – pomyślała w jego stronę. – Do twojej rodziny. – Chwyciła je w obie dłonie. Dziewczyna musiała je mocno trzymać, gdyż było dosyć ciężkie i większe od jej głowy. Płuca Astrid domagały się powietrza. Przez myśl przeszło jej, ze powinna zjeść roślinę nim będzie za późno. Powierzchnia wydawała się od niej oddalać zamiast przybliżać.
Łapczywie łapała powietrze, gdy jej głowa znalazła się ponad wodą. Nim wyszła z jaskini zakryła jajo swoją koszulą. Wolała, żeby nie zahipnotyzowało jej towarzyszy. Ci spojrzeli na nią.
– Masz? – zapytała Ksawier.
– Tak, teraz trudniejsza część oddanie własności smokom morskim. Poproszę moją torbę – rzekła, wyciągając rękę w stronę Artura. Ten podał jej przedmiot. Dziewczyna prędko schowała jajo do środka.
– Chyba będzie potrzebna nam łódź – stwierdził Ksawier.
– Na pewno, bo ja po raz drugi nie zamierzam stać się syreną. Myślę, że dasz radę coś załatwić – rzekła.
– Pewnie, że tak. A co ty będziesz robić w tym czasie? – zapytał.
– Porozmawiam z małym smoczkiem – wyjaśniła, jakby to była całkowicie normalna rzecz.
– Aha. No dobra. A ty Arturze? Idziesz ze mną? – zapytał.
– Lepiej zostanę tu dla ochrony. Wiem, że rozmowy z magicznymi stworzeniami wymagają dużego skupienia, przez co nie zwraca się uwagi na otoczenie – powiedział. Ksawier wzruszył ramionami. Poczuł się urażony, że jego przyjaciel wolał zostać z Astrid. Dziewczyna odczekała, aż sobie pójdzie.
– Zamknij na chwilę oczy. Odejdę na kilka metrów, jajo powinno być w wodzie – rzekła.
– Rozumiem. – Zamknął powieki. Dziewczyna wyjęła jajo z torby. Ruszyła przed siebie, aż wodę miała po szyję. Zamknęła oczy i zanurzyła się w wody morza.
– Porozmawiamy, dobrze? – zapytała.
– Tak, ja chcę mówić – powiedział, a jego głos w głowie był wyjątkowo słodki i uroczy.
– Nazywam się Astrid, a smok, którego wyczuwasz to Artos – rzekła. – A jak ty masz na imię?
– Jeszcze nie mam – powiedział smutno. – Dostanę, gdy się wykluję.
– Chcesz wrócić do rodziny?
– Tak, ci niedobrzy, bardzo niedobrzy ludzie mnie porwali, gdy właśnie miałem się wykluć – wyznał. – Ale ty jesteś dobra, nie skrzywdzisz mnie.
– Nie skrzywdzę, obiecuję. – Astrid na chwilę wynurzyła głowę z wody. Pomachała Arturowi, dając znak, że wszystko dobrze, po czym na nowo się zanurzyła. – Wiesz, jak mam dotrzeć do morskich smoków?
– Ja zaprowadzę.
– Popłyniemy tam, gdy Ksawier zdobędzie łódź – rzekła.
– A mogę się już wykluć, pro-oszę? – zapytał smoczek. Dziewczyna, słysząc jego słodki glos, chciała się zgodzić, lecz w porę się opanowała.
– Jeszcze nie. Na pewno rodzice chcą być przy twoim wykluciu.
– Ale ty też będziesz, prawda? – spytał z nadzieją.
– O ile się zgodzą – rzekła.
Wynurzyła głowę. Spojrzała na plażę. Artur czekał spokojnie na niej. Gestem kazała mu zamknąć oczy, nim wyszła z wody. Mokra tkanina kleiła się do jej ciała, gdy wyszła na plażę. Włożyła jajo do torby.
– Możesz już otworzyć oczy – rzekła. Mężczyzna to uczynił. Uśmiechnął się lekko.
– Jak poszło?
– Smoczek nas zaprowadzi do morskich smoków – zapewniła. – Na pewno chcecie płynąć ze mną? One hipnotyzują. Nie dacie rady się oprzeć, gdyby zaszła potrzeba. Ja mam bransoletę Tianis, więc jestem odporna, lecz wy nie macie żadnych szans.
– Wiesz dokładnie, jak to działa? – zapytał.
– Artosie, może znasz odpowiedź?
– Oczywiście, że tak. To przez ich łuski. Mienią się, hipnotyzując tym samym ofiary – wyjaśnił. Dziewczyna przekazała to Arturowi.
– Czyli jeśli nic nie będziemy widzieć, jesteśmy bezpieczni, tak?
– Raczej tak, ale jesteś pewny, że dacie radę?
– Przez cały pobyt u elfów nie spojrzałem na żadnego ani razu, to ze smokami też dam radę – zapewnił. Astrid kiwnęła głową.
Nagle ujrzała Ksawiera machał do nich radośnie. Dziewczyna z Arturem ruszyli w jego stronę. Szczerzył się od ucha do ucha, najwyraźniej zdobył naprawdę wspaniałą łódź.
– Nie było łatwo, ale jeden z rybaków zgodził się na użyczenie nam łódki. Nie jest duża, ale dla nas spokojnie starczy. Wydałem na to sporo złota, ale chyba było warto.
– Zobaczymy, czy masz głowę do interesów – stwierdziła Astrid.
Kilka minut później stali przy pomości, przy którym była mała łódka. Według dziewczyny cudem było, że jeszcze się nie rozleciała. Bardziej przypominała szalupę niż łódź rybacką.
– Nie tego się spodziewałam. Umiesz wiosłować, prawda?
– Pewnie – machnął ręką, jakby to była najprostsza rzecz pod słońcem.
Razem wsiedli do łódki, Artur odwiązał cumę i usiadł obok Ksawiera. Wzięli po jednym wiośle. Dziewczyna rozkazała im zamknąć oczy, gdy znaleźli się sporo od brzegu. Zapytała smoczka w jaju o drogę, ten kazał im płynąć na południe. Dziewczyna schowała jajo i przekazała instrukcję wioślarzom.
Ci machali dzielnie wiosłami. Pot z nich się lał. Dziewczyna niedługo później zmieniła Artura, który już nie dawał rady. Słońce przesuwało się po niebie w miarę upływu czasu. Dziewczyna czuła wszystkie możliwe mięśnie pleców i ramion.
Jeszcze kilka razy pytała smoczka o wskazówki. W końcu pod wielkim głazem w kształcie maczugi kazał jej zejść pod powierzchnię wody. To tutaj była granica królestwa smoków morskich. Dziewczyna dała ostatnie wskazówki chłopakom nauczona doświadczeniem. Zakazała im otwierać usta, bo być może mieli podobnie jak ona głos syren pod wodą.
Płynęli nisko. Dziewczyna trzymała jajo w rękach. Zaś mężczyźni chwycili ją za ramiona, by mogła ich pokierować. Dziewczynie widok zaparł dech w ustach. Wszędzie widziała smoki. Były przepiękne. Ich łuski odbijały światło słońca, gdy pływały między kolorowymi rafami.
Żaden z nich jej nie zaatakował. Nagle smoczyca podpłynęła do niej.
– Kim jesteście?
– Nazywam się Astrid we mnie jest Artos, po prawej jest Ksawier, a po lewej – Artur. Przybyliśmy, żeby zwrócić waszemu władcy jajo.
– Płyńcie za mną – poleciła.
Astrid machała nogami, jak najszybciej potrafiła, lecz i tak ona wraz z towarzyszami znajdowali się daleko za smoczycą. Dodatkowo smoczek wyraźnie czując obecność swojej rodziny, zaczął się wiercić niespokojnie w jaju.
– Mogę już wyjść?
– Wytrzymaj jeszcze chwilkę – poleciła.
Kilka minut później znajdowali się w pałacu. Był on dużo piękniejszy od tego, który widziała u syren. Ten wykonany był z kryształu, który mienił się wszystkimi kolorami. Astrid spojrzała na smoka. Ukłoniła się nisko przed nim, chociaż w wodzie nie należało to do łatwych.
– Zwracaj się do niego Wielki Morski Smoku – dał jej wskazówkę Artos, za co była mu bardzo wdzięczna.
– Witaj, Wielki Morski Smoki, wraz z moimi towarzyszami przybyliśmy, aby zwrócić jajo, które ukradli ludzie – rzekła. Smok podpłynął do niej. Jego zęby były ostre, ale bardzo cienkie. Wziął w szpony jajo.
– Dziękuję, że choć wy się zdobyliście na odwagę, by zwrócić me dziecię.
– Czy mogę mieć prośbę, Wielki Morski Smoku?
– Jaką?
– Moi towarzysze dla bezpieczeństwa mają zamknięte oczy, czy mógłbyś dać rozkaz, by nikt nie użył na nich hipnozy – poprosiła. Ten zgodził się na to.
Dziewczyna umówionym sygnałem ścisnęła dwa razy ich dłonie. Ci rozglądali się ciekawie dookoła.
– Przypadnie wam zaszczyt ujrzenia wyklucia mego syna – stwierdził.
Po chwili z jaja zaczęły wydobywać się bąbelki. Pojawiło się pierwsze pęknięcie, które rozszerzało się coraz bardziej. Niedługo później pojawił się uroczy pyszczek małego smoczka. Wyszedł z jaja. Miał przepiękny długi ogon, a uszy przypominały płetwy. Jego łuski lśniły jaśniej niż dorosłych osobników. Otworzył po raz pierwszy swoje szmaragdowe oczy.
Najpierw spojrzał na swojego ojca. Wielkiego smoka, który wyszczerzył swoje kły w coś na kształt uśmiechu. Podpływały pozostałe smoki. Otoczyły ich szczelnym kokonem. Wszystkie zaczęły wyć niezwykłą pieśń, by przywitać nowego członka smoczej rodziny.
– Nazywam się Fallon – usłyszeli w swoich głowach. Mały smoczek niepewnie ruszył do Astrid. – Dziękuję, że mnie uratowałaś.
– To była przyjemność, Fallonie – rzekła.
– Astrid podpłyń do mnie – rozkazał władca. Dziewczyna dźwięk jego głosu lekko zadrżała, był głęboki i wibrujący. Wykonała rozkaz. Jej nogi poruszały się w wodzie. Smok dotknął jej piersi w miejscu, gdzie pod skórą znajdowało się serce. Poczuła dziwne uczucie, które wypełniło ją całą. – Ogłaszam cię przyjaciółką wszystkich Morskich Smoków.
– Dziękuję, Wielki Morski Smoku – rzekła.
– To nie wszystko. Na dowód naszej wdzięczności, otrzymujesz ten oto naszyjnik z perłą – rzekł. Ten nagle pojawił się na jej szyi. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. – Możesz go wykorzystać tylko raz. Pozwoli ci zahipnotyzować jedną osobę. Wystarczy, że go dotkniesz i człowieka, którego chcesz mieć w swojej kontroli. Działa do wschodu słońca.
– Dziękuję, Wielki Morski Smoku. Czuję się zaszczycona – rzekła. – Myślę, że ja i moi towarzysze powinniśmy wracać. Musimy jeszcze zwrócić cztery jaja pozostałym klanom.
– Skoro taka jest wasza wola.
– Tylko ziele do oddychania pod wodą nadal działa, czy możesz skrócić jego działanie, Wielki Morski Smoku?
– To nie leży w mojej mocy – odpowiedział. – Zapraszam was jednak na rytuał, w którym Fallon oficjalnie stanie się morskim smokiem.
– Oczywiście przyjmujemy zaproszenie, Wielki Morski Smoku – rzekła.
Spojrzała na Ksawiera i Artura, którzy patrzyli zdezorientowani na dziewczynę. Nie za bardzo wiedzieli, co się dzieje. Dała im znak, by ruszyli za nią. Ci bez słowa to zrobili.
Hejka, Słodziaki! Pierwsze jajo w końcu wróciło do swojego domu. Poza tym w końcu wróciliśmy do Astrid, tak wiem trochę to trwało, aż zaczęłam za nią tęsknić. A wy?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top