Chapter twelve

-Dobra, ale ty szukasz!- krzyknął Diego do Klausa, a my wszyscy pobiegliśmy się schować.

Była zasada, że nie możemy wychodzić poza teren akademii, więc poszedłem do pokoju Allison i schowałem się pod jej łóżko.

Gdy siedziałem już tak około dziesięć minut, nagle usłyszałem strzały.

-Co jest?- szepnąłem.

Nie słyszałem żadnych krzyków, więc albo są martwi, albo bardzo dobrze się schowali.

Schowałem się jeszcze głębiej. Może jakoś, to przeczekam.

Chwilę później usłyszałem kroki idące w stronę pokoju Allison, a mnie sparaliżowało.

Drzwi się otworzyły, a ja wstrzymałem oddech i zamknąłem oczy. Modliłem się, żeby mnie nie znaleźli.

Nagle ktoś pociągnął mnie za ramię, w wyniku czego wypełzłem spod łóżka.

-Witaj Numerze Piąty- odezwał się kobiecy głos, a ja ostrożnie otworzyłem oczy.

-Kim jesteś?- spytałem przerażony, wstając z podłogi.

-Kim?- roześmiała się.- Twoją przepustką do lepszego życia- powiedziała, a następnie chwyciła mnie za rękę i znaleźliśmy się przed jakimś budynkiem.

***

Obudziłem się w jakimś dziwnym miejscu. Lekko podniosłem głowę i zauważyłem, że jestem jakby w sali operacyjnej.

Rozejrzałem się po pokoju, a w jego rogu zauważyłem Handler.

-Witam Numerze Piąty- przywitała się.

-Co się stało?- spytałem.

-Miałeś misję i cię postrzelili- wyjaśniła.- Gdy Diego i Klaus wrócili bez ciebie i opowiedzieli mi o tym, że tam zostałeś, ja się tam przeniosłam i zaczęłam cię szukać.

Pewnie, nie mogła w końcu stracić najlepszego mordercy.

-Gdzie moje rodzeństwo?- spytałem.

-U mnie w biurze. Chcesz tam iść teraz czy za chwilę?

-Pójdę teraz- powoli usiadłem na łóżku i od razu zaczęło kręcić mi się w głowie, jednak zignorowałem, to i stanąłem na podłogę. Byłem taki osłabiony, że prawie się wywróciłem.

Wziąłem głęboki wdech i wyszedłem z sali do jej biura.

-Jak im poszła praca w Komisji?- zapytałem idąc korytarzem.

-A bardzo dobrze- odparła uśmiechając się arogancko.

Doszliśmy do jej biura, otworzyłem drzwi i...

Zobaczyłem ich wszystkich związanych, a wokół nich stało pięciu terrorystów, celujących w nich karabinami.

Rodzeństwo miało zalepione usta, ale chyba ucieszyli się na mój widok.

-Co im zrobiłaś?- podniosłem na nią głos.

-Cały plan się udał!- krzyknęła i otworzyła szampana.

-Jaki?- spytałem poirytowany.

-Usiądź sobie wygodnie, bo to długa historia- powiedziała i wręczyła mi kieliszek szampana.

Usiedliśmy na przeciwko siebie przy jej biurku.

-To mów- zarządziłem i drżącą ręką napiłem się trunku.

-Porwałam się jak miałeś trzynaście lat. Chciałam aby Komisja wzbogaciła się o ludzi z mocami, wiesz o co chodzi- upiła łyka.- Chciałam od razu zgarnąć was wszystkich, ale bałam się, że mnie odnajdziecie i jeszcze zniszczylibyście Komisję- westchnęła.- Byłeś cudownym mordercą. W wieku czternastu lat umiałbyś zabić pół miasta w jeden dzień- wzruszyła się.- Jednak pewnego dnia zachciało ci się uciekać- wzruszyła ramionami.

-Dlaczego?- wyszeptałem.

-Wykrzyczałeś mi, że nie chcesz już nim być.

-Kto zabił ojca?- spytałem drżącym głosem, bo zacząłem się już wszystkiego domyślać.

-Ty, rzecz jasna. Podczas podróży w czasie coś się popsuło i dlatego byłeś w ciele pięćdziesięciolatka. Poza tym, gdy do nas przybyłeś lekko zmodyfikowałam ci wspomnienia, tak abyś zapomniał, że cokolwiek cię z nimi łączyło- pokazała na nich palcem.

-Czemu kazałaś mi, to zrobić?- zacisnąłem ręce w pięści.

-Myślałam, że jak będą bezradni, to łatwo będzie ich tu zaciągnąć. Miało, to być twoje zadanie, ale dosłownie chwilę przed wydaniem ci tego polecenia, wycofałeś się- powiedziała niewzruszona.

-Czemu straciłem pamięć?- dalej wypytywałem. Chciałem wszystko wiedzieć.

-Pewno coś źle policzyłeś. Poza tym zmiana ciała i tak dalej. Rozumiesz- wywróciła oczami.

-Okej, to skoro już wszystko wiemy- wstałem i zacząłem patrzeć się z chęcią mordu w oczach.- Wypuść ich.

-Nie.

-Wypuść ich!- krzyknąłem, a następnie uderzyłem kieliszkiem o stolik w wyniku czego się rozbił.

-Dobrze, ale najpierw... coś dla mnie zrób- wstała z fotela i przeszła za mnie.- Zagrajmy w grę- szepnęła mi do ucha.

-Pojebało cię już kompletnie, nie?- spojrzałem na nią z zażenowaniem.

-Rosyjska ruletka- powiedziała i wyjęła z szafy obrotowy bęben i dwa pistolety. Następnie postawiła, to wszystko na stole przed sobą.

Zatkało mnie. Teraz, to ona chce mnie zabić czy jak?

-Chcesz żebym sam się zabił?- zaśmiałem się ironicznie.

-Jeśli wygrasz, czyli w zasadzie przeżyjesz, to zabierasz ze sobą rodzeństwo. Jeśli przegrasz, czyli zginiesz, zostają ze mną- zaśmiała się diabolicznie.

Spojrzałem na spanikowane rodzeństwo i zacisnąłem usta w wąską linię.

-Zgoda- odparłem i uścisnąłem jej dłoń.

-Ty zacznij- powiedziała.

Westchnąłem ciężko i spojrzałem się na nią. Cieszyła się jakby już wygrała.

Zacząłem kręcić bębnem, a gdy przestał, to wziąłem kulkę, wsadziłem ją do pistoletu i przyłożyłem do głowy.

Rodzeństwo zamknęło oczy. Bali się tak samo jak ja, może nawet bardziej.

Wziąłem głęboki wdech i zacząłem odliczać.

-3, 2, 1... akcja- wystrzeliłem i... dalej żyłem.

Poczułem jak kamień spadł mi z serca.

Następnie Handler zrobiła, to samo co ja. Również udało jej się przeżyć.

Zrobiliśmy tak cztery rundy, aż w końcu nadszedł czas na piątą.

Owszem mam jeszcze szansę przeżyć, ona też, ale z każdym ruchem jest, to coraz mniej prawdopodobne.

Wziąłem broń, przyłożyłem do głowy i... nic się stało.

Cholera, mam jednak szczęście.

Kobieta zdecydowanym ruchem zakręciła, a następnie przyłożyła sobie pistolet do głowy.

-Dobra, jakie są szanse, że ja wygram?- powiedziała bardziej do siebie.

-Zerowe- uśmiechnąłem się sarkastycznie.

-Założysz się?- spytała.

-Pewnie- oparłem się o oparcie fotela, patrząc się na nią jakby już było po wszystkim.

-O co?

-O nic, bo już wygrałem.- zaśmiałem się, żeby w zasadzie samemu dodać sobie otuchy.

Kobieta wywróciła oczami i zdecydowanym ruchem pociągnęła za spust...

Przez chwilę widziałem u niej uśmiech jednak, zsunęła się na podłogę.

Od razu wstałem z fotela sprawdzić czy żyje. Ukucnąłem przy niej i sprawdziłem puls. Nic nie wyczułem.

Powoli podniosłem się z podłogi patrząc, to na moja zdziwione rodzeństwo, to na terrorystów celujących w nich...

Wygrałem.

Od razu podszedłem chcąc rozwiązać rodzinę, jednak mężczyźni mnie zatrzymali.

-Mieliśmy umowę- odparłem.

-Nie- powiedział jeden grożąc mi bronią. Ja tylko wywróciłem oczami, wziąłem swój pistolet z biurka i go zabiłem.

-Chcecie skończyć jak on?- zagroziłem.- Mam jeszcze swoją ukochaną kosę, jakbyście nie wiedzieli.

Nic nie odpowiedzieli, więc po prostu podszedłem do nich i ich rozwiązałem.

-Aaa Five tak tęskniłam!- od razu Allison i Vanya rzuciły się na szyję.

-Stary byłeś niezły- pochwalił mnie Diego.

-Przepraszam, że cię tam zostawiliśmy. Chcieliśmy się gdzieś schować, ale ta teczka od razu nas tu przeniosła- powiedział Klaus i również się do mnie przytulił.

-Dobra, dobra spokojnie- uśmiechnąłem się.- Chodźcie, spierdalamy stąd. Handler leży martwa i ku mojemu zdziwieniu, nie ja ją zabiłem- zaśmiałem się.

-Gdzie są teczki?- odezwał się Luther, a ja podszedłem do dość dużej szafy i ją otworzyłem.

-Do wyboru do koloru- odparłem odwracając się do nich.

-Weźmiemy tą!- krzyknął radośnie Klaus, i wziął jedną z nich centralnie ze środka.

-Dobra, chodźcie już- rzuciłem, a następnie całe rodzeństwo udało się za mną.

Idąc korytarzem czułem się jak bohater. Mogę zabrzmieć trochę jakbym się przechwał, ale ocaliłem rodzinę i nie będę już nigdy w życiu miał do czynienia z tą idiotyczną Komisją.

-Okej, daj mi tą teczkę Klaus- zwróciłem się do bruneta palącego papierosa.

-Chętnie- uśmiechnął się i mi ją wręczył.

-Złapcie się...- już nawet nie zdążyłem dokończyć, bo wszyscy się już mnie trzymali.- Można i tak- wzruszyłem ramionami, a chwilę później znaleźliśmy przed Akademią.

Od razu weszliśmy uradowani do środka.

-Chodź tu Five nasz bohaterze!- poszedł do mnie Diego i wziął mnie na ręce.- Trzeba to upić!

-Tak!- krzyknęli wszyscy i udaliśmy się do baru.

Klaus włączył muzykę na cały regulator, tak że chyba słyszało nas całe Dallas. Ale nikomu z nas, to nie przeszkadzało, bo jak rodzina chcieliśmy się wyszaleć za wszystkie czasy.

***

Hejka!

To już oficjalnie koniec tej książki :( Miałam w planach kontynuację, jednak doszłam do wniosku, że byłaby ona zbytnio naciągana.

Z całego serduszka chciałabym podziękować wszystkim czytającym! Nie sądziłam, że komukolwiek ta książka przypadnie do gustu haha <3

Bardzo spodobało mi się pisanie o „The Umbrella Academy", dlatego mam w planach kolejne fanfiction. W zasadzie mam już napisany prolog, więc wstawię najprawdopodobniej dzisiaj albo jutro <3

Chciałabym jeszcze podziękować p0j3bani3 za wyjaśnienie mi zasad rosyjskiej ruletki ;)

Dziękuję za czytanie i do zobaczenia! <33

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top