Chapter seven
Gdy usłyszałem budzik, przewróciłem oczami.
Tak bardzo nie chciałem jej teraz widzieć, ugh.
Wstałem, poszedłem do łazienki i zacząłem szykować się do pracy. Gdy skończyłem myć zęby, na chwilę zapatrzyłem się na swoje odbicie w lustrze.
Co ja mam w sobie takiego z mordercy?
Przeciętna uroda, gęste kruczoczarne włosy, ciemnozielone oczy i ledwo widoczne piegi. Niezbyt oryginalnie.
Wyszedłem z łazienki, ubrałem się i opuściłem pokój.
Idąc na dół zauważyłem Handler, ale nie samą... rozmawiała z jednym z pracowników.
-Jak chcesz, to zrobić?- spytał.
-Normalnie. Najpierw dam mu jakieś normalne zlecenia, a później jak już trochę mi "zaufa"- zrobiła cudzysłów przy ostatnim słowie- przyprowadzi mi ich tu.
-Dobra, tylko bądź ostrożna. Dzieciak wygląda na niebezpiecznego- powiedział i odszedł.
-Wiedziałem, że coś kombinuje- pomyślałem.
-Witam Szanowną Panią- przywitałem się z cynizmem w głosie schodząc po schodach.
-Witam, zapraszam- objęła mnie ramieniem i zaprowadziła do swojego biura. Gdy zamknęła drzwi, ja postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce.
-Czego znowu chcesz?- spytałem zawzięcie.
-Twoje pierwsze zadanie- wręczyła mi jakiś świstek.
Rozłożyłem papierek, gdzie było napisane, że mam zastrzelić pannę młodą na weselu.
Co?
-Aha- westchnąłem.- Po, co niszczyć czyjeś wesele?- zażartowałem, chowając kartkę do kieszeni.
-Ma zmienić całą historię, ale nieważne. Idź, masz czas do wieczora- powiedziała. - Niewykonanie zadania wiąże się z nieprzyjemnymi konsekwencjami- zrobiła nacisk na dwa ostatnie słowa, a następnie wręczyła mi teczkę oraz pistolet.
-Tak! Wiem o czym mówisz- wywróciłem oczami i wyszedłem.
-Dobra, to jak właściwie mam, to zrobić?- powiedziałem sam do siebie gdy wyszedłem z budynku.- Mam tam wbić, udawać gościa i nagle zabić czy od razu wejść tam z bronią w ręku?- zmarszczyłem brwi i westchnąłem.- Chyba już wiem...
***
Teleportowałem się i znalazłem przed restauracją.
Cudownie jakby, nie można było się chociaż raz znaleźć się w dyskretnym miejscu.
Zacząłem rozglądać się czy, aby przypadkiem nikt mnie nie zauważył.
-Och ty pewnie jesteś synem panny młodej! Caroline dużo mi o tobie mówiła- nagle podeszła do mnie jakaś kobieta.
O cholera, to się wpakowałem.
-Tak- odparłem.
-O jejku, tak bardzo chciałam cię poznać- wyściskała mnie.
-Tak... ja ciebie też- powiedziałem zmieszany.- Um... muszę coś załatwić zaraz wracam.
Poszedłem za budynek i zacząłem kombinować.
-Cholera, to wszystko jebło. Głupia kretynka- pomyślałem.- A gdyby tak... udawać przez chwilę i zabić?
Nie miałem czasu na długie namysły, bo zauważyłem, że goście się schodzą.
Postanowiłem wtopić się tłum, dlatego wszedłem za nimi na salę i zająłem miejsce obok tej blondynki, co mnie zaczepiła, bo w zasadzie nikogo innego nie znałem.
-A czemu nie idziesz do rodziców?- spytała.
-Eh... za chwilę- rzuciłem rozglądając się po sali w poszukiwaniu ofiary.
Nagle do stolika podeszła zapewne panna młoda.
-Alice, kto to?- zwróciła się do niej.
-Jak, to kto? Twój syn- spojrzała na mnie.
-Że kto?- zdziwiła się.- Mój syn jest dużo starszy i mieszka za granicą. Mówił, że nie przyjedzie.
-Dobra, to za 10, 9, 8...- zacząłem odliczać w głowie.
-Zaraz, to kim ty właściwie jesteś?- spytała panna młoda.
Przełknąłem ślinę, a następnie wstałem z krzesła i szybkim ruchem wyjąłem z kieszeni broń, a wszyscy na sali się na mnie spojrzeli. Nikt się nie ruszał, wszystkich zatkało. W sumie, nic dziwnego, nie codziennie widzi się dzieciaka z bronią, celującego w pannę młodą.
-Twoim koszmarem- powiedziałem.
-Ani mi się waż!- nagle zobaczyłem jakiegoś mężczyznę celującego we mnie. Zapewne był, to pan młody.
-Kurwa- zakląłem w myślach.
Nagle teleportowałem się do niego, wyrwałem mu pistolet i go uderzyłem, co go powaliło. Nie ukrywam, że chciałem go zabić, jednak nie mogłem, bo to nie było zgodne z moim zleceniem i wszystko mogłoby się rozpieprzyć jeszcze bardziej.
-Jak on się...?- krzyknęła panna młoda, jednak ja teleportowałem się do niej, przyłożyłem jej pistolet do głowy i nawet nie dając jej dokończyć, wystrzeliłem.
Kobieta (a w zasadzie jej ciało) opadła na podłogę, a ja... nie ukrywając poczułem dumę.
-Brać go!- krzyknął ktoś na sali, jednak ja teleportowałem się pod stół, bo tam zostawiłem teczkę, jednak tam jej nie było.
-Kurwa, kurwa, kurwa! Czy ty chociaż raz umiesz zrobić coś porządnie?!- pomyślałem.
-Tam jest!- krzyknął jeden z ochroniarzy, który prawie, co mnie złapał, jednak ja w ostatniej chwili przeniosłem się za budynek, bo najprawdopodobniej tam była.
-Uf... wreszcie- pomyślałem, wziąłem ją i przeniosłem się z powrotem do Komisji.
***
-Nigdy więcej- pomyślałem gdy znalazłem się przed budynkiem.
Natychmiast udałem się do jej biura.
-O Numerze Piąty, jak miło!- zaśmiała się.- I jak poszło?
-Cudownie!- odparłem rzucając teczkę na stół.- Prawie mnie zabili, fajnie nie?
-A ty zabiłeś ją?- spytała.
-Pewnie- westchnąłem.
-Idealnie- powiedziała uśmiechając się wrednie.- Niedługo dostaniesz kolejną misję. Na razie, ogarnij te papiery- pokazała na stos kartek leżących na jej biurku.
Westchnąłem i wziąłem się do pracy.
***
Po kilku godzinach udałem się do niej z tymi kartkami.
-Proszę!- krzyknąłem i rzuciłem je na biurko.
-Dzięki- uśmiechnęła się fałszywie.- Możesz już iść do siebie. Dobranoc.
-Pa- rzuciłem zmęczony i wyszedłem.
Udałem się do pokoju i marzyłem, tylko o tym, aby zrobić sobie kubek gorzkiej, czarnej kawy i odpocząć.
-Wreszcie- powiedziałem do siebie gdy w końcu usiadłem z kubkiem kawy na łóżku.
Zapatrzony w ścianę zacząłem myśleć o dzisiejszym dniu.
No okej, zabiłem ją, ale czy tego żałowałem? Nie. Czy było mi szkoda jej i jej rodziny? Nie. Czy byłem z siebie dumny i zadowolony ze swojego czynu? Tak.
Wiem, że to dziwne, ale naprawdę mi się to podobało.
Czy, to oznacza, że jestem złym człowiekiem?
W sumie... nie znałem jej za bardzo. Poza tym, tylko wykonywałem swoją pracę. To... czy można by powiedzieć, że w zasadzie spodobała mi się praca?
Dobra, przestań się wykręcać. Zabiłeś. Jesteś mordercą. Jebanym, pieprzonym mordercą, który za nic w świecie nie chciał nim zostać. A teraz? Z niecierpliwieniem czekasz na kolejną misję.
Idealnie.
***
Hejka!
Dobra, serio nie wiem co mnie podkusiło opisywania tego morderstwa haha ;)
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top