Chapter five
-Five gdzieś ty był?!- jak tylko wszedłem do domu, od razu usłyszałem krzyk Diego.
-Pali się, czy co?- spytałem zamykając drzwi.
-Chodź!- krzyknął brunet i chwycił mnie za ramię.
Zaciągnął mnie do salonu, gdzie właśnie w telewizji były wiadomości.
-Z ostatniej chwili. Wiadomo już kto zabił ekscentrycznego miliardera Reginalda Hargreeves'a- powiedział prezenter.- Jest, to ten mężczyzna. Nazywa się Five Hargreeves, chociaż jest to nieco dziwne ponieważ uczeń "Akademii Umbrella", nie ma tylu lat. Dlatego podejrzewamy podszywanie się.
-Co?- powiedziałem na głos.- Ale...
-Słuchaj, czy ty coś przed nami ukrywasz?- spytał podejrzliwie Diego.
-Oczywiście, że nie!- krzyknąłem.
-Gdzie dzisiaj byłeś? Cały czas gdzieś znikasz- spytał Luther.
-Nie mogę zdradzić, bo mogę mieć problemy- przełknąłem ślinę.
Idealnie, teraz na pewno zaczną coś podejrzewać.
-Jesteśmy twoim rodzeństwem. Możesz przecież nam o wszystkim powiedzieć- zaczęła łagodnie Allison.
-Allison- podszedłem do niej i chwyciłem ją za ramiona.- Zrozum, że tu chodzi o nas- powiedziałem.
Zapewne trochę przesadziłem, ale to był jedyny sposób, żeby się odczepiła.
-Naprawdę?- uniosła jedną brew.- Jeśli, to prawda, to w niezłą kaszanę nas wpakowałeś.
-Tak, wiem. Dlatego staram się, to jakoś odkręcić- rozłożyłem ręce.- Dajcie mi czas, niewiele.
-Czy, to coś ma coś wspólnego z tymi terrorystami?- spytała Vanya.
-Może, nie jestem pewien- powiedziałem, a oni popatrzyli po sobie.- Spokojnie, będzie okej- wzruszyłem ramionami.
-Naprawdę nie potrzebujesz pomocy z tym jakoś?- upewniła się Allison.
-Zacznijmy od tego, że nawet nie mogę was w to wtajemniczyć- westchnąłem.- Dobra muszę już iść, widzimy się na kolacji- oznajmiłem i teleportowałem się na górę.
***
Gdy znalazłem się w swoim pokoju, od razu wyjąłem z biurka kartkę i zacząłem wszystko sobie zapisywać.
-Dobra, to... co wiemy?- pomyślałem.- Należałem do jakiejś organizacji, gdzie zabijałem ludzi, jacyś terroryści chcą mnie dopaść, ktoś kto nazywa się tak samo jak ja zabił ojca...- nagle do głowy wpadła mi nowa teoria.- A, co jeśli, to ja go zabiłem?- szybko jednak wybiłem sobie tę myśl z głowy.- Niee, to niemożliwe. Jak? Ten człowiek wyglądał na około pięćdziesiąt lat. W dodatku ta kobieta... Przeraża mnie trochę.
Nagle na dole usłyszałem krzyki. Wyszedłem z pokoju i już chciałem zejść, ale fragment rozmowy mnie zaciekawił.
-Musimy się go pozbyć!- krzyknął Diego.- Może tak naprawdę spiskuje przeciwko nam?
-Diego uspokój się, to nasz brat!- broniła mnie Allison.
-Jezu, czego się tak drzecie?- nagle z korytarza, z papierosem w ręce wyszedł Klaus.
-Diego uważa, że Five spiskuje przeciwko nam- westchnęła blondynka.
-A nie?- wzruszył ramionami Klaus.
-Co?- zdziwił się Luther.
-No tak. W sensie wiecie, pojawił się w zasadzie nie wiadomo skąd. Nie wiemy nawet gdzie był- powiedział poważnie.
-Narkotyki jednak ci nie służą- rzuciła Vanya i wyrwała mu papierosa, na co on westchnął.
-Dobrze gada!- bronił go Diego.- Ludzie nie możemy mu ufać.
-To nasz brat, także licz się ze słowami!- krzyknęła brunetka.
-Przyciśnijmy go- rozłożył ręce brunet.- Wtedy będzie musiał coś powiedzieć.
-Dajmy mu czas- powiedziała Allison.- Ma amnezję, nawet nas nie pamięta.
-No mówię, kosmici go porwali!- krzyknął dumny z siebie Klaus.
-Och, zamknij się!- warknęli na niego.
-Myślę, że to jego taktyka. Robi z siebie ofiarę losu, żeby wziąć nas na litość- powiedział oschle Diego.
-Teraz, to już przegiąłeś- podeszła do niego wściekła Vanya.- Nie wiem, co sobie wymyśliłeś, ale to twój brat! Twoja rodzina!
-Właśnie! Dajmy mu czas! Mówił, że musi coś zrobić. Może za niedługo sam nam powie- próbowała uspokoić go Allison.
-Jezus Maria- powiedział chowając twarz w dłoniach.- Zrozumcie, że my nie mamy czasu!- krzyknął.
Słuchałem tego wszystkiego i nie ukrywam, że robiło mi się przykro. Ciężko było mi uwierzyć w, to, że mój brat uważa, że kłamię z tym wszystkim i w dodatku twierdzi, że jestem jakimś szpiegiem.
-Dobra, jutro z nim porozmawiamy skoro, aż tak bardzo ci na tym zależy- odparł Luther.
-Okej, ale nie możemy być tak łagodni.
-A właśnie, że...- zaczął Luther, jednak ja stwierdziłem, że czas przerwać tę bezsensowną gadkę.
-Ładnie tak o mnie plotkować?- spytałem schodząc po schodach.
-Podsłuchiwałeś nas?- spytał zdezorientowany brunet.
-Tak.
-Five...- zaczęła Allison, jednak jej przerwałem.
-Dobra, nie wiem czy wam zagrażam, czy też nie. Serio nic nie pamiętam, dlatego przykro mi, że tak o mnie myślicie. Naprawdę, kiedyś wam o tym opowiem, ale nie mogę teraz. A teraz przepraszam, ale muszę wyjść- powiedziałem na jednym wdechu i wyszedłem.
-Five, zaczekaj!- krzyknęła Allison i wybiegła za mną, podobnie jak pozostali.- Zostań i porozmawiajmy!
-Właśnie, będziesz tak chodził sam w deszczu?- rzuciła Vanya.
-Tak będę, a teraz wybacz, ale...- powiedziałem jednak nagle przede mną pojawiła się ludzka postać.
Po chwili zauważyłem, że to ta sama kobieta, co zaczepiła mnie w parku. W tym samym momencie zauważyłem, że moje rodzeństwo się nie rusza. Ogólnie wszystko wokół jakby stanęło w miejscu. Nawet deszcz.
-Ładnie, to tak uciekać od rodziny Numerze Piąty?- spytała.
Przełknąłem ślinę. Nie wiedziałem czego znowu ode mnie chciała.
-Dobra, czego znowu chcesz?- spytałem lekko drżącym głosem.
-Była umowa- odparła.
-Nie powiedziałaś mi do kiedy mam się odezwać- próbowałem się wywinąć.
-Nieważne, w każdym razie- nagle wyjęła pistolet i zaczęła celować w moje rodzeństwo- albo pójdziesz ze mną, albo zabiję ci twoją kochaną rodzinkę.
Byłem w szoku. Nigdy w życiu nikt nie groził mi bronią.
-To jak?- niecierpliwiła się.- Idziesz czy zabijam?
Rzuciłem im przepraszające spojrzenie i podszedłem do niej.
-Pójdę- powiedziałem.- Jednak obiecaj, że zostawisz ich w spokoju.
-Ma się rozumieć- uśmiechnęła się, schowała pistolet i wyciągnęła do mnie rękę.- Zapraszam.
Przełknąłem ślinę, zacisnąłem szczęki i chwyciłem ją za rękę.
-Asta lavista!- krzyknęła, a my zniknęliśmy.
***
Hejka!
Przede wszystkim chciałabym Wam bardzoo podziękować za 100 wyświetleń! Wiem, że to nie dużo, ale to dla mnie bardzo wiele znaczy <3
Oprócz tego, to mam pomysł na to, co będzie dalej, także mam nadzieję, że wam się spodoba ;)
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top