Chapter eleven
W pokoju paliło się światło, a Diego i Klaus siedzieli związani na podłodze.
Byłem sparaliżowany, nie byłem w stanie wejść dalej do pokoju, bo bałem się tego, co dalej tam zastanę.
-To ty zabiłeś mi dzieci!- nagle ktoś na mnie krzyknął.- Wszystko słyszałem.
Zamurowało mnie. Jakim cudem oni się obudzili?
Musiałem zgrywać twardziela, nie mogłem się poddać. Nie teraz.
-Tak, zabiłem- odparłem bez emocji.
-Dlaczego kurwa?!- powiedział i się na mnie rzucił.
Próbowałem się teleportować, jednak wszystko działo się tak szybko...
Chwycił mnie za nadgarstek i przykuł kajdankami do kaloryfera.
-Gadaj teraz dlaczego zabiłeś mi dzieci?!- krzyczał na mnie.
Nie mogłem powiedzieć mu o Komisji, więc musiałem na szybko coś zmyślić.
-Miałem takie wyzwanie z kolegami...- powiedziałem, a w myślach strzeliłem sobie ręką w czoło.
Naprawdę mogłem wymyślić coś lepszego.
-Wyzwanie tak?!- dalej się wydzierał.- A wy panowie- zwrócił się do Diego i Klausa- chcieliście nas zabić, tak?!
-Właściwie, to...- zaczął Diego, jednak ja mu przerwałem.
-Ja ich do tego zmusiłem- wypaliłem.
-O nie tego już za wiele!- krzyknął.- Nicole, pilnuj ich, zaraz wracam!- zwrócił się do swojej żony i zniknął za drzwiami.
Kobieta stała i nie spuszczała z nas wzroku. Głównie ze mnie.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, nie wiedząc, co robić. Musieliśmy się stąd jakoś wydostać, ale biorąc pod uwagę okoliczności było, to nierealne.
-No, co on tam robi?- powiedziała pod nosem kobieta i na chwilę wyszła.
Korzystając z okazji, spojrzałem na Diego i Klausa. Gdy złapałem z nimi kontakt wzrokowy, ruchem głowy kazałem brunetowi przeciąć sznur. Do tej pory nie wiem jak mnie zrozumiał. W każdym razie zrobił to. Chłopcy od razu wstali i już podeszli, żeby mnie uwolnić, jednak usłyszeliśmy kroki na schodach.
-Wracajcie beze mnie!- głośno szepnąłem. Nie chciałem ryzykować teleportacją, bo mogą zauważyć i będzie jeszcze gorzej niż jest teraz.
Rzucili mi ciche "powodzenia" i wyskoczyli przez okno.
Nagle do pokoju wszedł mężczyzna, jednak miał ze sobą broń.
-Dlaczego ich zabiłeś?!- krzyczał celując we mnie.- Bo jakoś nie wierzę w tą bajeczkę o zakładzie.
-Tak? To... zamknij oczy- nie wiedziałem, co ja właściwie chciałem zrobić.
-Nie nabierzesz mnie- odparł.
-Cholera myślałem, że prościej będzie go wkręcić...- powiedziałem pod nosem, jednak on mnie usłyszał.
-Nie jestem głuchy!- krzyknął i zaśmiał się w stylu psychopaty.- Nicole, przynieś ten paralizator!
Cholera, to nieźle.
-Nie wiem gdzie jest!- krzyknęła z dołu.
-Kurwa- zaklął mężczyzna i odwrócił się w stronę drzwi, gotowy do wyjścia, jednak zanim wyszedł, dodał.- Nigdzie mi stąd nie odchodź- wycedził przez zęby, a ja skinąłem głową.
Gdy usłyszałem kroki schodzące po schodach, nie tracąc czasu, zacząłem lustrować wzrokiem pokój w poszukiwaniu czegoś czym mógłbym się uwolnić, jednak nic nie znalazłem.
Dobra, nigdy z życiu nie sądziłem, że kiedykolwiek to zrobię, ale kiedyś słyszałem jak wydostać się z kajdanek. Wystarczy wybić sobie kciuk. Nigdy tego nie próbowałem, ale to moja jedyna szansa.
-Dobra, to na trzy- powiedziałem do siebie.- Raz, dwa, trzy- i... zrobiłem, to.
Bolało, ale trudno, ważne że jestem wolny.
Od razu chwyciłem kosę i poszedłem do nich na dół.
-Witam- powiedziałem trzymając narzędzie w ręku. Wtedy mężczyzna zaczął szykować się do strzału jednak ja byłem szybszy. Wszedłem na stół, następnie wybiłem się z niego skacząc prosto na niego. Gdy byłem blisko lądowania, zrobiłem zamach, a kosa idealnie wbiła mu się w głowę.
Jego żona stała w rogu pokoju z nożem kuchennym i patrzyła się na mnie z chęcią mordu w oczach.
-Załatwmy, to szybko i po sprawie- rzuciłem bezmyślnie, jednak kobieta zamachnęła się na mnie nożem i gdybym się nie cofnął, to poderżnęłaby mi gardło.
-Zabiję cię gnoju!- krzyknęła.
Ponownie zamachnęła się na mnie narzędziem, jednak ja machnąłem nogą i wybiłem jej, to z ręki.
Wtedy kobieta postanowiła się bić. To w zasadzie nie było dla mnie nic trudnego, bo sam się tego nauczyłem.
Rzuciłem kosę na ziemię, następnie uderzyłem ją w twarz, a ona mnie też, tylko dwa razy mocniej.
Jezus Maria, jest naprawdę niezła.
Biliśmy się tak przez około dziesięć minut, dopóki ona nie chwyciła broni jej zmarłego męża. Ja w takim razie chwyciłem kosę.
-Już po tobie!- krzyknęła i wystrzeliła.
Wtedy poczułem metaliczny posmak w ustach.
Kurwa dostałem.
Teraz, liczyła się praktycznie każda minuta, bo równie dobrze mogłem się zaraz wykrwawić.
Brunetka uśmiechnęła się triumfalnie. Ja jednak nie dawałem za wygraną. Rzuciłem się na kosę, a następnie podbiegłem do niej i odciąłem jej głowę.
Wyglądało, to obrzydliwie, ale pod wpływem adrenaliny posuwam się do drastycznych czynów.
Natychmiast wybiegłem z domu na ulicę i od razu w oddali zacząłem słyszeć dźwięki syren policyjnych.
-Chyba mnie szukają, świetnie- pomyślałem.
Natychmiast zacząłem szukać teczki, jednak nigdzie jej nie było. Wtedy sobie przypomniałem, że kazałem Diego i Klausowi wracać do domu i w tym momencie strzeliłem sobie ręką w czoło.
Spanikowany zacząłem biec (najszybciej na ile pozwał mi pocisk w brzuchu) w nadziei, że może gdzieś jeszcze są.
-Diego, Klaus!- rozpaczliwie krzyczałem, jednak nikt nie odpowiadał.
Nagle zrobiło mi się słabo. Mimo, to biegłem dalej.
Nie mogłem się poddać. Nie teraz!
Na chwilę przystanąłem i oparłem się o mur. Wszystko zaczęło rozmazywać mi się przed oczami, dlatego mimowolnie zsunąłem się na chodnik.
Nagle w moich oczach pojawiły się łzy.
-Nie teraz błagam...- szepnąłem do siebie.- Diego, Klaus!- krzyknąłem cicho. Próbowałem głośniej, ale nie umiałem.
-Kurwa wytrzymaj te walone pięć minut, na pewno gdzieś są- próbowałem dodać sobie otuchy takimi myślami, chociaż w ogóle w, to nie wierzyłem.
-Five!- nagle usłyszałem krzyk.
Resztkami sił wstałem z chodnika, przetarłem oczy i ruszyłem w kierunku źródła dźwięku.
-O Boże Five!- po głosie poznałem, że to... Handler?
-Tak?- wymamrotałem, a dalej to już nie pamiętam co się stało.
***
Hejka!
Dobra, nie wiem co mnie podkusiło do tego czegoś. W ogóle nie miałam tego w planach. Poza tym jak, to pisałam, to była prawie druga w nocy, więc mam dziwne pomysły ;)
Ogólnie, to niestety zbliżamy się do końca tej książki :( Jeszcze ostatni rozdział.
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top