Rozdział 8
Różowowłosa przyszła punktualnie na umówione poprzedniego wieczoru śniadanie z Maią. Czuła się dobrze, a wszystko zawdzięczała swojej perfekcyjnej kontroli dotyczącej alkoholu. Kiedy tylko czuła, że alkohol już uderzył jej do głowy, na trochę poprzestawał z piciem. Wcale nie miała ochoty na kaca następnego dnia i na szczęście go nie miała.
- Nie wierzę, że on to zrobił- powiedziała z wyraźną złością Maia. Najwidoczniej też dała sobie spokój z dietą, bo na jej talerzu spoczywały naleśniki. Ale z drugiej strony jak żywić się dietetycznie, kiedy na szwedzkim stole jest tyle pyszności? Mieli tutaj świetnych kucharzy, którzy najwyraźniej uwielbiali kusić gości śniadaniem na słodko.
Dany wzruszyła ramionami. Nie on pierwszy i nie ostatni postanowił utopić smutki w butelce whisky. Tego dnia go jeszcze nie widziała, więc pewnie dalej dochodził do siebie. Nie było jej go ani odrobinę żal. Zasłużył sobie na kaca.
- To ja opracowuję plan w ramach ratowania ośrodka, a on idzie się upić- kontynuowała brunetka, mimowolnie zaciskając pięść na widelcu, który trzymała. Była mocno wkurwiona i w jej sytuacji to nie było nic dziwnego. Na jej miejscu Dany też byłaby zła na Matteo.- Zajebisty pomysł, prawda? Jakby alkohol miałby mu podsunąć rozwiązanie...
- Wiem, że jesteś na niego zła i słusznie, ale mogłabyś zachować te wyrzuty dla niego. Powinien to usłyszeć i chociaż spróbować się wytłumaczyć, chociaż nie liczyłabym na wiele- odparła spokojnie Dany.
- Masz rację. Wybacz, że cię tym zanudzam, ale z każdą taką akcją utwierdzam się w przekonaniu, że jest atoptowany... Jak to możliwe, że jesteśmy rodzeństwem?
Chociaż Maia była w miarę poważna, Dany wybuchnęła śmiechem. Nie mogła się powstrzymać. Odwieczne pytanie. Dlaczego osoby o tak różnym charakterze mogą być ze sobą spokrewnione? Nikt tego nie wie, ale tak jest. No cóż, jej to nie dotyczyło. Była jedynaczką. Za to jej kontakt z Richem trochę tak wyglądał. To znaczy, niezupełnie tak samo. Po prostu lubili wzajemnie się wkurzać.
- Tajemnica genetyki. Poza tym trochę jesteście do siebie podobni. Z wyglądu na przykład- zwróciła uwagę Stone.
Obydwoje mieli nieco ciemniejszą karnację przez co zawsze wyglądali jakby byli opaleni. Tego różowowłosa zawsze im zazdrościła. Jej karnacja była strasznie jasna, a nawet jak chciała się opalić, to zajmowało jej to sporo czasu. Poza tym obydwoje mieli te same błękitne oczy i ten sam odcień włosów. Te trzy cechy rzucały się na pierwszy rzut oka, chociaż inne pewnie też by się znalazły, ale akurat nic więcej nie przychodziło jej do głowy.
- Tylko z wyglądu- oznajmiła brunetka, krzywiąc się jakby zjadła cytrynę.- W ogóle to słyszałam wczoraj od Matteo, że poznałaś naszych pracowników.
- To prawda, Owen mnie wkręcił na ich wspólne wyjście. Ciekawe towarzystwo. Powinnaś ich poznać. Są bardzo sympatyczni i zabawni- odrzekła Dany.
Jakby na zawołanie koło jej stolika przeszedł Chris. Bardzo gadatliwy szatyn. Wymienili krótkie "hej". Kiedy już ich poznała, nie zamierzała udawać, że jest inaczej. Nawet jeśli niektórych imion nie potrafiła sobie przypomnieć. W każdym razie miała dobre usprawiedliwienie na swoją kiepską pamięć. Przedstawiono jej dużo osób tego samego wieczoru. Za dużo, żeby wszystkich zapamiętać. Może w międzyczasie jakoś uda jej się uzupełnić braki?
- Nie, dzięki- mruknęła brunetka.- Wolę nie utrzymywać zbyt bliskich kontaktów z pracownikami.
Coś podobnego usłyszała od Owena, ale i tak zamierzała zapytać dlaczego nie. Ona na jej miejscu nie miałaby z tym problemu.
- Dlaczego?
- To proste. Wyobraź sobie, że zaprzyjaźniasz się z kimś z pracowników, będąc szefową. W pewnym momencie zauważasz, że na przykład ledwie starcza ci pieniędzy na pensje i utrzymanie hotelu. Musisz zredukować koszty przez zwolnienie kogoś. Chciałabyś zwalniać kogoś z kim się przyjaźnisz? Ja zdecydowanie nie i dlatego wolę trzymać dystans- wyjaśniła Maia.
Chyba coś podobnego usłyszała od Owena, tylko z perspektywy pracownika. Mimo wszystko uważała, że dałoby się to jakoś pogodzić, ale najwidoczniej zarówno Maia jak i Owen, byli przeciwnikami takiego rozwiązania. Skoro nie chcieli spróbować, nie zamierzała ich przekonywać. To ich sprawy.
- Okej, rób jak uważasz. To ty prowadzisz CR.
- Jeszcze- mruknęła posępnie Maia, spuszczając wzrok. Różowowłosa czuła, że musi ją pocieszyć. Nie mogła tak myśleć. Tego dnia Dany miała już nieco więcej optymizmu. Nowy dzień, nowe spojrzenie na sytuację.
- Nie myśl tak. Pamiętaj co ci mówiłam. Nie macie wpływu na to, kto co podrzuca na ogólnodostępną plażę. Każdy mógł tam pójść.
Callahan nie wydawała się przekonana, ale nie kontynuowała tematu. Dany mimowolnie przypomniała sobie jej hipotezę z poprzedniego wieczoru. Teraz nie uważała jej już za ani trochę prawdopodobną. Żaden z pracowników CR, przynajmniej tych co byli na imprezie, nie mógł być mordercą kanibalem. Zdecydowanie nie. W każdym razie i tak czuła, że dobrze zrobiła, nie mówiąc o sytuacji Lany. Pewnie by się to rozniosło i jak każda plotka, nie dałoby się ogarnąć jej zasięgu. Tak przynajmniej goście ciągle byli nieświadomi nietypowego znaleziska.
- Kuzyn się z tobą kontaktował? Coś ci mówił? Są jakieś nowe wieści?
Różowowłosa zaprzeczyła. Ostatnim razem rozmawiała z Richem tuż po przesłuchaniu. Posłuchała jego rad, a Montero więcej nie dawał znaku życia, więc chyba wyszło dobrze. Nie miał się do czego przyczepić, bo obydwoje mówili z Matteo prawdę. Prawda była po ich stronie, byli niewinni.
- Patrz, kto w końcu wyszedł z łóżka- rzuciła Maia, krzyżując ramiona pod biustem i jednocześnie obrzucając brata wściekłym spojrzeniem spod przymrużonych oczu. Matteo pojawił się w restauracji. Maia odezwała się do niego, kiedy przechodziła obok. Nawet jej ton ociekał złością.- Jak się udała impreza? Dobrze się upijało, podczas gdy ktoś inny myślał nad planem działania?
Brunetka specjalnie nie nazwała problemu po imieniu, bo nie chciała ryzykować, że ktoś ich usłyszy.
Matteo przewrócił oczami, po czym minął je bez słowa. Wyglądał na wyraźnie zmęczonego i jeszcze pocierał skronie jakby bolała go głowa. Nawet nie miał ochoty, żeby się kłócić.
- Widziałaś to?! Olał mnie! Gdybym tylko mogła, to bym go udusiła tutaj i teraz!- stwierdziła Maia z oburzeniem. Dopiero po fakcie zreflektowała się, że w ich sytuacji nawiązywanie do morderstwa nie było właściwe.- Wiesz, że nie mówię na serio, co nie?
- Pewnie. Spokojnie, jesteś ostatnią osobą, którą mogłabym podejrzewać o coś takiego- zapewniła ją Dany. Pomimo sytuacji, nie popadała w tak skrajną paranoję, żeby brać rzekomą "chęć morderstwa" w gniewie za dowód. To było jedynie powszechnie używane sformułowanie i nic więcej.
- Nie gniewaj się, ale muszę iść- poinformowała brunetka, upijając ostatni łyk swojej kawy.- Mam trochę spraw do ogarnięcia w związku z ośrodkiem. Później pogadamy. No i jakbyś się czegoś dowiedziała od kuzyna to dzwoń od razu.
- Jasne- odparła Dany. Nie miała do niej pretensji. Niektórzy pracowali, podczas gdy inni byli na urlopie. Nie mogła wymagać od Maii, że nagle rzuci wszystkie obowiązki, żeby zapewnić jej rozrywkę. Zwłaszcza w tak trudnej sytuacji, gdzie przyszłość CR była bardzo niepewna.
Kiedy tylko brunetka zniknęła z jej pola widzenia, jej miejsce przy stoliku zajął Matteo. Nawet nie zapytał czy może tutaj usiąść. Może nie miała ochoty na jego towarzystwo po tym jak zobaczyła fragment jego korespondencji, opiewającej w dość pikantne szczegóły, których nie chciała znać. No i było tam mnóstwo serduszek oczywiście ze strony jakiejś laski. Wydawała się w Matteo szaleńczo zakochana. Dany nie chciała nigdy tracić głowy dla faceta w taki sposób. Wolała być racjonalna i nie robić z siebie zdesperowanej idiotki.
- Wybacz, że wcześniej tak cię minąłem bez słowa. No wiesz, chodziło o uniknięcie awantury z Maią- rzucił brunet. Nawet nie miał talerza. Jedynie zrobił sobie kawę.
- Domyśliłam się, chociaż zdajesz sobie sprawę z tego, że ma rację? To nie jest sprawiedliwe, że to ona musi ratować sytuację, dbać o wasz wspólny pensjonat, podczas gdy ty idziesz do klubu.
Matteo skrzywił się jakby zjadła cytrynę. Różowowłosa przez moment przeżyła deja vu. Chwilę temu widziała identyczny gest w wykonaniu jego siostry. Faktycznie mieli ze sobą sporo wspólnego. Z każdym dniem dostrzegała więcej podobieństw.
- Możemy o tym nie rozmawiać?- odpowiedział pytaniem na pytanie brunet. Jeśli myślał, że tak po prostu mu odpuści, to się grubo mylił. Różowowłosa nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w niego spod uniesionych brwi. Matteo westchnął.- Każdy musi czasami odreagować trudną sytuację. Nie na co dzień wiesz co się dzieje.
Nie na co dzień znajdują kości w miejscu, którego jesteś współwłaścicielem, dopowiedziała sobie resztę Dany. Częściowo go rozumiała, ale istniały inne sposoby, żeby odreagować. Tak szybko jak ta myśl skrystalizowała się w jej głowie, od razu jej pożałowała. Nie miała na myśli pójścia z kimś do łóżka, ale przez te wiadomości... Mózg sam podsunął jej takie rozwiązanie. Przynajmniej Matteo nie poszedł do tej laski, z którą pisał. Koniec Stone, nakazała sobie stanowczo. Jej myśli poszły za daleko. Co ją obchodziło z kim sypiał?
- Myślisz, że to cię usprawiedliwia? Mylisz się. Maia jakoś nie poszła się upić i nikt nie musiał jej odbierać z klubu.
- No dobra, masz rację. Przepraszam. Pogadam z nią i naprostuję sytuację.
Różowowłosa była tak zdziwiona tą zmianą nastawienia, że aż zmarszczyła brwi. I tyle? Tak po prostu przeprosił i przyznał się do błędu? Myślała, że będzie dłużej się upierał, że przecież nic takiego nie zrobił i jego siostra histeryzuje.
- Wydajesz się zaskoczona. O co chodzi?- zapytał Matteo, od razu rejestrując jej zachowanie.
- Po prostu myślałam, że będziesz bardziej uparty. Zresztą nie ważne. Jak głowa? Podejrzewam, że masz potężnego kaca.
Stone chciała zmienić temat. Cokolwiek brunet sobie myślał, odpowiedział na jej pytanie.
- Już lepiej. Wziąłem leki. Kawa też pomaga. Bywało gorzej.
Czyli tak jak myślała brunet prowadził bardzo rozrywkowe życie. Pewnie dlatego przeniósł się do Las Vegas. Swoją drogą, ciekawe kiedy zdecyduje się tam wrócić. Nie odważyła się go o to zapytać. Przecież przed chwilą mówiła mu o odpowiedzialności za hotel, a teraz miałaby pytać kiedy zostawi CR na głowie siostry? Raczej nie. Może mogłaby podpytać Maię? Uznała ten pomysł za całkiem dobry i zamierzała go wprowadzić w życie w niedalekiej przyszłości.
- Powinieneś coś zjeść- zauważyła różowowłosa, wstając z miejsca. Akurat skończyła jeść. Kawę postanowiła wziąć na wynos do pokoju. Miała ważny telefon do wykonania. Dzięki temu miała też wymówkę, żeby się od niego oddalić.- A teraz przepraszam, muszę wykonać bardzo ważny telefon.
- Nie będę cię powstrzymywał, ale... Tak się zastanawiam czy zrobiłem coś wczoraj nie tak w stosunku do ciebie? Wydaje mi się czy jesteś na mnie o coś zła?
Dany zaczynała się zastanawiać czy ten gość przypadkiem nie czytał jej w myślach. Oczywiście, że chodziło o coś więcej. Jednak nie mogła mu tego powiedzieć. Prędzej piekło zamarznie niż przyzna, że jej się podoba. Nigdy w życiu. Skąd on to wiedział?! A jeśli to wiedział... Czy domyślał się czegoś jeszcze?! Niestety nie mogła o to zapytać, więc zrobiła to co zwykle w kłopotliwej sytuacji.
- Tylko o to, że zostawiasz większość spraw na głowie Maii. Jesteście wspólnikami, więc mógłbyś się trochę bardziej postarać. W każdym razie, to sprawy pomiędzy waszą dwójką. Nie zamierzam się w to mieszać- powiedziała Dany, po czym odeszła.
Przez całą drogę do wyjścia z restauracji czuła na sobie czyjeś spojrzenie. Szczerze mówiąc, nie była pewna czy faktycznie ktoś się na nią gapił czy jej się wydawała. Nie wiedziała też czy aby na pewno to był Matteo, jeśli tak.
Postanowiła o tym nie myśleć i skupić się na wyjątkowo ważnej rozmowie, którą miała za chwilę odbywać. Zamierzała zadzwonić do Lary i nakłonić ją do tego, żeby pogodziła się z Richem. Chociaż agentka była taka błyskotliwa w wielu dziedzinach, brakowało jej dość podstawowych umiejętności. Kiepsko sobie radziła z innymi ludźmi. Jakby brakowało jej... Empatii? Nie myślała o tym, co mogą czuć inni ludzie. Po prostu robiła wszystko, żeby doprowadzić do upragnionego celu, nie zważając na przeszkody w postaci ludzi. Miała też skłonności do szantażu i zaskakująco często odnosiło to skutek. Tak czy siak, nie potrafiła się z innymi dogadać czy poprosić o przysługę. Zamiast tego znajdowała na nich haki i zmuszała do zrobienia tego, co chciała.
Różowowłosa wróciła do pokoju, po czym wybrała numer agentki. Cross odebrała po kilku sygnałach.
- Witaj, Dany. Jak miło cię słyszeć. Czyżby jednak znaleziono na terenie tego ośrodka wypoczynkowego, o którym wspominałaś masowy grób?- przywitała ją rudowłosa. Stone na moment zaniemówiła. Skąd ona brała takie rzeczy i po jaką cholerę chciała zbadać masowy grób?!- Halo? Jesteś tam?
- Eee... Tak. To znaczy, jestem i nie znaleziono żadnego masowego grobu. Tym razem dzwonię do ciebie z bardziej prywatną sprawą. Rozmawiałaś z Richem?
Przez chwilę po drugiej stronie panowała cisza. W końcu agentka ponownie się odezwała.
- Nie, obraził się na mnie. Od jego wylotu nie rozmawialiśmy. Rozumiesz, że obraził się, dlatego że ci pomogłam? Wiesz jak ciężko byłoby w inny sposób załatwić, żeby Rich mógł prowadzić śledztwo w innym stanie?
No i znowu to samo. Wychodzi na to, że to jej wina, iż się pokłócili. Lara brzmiała jakby faktycznie nie rozumiała, że zrobiła cokolwiek źle. Dany nigdy nie chciała stawać pomiędzy nimi, ale niechcący to zrobiła. Na przyszłość zapamięta, żeby się nie mieszać. Jednak miała nadzieję, że więcej nie będzie w sytuacji, w której będzie pilnie potrzebować interwencji policji.
- Wydaje mi się, że mu chodziło bardziej o metodę działania... Wiesz jaki ma stosunek do nie do końca legalnych rzeczy.
- Cholernie staroświecki i mocno ograniczony. Nie potrafi zrozumieć, że działając na granicy prawa można zrobić znacznie więcej, szybciej i skuteczniej. Rozumiesz to, prawda Dany?
Niby to było takie zwykłe, niewinne pytanie, ale czy ono przypadkiem nie sprawiało, że brała czyjąś stronę? Rozumiała Larę, w pewnym stopniu. Jednak rozumiała też kuzyna. To jest właśnie to czego potrzebowała, pomyślała, przypominając sobie rozmowę z Maią. Musiała agentce uświadomić to samo, co mówiła jej Maia.
Pół godziny później mogła podsumować rozmowę tak - starała się. Naprawdę. Wyłożyła Larze sytuację najbardziej klarownie jak tylko potrafiła. Momentami czuła jakby jej słowa odbijały się od ściany, a rudowłosa nawet nie dopuszczała do siebie tego co jej mówiła. Cross nie była złośliwa czy sarkastyczna, ale... Jak by to powiedzieć? Celowo lub nie ignorowała części jej wypowiedzi?
W każdym razie różowowłosa zrobiła co w jej mocy. Agentka obiecała, że spróbuje przeprosić Richa. Mimo jej trudnego charakteru, kochała jej kuzyna, chociaż nie powiedziała tego tak wprost. Stone była dobrej myśli. Na pewno się pogodzą. Tymczasem różowowłosa zaczęła szukać kostiumu kąpielowego. Zamierzała iść na basen, bo siedzienie w pokoju i zamartwianie się nie miało większego sensu.
*****
Rachel musiała przyznać, że przypadek anonimowych kości znad brzegu Michigan Lake był jednym z ciekawszych przypadków od dłuższego czasu. Być może nawet najciekawszym w jej karierze zawodowej. Znalazła na kościach ewidentne ślady ludzkich zębów. Na samą myśl o kanibalizmie przechodził ją dreszcz, ale z punktu widzenia antropologa... To było szalenie interesujące, a jednocześnie mega przerażające. Taka była jej praca. Coś ciekawego dla niej łączyło się z tragedią ludzką, bo kości, które badała kiedyś stanowiły część funkcjonującego organizmu.
Niemniej, denatka stanowiła dla niej wyzwanie. Owszem, udało jej się określić, że to kobieta. Młoda maksymalnie trzydziestoletnia, ale bardziej obstawiała niższą granicę wieku. Dwadzieścia pięć lat na przykład. Tak czy siak, wolała sobie zostawić pewien margines błędu. Tak było bezpieczniej. Jej kości były w świetnym stanie pod względem mineralizacji. Nie zdążyły nawet zacząć procesu demineralizacji, nie wspominając o osteoporozie. Wraz z wiekiem kości ludzkie traciły ważne składniki i nie było sposobu zatrzymać czy cofnąć ten proces.
Dodatkowo denatka miała między metr sześćdziesiąt, a metr siedemdziesiąt wzrostu i była rasy białej. Poza tym Craig mogła wysnuć jeszcze kilka wniosków oraz posiadała materiał DNA, ale niestety do niczego to nie prowadziło. Nie istniała wystarczająco precyzyjna baza danych, która mogłaby jej powiedzieć, kim była ta kobieta. Czas śmierci też był praktycznie niemożliwy do określenia, ponieważ kości zostały wyczyszczone.
To odkrycie wprawiło ją w jeszcze większe osłupienie. Ktoś wyczyścił kości z tkanek. Niesłychane. Słyszała od znajomych w policji historie jak ludzie zabijali kogoś w afekcie, a później kroili ciała na kawałki i wyrzucali do śmietnika... Ale nigdy nie słyszała o tym, żeby kogoś zabito, poćwiartowano i dodatkowo oczyszczono kości w czymś na kształt wodorotlenku sodu. Istniało kilka substancji, które mogłyby być do tego wykorzystane i w gruncie rzeczy, nie zostawiały one śladu na kościach. Nie było mowy o określeniu konkretnej substancji.
W pewnym momencie rozdzwonił się jej telefon. Zerknęła na ekran, machinalnie przewracając oczami. Montero. Wcale nie miała ochoty od niego odbierać. Wiedziała, czego chciał i była świadoma również tego, że nie może mu dać tej informacji. Nie miała ani tożsamości ofiary, ani czasu śmierci. Kości nie były tak precyzyjne do odczytania jak świeże zwłoki. Wiele osób nie potrafiło tego zrozumieć. Pomimo swojej niechęci, odebrała telefon.
- Cześć, Claus- rzuciła do telefonu, udając że wcale nie wie o co chce ją zapytać.- Coś się stało?
- Ty mi to powiedz, Rachel. Wiesz już może do kogo należą te kości albo chociaż kiedy w przybliżeniu ta osoba zginęła?
W tym momencie Montero wykazywał się brakiem wiedzy na temat antropologii. Ze względu na ich całkiem niezłe stosunki, postanowiła być z nim szczera i nie zjeździć go za ponaglanie rzeczy, które od niej nie zależały.
- Chciałabym pomóc, ale już zrobiłam to co leży w mojej gestii. Te kości zostały oczyszczone. Czas śmierci jest praktycznie nie do określenia. Zrobiłam zdjęcia uzębienia i wysłałam je do wszystkich dentystów w okolicy stu kilometrów od miejsca znalezienia szczątków. Swoją drogą, dziękuję za informację, gdzie konkretnie na wybrzeżu Michigan Lake znaleziono kości... Stone zasłaniał się poufnymi informacjami.
- Stone uparł się, żeby nic nie wyciekło. Nie chce bezpodstawnie niszczyć reputacji ośrodka o nazwie Callahan Resort. Wiesz, że mam do ciebie zaufanie, Rachel.
Craig umiała czytać między wierszami. Chociaż Montero był uprzejmy, jego słowa znaczyły tyle, że liczy, iż nie przekaże tych informacji dalej. Nie zamierzała tego, chociaż tak odrobinę ją to kusiło. Żeby odpłacić się Stone'owi za zabranie jej możliwości zbadania miejsca zbrodni. Na zewnątrz faktycznie nie mogły pozostać ślady, ale czasami gleba skrywała jakieś odpowiedzi. Ewentualnie w tym przypadku muł. Jednak Rachel nie zamierzała kontaktować się z mediami, chociaż byłaby to głośna sprawa. Kanibalizm, oczyszczenie kości... Historia na naprawdę niezły artykuł.
- Możesz na mnie liczyć. Jestem dyskretna, ale to nie zmienia faktu, iż nie mam dla ciebie informacji. Zrobiłam wszystko co mogłam. Reszta pozostaje w rękach zakładów dentystycznych i ich dokumentacji. W drugiej kolejności mogę wysłać zdjęcie dawnego złamania kości promieniowej do szpitali, chociaż w tym przypadku nie liczyłabym na zbyt wiele. To mało precyzyjne.
Cała ta sytuacja była mało precyzyjne. Zakłady dentystyczne miały mnóstwo roboty. Jedynym parametrem był wiek ofiary i jej płeć.
- Będę szczery, Rachel. Nie mam tyle czasu. Nie mogę ruszyć ze śledztwem, jeśli brakuje mi podstawowych informacji.
Co miała zrobić, do cholery?! Wyczarować mu tożsamość ofiary?! Nie miała umiejętności paranormalnych, tak dla jego wiadomości.
- Jeśli chcesz to mogę ci dać numery zakładów dentystycznych. Możesz ich pośpieszyć- odparła Craig. Miała na myśli postraszyć policją, ale ostatecznie nie powiedziała tego na głos.
- A mogłabyś to zrobić za mnie? Będę wdzięczny. Muszę kończyć. Do usłyszenia- powiedział Claus, po czym rozłączył się, nie czekając na jej odpowiedź.
Rachel zmieliła w ustach przekleństwo. Montero oczekiwał, że będzie dzwonić do wszystkich zakładów w promieniu stu kilometrów i ponaglać ich?! Już raz ją zbyli. W sumie nie dziwiła się, że nie wykazali entuzjazmu na informację, że mają porównać z wysłanym przez nią zdjęciem uzębienie wszystkich pacjentek pomiędzy dwudziestym, a trzydziestym rokiem życia. Wiedziała, że to dość czasochłonne zajęcie, ale nie miała innego wyboru.
Z niezadowoleniem zerknęła na kartkę leżącą na biurku z długim ciągiem numerów. Westchnęła ciężko, iście męczeńsko. Za jakie grzechy to ją spotykało? Przez chwilę walczyła ze swoim poczuciem obowiązku, ale w końcu się poddała. Usiadła na kanapie, wzięła telefon i zaczęła żmudną pracę. Zdecydowanie wolała badanie i obserwowanie kości. To było ciekawsze. Mimowolnie przypomniała sobie jak na studiach miała zajęcia z rozpoznawania poszczególnych kości. Znała każdą malutką kosteczkę, nawet te śródręcza i śródstopia.
*****
Jej telefony nie spotkały się z pozytywną reakcją ze strony rozmówców. Wszyscy twierdzili, że o tym pamiętają, ale są zbyt zapracowani, żeby się do tego zabrać. Jeden wyjątkowo niemiły facet powiedział jej, że jeśli ma na to ochotę to może ruszyć swoje cztery litery i sama przeszukać papierowe archiwum. Miał na tyle tupetu, że z samej satysfakcji wygarnięcia mu prosto w twarz, wyraziła chęć przyjazdu. Poza tym to był najbliższy zakład dentystyczny i będzie mogła powiedzieć Montero, że na serio się starała. Przeszukiwanie papierowego archiwum i porównywanie wydruków to będzie istny koszmar, ale może dzięki temu policja jej odpuści i będzie miała spokój.
Z takim przeświadczeniem udała się do samochodu, po czym pojechała na miejsce. Jej oczom ukazał się niewielki, wciśnięty w jedno z mieszkań kamienicy gabinet. Dwa pomieszczenia z fotelami dentystycznymi i całym specjalistycznym sprzętem, na którym kompletnie nie znała się Rachel, recepcja na korytarzu oraz niewielki składzik zwany archiwum. Choć gabinet stomatologiczny prezentował się całkiem nieźle, widać było, że głównie zajmuje się okolicznymi mieszkańcami.
Antropolożka została przywitana przez zaskoczonego i opryskliwego faceta w średnim wieku, z którym wcześniej prawdopodobnie pracowała. Musiała go kilkukrotnie zapewnić, że obowiązuje ją tajemnica zawodowa i dokumentacja nie wycieknie... Swoją drogą, zastanawiała się, czego ten facet się obawiał? Co było poufnego w zdjęciach rentgenowskich uzębienia i tym podobnych?
W każdym razie w końcu dał jej wolną rękę i miała całe archiwum dla siebie. Z niezadowoleniem przebiegła wzrokiem po regałach wypełnionych różnego rodzaju papierami. Jakim cudem miała tutaj cokolwiek znaleźć?! To było niewykonalne!
*****
Był środek nocy. Gabinet już zamknięto. W mieszkaniu została jedynie Rachel i ten gość z recepcji, bo szef uparł się, że obca osoba nie może zostać sama. Tak więc mocno narzekając, facet czekał aż skończy w innym pomieszczeniu na szczęście.
Craig była zmęczona. Oczy jej się zamykały, a malutki tekst zlewał się w jedną wielką niezrozumiałą masę. Niemal doszła do wniosku, iż jej działania nie mają najmniejszego sensu. Nie była już nawet pewna tego, co rzekomo widziała na oczy. Nagle zobaczyła identyczne zdjęcia rentgenowskie. Przez moment zastanawiała czy oczy nie płatają jej figla. Czy to możliwe, że to omamy wywołane zmęczeniem i zbyt długim ślęczeniem nad papierami?
Dla pewności wzięła oba wydruki i pokazała je recepcjoniście, bezlitośnie przerywając mu drzemkę. Facet niemal zwyzywał ją od wariatek, ale w końcu potwierdził jej przypuszczenia. Wydruki były identyczne.
Rachel z nową energią wróciła do archiwum, żeby sprawdzić imię i nazwisko ofiary. Była pozytywnie zaskoczona. Nie sądziła, że najbliższy zakład stomatologiczny okaże się tym gdzie chodziła ofiara. Po raz kolejny odczuła, że sprzyja jej szczęście. Nie każdy pacjent ma robione zdjęcia rentgenowskie.
Zamarła na widok imienia i nazwiska z niedowierzaniem, wpatrując się w dokumenty. To nie mogła być prawda. Może coś pomyliła... A jednak wszystko pasowało.
Ciemnowłosa aż musiała usiąść, żeby przyswoić fakty. Okazało się, że znała ofiarę. Co więcej, razem z jej starszą siostrą były dobrymi znajomymi. Ofiarą była Asha O'Brien. Co więcej, widziała się z jej siostrą jakieś dwa dni temu. Ani przez moment nie pomyślała, że kości, które bada należą do Ashy! Jej znajoma wspomniała, że jej młodsza siostra znowu nie daje znaku życia, ale zdarzało jej się przepadać na kilka dni bez słowa. Tyle że tym razem nie chodziło o wypad ze znajomymi czy imprezę...
Nie zastanawiając się długo, Rachel wybrała numer koleżanki. Wiedziała, że jest późno, ale to nie miało znaczenia. Żadna pora nie byłaby odpowiednia do przekazania tego rodzaju wieści.
- Cześć, Claro- przywitała się nieśmiało Rachel. Usilnie zastanawiała w jaki sposób ma przekazać tak druzgocącą informację.
- Rachel? Wiesz która jest godzina? Jutro rano idę do pracy...- odparła niezadowolona i zaspana Clara. Ewidentnie ją obudziła.
Biedna, pomyślała Rachel. Ani przez sekundę nie spodziewa się tego co usłyszy i pewnie w przyszłości będzie wracać do tej chwili myślami bardzo często. Bolesne chwile zapadają pamięć. Zwłaszcza te dotyczące śmierci, one zostają z nami na zawsze. Nie ma sposobu, żeby złagodzić ból po czyimś odejściu, można jedynie nauczyć się z tym żyć. Albo próbować.
- Przykro mi, że cię obudziłam, ale sprawa jest... Trudna. Wiem co się stało z Ashą. Prędzej czy później i tak się dowiesz...
Craig nagle sobie coś przypomniała. Nie znała jakoś szczególnie Ashy, bardziej jej siostrę Clarę. Jednak wydawało jej się czy Asha przypadkiem nie dorabiała sobie w Callahan Resort, miejscu znalezienia jej szczątków?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top