Rozdział 30
Minął tydzień od tamtej pamiętnej chwili, podczas której aresztowano Smakosza. Od tego czasu nie pojawiła się żadna nowa ofiara. Dany nie dostała więcej tajemniczych paczek z kawałkami ofiar. CR powoli odzyskiwało gości za sprawą licznych nowych atrakcji. Natomiast przygotowania do ponownego otwarcia zbliżały się ku końcowi.
- Ludzie, posłuchajcie mnie przez chwilę- poprosił Owen, rozglądając się wokół i machając rękami jakby chciał wszystkich momentalnie uciszyć. Gwoli ścisłości, w pomieszczeniu byli: Dany, Maia, Matteo i Stacey, ewentualnie przewijający się z tyłu turyści, ale nie chodziło mu o przyciągnięcie ich uwagi.- To sprawa życia i śmierci. Co mam ubrać na wieczór?
Blondyn zademonstrował im dwie możliwości. Pierwsza to była kolorowa koszula z krzykliwym wzorem, a druga była zwykłą białą koszulą z czarnym eleganckim bezrękawnikiem na wierzchu.
- Błagam- westchnęła ciężko Maia, przewracając oczami.- Jesteście z Brianem już tydzień. Facet za tobą szaleje z wzajemnością. Cokolwiek ubierzesz on i tak będzie myślał tylko o tym, żeby to z ciebie ściągnąć. Taka prawda, bolesna ale jednak.
Blondyn uniósł wzrok ku górze w geście wyrażającym irytację, przybierając wyjątkowo sztuczny uśmiech.
- A reszta? Co ty byś ubrał Matteo? W czym twoim zdaniem będę wyglądał lepiej?
- Nie chcę, żebyś ubrał się identycznie, więc wybacz, ale nie pomogę. Poza tym, jestem hetero. Nie podobasz mi się cokolwiek ubierzesz.
Różowowłosa kopnęła pod stołem bruneta. Ten skrzywił się lekko, posyłając jej pytające spojrzenie.
- Mógłbyś być trochę milszy, wiesz?- syknęła cicho, widząc że Maia jest zbyt zajęta wysyłaniem maili, żeby to zauważyć. Tak, ciągle nie zdążyła jej powiedzieć o związku z Matteo. Było jej z tego powodu niezmiernie głupio, ale naprawdę nie mogła tego zrobić. Za każdym razem, kiedy była już o krok od powiedzenia tego na głos, coś albo ktoś im przerywało. W każdym razie, postanowiła doradzić Owenowi zanim ten całkowicie straci cierpliwość.- Ta pierwsza jest bardziej w twoim stylu. Ta druga wersja jest zbyt poważna. Nie pasuje ci.
- Potwierdzam- mruknęła Stacey.- W tej drugiej wersji widzę cię jedynie na własnym pogrzebie. Ewentualnie mógłbyś robić za kamerdynera w starym detektywistycznym filmie. Takim stylizowanym na czarno biały. Byłbyś wtedy mordercą. Zawsze zrzucają winę na kamerdynerów, co nie?
- Dziękuję za pomoc, Dany. Na ciebie zawsze można liczyć. A dzięki tobie Stacey będę wiedział jak nie ubierać się na własny pogrzeb. Zobaczycie, zaplanuję coś na tę okazję. To nie będzie zwykły pogrzeb. Będzie się działo.
Różowowłosa zmarszczyła brwi. Owen mówił to takim tonem jakby rzeczywiście chciał coś specjalnego zorganizować na własny pogrzeb. W ogóle, dlaczego ich rozmowa poszła w tym kierunku? Tylko jej wydawało się to takie dziwne?
- Mam nadzieję, że prędko tego nie zobaczymy- stwierdziła Dany.- Może wróćmy do właściwego tematu? Dzisiaj wieczorem odbędzie się ponowne otwarcie. Najlepiej sprawdźmy czy wszystko mamy. Mogłabyś zerknąć na listę, Maia?
Brunetka przytaknęła, odłożyła telefon na blat przed sobą, sięgnęła po listę i odchrząknęła.
- Pierwszym punktem jest obsługa. Tutaj mogę powiedzieć, że mamy komplet, a nawet kilka dodatkowych osób, żebyście też mogli się zabawić. Doceńcie to- rzuciła Maia w kierunku Owena i Stacey.
- Wielbimy cię z całego serca- potwierdził blondyn, posyłając jej swój firmowy uśmiech. Tym razem szczery. Blondyn nie chował urazy, a nawet jeśli, to mówił o tym wprost.
- Później mamy katering. Stacey?
- Zaliczka wpłacona, na resztę umówiliśmy się, że zrobimy przelew jak przywiozą jedzenie. Dzwoniłam do nich przed chwilą i wszystko idzie zgodnie z planem. Nie wspominali o żadnych opóźnieniach.
Maia zaznaczyła ptaszka przy kolejnym punkcie na liście.
- Świetnie. Teraz kwestia planowanego show. Owen? To twoja działka.
- Będzie epicko. Na początku będzie taneczne show. Byłem na próbie i wow... Brian jest w tym zajebisty. Te ruchy, kondycja... Kilka kawałków pod rząd i nie widać po nim ani odrobiny zmęczenia. Widać, że robi to od lat i sprawia mu to przyjemność. Wracając do tematu, Brian wyszedł jeszcze z jedną propozycją dotyczącą otwarcia. Jak już się zrobi ciemno, to zorganizują ogniste show. Podobno już to robili, więc żadnych niespodzianek nie będzie. Trzeba zorganizować scenę na zewnątrz i w ogóle...
- I dopiero teraz nam o tym mówisz?- oburzyła się brunetka, robiąc wielkie oczy.- Pomysł genialny, ale przypominam, że nie mamy sceny na zewnątrz. Taki szczegół jakbyś zapomniał.
- Rzeczywiście- mruknął blondyn, uśmiechając się z zakłopotaniem.- Umknęło mi to wcześniej... Ale zajmę się tym. Teraz. Pozwolicie, że na moment was opuszczę.
Owen od razu zerwał się z miejsca, podczas gdy Maia piorunowała go morderczym spojrzeniem. W końcu zapisała przy tym punkcie pytajnik.
- Zwariuję z nim. Fajnie, że ma partnera, ale czy musi przez niego zawalać pracę? Dobra, nieważne. Coś wymyślimy. Idziemy dalej. Nowe drinki i przeszkolenie pracowników?
Tym punktem zajmował się Matteo. Dany odkryła, że robi świetne drinki i ma w tym wprawę. Podobno po liceum dorabiał sobie przez jakiś czas jako barman i mimo że nie praktykował tego zawodowo, ciągle coś z tego pamiętał. Pewnie prywatnie to ćwiczył.
- Zrobione. Osobiście próbowałem. Radzą sobie.
Maia przewróciła oczami, ale w żaden werbalny sposób tego nie skomentowała.
- Reklama?- kontynuowała sprawdzanie listy brunetka.
Tym zajmowała się Dany. Obkleił plakatami niemal każdą wolną przestrzeń w CR.
- Plakaty wiszą już niemal tydzień. Poza tym opublikowałam informację na stronie. Wrzuciłam zapowiedzi w mediach. Jestem przekonana, że wszyscy w okolicy o tym wiedzą. Załatwiłam również artykuł na ten temat w Post.
Dobry kontakt z Jess opłacił im się. Harrison była pierwszą dziennikarką, która opublikowała informacje dotyczące tożsamości Smakosza. Wiele spraw w kwestii samego mordercy pozostawało zagadką, jak na przykład jego motyw. Po co to wszystko? Dla czystej sadystycznej przyjemności z zabijania? Póki co, to było jedyne wyjaśnienie. Rzekomo Smakosz poprosił o adwokata i nie odezwał się do policji ani słowem, zbywając wszelkie pytania. Cały czas Dany nie miała pojęcia, dlaczego robił jej zdjęcia i zostawił dla niej tamtą paczkę. Czy kiedykolwiek to się wyjaśni? Nie była tego taka pewna.
*****
- Przy kimś takim nawet policjant nabiera morderczych skłonności- stwierdził Montero, zaciskając pięści. Tak go wkurwiał ten Bill. Tak miał na imię Smakosz, ale po bliższym poznaniu, Claus doszedł do wniosku, że nie zasługiwał na ten przydomek. Był tak do przesady banalny, praktycznie nie odzywał się, zrzucając większość pytań na swojego adwokata, który zbywał je prawniczymi formułkami. Do tego nie było w nim nic przerażającego. Żadnego niebezpiecznego błysku w oczach.Jak ktoś taki mógł dopuścić się tak wielkiego okrucieństwa?
- To prawda- przyznał Richard z malującym się na twarzy niezadowoleniem.- Brakuje nam mnóstwo informacji, a on nam ich nie zamierza udzielić. Jak mamy w takich warunkach zamknąć śledztwo?
Claus w duchu przyznał Stone'owi rację. Też starał się wyjaśnić każdy aspekt sprawy, nawet jeśli mieli sprawcę. Dzięki temu później w sądzie nie mieli problemów i wyrok był jedynie formalnością. Tutaj nie wiedzieli, gdzie Smakosz zabijał. W domku letniskowym znaleziono szczątkowe ślady krwi dwóch ofiar. Jakby szkarłatna ciecz skapnęła mu z ubrania czy narzędzia zbrodni, ale to tyle. Żadnych do przesady czystych miejsc, które wręcz na odległość wyglądałyby podejrzanie, na dawną scenę masakry.
Do tego psycholog stwierdził, że mężczyzna był poczytalny. Żadnych chorób psychicznych, w tym rozdwojenia jaźni. Był w pełni świadomy tego co robił. Ani przez cholerną sekundę nie wyraził swojego zamiłowania do przemocy, gwałtów czy kanibalizmu. Jadł zwyczajne posiłki. Raz nawet odmówił zjedzenia krwawego, częściowo surowego steku. To był pomysł Cross, żeby załatwić mu takie danie i zobaczyć jego reakcję. Pogrywał sobie z nimi? Chciał ich zdenerwować? Jeśli tak, to mu się udało.
W akcie desperacji pokazali mu nawet zdjęcie Danielle i pytali co o niej myśli. W odpowiedzi wzruszył jedynie ramionami, stwierdził, że niezła z niej laska i tyle. Uśmiechał się przy tym obleśnie, ale nic konkretnego im to nie powiedziało. Byli w dupie. Nawet narzędzia zbrodni nie znaleźli, chociaż dokładnie przeszukali domek letniskowy. Jak to możliwe?!
- Inspektor Hurley naciska, żeby zamknąć śledztwo. Twierdzi, że nie ma sensu dłużej tego ciągnąć, skoro mamy sprawcę- poinformował Montero, chociaż perspektywa braku odpowiedzi bynajmniej mu nie odpowiadała. Taka praca nie była w jego stylu.
Zapadła cisza. Stone również nie chciał zamykać śledztwa w tym momencie. Montero też, ale czy istniało cokolwiek, co mogli w tej sytuacji zrobić?
- Przesłucham go. Jeszcze raz- oznajmił Claus, chociaż nie łudził się. Skutek prawdopodobnie będzie marny.- Ale najpierw przetrzymajmy go w pokoju przesłuchań dwie, może trzy godziny. Po takim czasie zmięknie.
Montero zamierzał też wykorzystać swoją ulubioną metodę przesłuchań. Zamierzał w kółko zadawać te same pytania aż podejrzany sam zacznie gubić się we własnych słowach. Zazwyczaj to działało, chociaż ten przypadek był inny. Bill był dziwny, nawet jak na seryjnego mordercę. Tacy to przeważnie uwielbiali chwalić się dokonanymi zbrodniami. Rzecz jasna, jak już zostali złapani i wiedzieli, że wyrok to kwestia czasu. W pewnym sensie, nie mieli już nic do stracenia. Za to było świadomi, że zyskali sławę. Im więcej powiedzą, im bardziej szokujące to będzie, tym bardziej zapadną ludziom w pamięć, dziennikarze będą zabiegali o rozmowę z nimi. Zawsze to jakieś urozmaicenie w więzieniu. Niektórzy seryjni mordercy dorobili się nawet seriali czy filmu dokumentalnego. Bill nie pasował do tego obrazu. Claus nie wiedział, co z tym faktem zrobić.
*****
Lara nie potrafiła pogodzić się z faktem zatrzymania Billa. To nie on był poszukiwanym przez nich mordercą. Nie pasował do profilu psychologicznego opracowanego przez profilerkę z Quantico. Zresztą, Bill nawet nie zdał egzaminu z krwawym stekiem. Celowo to zrobił, a może jednak nie mieli prawdziwego zabójcy, który ciągle był na wolności?
Cross starała się oczyścić umysł i wymyśleć albo raczej znaleźć jakieś prawdopodobne rozwiązanie. Na obecną chwilę nie potrafiła poskładać wszystkich elementów w logiczną całość. Czuła jakby wciąż brakowało jej wielu puzzli tej, wbrew pozorom, złożonej układanki.
Agentka postanowiła zadzwonić do swojego nowego kontaktu z Nowego Jorku. Po raz pierwszy od dawna przekonała kogoś do pomocy bez użycia szantażu. Nie było to takie ekscytujące, ale obiecała, że postara się zmienić. Niewątpliwie robiła postępy.
- Witaj, Beth. Jak idą poszukiwania?- spytała agentka, siląc się na uprzejmość.
- Cześć, Laro. Naprawdę próbowałam znaleźć to, co cię interesuje, ale to nie jest takie łatwe. Jesteśmy w trakcie restrukturyzacji i w archiwum panuje kompletny chaos. Znalezienie czegokolwiek jest sporym osiągnięciem, już nie wspominając o czymś sprzed piętnastu lat...
Niedobrze, pomyślała Cross. Czas grał na ich niekorzyść. Smakosz mógł wyjechać albo zatrzeć za sobą ślady i finalnie wyjść wolno z całej tej sytuacji. To było niedopuszczalne.
- Wiesz, jakie to ważne, Beth. Tu chodzi o prawdziwe policyjne śledztwo i chodzącego wolno seryjnego mordercę. Im dłużej to zajmie, tym większa szansa, że uniknie wymiaru sprawiedliwości. Nie chcesz tego, prawda?
Cross była świadoma, że właśnie grała na emocjach koleżanki z pracy Dany. Nic nie mogła poradzić na to, że czasami dawne nawyki brały górę. W każdym razie, manipulacja była lepsza niż szantaż. To i tak ewaluacja jej metod działania.
- Oczywiście, że nie- zaprzeczyła natychmiast Beth. W jej głosie słychać było autentyczne przejęcie.- Poszukam jeszcze. Może zostanę po godzinach jak będzie trzeba... To na serio ważne i totalnie rozumiem powagę sytuacji. Możesz na mnie liczyć, Laro.
- Świetnie. Mówiłaś komuś o swoich poszukiwaniach?
- Nie, chociaż nie rozumiem, czemu muszę to ukrywać przed Dany. Ona potrafi zachować dyskrecję. Zresztą ciągle nie wiadomo czy cokolwiek znajdę. Może to nie jest kwestia wszechobecnego bałaganu.
- Właśnie dlatego nie możesz nikomu o tym powiedzieć. Wolałabym mieć pewność, żeby nie wymyślać nowej teorii spiskowej. Muszę kończyć. Dziękuję ci, Beth. Jak będziesz coś miała, to dzwoń natychmiast niezależnie od pory dnia.
Cross zakończyła połączenie. Nie takiego rezultatu oczekiwała. Rozczarowanie pozostawiło gorzki smak na jej języku. Mimowolnie pomyślała, że nie czuła czegoś takiego przy poprzednich metodach. Były skuteczniejsze i szybsze. Jednak obietnica to obietnica.
*****
Dany postanowiła pomóc Owenowi z przystrajaniem sceny. Skąd tak szybko ją wziął? Dobre pytanie. Nie miała pojęcia. W każdym razie, nie potrafiła mu odmówić. Nigdy nie była przesadnie asertywna w stosunku do bliskich jej osób. Znając paranormalne zdolności Owena, blondyn pewnie o tym wiedział.
- Jeszcze raz dziękuję ci za pomoc, Dany. Ratujesz mi życie- stwierdził po raz kolejny blondyn.- Gdybym musiał to ogarniać sam, nie zdążyłbym się przygotować na wieczór. Jak ten czas szybko leci, co? Jeszcze niedawno witałem cię w CR.
Różowowłosa uśmiechnęła się na myśl o tamtym spotkaniu, a właściwie całym dniu. Pamiętała to uczucie, kiedy wszystko było dla niej nowe, tak różne od tego, do czego przywykła w Nowym Jorku. Teraz ośrodek był dla niej jak drugi dom. Ciężko było jej pogodzić się z myślą, że za niedługo zamiast przemierzać korytarze CR będzie musiała na nowo przywyknąć do swojego niewielkiego mieszkanka. Koniec z gotowymi posiłkami, czekającymi na nią w restauracji oraz licznymi rozmowami podczas posiłków w miłym towarzystwie.
- To fakt, chociaż tyle się wydarzyło. Oczywiście nie zapomnę tego jak zwróciłeś się do mnie per "pani". To traumatyczne wydarzenie- zażartowała Stone, udając powagę.
- Ale później skomplementowałem twoje włosy.
- Sugerujesz, że to nie był wiarygodny komplement, a chciałeś jedynie zmazać kiepskie wrażenie?- odparła Dany ze sztucznym oburzeniem.
- Masz mnie. Przyznaję się. Jestem winny. Proszę o łagodny wyrok.
W tym momencie obydwoje wybuchnęli śmiechem. Będzie jej tego brakowało, pomyślała Dany. Jeśli nie chciała się rozpłakać tu i teraz, powinna szybko zmienić temat. Czasami była zbyt ckliwa. Po prostu nie lubiła pożegnań. Uważała to za barbarzyńskie. Poznajesz nowych ludzi, świetnie się z nimi dogadujesz, prawdopodobnie w przyszłości bylibyście sobie jeszcze bardziej bliscy i na pewno obydwoje skorzystalibyście na tej znajomości i spędzili miło czas, ale to wszystko się kończy. Nie ma żadnej przyszłości, żadnego później. Pozostają jedynie słodko gorzkie wspomnienia, które czasami przywołują na twoją twarz uśmiech, a innym razem powodują ukłucie żalu. Dany starała się przestać o tym myśleć. Przecież jeszcze nie wyjechała, nie pożegnała się z wszystkimi. Czas na smutek przyjdzie później. Teraz musiała korzystać z tych chwil, które jeszcze jej zostały w tym cudownym urokliwym miejscu.
- Czy muszę ci przypominać, czego jeszcze nie zrobiłaś?- odezwał się po chwili Owen. To nie był wyrzut, on zwyczajnie stwierdził fakt. Westchnęła ciężko.
- Nie musisz. Wiem o tym. Ciągle o tym myślę, ale nie potrafię jej tego powiedzieć. Ona mi nie wybaczy, a ja nie chcę jej stracić.
Co za ironia. Nie potrafiła jej tego powiedzieć, ale nieustannie o tym myślała. Tysiąc razy odtwarzała w głowie potencjalną rozmowę, szukając odpowiednich słów. Za każdym razem Maia była zraniona i zła na nią. Skoro nawet we własnej wyobraźni nie potrafiła przekonać Maii, że nie zrobiła tego umyślnie, to jak miała tego dokonać na żywo?
- Wiem, że to kiepski moment. Ponowne otwarcie, wielka impreza, ale z drugiej strony już przegapiłaś inne bardziej odpowiednie momenty. Zamierzasz zadzwonić do niej z Nowego Jorku i powiedzieć "hej, spotykam się z twoim bratem, który prawdopodobnie się niedługo tutaj przeprowadzi". Przez telefon będzie jeszcze gorzej. Pokłócicie się, zablokuje cię i tyle. Kiedy masz wylot?
- Jutro wieczorem.
Owen miał rację. Jak jej powie tuż przed odlotem albo co gorsza na miejscu, to się nie skończy dobrze. Spieprzyła sprawę. Powinna była przyznać się do tego dużo wcześniej.
- Zostało ci niewiele czasu- stwierdził blondyn, klepiąc ją lekko w ramię. Dany była tego świadoma.
*****
Różowowłosa przygotowywała się na wielki wieczór. Callahan Resort miało ponownie odzyskać inną sławę niż miejsce, gdzie seryjny morderca zostawiał zwłoki.
Stone ciągle nie potrafiła uwierzyć, że przyczyniła się do faktycznego złapania Smakosza. Seans hipnotyczny był wyjątkowo dziwnym doświadczeniem. Pamiętała wszystko, co się działo, tak jak mówił Spencer Lee. Wiedziała gdzie była, a jednak jej wyobraźnia była wyjątkowo żywa i całkiem prawdziwa. Kiedy pytał co czuła na plaży, rzeczywiście towarzyszyły jej wrażenia takie jak: lekki wietrzyk, słońce grzejące ją w skórę i chłodna woda jeziora obmywająca jej stopy. Czuła to wszystko zupełnie jakby tam była, chociaż wiedziała, że to niemożliwe. A to jak przypomniała sobie tamten zapach... Szczerze mówiąc, nie wierzyła, że to zadziała. Po prostu uznała, że to nikomu nie zaszkodzi, a Lara nalegała, żeby to zrobili.
Jej rozmyślanie przerwało pukanie do drzwi. Zmarszczyła brwi, bo umówiła się z resztą na dole. Czyżby Matteo się niecierpliwił? Jeśli tak, to zamierzała go spławić. Nie chciała psuć fryzury, ani makijażu. Tak, po raz pierwszy od przyjazdu do CR postanowiła zrobić makijaż. Wyjątkowo się postarała, bo była ku temu okazja.
- Proszę- powiedziała na tyle głośno, żeby osoba po drugiej stronie drzwi ją usłyszała. Stone nie wyszła z łazienki, kończąc makijaż.
- Wiem, że miałyśmy spotkać się na dole, ale już jestem gotowa i potwornie się stresuję. To tak ważny wieczór- wyznała brunetka. Jak zwykle, kiedy się stresowała, zaczęła krążyć po pokoju, przechadzając się od okna do drzwi i tak w kółko.
Różowowłosa nie spodziewała się Maii. Dobrze, że powstrzymała się przed komentarzem w stylu "jeśli to ty Matteo, to". Wiedziała, że musiała z nią porozmawiać, ale jeszcze nie teraz. Maia musiała przywitać gości i wznieść toast. Czeka ją dużo uśmiechania i uprzejmości, a nie zastanawiania się, jak to się stało, że Dany zaczęła spotykać się z jej bratem za jej plecami. Zwłaszcza, że aktualnie mocno się denerwowała.
- Będzie dobrze. Wszystko jest przygotowane. Sprawdzałyśmy to mnóstwo razy. Nie masz się czym martwić- oznajmiła Dany, wychodząc z łazienki. Maia miała na sobie bordowy kombinezon z ozdobnymi wycięciami na ramionach, szpilki i czarna ramoneskę. Do tego śliczny, błyszczący makijaż. Jej włosy ułożone były w równie loki, co razem tworzyło zniewalający efekt.- Wyglądasz świetnie.
Maia również otaksowała ją wzrokiem, po czym przytuliła ją. Różowowłosa się tego nie spodziewała.
- Ty też wyglądasz ślicznie. Tak się cieszę, że przejechałeś do CR.
Różowowłosa zrozumiała, o czym myślała Maia. O jej wyjeździe. Czemu wszyscy muszą jej o tym przypominać? Nie mogła spędzić przyjemnie ostatnich chwil bez rozpamiętywania faktu, że niebawem to dobiegnie końca?
- Ja też. Może chodźmy na dół?- zaproponowała Dany, chcąc zmienić temat. W tym makijażu nie mogła się popłakać. Nie po to tak długo go robiła, żeby go od razu zniszczyć.
Maia zgodziła się. Skierowały się do windy. Żadna z nich w tych obcasach nie zamierzała chodzić po schodach, skoro miały pod ręką działającą windę. Dany mimowolnie pomyślała, że w tych butach czekał ją długi wieczór. Ewentualnie w każdej chwili mogła wrócić do pokoju i zmienić buty.
Przy recepcji, czyli tam gdzie się umówili, zastała Owena i Matteo. Obydwaj wyglądali świetnie, chociaż naturalnie jej uwagę bardziej przykuł brunet. Wyglądał oszałamiająco w granatowej koszuli z podwiniętymi do łokci rękawami oraz eleganckich czarnych spodniach. Właściwie przy jego sylwetce cokolwiek by nie ubrał, wyglądało to świetnie. Maia skomplementowała ich ubiór, podczas gdy Dany starała się nie gapić zbyt ostentacyjnie na Matteo. Ten jednak podszedł do niej z uśmiechem.
- Pięknie wyglądasz- powiedział, uprzednio mierząc ją wzrokiem od góry do dołu, aby potem spojrzeć jej w oczy. Miała nadzieję, że nie zarumieniła się. Co mogła poradzić na to, że tak na niego reagowała, szczególnie w takim stroju?
- Ty też wyglądasz niczego sobie.
- Od czasu do czasu udaje ci się przyzwoicie ubrać, Mat- dodała Maia.
Najpierw było przywitanie gości na zewnątrz. Maia i Matteo skorzystali z przygotowanej sceny. Wokół uwijali się kelnerzy i kelnerki z kieliszkami szampana. Maia wygłosiła uprzednio przygotowaną, ale nie za długą mowę o tym, jak bardzo jest jej przykro z powodu ofiar, a później gładko przeszła do tematu sprawiedliwości i tego, że nic już nikomu nie groziło. Ludzie wydawali się usatysfakcjonowani zarówno przemówieniem jak i całokształtem. Zwłaszcza, gdy na scenę weszła grupa taneczna z Brianem. Ci to potrafili zrobić show. Dany była pod wrażeniem, chociaż nigdy nie była szczególną fanką tańca. Jednak potrafiła docenić talent i pasję, bo niezależnie od tego jak skomplikowane były kroki i jak dobrej kondycji od nich one wymagały, tancerze uśmiechali się i wyglądało to lekko. Poza tym, potrafili rozruszać tłum. No i muzyka naprawdę przypadła jej do gustu.
- Możemy pogadać, Dany?- zapytała Maia, podchodząc do niej. Różowowłosa stała przy barze, oglądała show i sączyła drinka. Świecącego, tak jak w Midnight.
Różowowłosa ani przez moment nie przeczuwała tego co nadejdzie, a może to kwestia drinków, które uśpiły jej czujność i aż za bardzo ją rozluźniły.
- Widzę, że coś was łączy z Matteo- poinformowała brunetka, przez co Dany omal nie wylała na swoją sukienkę drinka. Co?!
- Skąd? Powiedział ci?
Różowowłosa była świadoma, że to nie była odpowiednia reakcja. Powinna była przeprosić, jakoś spróbować to wyjaśniać... A jednak Maia nie wydawała się na nią zła.
- Czyli to coś poważniejszego? Wow. Czyżbym doczekała chwili, kiedy mój brat jest w rzeczywistym związku? Jestem zaskoczona.
- Przepraszam, że wcześniej ci tego nie powiedziałam... Próbowałam, ale zawsze coś albo ktoś nam przerywało. No i tak, jesteśmy razem.
Brunetka pokiwała głową. Jak zwykle, jej mimika była nieprzenikniona, co w tej sytuacji było wyjątkowo irytujące. Co oznaczała ta cisza?! Miała się do niej nigdy więcej nie odezwać czy co?!
- Jak długo to trwa?
Dobre pytanie. Kiedy to się zaczęło? Tuż po jej przyjeździe, a może jednak później?
- Związek czy... Eee... Ogólnie?
Brunetka uniosła brwi.
- Czyli to dłuższa historia niż sądziłam. Niech będzie od samego początku, ale oszczędź mi pewnych szczegółów. No wiesz, Mat jest moim bratem i pewnych rzeczy wolę nie słyszeć.
Różowowłosa przytaknęła, dokończyła drinka, po czym opowiedziała wszystko. Maia zasługiwała na szczerość.
- I to działo się pod moim nosem i totalnie nic nie zauważyłam?- skomentowała na koniec brunetka.- Nie wierzę, że dowiaduję się o tym jako ostatnia. Powinnaś była mi powiedzieć.
- Wiem. Po prostu od początku rzucałaś tekstami w stylu, że Matteo podrywa mnóstwo dziewczyn i raczej nie jest z nimi zbyt długo... Nie chciałam być kolejną, więc długo sama się przed tym broniłam. Dopiero potem zauważyłam, że on wcale nie jest taki, ale im dłużej kłamałam, tym trudniej było z tego wyjść.
- Rozumiem. Wiesz, że wcale nikt mi o tym nie powiedział? Po prostu zauważyłam te dyskretne spojrzenia rzucane pomiędzy wami, dzisiaj ledwie potrafiliście oderwać od siebie wzrok... No i pierwszy raz widzę Matteo w tak dobrym nastroju. Dawno nie widziałam, żeby był tak szczęśliwy. Wiedziałam, że coś się za tym kryje.
- Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała mnie znać. Za długo cię okłamywałam- powiedziała różowowłosa, chociaż z trudem przeszło jej to przez gardło.
Maia uśmiechnęła się do niej.
- Zwariowałaś? Może i jestem trochę rozczarowana, że mówisz mi to dopiero teraz, ale... Nie umiem się na ciebie gniewać. Masz fatalny gust, co do facetów, ale widać, że się zakochałaś. Nie zamierzam cię za to obwiniać. Oby tylko Matteo tak szybko nie przeszło.
Dany czuła jakby z jej pleców spadł ogromny ciężar. Uściskała Maię, dziękując jej. Była naprawdę szczęśliwa. Czy mogło być lepiej?
*****
Stone postanowiła jednak wrócić do pokoju i przebrać buty na jakieś wygodniejsze. Przetańczyła kilka piosenek z Matteo. Musiała przyznać, że dobrze było przestać się ukrywać, chociaż naliczyła co najmniej kilka zazdrosnych spojrzeń. Absolutnie się tym nie przejmowała.
Już miała wejść do hotelu, gdy zauważyła, że jeden z gości udał się w przeciwnym kierunku niż większość uczestników imprezy. Może ktoś się zgubił albo szukał toalety, chociaż to było dziwne miejsce. Może tylko jej się tak wydawało, bo znała układ ośrodka na pamięć? Dla nowej osoby z pewnością to nie było takie oczywiste.
Poszła sprawdzić, gdzie ta osoba idzie. Nic jej już nie groziło. Smakosz był złapany. Miała przed sobą tylko zagubionego gościa. W końcu zobaczyła chłopaka, może w jej wieku, a może trochę młodszego. Był szczupły i średniego wzrostu.
- Mogę w czymś pomóc? Toalety są w środku, mogę pokazać gdzie, a poza tym zaraz zaczyna się ogniste show. Nie chce pan tego przegapić- odparła z uprzejmym uśmiechem. Chłopak odpowiedział tym samym gestem.
- Tak, masz rację. To gdzie te toalety?
Różowowłosa oznajmiła, że go zaprowadzi, przynajmniej do punktu, gdzie wystarczą proste instrukcje. Obróciła się tyłem i wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Poczuła ból eksplodujący gdzieś z tyłu głowy. Obraz przed oczami zaczął jej się rozmazywać, a jej kończyny ugięły się pod nią. Jakby przestały jej słuchać. Chwilę jej zajęło zrozumienie tego, co się stało. Dotknęła dłonią głowy i kiedy na nią spojrzała, przeraziła się. Zobaczyła krew. Czy to możliwe...?
Nie zdążyła nawet sformułować do końca myśli. Miała wrażenie jakby świadomość z niej uleciała. Poczuła kolejną eksplozję bólu, a potem ogarnęła ją ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top