Rozdział 15
Stone razem z Maią udała się na basen. Różowowłosa zazdrościła brunetce tej idealnej, lekko brązowej opalenizny. No cóż, pewnie gdyby była właścicielką takiego ośrodka, też byłaby tak opalona. W Nowym Jorku Dany nie miała ani sposobności ani warunków, żeby się aż tak opalić. Posiadała nieduży balkon przy swoim przytulnym, aczkolwiek nie za dużym mieszkanku. Jednak z drugiej strony miała też sąsiadów, a w tym wścibskie starsze sąsiadki, które na pewno zaczęłyby plotkować na jej temat. Jakby opalanie się w stroju kąpielowym na balkonie było zbrodnią...
- Co teraz zrobisz?- spytała Dany, spoglądając na brunetkę. Oczywiście miała ubrane okulary przeciwsłoneczne. Słońce tego dnia ich nie oszczędzało. Ale to dobrze.
Maia wzruszyła ramionami.
- Z ośrodkiem? Na razie nie wiem. Chyba poczekamy po prostu aż policja rozwiąże śledztwo. Twój kuzyn wydaje się porządnym gliną. Montero też ma spore doświadczenie. W końcu to się musi skończyć, prawda?
- Oczywiście- potwierdziła szybko różowowłosa, chociaż nie miała pojęcia czy to faktycznie pójdzie tak gładko. Słyszała o sprawach, których policja nie potrafiła rozwiązać. Jasne, nie zdarzało się to często, ale miało miejsce. To nie było całkowicie niemożliwe. Może Smakosz wyjedzie za granicę i tyle będą go widzieć? Będzie kontynuował swoją potworną serię w innym miejscu?
- W każdym razie nie jest aż tak źle. Callahan Resort całkiem nie opustoszało jak w twoim śnie, co?- rzuciła Maia, siląc się na żart.
- Tak, zdecydowanie.
Różowowłosa ponownie przypomniała sobie tamten koszmar. Był kompletnie nierealny. Już nawet pomijając scenerię, Maia nie zareagowałaby w ten sposób na informację, że Matteo ją pocałował, prawda? Ciekawe jak by zareagowała na taką informację... Albo co by powiedziała, wiedząc że Dany ani słowem nie zająknęła się przez całe liceum, że podoba jej Matteo? Niby chciała wiedzieć, czego mogłaby się spodziewać, ale nie była w stanie jej o to wprost zapytać.
- Dzisiaj rano spojrzałam na telefon i nie mogłam w to uwierzyć. Rezerwacja. Dzisiaj zrobiona. Pewnie pomogły te zniżki, które wymyśliłam. W każdym razie zdziwiłam się jeszcze bardziej, widząc że goście chcą przyjechać jeszcze dzisiaj.
Różowowłosa też była zaskoczona. Zazwyczaj tego typu rewelacje wcale nie zachęcały klientów do przyjazdu. Zwłaszcza w trybie natychmiastowym.
-I co? Przyjechali czy zrezygnowali? Są na tyle staromodni, żeby nie wiedzieć co się tutaj stało, a może nie mają dostępu do internetu? Bez urazy, rzecz jasna.
- Nic nie szkodzi. No widzisz właśnie nie. O wszystkim wiedzą i przyjechali, żeby tworzyć podcasty o Smakoszu. Są fanami wszelkich możliwych zbrodni i byli wręcz podekscytowani tym, że mogą... Eee... Znaleźć się w tym samym miejscu, gdzie były szczątki.
Różowowłosa zmarszczyła brwi. Niektórych ludzi nie zrozumie. Jak można czuć ekscytację, będąc w miejscu, gdzie prawdopodobnie w okolicy czaił się morderca?! Co w tym ciekawego?! Zresztą tak z własnej nieprzymuszonej woli jechać w potencjalnie niebezpieczne miejsce?! Ludzie nieustannie potrafili ją zaskakiwać.
- Tak w ogóle to zastanawiałam się czy... Jest już data pogrzebu Ashy?
- Jutro. To dopiero będzie medialny cyrk- odpowiedziała Maia, przewracając oczami. Najwidoczniej wcale nie miała ochoty tam iść.- Nie zrozum mnie źle. Lubiłam Ashę i bardzo mi przykro z powodu tego co jej się przydarzyło. Jednak pogrzeby są bardziej dla... Żywych, jeśli wiesz co mam na myśli. Wiem, pochówek i tak dalej, ale tych osób już z nami nie ma i nigdy nie będzie. Życie bywa do dupy, prawda?
I to jeszcze jak, dodała w myślach Dany. Na głos powiedziała nieco łagodniejszą wersję, choć nie sposób się nie zgodzić z Maią.
- Rozumiem o co ci chodzi z tymi pogrzebami. No i życie faktycznie bywa chujowe, ale są też dobre rzeczy. Będziesz iść na pogrzeb?
Brunetka uśmiechnęła się ponuro.
- Muszę. Jako jej szefowa nie mogę tego ominąć. Matteo też idzie. Chociaż wolelibyśmy tego nie robić, ale nie możemy sobie pozwolić na jakikolwiek negatywny wpis czy, co gorsza, artykuł.
Dany wyraziła swoje współczucie. Cieszyła się, że nikt jej nie zmusi, żeby tam iść. Chętnie wesprze Maię, ale nie na samej uroczystości. Na szczęście brunetka nawet jej o to nie poprosiła.
Chwilę później już rozmowa zeszła na bardziej niezobowiązujące, przyjemniejsze tematy. Różowowłosa tego potrzebowała. Ile można rozmawiać o szczątkach, kościach, zbrodniach, mordercy i sprawach z nim związanych? W pewnym momencie podeszli do nich dwaj studenci. Całkiem przystojni, uśmiechnięci, szczupli i trochę wysportowani. Nie umywali się co prawda do Matteo, jeśli miała być szczera, ale wyraźnie okazali swoje zainteresowanie. Na początek wyskoczyli z dość oklepanym tekstem czy postawić im drinki. Wymieniły wtedy z Maią rozbawione spojrzenia, po czym przytaknęły. Co im szkodzi? Ci dwaj chyba nie wiedzieli, że mieli do czynienia z właścicielką CR.
W każdym razie chwilę z nimi pogadały. Wypiły całkiem niezłe drinki. Jeśli chodzi o alkohol, studenci mieli dobry gust. Poza tym zgrywali luzaków, chociaż widać było, że nie mieli zbyt wiele doświadczenia. Ponadto rzucali dość tandetnymi tekstami na podryw, ale i tak było miło. W międzyczasie Dany zauważyła przechodzącego po drugiej stronie basenu Matteo. Brunet patrzył na ich czwórkę, chociaż miała wrażenie, że jego spojrzenie skupiło się na niej. Odprowadziła go wzrokiem, chociaż tak naprawdę miała ochotę olać tego chłopaka, który wyraźnie się nie interesował i iść za Matteo. Jednak nie mogła tego zrobić i to uczucie było zaskakująco bolesne. Co sobie pomyślał, widząc ją z tym studentem?
- A tego co ugryzło?- spytała Maia, patrząc za oddalającą się sylwetką brata. Brunetka schyliła się nieco w jej stronę, żeby studenci tego nie usłyszeli.- Nawet się nie przywitał. Jak on wyrywa młodsze laski to jest okej, ale jak ja gadam z odrobinę młodszymi chłopakami to jest źle. Hipokryta.
Różowowłosa nie odpowiedziała. Nie wiedziała jak miałaby wyprowadzić dawną przyjaciółkę z błędu. Nie chodziło o nią. Poprzedni dzień spędzili razem, co niemal skończyło się pocałunkiem, a teraz widzi ją z innymi kolesiami. Matteo naprawdę był na nią zły? Czy to możliwe, że mu w jakimś stopniu zależało czy po prostu ugodziła jego dumę, "wymieniając" go na kogoś innego? Dany oddałaby wiele, żeby znać odpowiedzi na te pytania.
*****
- Widzę, że ktoś tutaj korzysta z urlopu- stwierdził Owen, gdy nareszcie Dany udało się uwolnić od studenta. Szatyn był miły, ale nie w jej typie. Niestety obawiała się, że obecnie w jej typie jest tylko jedna osoba. Nie podobała jej się ta myśl, ale nic nie mogła na to poradzić. Musiała to przeczekać, a kiedy wróci do Nowego Jorku, wszystko wróci do normy. Kto wie, może po powrocie zdecyduje się na jakiś mniej lub bardziej poważny związek?
- Tylko trochę z nimi rozmawiałyśmy- wzruszyła ramionami różowowłosa, bo nie uważała tego za nic szczególnego.- Ten gość nie jest w moim typie, ale Maia wydawała się zadowolona. Nie dziwię się, że po tym wszystkim co się ostatnio dzieje w CR potrzebuje odskoczni.
- Popraw mnie, jeśli się mylę, ale w twoim typie jest ktoś inny- rzucił blondyn z pewną siebie miną. Może powinien dorabiać sobie jako jasnowidz? Znali się krótko, a on wiedział zaskakująco dużo na jej temat.
- Może- mruknęła Stone. Owen uśmiechnął się triumfalnie. Najwidoczniej uznał to za "tak". Poniekąd trafnie.
- To powiesz mi w końcu co się dzieje między tobą, a Matteo? Widziałem to tęskne spojrzenie nad basenem. No i podejrzewam, że twoja wczorajsza nieobecność też ma z nim coś wspólnego.
Różowowłosa westchnęła. Czyli jednak dotarła do momentu, w którym wtajemnicza kogoś w swój sekret. Kogoś z CR. Beth niby też już wiedziała, ale ona bagatelizowała sprawę.
- Przecież to jest brat Maii, no nie? Więc co za problem z kim się spotyka? Byłoby gorzej, gdyby był jej chłopakiem lub byłym- oceniła Beth podczas ich ostatniej rozmowy telefonicznej.
Stone potwierdziła znajomemu, że wczorajszy dzień rzeczywiście spędziła z Matteo. Potem opowiedziała co robili i jak to się skończyło.
- Wow, chociaż powiem ci, że od tamtego pierwszego spotkania czułem napięcie między wami. Nie wiedziałem z czego ono wynikało, ale teraz rozumiem, macie wspólną historię. No i podobasz mu się.
Dany obrzuciła Owena pełnym niedowierzania spojrzeniem.
- Po pierwsze nie mamy żadnej wspólnej historii. Okej, chodziliśmy razem do liceum, może kilka razy rozmawialiśmy ze względu na Maię, ale to tyle. Poza tym skoro jesteś takim znawcą ludzkich uczuć, to może powinieneś zmienić branżę? Zostań profesjonalną sfatką czy otwórz serwis randkowy.
- To byłoby ciekawe. Zastanowię się nad tym w przyszłości. Na razie jest mi dobrze w CR.
- Tylko żartowałam- zwróciła uwagę różowowłosa zaskoczona odpowiedzią blondyna. Chyba nie rozważał tego na poważnie?
- A ja nie. To byłby dobry pomysł na biznes, gdyby ogarnąć formę tego całego przedsięwzięcia. Na żywo mógłbym więcej zdziałać. Informacje w internecie bywają różne, ludzie kłamią, ale ich zachowania i reakcje nie.
Słowa Owena utkwiły jej w głowie. Miał rację. Uświadomiła sobie, że też tak robiła. Nie w internecie, tam właściwie niewiele się udzielała, ewentualnie wrzucała nic nieznaczące zdjęcia widoków. Na żywo. Okłamywała Maię praktycznie od przyjazdu. Nie czuła się z tym dobrze.
- Ale wracając do tematu. Co z tym zrobisz?
- Nic. Już z nim dzisiaj rozmawiałam. Sytuacja się nie powtórzy. Maia o niczym się nie dowie. Koniec tematu- odparła Dany, starając się nie dać po sobie poznać, że czuła się trochę zawiedziona. Jakaś jej część, ta mniej racjonalna, chciała, żeby Matteo zaprzeczył. Powiedział, że nie chce o tym zapomnieć, że sytuacja z Maią na pewno się rozwiąże... Ale tak się nie stało. Rzeczywistość wyglądała inaczej i musiała to zaakceptować.
- Możesz tak zrobić. Ewentualnie masz drugą możliwość. Krótki, aczkolwiek intensywny romans. Ja bym na twoim miejscu wybrał tę drugą możliwość. Raz się żyje. Zresztą przyznam ci się, że raz miałem romans z facetem po ślubie... Z gejem oczywiście.
Ta sytuacja nijak się miała do tego co działo się miedź nią, a Matteo. Przynajmniej nie miał żony, ani nawet dziewczyny. W każdym razie domyślała się, że Owen do czegoś dąży, wspominając o tym romansie.
- I co? Nie przeszkadzało ci, że miał męża? Nie zamierzam cię oceniać, bo rozumiem, że sytuacja jest zakończona.
- Już dawno. Trochę mi to przeszkadzało, ale wiesz... Przez trochę jakby się w nim zakochałem. Zresztą nie ważne. W pewnym momencie postawiłem mu dylemat. Rozwód albo koniec nas. Wybrał to drugie, ale finalnie spędziłem z nim jeszcze kilka dni. Pojechaliśmy do hotelu na kilka dni do innego miasta, gdzie nikt nie wiedział o jego małżeństwie. Wbrew pozorom, wspominam tamten czas całkiem przyjemnie. Zero presji. Czysta przyjemność. Nie zawsze trzeba się angażować.
Co za pouczająca historia, pomyślała Dany z niedowierzaniem. W każdym razie to co dowiedziała się o Owenie w żaden sposób nie wpłynie na ich kontakt. Nie zamierzała się na niego śmiertelnie obrażać za to, że miał romans z facetem, który miał męża. Osobiście nigdy nie plątała się w takie sytuacje.
- Nie nadaję się do takich rzeczy. Wolę o tym zapomnieć. Za niedługo znowu będę w domu w Nowym Jorku. Mogę liczyć na to, że nikomu o tym nie powiesz, prawda?
- Pewnie.
Teraz ktoś jeszcze o tym wiedział. Dany czuła się z tym odrobinę dziwnie. Niemniej wiedziała, że Owenowi mogła ufać.
*****
Po południu, a właściwie wieczorem Dany zadzwonił telefon. Nawet nie spojrzała na wyświetlacz. Przyszły jej do głowy dwie osoby, które mogły dzwonić o tej porze. Maia albo Rich. Obie opcje sugerowały, że stało się coś złego. Byle nie kolejne zwłoki, prosiła w myślach. Miała dość tego rodzaju wieści.
- Halo?- rzuciła do telefonu podejrzliwie. Obawiała się tego, czego mogła się dowiedzieć. W swojej głowie niemal słyszała różne wersje tego samego faktu. Choć ujęte w różny sposób, wszystkie przedstawiały to samo zdarzenie. Nowe zwłoki. Morderca po raz kolejny uderza...
Jakież wielkie było jej zaskoczenie, gdy usłyszała koleżankę z pracy z Nowego Jorku.
- Beth? To ty?- przerwała jej różowowłosa, odetchnąwszy z ulgą. Nie wiedziała co powiedziała do niej koleżanka. Nie słuchała jej. Jej umysł dopiero co zarejestrował fakt, że nie doszło do żadnej nowej zbrodni.- Późno jest. Nie mogłabyś dzwonić o normalnej porze?
- Kolejne bardzo miłe powitanie- skomentowała Beth, nawiązując do ich ostatniej rozmowy. Stone wytknęła jej wtedy, że praktycznie w ogóle do niej nie dzwoni i dlatego sądziła, że ma jakieś złe wieści. Może Dany powinna być dla niej milsza, jeśli nie chciała stracić dobrego kontaktu z koleżanką z archiwum?- Gdybyś mnie słuchała, to nie musiałabyś pytać, dlaczego dzwonię o tej porze. Zaczęłam od wyjaśnień.
Ups, pomyślała różowowłosa. W każdym razie miała wyjaśnienie, prawdziwe nie zmyślone.
- Przepraszam, myślałam że dzwoni do mnie kuzyn z policji, który... Hmm... Na pewno nie miałby dobrych wieści. Mogłabyś powtórzyć to, co mówiłaś?
- Powiedzmy, że ci wierzę. Ghostface zażyczył sobie inwentaryzację w archiwum. Siedziałam nad tym z Benem cały dzień. Istny koszmar.
Stone rozumiała, że to tylko niewinne sformułowanie. Istny koszmar. Jednak przez chwilę zastanawiała czy nie przypomnieć Beth, gdzie ona się znajdowała albo że raczej w okolicy CR grasuje Smakosz. To dopiero koszmar, a nie ogromna ilość papierów do posortowania. Ostatecznie odpuściła sobie te wyjaśnienia.
- I przez to nie mogłam do ciebie wcześniej zadzwonić- kontynuowała Beth.- Martwiłam się, wiesz? Zobaczyłam w internecie artykuł o kolejnych zwłokach w Callahan Resort! Jeszcze te ślady zębów... To potworne! Nie sądzisz, że powinnaś wcześniej wrócić, dla twojego bezpieczeństwa oczywiście?
Dobre pytanie, pomyślała Stone. Wiedziała, że tak byłoby rozsądnie. Z drugiej strony nie chciała zawieść Maii, uciekając i zostawiając ją albo raczej ich z problemem. Poza tym przyzwyczaiła się już do codziennych śniadań z Owenem, basen i plaża również były kuszącą perspektywą. No i miałaby zostawić kuzyna ze śledztwem, które ściągnęła mu na głowę? Jasne, ze śledztwem jako tako mu nie pomoże. Nie znała się na tym, a Rich nawet nie próbował jej wtajemniczyć. Za to chciała pomóc w ich pogodzeniu się z Larą. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby przez jej prośbę rozstaliby się.
- To miłe, że się o mnie troszczysz, ale świetnie sobie radzę. Nie mogę wrócić. Jeszcze nie.
Za bardzo dała się w to wszystko wplątać, dodała w myślach. Nie mogła tak po prostu olać wszystkich osób, które liczyły na jej wsparcie i wrócić do Nowego Jorku, udając że nic się nie stało.
- Spodziewałam się takiej reakcji. Inwentaryzacja cię zniechęciła, co? Mogłam o tym nie mówić...
- Nie o to chodzi- przerwała jej Dany ze śmiechem. Nie żeby narzekała, że ją to omija... W każdym razie to nie ona wymyśliła ten urlop. Została wysłana na niego przymusowo przez Ghostface'a, a jaki sens miało spędzenie tych kilku dni w Nowym Jorku, skoro mogła gdzieś polecieć?- Nie mogę zostawić Maii i kuzyna, który przeze mnie się zajmuje Smakoszem.
- Skoro tak mówisz, ale gdybyś przeczuwała, że stanie się coś złego... Nie wahaj się myśleć o sobie, jasne? To nie jest zabawa.
Beth brzmiała tak poważnie, wręcz śmiertelnie poważnie. To było do niej kompletnie niepodobne. Różowowłosa przytaknęła.
- Jak tylko skończymy rozmawiać, to wyślij mi numer tego kuzyna. Jak on się nazywa?
- Rich. Dla nieznajomych raczej Richard Stone- szybko zreflektowała się różowowłosa.- Po co ci to?
- Skoro zostajesz w Callahan Resort to wprowadzamy nowe zwyczaje. Po pierwsze raz dziennie masz się ze mną kontaktować. Możesz dzwonić, a jak nie to chociaż wyślij SMS-a. Muszę wiedzieć czy wszystko okej. Jeśli się ze mną nie skontaktujesz, zaalarmuję Richa. Zgoda?
Przez moment Dany nie wiedziała co powiedzieć. Nie sądziła, że jej koleżanka okaże się tak... Troskliwa? Uparta? Nawet jej ton brzmiał jak "masz się zgodzić albo tego pożałujesz".
- No dobrze, chociaż uważam, że to zbędne. Nic mi nie będzie.
- Tego się trzymajmy. Świetnie. To zdzwonimy się jutro? Padam z nóg po całym dniu pracy. Chujowa ta inwentaryzacja. Tyle starych spraw wychodzi, chociaż niektóre są ciekawe. Opowiem ci o tym innym razem.
- Jasne. Do jutra- mruknęła Danielle, kończąc połączenie. Wysłała numer Richa do Beth, tak jak jej obiecała. Przy okazji zobaczyła, że miała nową wiadomość.
Od Lara: Słyszałam o kolejnych zwłokach. Przy trzecich mogłabym włączyć się do śledztwa. Oficjalnie oczywiście. Myślisz, że Richie dobrze na to zareaguje?
Dany rozumiała, że agentka specjalna chciała dobrze. Jednak sugestia, że po kolejnych zwłokach będzie mogła włączyć się do śledztwa... Dla niej to było trochę zbyt wiele. Poza tym jej kuzyn na pewno dobrze na to nie zareaguje. Wkurzy się, a już był wkurwiony na współpracę z Montero. Jeśli do tego dojdzie jeszcze Cross... Aż strach pomyśleć do czego mogłoby dojść.
Od Dany: Raczej nie. Nie zrozum mnie źle. Popracuję nad nim i na pewno się pogodzicie, ale może daruj sobie to śledztwo? Przynajmniej do momentu, gdy Rich albo ja powiemy ci, że potrzebne jest wsparcie? Okej?
Różowowłosa bez zastanowienia wysłała wiadomość. Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
Od Lara: Okej, ale jeśli zrobi się niebezpiecznie, chcę tam być. Pomogę. Wiesz że mam na koncie dużą liczbę rozwiązanych spraw. Jestem dobra w tym co robię. Nie chcę, żeby komukolwiek z was coś się stało.
Dlaczego kolejna osoba tego samego wieczoru sugerowała, że będzie gorzej i zrobi się niebezpiecznie? Dany przewróciła oczami, po czym wyszła na balkon. Pomimo morderstw, CR prezentowało się dobrze. Okolica była w porządku. Plaża, basen. Szkoda byłoby, gdyby Maia i Matteo to wszystko stracili.
Różowowłosa kątem oka zauważyła jakiś ruch na dole. W okolicy drzew. Jako że było już ciemno, a tam był cień, nie mogła dostrzec nic więcej. To musiało być jakieś zwierzę, prawda? Umysł oczywiście podsuwał jej inne rozwiązania. Po co ktoś miałby się chować w krzakach? Czyżby Smakosz szukał ofiary? Już na samą myśl przeszedł ją dreszcz.
Ogarnij się Stone, poleciła sobie w myślach. To tylko wybujała wyobraźnia podsycona obawami dwóch osób, z którymi dopiero co miała kontakt. Mimo wszystko, zdecydowała się wrócić do środka i zasunąć rolety.
*****
- Podsumujmy co wiemy- zaproponował Richard. Montero obrzucił go powątpiewającym spojrzeniem. Serio? Chciał się bawić w takie gierki? Claus nawet nie wiedział jak to nazwać. Osobiście nie potrzebował takich bzdur, żeby połączyć fakty albo zauważyć luki lub nieścisłości.
- To konieczne?- zapytał Claus, upijając łyk kolejnej już tego dnia kawy. Stracił rachubę, ile już kaw wypił tego dnia. Pewnie sporo. W każdym razie kto by się tym przejmował, skoro mieli dwa trupy i mordercę do znalezienia? Odpocznie po zakończonym śledztwie. Może nawet poleci gdzieś na urlop. Zawsze marzyły mu się Karaiby. Czas spełnić to marzenie, bo młodszy już nie będzie.
- Oczywiście. Tracey Parkin. Dwadzieścia pięć lat. Szczupła i atrakcyjna, obiektywnie rzecz biorąc...
Montero chciał się zaśmiać, ale powstrzymał się. Atrakcyjna obiektywnie rzecz biorąc. Jaki ten facet był dziwny. Każdy inny glina, którego znał stwierdziłby wprost, że Tracey była niezłą laską. Być może użyliby innego sformułowania, ale byłoby ono zdecydowanie bardziej kolokwialne niż to co powiedział Stone. Nowojorczyk miał jakąś przesadnie zazdrosną dziewczynę czy co?
- Mieszka z rodzicami, chociaż zdecydowanie często nie ma jej w domu. Prowadzi bogate życie towarzyskie. Ma chłopaka...
- Z którym podobno była nieszczęśliwa- sprecyzował Montero, nie przejmując się pełnym niezadowolenia spojrzeniem Richarda. Przerwał mu i co? Sam chciał podsumowania, więc niech robi to porządnie.- Jej przyjaciółki twierdzą, że narzekała na niego. Uważała, że jest zbyt dziecinny i zamierzała z nim zerwać. Ja bym go przesłuchał. Miał motyw. Może Tracey powiedziała mu, że chce z nim zerwać, a on się zdenerwował i popchnął ją? Taki nieszczęśliwy wypadek mógłby się skończyć się śmiercią. Chłopak spanikował i upozorował morderstwo na wzór tego, o którym pisano w internecie.
- Powiedzmy, że to ma sens, ale on ma alibi na cały dzień, kiedy jego dziewczyna zniknęła. Nie mógł się rozdwoić- zaoponował Stone.
Claus wymamrotał pod nosem ciche potwierdzenie. Nie podobało mu się, że Richard tak szybko dysklasyfikował jego teorie. Nawet jeśli miał rację. Chociaż alibi chłopaka Tracey było słabe. To znaczy, w sądzie by mu tego nie podważono i fizycznie faktycznie nie dałby rady być w dwóch miejscach naraz... Chłopak Tracey był zalany w trupa. Odsypiał po jakiejś imprezie u znajomych na podłodze. Łatwo byłoby to podważyć, gdyby cały poprzedni wieczór nie wrzucał relacji z imprezy jakby chciał udokumentować każdą pierdoloną sekundę...
A gdyby tego było mało, okazało się, że w tym mieszkaniu po imprezie było co najmniej dziesięć osób. Trzeźwiały w różnym czasie, więc praktycznie cały czas ktoś mógł potwierdzić, że chłopak Tracey nie ruszył się poza mieszkanie. Z kolei później impreza rozpoczęła się na nowo, kac został zapity, dosłownie, i relacje ponownie zaczęły zalewać konta w mediach społecznościowych podejrzanego. To było jedno z najgłupszych alibi, o jakich Montero słyszał. Niestety w żaden sposób nie dało się go podważyć.
- Poza tym wątpię, żeby ktoś jego pokroju miał dostęp do środków służących do oczyszczania kości. No i po co ta dłoń?- dorzucił Stone beznamiętnie.
Claus miał ochotę zapytać czy to wszystko. Może ten glina miał w zanadrzu jeszcze kilka argumentów, obalających jego teorię? Może doda coś jeszcze, żeby zabłyszczeć przed nie wiadomo kim swoim intelektem? Gdyby go uważnie słuchał, wiedziałby że Montero od początku twierdził, iż ta dłoń jest swoistym dowodem na wyrzuty sumienia mordercy. Zabójca chciał, aby zidentyfikowano ofiarą. Innej opcji nie było. Niemniej przemilczał komentarz Stone'a i czekał na dalszy ciąg wywodu. Za jakie, kurwa, grzechy musiał z nim współpracować?!
- Wracając do tematu, nie posiada wrogów. Żadnych poważnych zatargów na koncie...
- Założę się, że jednak ma kilka zazdrosnych koleżanek. Rodzice opłacają jej studia, nie płaci za mieszkanie, ładna jest... To materiał do zazdrości i potencjalnego morderstwa- wtrącił Montero.
- Już to widzę- ironizował Stone.- Dwie studentki kłócą się, jedna popycha drugą i ta uderza się w głowę. Okazuje się, że nie żyje. Ta pierwsza panikuje i korzystając ze swojej bogatej wiedzy, pod warunkiem że jest studentką kryminalistyki lub czegoś podobnego, oczyszcza kości z tkanek i podrzuca zwłoki nad jezioro. Nikt jej nie widział i nikt jej nie podejrzewa. Zbrodnia doskonała.
Tym razem Montero nie mógł powstrzymać grymasu na twarzy. Dlaczego policjant, z którym współpracował musiał być taki irytujący? Ktoś inny doceniłby jego starania czy kreatywność, a on bezkompromisowo stwierdził, że to nie ma sensu.
- Dążysz do czegoś konkretnego, Stone? Zabawa w podsumowanie mnie nie bawi. Chciałbym jeszcze skorzystać z kilku godzin snu.
Claus z doświadczenia wiedział, że tak około pięciu mu wystarczy. Następnego dnia z lekką pomocą kofeiny będzie mógł funkcjonować normalnie. Był jednym z tych policjantów, którzy na czas ważnego śledztwa potrafili zredukować swoje potrzeby do minimum i którzy praktycznie nie opuszczali wtedy komisariatu. Niechętnie przyznawał, że Stone też był gliną tego pokroju. Gdyby był leniwy, wtedy dopiero jeszcze bardziej wkurwiałby Montero. Nie znosił niekompetencji.
- To nie jest zabawa. Przejdźmy do ostatniego dnia Tracey. Wyszła z mieszkania koło dziesiątej. Poszła na drobne zakupy. Wróciła koło dwunastej. Później ponownie wyszła z domu i spotkała się z koleżankami między trzynastą a piętnastą. Później mamy jedną wielką lukę. Nie wiemy co robiła do momentu aż znaleziono ją na brzegu Michigan Lake.
Montero miał ochotę przewrócić oczami. Do tego dążył od początku Stone? Nie mógł tak od razu? Pieprzony nowojorczy i jego dziwne zwyczaje.
- Musimy ustalić co zrobiła po spotkaniu z koleżankami. Skoro żaden z jej znajomych tego nie wie, rodzina też, jej chłopak tym bardziej...- Claus przerwał na moment. Pomyślał o tym, że chłopak ofiary tak dobrze się bawił, że nawet nie przyszło mu na myśl, iż Tracey może być w niebezpieczeństwie. Co więcej, to nie on zgłosił jej zaginięcie. Ciągle trzeźwiał w tym pierdolonym mieszkaniu znajomych po drugim dniu melanżu z rzędu. Jak można być takim kretynem? Aż brakowało mu słów na określenie tego poziomu idiotyzmu.
- W jej telefonie też nie ma śladu. Samo urządzenie zostało utopione i znalezione w jeziorze niedaleko ciała, ale w chmurze zachowały się informacje. Wiadomo jedynie, że w czasie, kiedy przypuszczalnie była już porwana, dzwonił do niej chłopak. Nie odebrała.
Nie chciała czy morderca już wtedy ją miał? Claus nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.
- Więc musimy jutro zdobyć zapisy z monitoringu z okolicy- oznajmił Montero.- Zacznijmy od centrum, jeśli nic nie znajdziemy, zwiększymy zasięg. Postaram się zdobyć od Hurley stażystów czy innych początkujących policjantów, którzy przejrzą za nas chociaż część nagrań.
Nawet biorąc pod uwagę pomoc, będą mieli w chuj pracy. To będzie żmudne i mozolne zajęcie, a wieczorem będą mieli wrażenie, że oślepli i będą widzieć mroczki przed oczami. Tyle czasu spędzą przed ekranem komputera. Jednak nie mieli innego wyboru. Jakoś musieli odtworzyć drogę Tracey. Przy odrobinie szczęścia namierzą też mordercę.
- Tak. Widzimy się jutro o siódmej na komisariacie. Podzielimy się terenem, żeby oszczędzić czas. Potem bierzemy się do pracy.
Claus spojrzał na godzinę. Północ. Świetnie. Miał aż siedem godzin, łącznie z dojazdami i szybkim prysznicem. Co za luksus, pomyślał z ironią.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top