Rozdział 13
Jeszcze tego samego dnia wieczorem różowowłosa zrozumiała, że wydarzyła się katastrofa. Medialna katastrofa dla reputacji Callahan Resort. Poniekąd się do tego przyczyniła i nie czuła się z tym dobrze. Chciała tylko pomóc. Nie miała pojęcia, że tak to się skończy!
Ale co się tak właściwie stało? Ziścił się największy koszmar Maii i Matteo. Media, a konkretnie pewna dziennikarka dorwały się do informacji o kanibalizmie. Informacja poszła w świat i nie było sposobu zapobiec następstwom wycieku tego kalibru wieści... Część gości uciekła z ośrodka w obawie przed Smakoszem. Bowiem takim mianem okrzyknięto kanibala zabójcę. Oficjalnie nie potwierdzono, że oba morderstwa są powiązane... Ale to była tylko kwestia czasu. Istniało tyle podobieństw, że nawet bez śladów zębów na szczątkach Ashy można było ocenić, że obu zbrodni dokonał ten sam sprawca. Z kolei taki wniosek stawiał pod znakiem zapytania bezpieczeństwo w CR i skłaniał ich to do zmiany miejsca odpoczynku.
Dany mimowolnie wróciła myślami do ksywki dla psychopatycznego mordercy... Smakosz?! Kto wpadła na taki pomysł?! Jak można chociażby przelotnie powiązać kogoś kto lubi wykwintne potrawy z kanibalem?! Rozumiała, że pomiędzy tymi dwoma istniał wspólny mianownik, ale z drugiej strony... Porównywanie tak skrajnych przypadków wydawało jej się szalenie nieadekwatne i nieodpowiednie w zaistniałej sytuacji. Ktokolwiek na to wpadł, musiał mieć naprawdę bujną wyobraźnię i siłę przebicia. Pseudonim się przyjął i dziennikarze używali go praktycznie jednogłośnie. Żadna inna ksywka nie wydała się na tyle chwytliwa.
W każdym razie Jess nie użyła tego pseudonimu. Była jedną z pierwszych, o ile nie pierwszą osobą, która napisała o śladach kanibalizmu. Stone pomyliła się, co do niej. Myślała, że nie będzie gonić za sensacją, a jednak Harrison zdobyła skądś te informacje i od razu je opublikowała, nie konsultując tego z właścicielami CR. Tyle było z ich umowy. Poszła w kosz przy pierwszej lepszej okazji na wstrząsający artykuł...
Dany czuła się winna. To ona zareklamowała Jess Maii i Matteo, mówiąc że to świetny pomysł. Wręcz namawiała ich, żeby się zgodzili. I chociaż ostateczny głos należał do nich, nic takiego by się nie wydarzyło, gdyby nie wyszła z inicjatywą. Z kolei do tej inicjatywy zachęciła ją Stacey i teraz tym bardziej nie mogła zrzucić na nią winy. Wtedy na pewno wyleciałaby z pracy. Może i Stone miała do niej lekki żal, ale nie zamierzała pozbawiać jej pracy. Nie była mściwa, a poza tym za kilka dni wróci do Nowego Jorku. Tymczasem Stacey tutaj zostanie i będzie chciała za coś żyć, dorobić do studiów, o ile ona w ogóle studiowała. Różowowłosa musiała przyznać, że miała trochę braków, jeśli chodzi o podstawowe informacje. Niemniej nie czułaby się dobrze, utrudniając komuś życie. To nie było w jej stylu. Bardziej w jej stylu było obwinianie się, że nie zapobiegła tej sytuacji, kiedy miała ku temu okazję.
Dany po krótkim namyśle zadzwoniła do Richa. Czy to możliwe, że on lub Montero rozmawiali z Jess i przekazali jej wieści o śladach kanibalizmu? No chyba, że ktoś z gapiów zobaczył ślady zębów... Ale z drugiej strony skąd miałby wiedzieć, że to ślady ludzkich zębów? Ona na miejscu takiej osoby prędzej wmówiłaby sobie, że to było zwierzę. Nawet jeśli, gdyby się nad tym dogłębniej zastanawiać, wielkość by temu przeczyła.
- Danielle? Nie mam zbyt wiele czasu. Mów o co chodzi- poinformował kuzyn jak tylko odebrał telefon. Okej, będzie się streszczać. Właściwie i tak dzwoniła z konkretnym pytaniem.
- Czy ty lub Montero rozmawialiście z Jessicą Harrison o śladach kanibalizmu?- spytała prosto z mostu różowowłosa. Jak chciała albo coś nie dawało jej spokoju, potrafiła być bezpośrednia.
- Kim jest Jessica Harrison? To ktoś z prasy?
Odpowiedź kuzyna nie była zbyt pomocna. Naprawdę nie pamiętał komu zdradził informację, która powinna być poufna czy to nie on był odpowiedzialny za wyciek? Skłaniała się ku tej drugiej opcji, ale musiała mieć pewność.
- Tak, to dziennikarka z Michigan Post, która jako pierwsza opublikowała informację o śladach zębów na tej ręce. Wiesz o co chodzi.
- To stąd kojarzyłem to nazwisko. Właśnie miałem wrażenie, że gdzieś je widziałem... W każdym razie to nie my. Ani ja ani Montero. Cały dzień byliśmy praktycznie nierozłączni...- oczami wyobraźni Dany widziała jak jej kuzyn stara się nie pokazać po sobie jak bardzo ten fakt go irytuje. Niestety przez telefon nie mogła tego zobaczyć, bo Rich nigdy nie był zwolennikiem rozmów video.- No i przed chwilą oberwało się nam na komisariacie za ten wyciek informacji. Masz pomysł kto jest za to odpowiedzialny? Mam nadzieję, że nie mieliście z tym nic wspólnego. Ty i twoim znajomi.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Zresztą, właśnie próbuję to ustalić. I co będziesz miał kłopoty w pracy?
- Raczej nie. Bardziej oberwie się mojemu współpracownikowi, bo to on jest stąd. Ja jestem członkiem międzystanowego programu o rzekomo długim i wnikliwym procesie rekrutacji.
Różowowłosa była pewna, że na początku wypowiedzi jej kuzyn był zadowolony. W końcu nie przepadali za sobą z Montero, co było ogromnym eufemizmem. Pewnie cieszyło go, że to nie on obrywa za wyciek. Z kolei później Rich wyraźnie posmutniał, jego ton nabrał bardziej sarkastycznego wydźwięku. Miał prawo być zły na Larę, ale Dany pomyślała o czymś innym. Agentka niejako zabezpieczyła go w nowym, tymczasowym miejscu pracy. Pewnie to ona nalegała, żeby tak brzmiała oficjalna wersja rekrutacji. Dzięki temu Richie nie musiał się martwić, że nowe śledztwo będzie rzutować na jego normalną pracę. Można było powiedzieć o Larze wiele złego, ale jeśli jej na czymś lub kimś zależało, była zrobić wszystko. Na pewno nie zostawi tak sprawy pomiędzy nimi. Oni musieli się pogodzić.
- Przynajmniej nie musisz martwić się konsekwencjami. To dobrze, nie?- mruknęła Dany, nie wiedząc czy poruszyć temat agentki specjalnej. Kuzyn mówił jej, że nie ma zbyt wiele czasu. No i obawiała się, że jak wspomni o Cross to od razu się rozłączy.
- Wiem o czym myślisz. Nie będziemy teraz rozmawiać o wiesz kim. Mam śledztwo do rozwiązania i nie chcę, żeby cokolwiek mnie rozpraszało. Muszę kończyć.
Tymi słowami Stone zakończył połączenie. Dany westchnęła ciężko, z rezygnacją. Na serio, Richie?! Nawet nie poruszyła tego tematu, a on już się domyślił co chciała zrobić i wymówił się pracą! Czasami żałowała, że tak dobrze się znali z kuzynem i wiedzieli, czego się po sobie spodziewać. Przecież taktycznie milczała, nie nawiązując ani odrobinę do jego partnerki.
Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Przez chwilę obawiała się, że to była Maia. Spanikowała lekko. Co miała jej powiedzieć? Jak miała się wytłumaczyć po tym jak nakłoniła ich do współpracy z goniącą za sensacją dziennikarką? W tym momencie żałowała, że w ogóle się do tego wszystkiego mieszała. Tylko dokładała sobie komplikacji w życiu, chociaż nie miała ich mało.
Jednak ku jej zdziwieniu po drugiej stronie drzwi stała brunetka o ciemnej karnacji. Czyli teraz to nie ona będzie się tłumaczyć, tylko Stacey. Świetnie. Nie była gotowa na konfrontację z Maią, chociaż była świadoma, że swoim zachowaniem jedynie odwlekała ją w czasie.
- Hej, możemy porozmawiać? Głupio mi za Jess... Nie wiedziałam, że zrobi coś takiego- oznajmiła na wstępie Stacey. Brzmiała szczerze i wyglądała na przejętą. Dany chyba miała problemy z asertywnością, bo wpuściła ciemnowłosą do środka.
- Wejdź- rzuciła tylko, siadając na łóżku. Postanowiła podkreślić swoją dezaprobatę i milczała, czekając aż Stacey jakoś to wytłumaczy. Gdzieś czytała, że milczenie skłania ludzi do wyznań i mówienia. Podobno psycholodzy tak właśnie zaczynają sesje i po pierwszym zdaniu oceniają daną osobę. Co prawda, różowowłosa nie miała nic wspólnego z psychologią. Chciała tylko żeby Stacey jej to jakoś wyjaśniła.
- Przepraszam. Nie miałam pojęcia, że zamierza ujawnić takie informacje... Wiem, że to cię stawia w dość kłopotliwej sytuacji, bo sama nalegałaś na współpracę z nią... Przykro mi. Nie wiem co ci mogę więcej powiedzieć- wyrzuciła z siebie Stacey.
Z jednej strony Stone ciągle była na nią zła, bo wplątała ją w tę sytuację... A z drugiej nie umiała się na nią gniewać. Brunetka przeprosiła i wyjaśniła, że nie miała z tym nic wspólnego. W żaden sposób nie wpłynęła na decyzję kuzynki i dowiedziała się o wszystkim po fakcie. To stawiało Stacey w niemal takim samym położeniu jak Dany.
- W porządku. Czyli nie wiedziałaś o zamiarach Jess?- podsumowała różowowłosa, chociaż domyślała się już odpowiedzi.
- Oczywiście, że nie. Inaczej wybiłabym jej to z głowy. Zresztą to prawda?
Dany zmarszczyła brwi. Jeśli Stacey myślała, że wyciągnie od niej jakieś informacje dla kuzynki, to był kiepski pomysł.
- Nie zrozum mnie źle, ale chyba rozumiesz, że mogę mieć pewne wątpliwości przed zdradzaniem ci faktów- uprzedziła ostrożnie Stone.
- Rozumiem, ale nie musisz. W niczym jej już nigdy więcej nie pomogę. Spieprzyła sprawę. Niech sobie sama radzi. Więc powiesz mi czy to prawda?
Stacey powiedziała to z takim przekonaniem, że Dany jej uwierzyła. Czy była naiwna? Może, ale nie potrafiła patrzeć na ludzi przez pryzmat tego co najgorsze. W dodatku Stacey od początku wydawała się szczera i zazwyczaj emanowała energią, której dzisiaj jakoś jej brakowało.
- Sprecyzuj pytanie. Czy co konkretnie jest prawdą?
- To co napisała Jess. O tych... Eee... Śladach zębów?- spytała Stacey z przejęciem.
Oczywiście musiało o to chodzić. Dany niechętnie potwierdziła. Tak, są ludzkie. Tak, mają do czynienia z pieprzonym kanibalem albo kimś kto chce na takiego wyjść. Choć z drugiej strony nie wyobrażała sobie powodu, dla którego ktoś miałby udawać kanibala. Jaki miałby w tym cel?
Stacey skwitowała rewelacje wiązanką przekleństw. Dany doszła do wniosku, że w zaistniałej sytuacji to była najbardziej adekwatna reakcja. Żadne słowa nie wydawały się odpowiednie, żeby skwitować taką okropność.
*****
Aż do następnego dnia różowowłosa nie wychodziła z pokoju. Była świadoma, że unikanie konfrontacji nie sprawi, iż potencjalny konflikt zniknie. Odwlekanie w czasie realizacji pewnych rzeczy wcale ich nie rozwiązywało, ale nie potrafiła zachować się inaczej. Czuła, że zawiodła zaufanie Maii i Matteo. Jednak z oczywistych względów bardziej przejmowała się tą pierwszą osobą.
Od początku Maia była dla niej taka miła i przywitała ją tak ciepło. Jasne, minęło sporo czasu od kiedy widziały się po raz ostatni, ale wcale nie odczuwała pomiędzy nimi takiego dystansu. Nie chciała tego zepsuć, a podejrzewała, że sytuacja z Jess tym właśnie poskutkuje.
Dany mimowolnie pomyślała o tym jak wyobrażała sobie ten urlop. Spokój, odpoczynek i jeszcze możliwość nabrania dystansu do jej obecnego życia. Liczyła na jakieś olśnienie, co ze sobą dalej zrobić. Tymczasem z każdym dniem miała coraz większy mętlik w głowie. Stres, chcąc nie chcąc, też był obecny. Może za bardzo się tym wszystkim przejmowała, ale taką już miała naturę.
Różowowłosa w końcu zdecydowała się zejść do restauracji. Powoli zbliżało się południe. Przecież nie mogła całego dnia spędzić w pokoju. Poza tym trochę zgłodniała. Nic jeszcze dzisiaj nie jadła.
Idąc do restauracji, starała się zachowywać normalnie. Jednak nic nie mogła poradzić na to, że rozglądała się bardziej niż zwykle. No i wyobraźnia cały czas podsuwała jej obraz wyłaniającej się zza rogu, wściekłej Maii. Wiele razy wizualizowała sobie w głowie ich rozmowę albo raczej kłótnię i ciągle nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, żeby przekonać brunetkę. Teraz już rozumiała jak czuła się Stacey i też chciałaby zostać potraktowana tak litościwie.
Kiedy dotarła do restauracji, odetchnęła z ulgą. W polu widzenia nie zarejestrowała obecności Maii, Matteo również. Zajęła jeden z wolnych, dwuosobowycj stolików. Na nikogo nie czekała, bo Owen zazwyczaj jadł śniadania wcześniej. W każdym razie nie mieli mniejszych stolików.
Wzięła sobie tosty i do tego zrobiła kawę. Taką jak lubiła, czyli z mlekiem i cukrem. Naszła ją myśl, że może dobrze by jej zrobiło wyjście gdzieś na miasto, nawet nie wieczorem, ale za chwilę. Callahan Resort kojarzyło jej się z wieloma naprawdę fajnymi osobami, ale też z kośćmi i policją. Dlatego uznała, że może spacer po okolicy dobrze jej zrobi. Jeszcze przed znalezieniem pierwszych szczątków miała w planach iść na rowerki wodne, ale obecnie jakoś jej nie ciągnęło nad jezioro.
Dany już miała zbierać się do wyjścia, gdy zobaczyła idącego z naprzeciwka bruneta. Matteo szedł centralnie w jej kierunku. Różowowłosa wcale nie miała ochoty na kłótnię, ale chyba już nie mogła jej uniknąć. Odniosła jedynie brudne naczynia do okienka.
- Możemy porozmawiać?- zagadnął ją Matteo, krzyżując umięśnione ramiona. Ten gest tylko dodatkowo eksponował jego mięśnie, chociaż równie dobrze mógł oznaczać niecierpliwość i powstrzymaną złość. W końcu unikała go i Maii od poprzedniego dnia, a konkretnie od momentu pojawienia się w sieci artykułu.
- Wiesz... Akurat miałam wychodzić- mruknęła Stone, usilnie zastanawiając się jak go spławić. Nie miała ochoty na kłótnię. Wyminęła bruneta, ale ten poszedł za nią. Dlaczego on po prostu nie mógł odpuścić? Aż tak wielką ochotę miał, żeby zrobić awanturę?
- Zajmę ci tylko chwilę. Twoja reakcja mówi mi, że mam rację. Unikasz mnie i Maii od wczoraj- bardziej stwierdził niż zapytał Matteo. Chciała go minąć, ale brunet złapał ją za ramiona. Nie zrobił tego mocno, ale stanowczo, a jego dotyk na niczym nie osłoniętych ramionach palił ją, co było bardzo dziwnym i nowym dla niej odczuciem. W tym momencie pożałowała, że ubrała top na ramiączkach.
- No dobra, tak unikam was. Zadowolony?- potwierdziła Dany. Zareagowała zbyt impulsywnie i była tego świadoma, ale to wszystko przez to jak reagowała na niewinny dotyk Matteo. Zastanawiała się czy tylko na niej robi to takie wrażenie, ale brunet był tak samo opanowany jak zwykle. Nie potrafiła z niego nic wyczytać, co było frustrujące.
- Dlaczego miałbym być z tego powodu zadowolony?- odparł brunet, puszczając ją. Chyba już wiedział, że tym razem nie będzie uciekać. Różowowłosa mimowolnie przygryzła wargę. Wydawało jej się czy brunet na ułamek sekundy spuścił wzrok na jej usta? Nie, zdecydowanie musiało jej się wydawać.- Chodzi o ten artykuł?
Teraz to Dany czuła się skonsternowana. Pytał się jej takim tonem jakby nie widział problemu? To w ogóle możliwe? Przecież poznała ich z tamtą dziennikarką, przez którą teraz mieli problemy!
- Tak, dokładnie o to chodzi. Przykro mi, że Jess opublikowała informacje o śladach zębów bez konsultacji z wami. Myślałam, że bardziej będzie jej zależeć na współpracy i nie rzuci jej do kosza z powodu pierwszego lepszego szokującego newsa.
- I?- rzucił Matteo, skupiając na niej swoje niezwykle błękitne oczy. Jego spojrzenie było wręcz hipnotyzujące. Skup się Stone, poleciła sobie w myślach. Czego on jeszcze od niej oczekiwał? Kolejnych przeprosin?
- Przysięgam, że nie miałam z tym nic wspólnego. Nie zrobiłabym tego wam i CR- tłumaczyła dalej różowowłosa. Wyraz twarzy bruneta ani odrobinę się nie zmienił. Ciężko był go rozszyfrować. Był na nią zły czy co? W końcu postanowiła zapytać o co mu tak właściwie chodzi.- Co mam ci jeszcze powiedzieć? Przykro mi, nie miałam o tym pojęcia.
- Przecież to nie twoja wina. Nie odpowiadasz za to co zrobiła tamta dziennikarka. Nie masz za co przepraszać- wyjaśnił Matteo, unosząc lekko kąciki ust na widok jej zdziwienia.
- Ale ja was sobie przedstawiłam. Namawiałam ciebie i Maię na współpracę z nią... Nieświadomie przyczyniłam się do tego- zauważyła Stone. Już nie wiedziała czy to ona widzi problem tam gdzie go nie ma czy brunet tego nie dostrzega.
- Właśnie, dobrze mówisz. Nieświadomie się do tego przyczyniłaś. Od twojego przyjazdu starasz się pomagać. Ściągnęłaś tutaj swojego kuzyna z Nowego Jorku. Nie widzę powodu, dla którego miałbym się na ciebie gniewać.
Różowowłosej ulżyło, chociaż mógł jej to od razu powiedzieć. Wtedy by się nie produkowała z przeprosinami i wyjaśnieniami.
- To dobrze. A Maia? Ma podobne zdanie?
Matteo nie odpowiedział jej od razu, a zamiast tego wyciągnął telefon i szybko wystukał jakąś wiadomość. Zaraz po tym pokazał jej to, co znajdowała się na ekranie jego telefonu.
Od Matteo: Gniewasz się na Dany za wyciek informacji?
Od Maia: Zwariowałeś?! Tylko spróbuj jej to wypomnieć, a przysięgam, że tego pożałujesz!
Różowowłosa parsknęła śmiechem na widok tej wiadomość, po czym oddała telefon właścicielowi. Nie sądziła, że dawna przyjaciółka tak podejdzie do tematu. To było niewiarygodnie miłe z jej strony!
- Widzisz jak cię broni? Ona nie umie się na ciebie gniewać, jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś.
- Dzięki, ulżyło mi. No i przykro mi, że Maia ci grozi z mojego powodu- dodała Stone, starając się powstrzymać śmiech. Czyli bez powodu ich unikała, ale na swoje usprawiedliwienie naprawdę była przekonana, że ją o to obwiniają.
- Nic nie szkodzi. Pamiętasz jak nawet w liceum miałem zakaz zbliżania się do jej koleżanek?
- Tak, to fakt- mruknęła różowowłosa. A jednak z tego co pamiętała, zdecydowana większość koleżanek jej i Maii się w nim podkochiwała. Przystojny, starszy, popularny i do tego jeszcze grający w szkolnej drużynie sportowej. To było zabójcze połączenie. W każdym razie Maia faktycznie starała się go trzymać z daleka i z obrzydzeniem odpowiadała na wszelkie komentarze czy pytania dotyczące jej brata.
- Pod tym względem nic się nie zmieniło.
Nie tylko pod tym, pomyślała Dany z nostalgią. Dlaczego on znowu jej się podobał?! Przecież to bez sensu! Okej, może i chwilowo z nikim się nie spotykała, ale w ogóle o nim nie myślała do czasu przylotu do CR. Od kiedy ukończył liceum, bo ona była dwie klasy niżej, nic o nim nie słyszała. Nie mieli żadnego kontaktu, więc tym bardziej nie rozumiała, skąd ten nagły powrót dawnych uczuć. W każdym razie to nie był odpowiedni moment na tego typu myśli.
Przez ułamek sekundy Stone chciała zapytać czy inne rzeczy również się nie zmieniły. Czy miał kogoś? Czy spotykał się z tą laską, wysyłającą mu pikantne, zdecydowanie dwuznaczne wiadomości, które przypadkiem zobaczyła w jego telefonie podczas wypadu do Midnight? Czy ciągle tak często zmieniał dziewczyny?
- Jeśli chcesz o coś zapytać, to proszę bardzo. Nie mam żadnych tajemnic.
Różowowłosa uniosła lekko brwi. Ciężko było jej w to uwierzyć. Każdy miał jakieś tajemnice, mniej lub bardziej poważne, ale jednak. Zawsze istniało coś, czego wolało się nie zdradzać. Na przykład ona nigdy nie powiedziała Maii, nawet w najlepszym momencie ich przyjaźni, że podobał jej się Matteo. Jemu tym bardziej nie zamierzała tego mówić. Tylko Beth zdradziła jak się faktycznie czuła z całą tą sytuacją. Tylko dlatego że jej koleżanka z archiwum znajdowała się w Nowym Jorku, w bezpiecznej odległości.
- Dobrze wiedzieć, ale właśnie miałam wychodzić na miasto. Przejdę się i pozwiedzam okolicę- odparła Dany. Nie chciała wdawać się w dyskusję na temat rzekomych tajemnic, które wszyscy posiadają. Jeszcze brunet zapytałby ją o jej sekret. Tym bardziej należało go spławić, bo prędzej zamarznie piekło niż mu to powie.
- Nie chcesz skorzystać z usług prywatnego przewodnika? Przecież już proponowałem, że cię oprowadzę. To było w dniu twojego przyjazdu, prawda?
Różowowłosą zaskoczyło, że tak dokładnie pamiętał, kiedy jej to mówił. W każdym razie próbowała go spławić, a jednocześnie być miła. Wiedziała, że nic dobrego nie wyniknie z rozwoju tej znajomości. Potrafiła wymienić co najmniej kilkanaście powodów, dla których to był zły pomysł.
- Chyba tak. To miłe z twojej strony, ale pewnie masz już wystarczająco dużo rzeczy na głowie. Nie chcę ci zajmować czasu, który mógłbyś spożytkować korzystniej dla CR- zaoponowała Dany, uśmiechając się lekko. Starała się brzmieć normalnie, całkowicie naturalnie, jakby wcale nie chciała wybić mu tego planu z głowy. Nie wyszło jej to, bo Matteo nie dał się tak łatwo spławić.
- To żaden problem. Zresztą wątpię czy jest jakakolwiek rzecz, którą mógłbym zrobić dla Callahan Resort. Pozostaje czekać na rozwiązanie śledztwa i zamknięcie w więzieniu tego psychopaty. Dopiero wtedy goście wrócą. A tymczasem pozwól mi o tym zapomnieć i zapewnić ci trochę rozrywki.
Mówiąc to, Matteo uśmiechał się do niej zachęcająco jakby próbował ją przekonać, żeby się zgodziła. Przy okazji zdysklasyfikował wszystkie jej argumenty. Co jej pozostało? Powiedzieć mu wprost, że nie chciała jego towarzystwa? Znając bruneta, tak łatwo by nie odpuścił i zacząłby zadawać jej niewygodne pytania. Wolała tego uniknąć. Zgoda była mniejszym złem, prawda?
- W porządku. To gdzie najpierw idziemy, przewodniku?
Różowowłosa starała się zachowywać normalnie. Chociaż to było trudne, gdy nawet niewinny uśmiech bruneta sprawiał, że miękły jej nogi. Z całych sił udawała, że to jest zwykle koleżeńskie wyjście. Po prostu chciał jej pokazać okolicę. To wcale nie była randka.
*****
Wspólne wyjście na miasto okazało się całkiem przyjemne. Nie było krępujące, czego się obawiała. Ciągle o czymś rozmawiali. No i Matteo pokazał jej wszystkie punkty widokowe w okolicy. Zrobiła mnóstwo zdjęć, które zamierzała później wrzucić na swoje social media. Nie była zwolenniczką dzielenia się całym swoim życiem w internecie, ale nie przeszkadzało jej udostępnianie jego niewielkiej części. Poza tym Beth by się na nią obraziła, gdyby nie pokazała jej po powrocie żadnych zdjęć. Na jednym z nich nawet była z Matteo. Brunet wręcz nalegał, żeby mieli choć jedno wspólne zdjęcie. Zgodziła się, chociaż nie miała pojęcia dlaczego tak bardzo mu na tym zależało. Niby przypadkiem ją wtedy objął w talii i znowu poczuła ten jakby impuls elektryczny. Udawała, że nic się nie dzieje, a po pstryknięciu zdjęcia od razu się odsunęła. Poza tym nic więcej się nie wydarzyło. Trzymali stosowny dystans jak na dwójkę znajomych przystało.
Pomiędzy punktami widokowymi Matteo zabrał ją do budki, gdzie zjedli przepyszne tacos. W życiu nie jadła tak dobrych tacos! Obiecała sobie, że jeszcze przed wyjazdem odwiedzi to miejsce. Poza tym brunet zaprowadził ją do biblioteki zaraz obok której znajdował się antykwariat. Obrzuciła go wtedy pełnym niedowierzania spojrzeniem.
- Serio? Ale ty wiesz, że jestem na urlopie? Pracuję tam ze względu na komfort pracy, a nie z powodu pasji do staroci- zauważyła Dany. Potrafiła docenić wartość pewnych starych przedmiotów i niektóre rzeczy vintage również jej się podobały, ale naprawdę nie była pasjonatką.
- Nie sądziłem, że akurat ciebie będę musiał przekonywać do wejścia. Zero zaangażowania i prawdziwej miłości do pracy- stwierdził Matteo pozornie zawiedzionym tonem. Po krótkich namowach uległa mu. Pośmiali się w środku z różnych dziwnych przedmiotów. Później zajrzeli również do biblioteki. Matteo nalegał, bo budynek był zabytkowy i miał dużo dekoracyjnych zdobień w środku oraz wysokie sufity. Musiała przyznać mu rację. Architektura tego budynku faktycznie była imponująca.
Zostali nawet uciszeni przez bibliotekarkę. Staruszkę w okropnych okrągłych okularach. Obrzuciła ich takim spojrzeniem, że gdyby mogła nim zabijać, już byliby martwi. Była dogłębnie zdegustowana tym, że chcieli rozmawiać w środku, choć mówili naprawdę cicho. Szeptali, a ona dalej miała problem. Po wyjściu z biblioteki zgodnie wybuchnęli śmiechem. Przypomnieli sobie liceum i bibliotekarza, który nie był stary, ale za to równie specyficzny. Uwielbiał rozwodzić się na temat tego, że młodzież obecnie nie potrafi docenić klasycznych pisarzy. Płynnie przeszli do innych powiązanych z liceum anegdot. Tamten czas był taki przyjemny i beztroski, pomimo stresu związanego z różnego rodzaju egzaminami czy wizją studiów.
Dany nawet nie zwróciła uwagi na to, że już robiło się ciemno. Spędzili razem większość dnia. Z niepokojem zanotowała, że kompletnie straciła poczucie czasu w towarzystwie Matteo. Od dawna jej się to nie zdarzyło. Z nikim.
- Może już powinniśmy wracać?- zasugerowała różowowłosa.
- Został nam jeszcze jeden punkt widokowy. Uwierz mi, warto tam iść. Jesteśmy już prawie na miejscu.
Stone przewróciła oczami, ale nie oponowała. Razem z Matteo weszli na wzgórze, skąd rozpościerał się widok na całe miasto. Tym bardziej wyglądało to widowiskowo, że zapadł już zmrok. Usiedli na trawie, chłonąc ten niesamowity widok.
- Jak tutaj pięknie- stwierdziła Dany oczarowana scenerią. Nawet nie zauważyła, gdy brunet przysunął się w jej stronę tak że stykali się udami. Zerknęła w jego kierunku zdziwiona i nieco speszona jego bliskością, a wtedy Matteo odgadnął z jej twarzy kosmyk różowych włosów. Ich spojrzenia się spotkały, a wiszące w powietrzu napięcie było niemal namacalne.
- Długo czekałem na ten moment. Wyobrażałem go sobie od kiedy zobaczyłem cię w Callahan Resort z tymi twoimi różowymi włosami...
- Masz coś do moich włosów?- obruszyła się Dany. Nie lubiła jak czepiano się jej eksperymentów na włosach. To były jej włosy i miała prawo robić z nimi co chciała. Zwłaszcza jeśli eksperyment był tak udany jak ten obecnie. Uwielbiała ten pudrowy róż.
- Oczywiście, że nie. Do twarzy ci w tym kolorze. Wyglądasz pięknie.
Matteo pochylił się w jej kierunku. Ledwie zdążył musnąć jej usta swoimi, bo Dany gwałtownie się odsunęła. Nie mogła na to pozwolić. Nie zamierzała ulegać jego urokowi i tej czarującej atmosferze. Nie chciała i nie powinna zaczynać żadnej nowej relacji, nie tutaj.
- Nigdy więcej tego nie rób. Nie możemy. No i nie idź za mną. Wrócę sama. Taksówką- poinformowała Stone ze złością. Serce waliło jej tak mocno jakby chciało wyskoczyć z piersi i dopiero teraz uświadomiła sobie, że wstrzymywała oddech. Była na siebie zła, że doprowadziła do takiej sytuacji. Tak dobrze radziła sobie do tej pory w utrzymywaniu pozorów, a teraz... Niemal całowała się z Matteo, bratem przyjaciółki, obecnej czy nie to nie miało znaczenia! Nie chciała doprowadzić do takiej sytuacji!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top