Rozdział 11
Różowowłosa czekała z Maią i Matteo na pojawienie się Jess, dziennikarki, która miała opisać sytuację znalezienia szczątków Ashy O'Brien. Zresztą, kuzynka Stacey miała pokazać tekst do ewentualnych korekt przed publikacją i oby to zrobiła. Dany wyszła z tą propozycją na prośbę Stacey i wolałaby uniknąć dodatkowych niespodzianek. Denerwowała się nieco. W myślach błagała, żeby Stacey miała całkowitą rację, co do zachowania i charakteru swojej kuzynki.
Uboczną stroną pomagania czy wyświadczanie przysług było to, że jeśli coś poszło nie tak, z reguły się za to obrywało. Z kolei jeśli poszło świetnie, zyskiwało się wdzięczność i podziękowania. To przykre, ale prawdziwe. Przeważnie ludzie nie potrafili docenić chęci pomocy, a tym bardziej przyjąć do świadomości, iż niektórych rzeczy nie da się przewidzieć.
- Gdzie ona jest? Już nas lekceważy- stwierdziła Maia, która wyglądała jakby z trudem potrafiła usiedzieć na krześle. Ona denerwowała się jeszcze bardziej niż Stone i miała ku temu powody. Media jeszcze nie dorwały się do informacji, że znaleziono szczątki, a nie ciało. Dyskretna różnica, a jednak bardzo zasadnicza. Do kanibalizmu również nie dotarli i całe szczęście, bo to dopiero wywołałoby panikę.
- Dla twojej informacji to my przyszliśmy wcześniej. Ma jeszcze pięć minut- zwrócił uwagę brunet, posyłając siostrze rozbawione spojrzenie. Cały Matteo, pomyślała Dany, z trudem powstrzymując się od przewrócenia oczami. Chętnie komentował stres innych, ponieważ sam podchodził do tematu bardzo lekko albo tak świetnie to maskował. Nie potrafiła określić na ile brunet faktycznie był taki beztroski i czy to nie jest po prostu maska. Kto nie nosił w określonych sytuacjach maski? Dany doskonale znała to z autopsji, bo wcale nie była wyjątkiem.
- Wyobraź sobie, że umiem spojrzeć na godzinę. Wiem, że jesteśmy za wcześnie, ale ja na jej miejscu na pewno zjawiłabym się wcześniej. Dzięki nam ta dziennikareczka może mieć interesujący temat do artykułu. Powinna wykazać więcej zaangażowania- odparła Maia, nadal upierając się przy swoim zdaniu.
- Nie bądź dla niej taka surowa. Jeszcze nawet jej nie poznałaś. Może zatrzymały ją korki czy jakaś inna niezależna od niej sytuacja?- wtrąciła się Dany.
Tak, broniła tej dziennikarki, ponieważ to ona ich do tego przekonała. Maia sama stwierdziła, że zgodziła się między innymi, dlatego że ona wyszła z tym pomysłem. Ufała jej. Danielle z jednej strony się cieszyła. Z drugiej nie chciała jej zawieść i obawiała się, że zyskała owe zaufanie zbyt pochopnie. Świadomie nigdy by im nie zaszkodziła, ale z drugiej strony była tutaj tydzień. Może i łączyła je wspólna historia, czasy licealne, ale kilka lat od tego czasu minęło. Już nie były tymi samymi beztroskimi dziewczynami, które sądziły, że mają świat u stóp.
- Albo po prostu przyjdzie punktualnie, ale tak, M, słuchaj się Dany. Dobrze mówi. Nie wprawiaj się w ten morderczy nastrój, kiedy masz ochotę zabić wzrokiem za cokolwiek- dorzucił Matteo.
Stone rzuciła mu pełne niedowierzania spojrzenie. Przyznał jej rację, ale czy musiał to robić w ten sposób? Czy nie mógłby pominąć komentarza w kierunku siostry? Brunet wzruszył ramionami, jakby nie dostrzegał problemu. Tymczasem Maia zmrużyła ze złości oczy.
- Po prostu nie podoba mi się ta sytuacja- oznajmiła brunetka z rezygnacją. Najprawdopodobniej miała na myśli morderstwo na terenie CR i nietypowe okoliczności.- A tobie najwyraźniej bardzo odpowiada, braciszku. Liczysz, że przelecisz tę dziennikarkę? Niech zgadnę, sprawdziłeś już jak wygląda i jest niezła?
Dany miała ochotę załamać ręce i spuścić głowę. Naprawdę musieli się cały czas kłócić? Zresztą to co powiedziała Maia... Czy jej brat faktycznie byłby w stanie to zrobić? Dlatego wcześniej przyznał jej rację, bo liczy na przychylniejszą opinię siostry, żeby miał pretekst podrywać Jess? Chyba jednak różowowłosa straciła ochotę na uczestnictwo w tej rozmowie. Mimowolnie czekała na reakcję Matteo. Potwierdzi przypuszczenia siostry, a może zaprzeczy?
- Za kogo ty mnie masz, M? Za napalonego małolata? Nie, nie sprawdziłem jej i nie zamierzam jej podrywać- zaprotestował brunet.
Stone odetchnęła z ulgą. Oczywiście metaforycznie. Udawała, że jej to nie rusza i po prostu jest zmęczona ich ciągłymi sprzeczkami.
- Zobaczymy- stwierdziła Maia takim tonem jakby w najmniejszym stopniu mu nie uwierzyła. Dalszą dyskusję przerwała blondynka o szarych, nieco melancholijnych oczach.
- Dzień dobry, nazywam się Jessica Harrison. Jesteśmy umówieni na spotkanie w sprawie artykułu, mam rację?- spytała dziennikarka. W najmniejszym stopniu nie wyglądała na osobę spokrewnioną ze Stacey. Były totalnie różne. Stacey miała ciemniejszą karnację i czarne włosy, a Jess była blondynką i miała jasną cerę. Poza tym była szczupła i trochę niska, co nadrabiała butami na obcasie. Sprawiała dobre pierwsze wrażenie, choć w porównaniu ze swoją kuzynką wydawała się wręcz smutna, melancholijna, zdecydowanie nie emanowała energią i oszczędnie się uśmiechała.
Matteo i Maia przedstawili się po kolei uścisnąwszy dłoń dziennikarce. Dany zrobiła to samo, choć z lekkim opóźnieniem. Ten wygląd kompletnie ją zmylił. Myślała, że zobaczy kogoś, choć trochę podobnego do Stacey.
- Wybacz, ale najpierw chcielibyśmy się o tobie czegoś dowiedzieć. Sama rozumiesz, to nie jest byle jaka sprawa. Morderstwo na terenie ośrodka wypoczynkowego. Naszego ośrodka. Rozumiesz, że od artykułu zależy dalsza działaność?- odezwała się Maia. Jeśli chciała zestresować lub odstraszyć dziennikarkę, to był dobry początek.
- Oczywiście. Przed publikacją dostaniecie artykuł do autoryzacji. Możemy przejść na ty? Znajomi mówią mi Jess.
Nieźle z tego wybrnęła, pomyślała Dany z przyjemnością dodając swoje zdrobnienie. Danielle brzmiało zbyt formalnie. Było dobre w pracy czy w dokumentach, ale nie przy osobach w podobnym wieku. Z tego powodu świetnie rozumiała, dlaczego dziennikarka woli skrót "Jess" od pełnego imienia. Matteo i po nim Maia również zgodzili się przejść na "ty".
- W takim razie opowiedz nam coś o sobie, Jess- rzucił przyjaźnie Matteo, czym zarobił sobie ostrzegawcze spojrzenie siostry. Niby nic takiego nie powiedział.
Blondynka bez oporów opowiedziała, że już w szkole średniej pisała do szkolnej gazetki, a później zrobiła studia i jakiś czas temu dostała pracę w "Michigan Post". Może i nie miała na koncie wielkich spraw, ale potrafiła pisać i przede wszystkim słuchać. Zapewniła, że bez ich pełnej zgody niczego nie opublikuje. Gdyby to zależało od Dany, w tym momencie dałaby jej ten temat. Zrobiła wyjątkowo dobre wrażenie. Inteligentna, nie goniąca za sensacją, chętna do współpracy. Czego więcej mogli od niej oczekiwać?
- Miło było cię poznać, Jess- wtrąciła po chwili Stone, czując że jej rola pośrednika dobiegła końca.- Zostawię was i tak nie jestem właścicielką i nie ode mnie zależy decyzja... Do zobaczenia później.
Dany odeszła od stolika z zadowoleniem. W takich momentach jak ten czuła, że jej pomoc naprawdę się przydała i odniosła pozytywne skutki dla obu stron. Już nie mogła doczekać się aż zobaczy artykuł w Michigan Post. Nie martwiła się o treść. Raczej nie będzie gorzej niż jest obecnie.
Przy wyjściu z kuchni na główną salę zobaczyła Owena, więc od razu do niego podeszła, machając mu na powitanie. Blondyn przywitał ją z uśmiechem. Poprzedniego dnia wszystko sobie wyjaśnili, a beza od Stacey zdecydowanie pomogła. Najpierw ona przeprosiła Owena za brak zaufania, a później on przeprosił ją za to, że zrobił scenę. Twierdził, że to wynik stresu albo raczej szoku po informacji, iż zamordowano jego koleżankę z pracy. No i faktycznie niezbyt długo się znali, więc nie powinien tak reagować. Pogodzili się i wszystko było między nimi w porządku, tak jakby tej kłótni wcale nie było. Bardzo się z tego powodu cieszyła.
- Co to za laska?- zagadnął ją Owen, dyskretnie wskazując głową w kierunku Jess.- Wiem, że coś jest na rzeczy. Maia wierciła się jakby nie mogła usiedzieć w miejscu, a poza tym... Wasza trójka razem to zdecydowanie jakiś spisek. Rzecz jasna, nie mam nic złego na myśli.
Różowowłosa przez chwilę zastanawiała się, ile może mu powiedzieć. Blondyn był dobrym obserwatorem. Zdążył się już zorientować, że nie wiadomo czemu Dany również jest wtajemniczona w poważniejsze rozmowy dotyczące CR. Postanowiła tym razem mu zaufać i nie popełniać tego samego błędu co wcześniej.
- Ale nikomu nie powiesz? Mogę ci zaufać?- spytała Stone, konspiracyjnie sciszając głos. Najwyżej później tego pożałuje, ale na pewno nie chciała kolejnej kłótni między nimi.
- Dyskrecja to moje drugie imię. Uwielbiam sekrety. Dawaj. Przysięgam, że nikt się o tym nie dowie- oznajmił Owen z widocznym zadowoleniem. Najwyraźniej podobało mu się bycie wtajemniczonym. No i to prawda, kochał plotki. Mimo wszystko, postanowiła mu zaufać.
- To dziennikarka z Michigan Post. Napisze artykuł o Ashy- szepnęła cicho Dany. Nie chciała, żeby ktokolwiek poza Owenem to usłyszał. Zresztą, mu też pewnie nie powinna tego mówić.- Ale to nie wszystko.
- Będzie jeszcze ciekawiej? Słucham.
- Tego nie wiedzą nawet Maia i Matteo. Nie wygadaj się, proszę. To mega ważne. Jest kuzynką Stacey. To ona poprosiła mnie, żebym przekonała szefostwo do współpracy z Jess.
Blondyn aż uchylił usta z zaskoczenia, po czym zakrył je dłonią.
- Czuję się wyróżniony. Spokojnie, twoje intrygi są ze mną bezpieczne.
Dany spiorunowała go wzrokiem. Intrygi?! Przecież to nie były żadne intrygi! Już chciała się oburzyć, ale akurat podszedł do nich Matteo, więc błyskawicznie zaczęła się śmiać. Starała się nie przesadzić, żeby to nie wyglądało sztucznie.
- Jaki zabawny żart, Owen- rzuciła w kierunku blondyna. Ten pokiwał głową, śmiejąc się chyba z jej sztucznej reakcji. Aż tak było to widać?
- Wiem, moje żarty są najlepsze, a teraz wracam do pracy. Zostawię was- odparł Owen, chcąc uniknąć rozmowy z Matteo. On i ta jego fobia dotycząca kontaktu z szefostwem. No dobra, może i fobia to nie było odpowiednie określenie, ale ewidentnie unikał choćby przelotnego kontaktu. Przy tym zostawiał ją sam na sam z brunetem. Zajebiście, skonstatowała w myślach.
- Naprawdę dobry pomysł, Dany- stwierdził Matteo.- Jess wydaje się dobra, jako dziennikarka oczywiście.
Różowowłosa mimowolnie zwróciła uwagę na to, że dodał sformułowanie "jako dziennikarka oczywiście". Nawiązywał pewnie do insynuacji Maii. Dlaczego jej to mówił? Po prostu nie chciał pogarszać swojego wizerunku, a może miał na myśli coś jeszcze? Nie myśl o tym, Stone, poleciła sobie stanowczo w myślach. Dlaczego się nad tym w ogóle zastanawiała?
- Też tak uważam. A jaki Maia ma do tego stosunek? Przestała się jej czepiać?
- W miarę, nawet ona potrafi dostrzec okazję, a to zdecydowanie jest okazja.
- Co w ogóle zamierzacie jej powiedzieć? No wiesz, to słowo na "k"?
Matteo uniósł lekko brwi. Wydawał się rozbawiony. To było rozsądne, logiczne pytanie. Dlaczego go to bawiło?!
- Które słowo na "k"? Przychodzą mi do głowy co najmniej dwa. Może przejdziemy się na spacer?
Dopiero po fakcie różowowłosa uświadomiła sobie, że faktycznie były dwa słowa na "k". Kości i kanibalizm. Ona miała na myśli to drugie, gorsze oczywiście. Może łatwiej będzie im porozmawiać gdzieś indziej, nie w otoczeniu tylu ludzi? Żeby nie musiała mówić szyfrem. Choć z drugiej strony, znowu będzie z nim sam na sam. Nie uśmiechało jej się to. Każda z opcji miała swoje plusy i minusy.
- A nie powinieneś rozmawiać z Jess?- zaoponowała Dany, uznając że lepiej będzie uniknąć kolejnej sytuacji sam na sam.- No wiesz, jako współwłaściciel i osoba, która znalazła szczątki.
- Też tam byłaś, a jednak odeszłaś od stolika- zwrócił uwagę brunet, całkiem trafnie swoją drogą. Przewróciła oczami. To ona zadała pytanie, więc powinien odpowiedzieć zamiast odwracać kota ogonem.
- Ponieważ ty zostałeś. Uznałam, że nie będzie potrzebować kolejnej osoby, która powtórzy jej to samo.
- Zresztą Maia ma mój numer. Może w każdej chwili zadzwonić. Idziemy?- zapytał Matteo, nie dając za wygraną.
Różowowłosa przytaknęła, jednocześnie kląc w myślach. Nie przychodziła jej do głowy żadna wiarygodna wymówka. Chociaż w każdej chwili mogła udać, że dzwoni jej telefon. Na przykład z pracy. Wtedy będzie miała rzekomy powód, żeby się oddalić i zakończyć rozmowę. Pomyślała, że to świetny pomysł. Wykorzysta go, jak tylko dowie się, co dokładnie chcą przekazać dziennikarce.
- Więc o co chciałaś zapytać?- odezwał się brunet, gdy już znaleźli się na zewnątrz.- Już możesz spokojnie mówić.
Niby na zewnątrz kręciły się pojedyncze osoby, ale Matteo miał rację. O czymkolwiek będą mówić, raczej nikt nie zwróci na nich uwagi. Goście byli zajęci odpoczynkiem albo tylko tędy przechodzili, ewentualnie głośno rozmawiali ze znajomymi lub przez telefon.
- Zamierzacie mówić jej o kanibalizmie? Albo raczej o takich podejrzeniach? Myślisz, że to potwierdzona informacja?
- Nie, tego mediom nie powiemy. To byłoby medialne samobójstwo dla reputacji Callahan Resort. Obawiam się, że jednak kanibalizm jest potwierdzony. Policja skontaktowała się ze specjalistami z zakresu fauny jeziora, nie mam pojęcia jak to się fachowo nazywa, i nie ma tam padlinożernych ryb o takim rozstawie szczęk.
Dany skrzywiła się lekko. Już sama myśl o kanibalizmie ją przerażała. Nie potrafiła uwierzyć, że to się stało na serio. Zresztą Matteo brzmiał tak fachowo, jakby faktycznie wiedział o czym mówi. Najwidoczniej przebiegiem śledztwa interesował się bardziej niż CR, bo z tym bywało różnie. Może wcale nie podchodził do tematu tak lekko jak jej się wydawało, tylko skupiał się na innych aspektach?
- Tak działa na ciebie ta informacja?- spytał Matteo, dostrzegając że przeszedł ją dreszcz. Niechętnie skinęła głową. Po co miałaby to ukrywać? Lubiła oglądać horrory i thrillery, ale tylko dlatego że z tyłu głowy zawsze towarzyszyła jej świadomość, że to fikcja. Nic prawdziwego. W zaistniałej sytuacji... Było zdecydowanie inaczej i nie widziała powodu, dla którego miałaby się tego wstydzić.
- To okropne. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co musiała przejść Asha.
Matteo skinął ledwie zauważalnie głową. Nie skomentował tego w żaden inny sposób, ale jego spojrzenie stało się nieco odległe. Jakby myślami był gdzieś indziej, a to uświadomiło Dany, że odeszli od głównego tematu. Czas sprowadzić rozmowę na właściwe tory.
- A o kościach jej powiecie? Jess oczywiście. Póki co do mediów nie dotarła informacja, że owszem znaleziono Ashę, ale w trochę... Innej formie.
Stone mimowolnie pomyślała, że źle to zabrzmiało. W jej ustach pozostał lekki niesmak.
- Zastanawialiśmy się nad tym z Maią od wczoraj i chyba jej to powiemy, chociaż to może trochę wstrząsnąć opinią publiczną. Jednak jeśli to zataimy, a później wyjdzie wszystko na raz... To dopiero będzie katastrofa.
- Tak- mruknęła Dany, przyznając mu rację. Nią to osobiście wstrząsnęło. Bo informacja o znalezieniu kości, a nie ciała to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Po głębszym zastanowieniu dochodzi się do wniosku, że naturalnym sposobem nie mogły zostać kości z młodej kobiety, która zaginęła tydzień temu i to rodzi wiele innych pytań.- Jedno jest pewne. Jess zrobi dzięki wam karierę. To będzie jej pierwsza większa sprawa.
- Jak ty to robisz, że zawsze dostrzegasz pozytywy sytuacji, Dany?
Różowowłosa wzruszyła ramionami. Nie potrafiła znaleźć na to pytanie konkretnej odpowiedzi.
- Staram się je znaleźć, chociaż to wcale nie znaczy, że nie dostrzegam innych aspektów. Raczej zachowuję je dla siebie albo unikam myślenia o nich.
Nagle jakby w idealnym momencie Stone poczuła wibracje w kieszeni. Może i nie było to połączenie, ale Matteo również to usłyszał. Udała, że ma wyciszony telefon i po prostu musi to odebrać. Przeprosiła bruneta, a ten zapewnił, że nie ma sprawy i nic musi się nim przejmować.
Oddalając się od Matteo, czuła ulgę. Miała wrażenie, że wchodzi na zbyt osobisty grunt, że za dużo mu o sobie mówi albo raczej za bardzo się odkrywa. Nie była do tego przyzwyczajona. Raczej nie zwierzała się facetom, którzy jej się podobali. Nawet tym, z którymi się spotykała. Jak już coś to przyjaciołom, a Matteo nie mogła zaliczyć do tego grona. Nurtowało ją pytanie, dlaczego przy nim zachowywała się inaczej. Nie potrafiła znaleźć logicznej odpowiedzi.
*****
Tracey siedziała w restauracji, uśmiechając się zalotnie do nowo poznanego mężczyzny. Już dobrą chwilę z nim rozmawiała i facet wydawał jej się niezwykle interesujący. Nieco od niej starszy, ale to tylko kilka lat. Przynajmniej był dojrzalszy niż jej rówieśnicy i jego głównym tematem rozmów nie były opowieści o akcjach, jakie odwalali jego znajomi na imprezach po dużej ilości alkoholu. O tym głównie mówił jej były. Jedynymi jego zaletami był wygląd oraz fakt, że był dobry w łóżku. No cóż, przynajmniej znała dość skuteczny sposób, żeby zamknąć mu usta.
W każdym razie Parkin skończyła już ze spotykaniem się z idiotami. Teraz zamierzała skupić się na dojrzalszych, ale nie jakoś przesadnie starych, facetach o typie intelektualistów. Ciekawych intelektualistów. Nie zamierzała słuchać o jakiejś fizyce kwantowej czy czymkolwiek w tym stylu.
Mężczyzna sam do niej zagadał. Nie użył jakiegoś banalnego, tandetnego tekstu na podryw. Zwyczajnie zapytał czy będzie przeszkadzało jej jego towarzystwo. Zaprosiła go do stolika i już po chwili tkwili w całkiem interesującej rozmowie. Rozmówca miał klasę, nie przynudzał i wykazywał zainteresowanie nią. Nie mówił o sobie zbyt wiele. Za to wolał pytać o nią.
Dawno nikt nie wykazał tyle zainteresowania jej osobą. Chętnie mu o sobie opowiedziała, bo w ostatnim czasie czuła jakby problemy, przeszkody i rozczarowania kumulowały się w niej, nie mogąc znaleźć ujścia. Miała znajomych bliższych i dalszych, chłopaka, bo nie zdążyła z nim oficjalnie zerwać. Choć to była jedynie kwestia czasu. Nic do niego nie czuła poza narastającym rozdrażnieniem. Gesty czy zachowania, które jeszcze jakiś czas temu wydawały jej się zabawne i które traktowała z przymrużeniem oka, teraz niemożliwie wręcz ją irytowały. Mimo obecności tak wielu osób w jej życiu, czuła się samotna i niezrozumiana.
Nowo poznany mężczyzna słuchał jej i w tym momencie czuła się dozgonnie wdzięczna. Każdy potrzebował być czasami wysłuchany. W pewnym momencie urwała, bo mężczyzna od dłuższej chwili nic nie powiedział. Nie chciała go zanudzić swoimi sprawami, więc przeprosiła go i zaproponowała, że w każdej chwili mogą zmienić temat. Mężczyzna zaprzeczył jakoby go nudziła. Po prostu jest w szoku, że w końcu znalazł osobę, która go tak doskonale rozumie. Również nieco się odsłonił, co tylko utwierdziło Tracey w przekonaniu, że nie był przypadkowym gościem, który chciał zaciągnąć ją do łóżka.
Niestety, miała w życiu wiele okazji do poznania tego rodzaju palantów. Najpierw byli mili, czarujący, a potem proponowali kolację u siebie w mieszkaniu. Później okazywało się, że kupowali butelkę wina i to była cała kolacja, bo w planach mieli zupełnie co innego. Niektórzy nawet bez skrępowania pytali czy nie miałaby ochoty zmienić lokalu, uśmiechając się jednocześnie w ten obleśny, dwuznaczny sposób. Parkin miała w domu lustro, więc wiedziała, że podoba się facetom. Była atrakcyjna i była tego świadoma, co nie zawsze szło ze sobą w parze.
Pomimo tak wielu niepowodzeń i rozczarowań, Tracey nie zrażała się do wszystkich osobników płci przeciwnej. Nie pochwalała stygmatyzacji i uogólnień, bo każdy człowiek był inny. Zresztą, nie zamierzała umrzeć w samotności. Kiedyś się ustatkuje, chociaż nie przewidywała, żeby to zdarzyło się w najbliższym dziesięcioleciu, może nawet jeszcze później. Była młoda. Miała zaledwie dwadzieścia lat. Całe życie przed nią. Taki właśnie miała plan - korzystać z życia, a że chwilowo miała ochotę na spotykanie się z kimś starszym niż zwykle, koło trzydziestki... Czemu nie?
Kiedy mężczyzna zaproponował spacer, chętnie przystała na jego propozycję. Był piękny dzień. Szkoda byłoby go spędzić w środku. Tak dobrze im się rozmawiało, że nawet nie zwróciła uwagi na to, że powoli zapadał zmrok. Szli brzegiem jeziora, wokół było cicho i spokojnie. Zachód słońca wręcz zapierał dech w piersi. Było tak idealnie, wręcz magicznie. Tracey nie obawiała się tego, że byli tylko we dwójkę, w miejscu już znacznie oddalonym od cywilizacji. Czuła się dobrze, spokojnie i bezpiecznie. Nic nie mogło popsuć jej wyśmienitego nastroju. Tak przynajmniej jej się wydawało do momentu, gdy rozdzwonił się jej telefon.
- Jeśli to coś ważnego, to odbierz. Nie krępuj się- powiedział mężczyzna.
Tracey mimowolnie pomyślała, że reagował naprawdę w porządku. Zdarzyło jej się w przeszłości, iż faceci na randkach dostawali szału, słysząc że ktoś im przeszkadza, a jeszcze bardziej się wkurzali jak mówiła, że musi to odebrać. Z takimi palantami od razu się żegnała. Żaden facet nie będzie jej mówił, co może, a czego nie. Po raz kolejny doceniła przypadkowego przechodnia, którego miała okazję poznać.
- To nikt ważny- mruknęła Parkin, widząc na ekranie imię swojego jeszcze nie byłego. Powinna z nim jak najszybciej zerwać. Nie wiedzieć czemu, zdobyła się na szczerość. Miała nadzieję, że nie obrazi swojego rozmówcy prawdą.- Tak właściwie to mój "obecny" chłopak. Jeszcze. Chcę z nim zerwać. Od dłuższego czasu miałam na to ochotę, a to spotkanie tylko mnie w tej kwestii utwierdziło.
- Czyli masz chłopaka- podsumował mężczyzna dziwnie beznamiętnym tonem, którego wcześniej u niego nie słyszała.- Właściwie nie jestem tym faktem zaskoczony.
Tracey zmarszczyła brwi. O czym on mówił? Nie obchodziło go, że się z kimś spotyka? Błędnie odczytała jego sygnały? Przecież ewidentnie ją podrywał! Nie wymyśliła sobie tego, do cholery!
- To znaczy?- spytała z widoczną konsternacją.- Okej, przepraszam, nie powinnam była wysyłać ci sygnałów, skoro jestem w związku... Ale to tylko kwestia jednej rozmowy. Nawet nie potrafię już znieść jego towarzystwa, nie mówiąc o czymkolwiek więcej. On nic dla mnie nie znaczy.
Tracey lekko spanikowała. Nie chciała przekreślać tak obiecującej relacji z tak błahego powodu, jak jej irytujący były. Z niecierpliwością czekała na odpowiedź. Miała nadzieję, że to nie skończy się awanturą.
- Cieszę się, że to słyszę. Miałem na myśli, że taka piękna młoda kobieta jak ty na pewno nie potrafi odpędzić się od adoratorów. Czyli to nic ważnego?
- Na tysiąc procent- potwierdziła Parkin z ulgą. Czyli jednak niepotrzebnie histeryzowała. Myślała, że rozmówca zrobi jej awanturę, iż podrywa go będąc w związku. Zamiast tego uwierzył jej na słowo. Tak, ten facet zdecydowanie był warty uwagi.
- Może w takim razie chciałabyś zobaczyć mój domek letniskowy? Mieszkam niedaleko. Zaledwie kilka minut drogi pieszo- zaproponował mężczyzna.
Parkin zawahała się. Czy to możliwe, że jednak się pomyliła i za tymi czarującymi słowami krył się gość, który chce ją zaciągnąć do łóżka? Dziewczyna zerknęła na zegarek. Późno się robiło, a zmrok już zapadł. Dodatkowo znajdowali się w okolicy, której nie znała. Nawet nie była pewna czy w ogóle zdołałaby sama wrócić z tego miejsca. Rozmówca najwidoczniej dostrzegł jej wątpliwości i uśmiechnął się ciepło.
- Tylko ci go pokażę. Chyba że dasz się skusić na kolację. Sam dekorowałem wnętrza, dlatego tak mi na tym zależy. Poza tym mam samochód i będę mógł odwieźć cię gdziekolwiek zechcesz. No chyba, że wolisz, żebyśmy wrócili tą samą drogą, chociaż jest ciemno. Ty decydujesz.
Tracey przez chwilę rozważała w głowie wszystkie opcje. Rozmówca wcale nie chciał zaciągnąć jej do łóżka, a przynajmniej nie tego wieczoru. Chciał jej jedynie pokazać wystrój. Była przewrażliwiona pod względem palantów i tyle. Powrót po zmroku również jej się nie uśmiechał. Za dnia albo kiedy stopniowo zapadał zmrok, ścieżka miała swój urok. Teraz wydawała jej się bardziej mroczna, tajemnicza i nieprzyjemna. Może powinna zgodzić się na pójście do jego domku letniskowego? Sam zaproponował jej podwózkę. Tak będzie szybciej, bo nie będzie musiała jeszcze zamawiać taksówki, żeby dotrzeć do wynajmowanego przez nią pokoju.
- Możemy do ciebie iść, chociaż chyba daruję sobie dzisiaj tę kolację. Jestem zmęczona, ale jeśli twoja propozycja będzie aktualna na przykład jutro albo pojutrze... Wtedy chętnie przyjdę.
Mężczyzna uraczył ją kolejnym uśmiechem. Parkin nie chciała go spławić. Po prostu faktycznie było już późno. Przynajmniej będą umówieni na następną albo raczej pierwszą oficjalną randkę. Zdobędzie przy okazji jego numer i będą mieli jak się skontaktować. To dopiero początek tej relacji, więc nie ma co się spieszyć.
- Oczywiście.
Po kilku minutach rzeczywiście dotarli pod domek letniskowy. Z zewnątrz wyglądał na stary i zaniedbany. Gdyby Tracey go zobaczyła w innych okolicznościach, w życiu nie pomyślałaby, że ktoś tam mieszka. Zaczął kiełkować w niej niepokój. Czy to co mówił mężczyzna było zgodne z prawdą? Zresztą nie widziała żadnego samochodu, a nawet drogi głównej. Wokół panowała cisza, która tylko wzmagała napiętą atmosferę. Tracey nie wiedziała co zrobić. Powiedzieć na głos swoje obawy, a może puścić się biegiem do ucieczki? Czy w ogóle zdoła od niego uciec i nie zgubić się w nieznanej jej okolicy? Ten mężczyzna wyraźnie tutaj mieszkał, nie wiadomo czy w tej ruderze, ale w okolicy. Miał nad nią przewagę. Dopiero teraz uświadomiła sobie w jak trudną sytuację się wpakowała.
- Wybacz, wiem, że z zewnątrz nie prezentuje się najlepiej. Kupiłem dość stary dom, ale w okazyjnej cenie. Remont zacząłem od środka. Na resztę przyjdzie jeszcze czas.
Parkin gorączkowo zastanawiała się co zrobić. Nie uwierzyła mu. Mówił o samochodzie, a go nigdzie nie było. Okłamał ją. W jakim celu?! Czego on od niej chciał?! Czy miała jeszcze możliwość na ucieczkę?!
- Wyglądasz blado. W dodatku nic nie mówisz. Wszystko w porządku?- zapytał mężczyzna, zatrzymując się w miejscu i spoglądając na nią pytająco.
- Ja... Eee...- Tracey ciągle walczyła ze sobą, ile mogła mu powiedzieć. Nie chciała go zdenerwować, bo nie miała pojęcia, do czego ten mężczyzna był zdolny. Zresztą, dotarła do niej okropna myśl. Nic o nim nie wiedziała. To znaczy, coś o sobie mówił, ale to ona głównie mu się zwierzała. Manipulował nią, udając że tak świetnie się rozumieją. Zachowała się idiotycznie, oddalając się od cywilizacji w towarzystwie obcego człowieka! Teraz przyjdzie jej zapłacić za to cenę.- Po prostu nie czuję się najlepiej. Czy mógłbyś mnie odwieźć do domu?
Zdecydowała się kłamać. Miała nadzieję, że to wszystko okaże się jeszcze jednym wielkim nieporozumieniem. Było ciemno, a jej umysł podsunął jej taki, a nie inny scenariusz... Może powie jej, że ma jakieś auto terenowe czy coś? Musiało istnieć jakieś logiczne wyjaśnienie. Nie wpakowała się w pułapkę, prawda?
- Źle mnie zrozumiałaś, Tracey. Nie zamierzam cię nigdzie odwozić. Idziemy na kolację, ale to głównie ja będę jadł- oznajmił lodowato spokojnie mężczyzna.
Parkin nie zrozumiała o co mu chodziło z tą kolacją, ale dotarło do niej coś innego... Nie zamierzam cię nigdzie odwozić. Utknęła tutaj. W nieznanym miejscu w towarzystwie zboczeńca i porywacza. Była przerażona. Bez zbędnych słów, rzuciła się do ucieczki. Nigdy nie była fanką sportu i teraz tego żałowała, bo mężczyzna dopadł ją zaskakująco szybko. Był w świetnej kondycji.
Nieznajomy złapał ją za włosy i pociągnął do tyłu. Wydała z siebie jęk, bo czuła jak brutalnie ciągnie ją za włosy, wyrywając cebulki. Uderzyła kolanami o kamienie, ale tym razem zacisnęła szczęki, żeby nie dać mu tej satysfakcji. Próbowała się wyrwać, ale bezskutecznie. Mężczyzna przygniótł ją do ziemi swoim ciężarem. Tracey błagała, żeby ją puścił. Obiecywała, że zrobi cokolwiek będzie chciał byle tylko ją później wypuścił. Nieznajomy wydawał się głuchy na jej prośby i błagania, które później przerodziły się w groźby. Ostentacyjnie ją ignorował.
Po chwili poczuła ból z tyłu czaszki i ogarnęła ją ciemność. Straciła kontakt z rzeczywistością, ale nawet przez myśl jej nie przeszło, jaki koszmar był jeszcze przed nią.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top