Rozdział 10

Danielle opalała się na plaży. Tego dnia było bardzo słonecznie i gorąco. Idealny dzień, żeby zadbać o opaleniznę, bo póki co raczej efektów nie było widać. Różowowłosa niestety nie należała do osób, które po jednym dniu na słońcu miały lekką ładną brązowa opaleniznę. Jej to zajmowało znacznie dłużej.

Specjalnie wybrała miejsce oddalone od innych plażowiczów, przynajmniej tych, którzy zostali. Byli tacy, którzy natychmiast po usłyszeniu informacji o morderstwie od razu wymeldowali się z hotelu albo stwierdzili, że zostaną jedną noc, aby mieć czas znaleźć coś innego. Sezon się już zaczął, więc to wcale nie było takie proste. W każdym razie Callahan Resort nie opustoszało, co było dobrym znakiem.

Dany mimowolnie przypomniała sobie poprzedni wieczór i rozmowę z Matteo. Nawet nie potrafiła powiedzieć, ile czasu spędzili wtedy nad jeziorem, trochę rozmawiając trochę milcząc. Czuła się skonsternowana, bo to było zaskakująco przyjemne. Zresztą nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się tak swobodnie w czyimś towarzystwie, dlatego tym bardziej nie wiedziała, co z tym faktem zrobić. Z każdym dniem odkrywała, że brunet nie był taki, za jakiego go początkowo wzięła. Powoli odkrywała nowe aspekty jego osobowości... Nawet nie rozumiała, czemu akurat jej się zwierzał. Na pewno znał tutaj znacznie więcej osób, które były mu bliższe albo chociaż które lepiej znał. Za cholerę nie miała pojęcia co o tym myśleć.

Niestety była takim typem osoby, która wszystko analizowała. Rzecz jasna, próbowała również zrozumieć motywy bruneta. Czego Matteo od niej chciał? Próbował ją poderwać? A może po prostu potrzebował przyjaciółki, słuchacza? Może jednak zwyczajnie doceniał jej pomoc przy CR i z tego powodu był dla niej miły? Niezależnie od tego jak długo o tym myślała, nie potrafiła znaleźć logicznego wytłumaczenia i to tym bardziej ją dobijało.

Nie miała też się komu wygadać, bo to byłoby dziwne. Musiałaby powiedzieć o kogo chodzi, co pewnie doprowadziłoby w przyszłości do co najmniej kilku sugestywnych spojrzeń i informacja, że brunet jej się podoba, rozniosłaby się niczym plaga. Może wyolbrzymiała sytuację, ale wolała nie ryzykować. Z Maią na pewno nie mogła o tym porozmawiać. Już ją zapewniła, że nic jej nie łączy i nie będzie łączyć z jej bratem. To było chyba podczas ich pierwszego spotkania w CR.

Zadręczanie się myślami przerwała jej Stacey. Początkowo nie wiedziała, że to ona. Po prostu zauważyła, że ktoś stanął centralnie nad nią, zasłaniając jej słońce. Już chciała dosadnie wytłumaczyć tej osobie, żeby stąd spieprzała, ale zauważyła znajomą twarz. Ciemnowłosa przywitała ją z uśmiechem. Miała na sobie ładny dwuczęściowy strój kąpielowy. Góra od stroju była ozdobna, dół zwyczajny, ale biorąc pod uwagę, że była szczupła, wysoka i jeszcze miała lekko zarysowane mięśnie brzucha... Wyglądała świetnie.

- Hej, piękna dziś pogoda, co? Biorę leżak i do ciebie wracam. Mam dla ciebie ofertę nie do odrzucenia- zapowiedziała ciemnowłosa.

Stone nie zdążyła się nawet odezwać, Stacey już poszła po leżak. Nawet nie czekała na jej odpowiedź czy życzyła sobie jej towarzystwo... Jednak zaciekawiło ją, jaką miała dla niej ofertę, cokolwiek to znaczyło.

Chwilę później Stacey rzeczywiście ułożyła leżak tuż koło niej, przodem do słońca i położyła się na nim.

- Więc co to za oferta?- spytała Dany, jakoś nie mając ochoty na kontemplację pogody czy innych neutralnych tematów. Była ciekawa o co chodzi. Stacey natychmiast się ożywiła, jakby przypominając sobie po co tutaj przyszła.

- Wiem od Owena, że znasz właścicieli. Całkiem nieźle i biorą pod uwagę twoje rady i tak dalej...

Różowowłosa ponagliła ją ruchem dłoni. Nie lubiła jak ktoś przychodził do niej z konkretną sprawą, a później kluczył wokół tematu.

- Tak, już przechodzę do konkretów. Moja kuzynka jest dziennikarką. To znaczy dopiero zaczyna pracę w tym zawodzie, ale jest w tym niezła. Mówię to jako obiektywny obserwator, a nie jej kuzynka. Jak wiesz, informacja o morderstwie się rozeszła. Liczę na twoją dyskrecję albo pomoc. Jess, czyli ta kuzynka chce wam dać możliwość... Nie zniszczenia tak doszczętnie reputacji CR. Mogłabyś zasugerować właścicielom, że współpraca z jedną dziennikarką może być im na rękę? No wiesz, Maia i Matteo mieliby możliwość autoryzacji tekstu i gdyby coś im się nie podobało, Jess na pewno poszłaby na kompromis.

- Poczekaj- przerwała jej różowowłosa. Musiała jakoś uporządkować w głowie ten słowotok. Stacey się dopiero rozkręcała. Widziała po jej minie, że ciemnowłosa mogłaby jeszcze mówić tak przez dobrych kilka minut zanim dałaby jej dojść do słowa.- Przysłała cię tutaj twoja kuzynka dziennikarka, tak?

- Poniekąd. Zrozum mnie, ja jej i tak pomogę, dostarczając te informacje, które znam. Liczę, że mnie nie wsypiesz. Nie chcę stracić pracy- w tym momencie Stacey urwała, rzucając jej błagalne spojrzenie.

Dany przewróciła oczami, mimowolnie unosząc lekko kąciki ust. Nie potrafiłaby iść do Maii i powiedzieć jej, że jedna z jej pracowniczek planuje "sprzedać" informacje prasie. Nie była taka. No i mimo wszystko lubiła Stacey.

- Nie zrobię tego, nie martw się.

- Co za ulga. Od początku miałam co do ciebie dobre przeczucie- mruknęła Stacey. Stone cieszyła się, że sprawia pozytywne wrażenie.- W każdym razie doszłam do wniosku, że może warto z tobą o tym pogadać. Możemy zrobić tak, że ty przekonasz szefostwo do współpracy z moją kuzynką. Wierz mi, jeśli dadzą jej newsy na artykuł, to ona będzie w stanie usunąć każdą wzmiankę, która postawi CR w negatywnym świetle. Potrafi docenić chcecie współpracy. No i wtedy ja się w to nie włączę. Reszta pracowników też będzie siedzieć cicho. Przekonam ich.

Różowowłosa nie odpowiedziała od razu. Przez chwilę analizowała w głowie propozycję Stacey. To brzmiało rozsądnie, o ile ta jej kuzynka faktycznie była ogarnięta i była gotowa na współpracę, a nie jedynie wyciąganie informacji i pisanie tekstu według uznania. Prędzej czy później prasa i tak się do nich dobierze. Tak przynajmniej Maia i Matteo będą mieli jakąkolwiek kontrolę nad opublikowanym artykułem.

- Dobra. Pogadam z nimi o tym, ale wiesz zanim na cokolwiek się zgodzą na pewno będą chcieli poznać tę twoją kuzynkę...

Stacey tak się ucieszyła, że aż ją uściskała. Dany była tym nieco zaskoczona, bo w końcu niczego jej jeszcze nie obiecała. Stwierdziła, że jedynie porozmawia z szefostwem, a decyzja będzie należeć do nich.

- Dzięki, wiedziałam, że masz dobry gust i wiesz co jest opłacalne. A teraz powiem ci, co ty z tego będziesz mieć. Pogadam z Owenem i wybadam teren, jak bardzo się gniewa i czy już mu przeszło, a ty mu dasz później to.

Ciemnowłosa pokazała jej zapakowaną w plastikowe pudełko bezę, którą trzymała w przenośnej lodówce. Dany musiała przyznać, że ta beza wyglądała kusząco. Gdyby to nie było dla Owena w ramach przeprosin, sama chętnie by się na nią skusiła. Stacey zaśmiała się na widok jej miny.

- Spokojnie. Mam jeszcze dwie dla nas- poinformowała ciemnowłosa, demonstrując jeszcze dwa identyczne opakowania. Gdyby Stacey od tego zaczęła, Dany zgodziłaby się na wszystko. Miała słabość do tak pięknie wyglądających słodkości. Zresztą kogo by to nie przekonało?

*****

Jess okazała się sympatyczną, nieco postrzeloną tak jak jej kuzynka blondynką. W każdym razie, różowowłosa i tak sprawdziła w internecie jej artykuły i faktycznie były dobre. Nie były tak całkowicie krytyczne, miała fajny styl i jeszcze lektura jej tekstów pozostawiała lekki niedosyt. Aż chciało się dowiedzieć więcej. Potrafiła zachęcić do tematu, to jej trzeba było przyznać. Więc jeśli faktycznie była taka chętna do współpracy jak twierdziła Stacey, była świetnym wyborem. Jednak decyzja należała do właścicieli.

Stone udała się do Maii, żeby przedstawić jej "swój" pomysł. Ta z kolei niechętnie zadzwoniła po brata, ponieważ decyzja powinna być ich wspólna. Swoją drogą, zrobiła to tak niechętnie, że niemal było widać wysiłek na jej twarzy wysiłek, który musiała włożyć w zmuszenie się do wykonania tego telefonu. Rzecz jasna, nie była też jakoś szczególnie miła, co było wyjątkowo naciąganym eufemizmem.

- Rusz swoje cztery litery do mojego pokoju. Natychmiast. Nie obchodzi mnie co akurat robisz. Tutaj chodzi o przyszłość CR i dotyczący tego pomysł Dany- oznajmiła Maia bez grama uprzejmości.- Daję ci pięć minut.

Różowowłosą bawiło to, z jaką pasją sobie dogryzali przy każdej możliwej okazji. Ona podobnie zachowywała się w stosunku do Richa, ale to nie było to samo. Miała wrażenie, że robi to mniej zaciekle i raczej okazjonalnie, nie spędzali w końcu ze sobą aż tyle czasu. Zresztą ciekawe jak się miało śledztwo.

W końcu zjawił się Matteo. Przywitał Dany swoim czarującym uśmiechem, ewidentnie kierując go do niej, a nie Maii. Stone aż zrobiło się gorąco. Jak można mieć tak zniewalający uśmiech?! To powinno być zabronione!

- Już się tak nie szczerz, bo na nikogo w tym pomieszczeniu to nie działa. Zamiast tego usiądź i posłuchaj, co Dany ma nam do powiedzenia- skwitowała jego zachowanie brunetka.

Różowowłosa ponuro pomyślała, że jednak na kogoś to działa... Chociaż wcale tego nie chciała. Szybko pozbyła się podobnych myśli i po prostu opowiedziała o Jess i jej propozycji współpracy. Pominęła fakt, że była kuzynką Stacey. Miały różne nazwiska, więc może się to nie wyda. Stone nie była zadowolona z powodu kolejnych kłamstw, ale nie mogła wydać Stacey. Nie wiedziała jak by na to zareagowali, a nie wybaczyłaby sobie, gdyby ktoś stracił przez nią pracę.

- Co o tym myślicie? Moim zdaniem warto spróbować, chociaż wiadomo, najpierw musicie poznać tą dziennikarkę. Na pewno nieźle pisze, sprawdzałam.

- No nie wiem- odezwała się Maia, marszcząc lekko brwi.- Boję się, że prasa tylko nagłośni i pogorszy sprawę.

- Raczej już nie będzie gorzej, chyba że zdarzy się coś podobnego- stwierdził Matteo.

- Zastanówcie się nad tym tak długo jak potrzebujecie. Nie ma pośpiechu. Chcecie to obgadać, na osobności? Mogę w każdej chwili wyjść.

- Jasne, że nie- zaprotestowała od razu brunetka, uśmiechając się do niej ciepło.- Ufam ci i nie widzę powodu, dla którego miałabyś wyjść.

Dany aż zrobiło się cieplej na sercu. To bardzo miło z jej strony, że tak uważa. Też jej ufała.

W każdym razie różowowłosa nie wtrącała się w dyskusję pomiędzy rodzeństwem. To była bardzo nietypowa narada biznesowa. Raz na siebie niemal krzyczeli, w międzyczasie rzucali logiczne argumenty, trochę też się wyzywali... W pewnym momencie, Dany nawet nie miała pojęcia w którym, doszli do porozumienia. Pomimo że, cały czas tutaj była razem z nimi, nie miała pojęcia co ustalili.

- Jaki werdykt?- spytała, z ciekawością czekając na odpowiedź.

- Zgoda, poznamy tą dziennikarkę i jeśli będzie w porządku, ruszamy z współpracą- oznajmiła Maia, siląc się na uśmiech.

Chociaż Maia sprawiała pozory jakby śmierć Ashy nie zrobiła na niej wrażenia, ewidentnie była jakaś inna niż zwykle. Przygaszona, a jej entuzjazm i dobry nastrój wydawały się takie... Sztuczne i wymuszone. Dany zwróciła na to uwagę, bo od zawsze rzucały jej się w oczy szczegóły. Dlatego raczej nie miewała problemów z rozszyfrowaniem otaczających ją ludzi, poza jednym przystojnym brunetem. Po raz pierwszy od dawna nie miała bladego pojęcia, co mu mogło chodzić po głowie. W każdym razie Dany nie zamierzała Maii do niczego zmuszać. Jeśli będzie chciała o tym pogadać, wiedziała gdzie ją znaleźć.

- Super. To skontaktuję się z nią i dam wam znać, kiedy będzie mogła. Odpowiadałoby wam jutro?

Rodzeństwo przytaknęło, zaskakująco zgodnie jak na ich dwójkę. Dany zostawiła ich, wyjaśniając że ma coś do załatwienia. Chciała porozmawiać z kuzynem i dowiedzieć się jak miały się postępy w śledztwie. Udała się pod jego pokój, po czym zapukała. Nie wiedziała czy w ogóle tam był, ale uznawała, że warto sprawdzić.

- Proszę- usłyszała przytłumiony przez drzwi głos kuzyna.

Na szczęście, pomyślała z ulgą. Weszła do środka. Zauważyła, że Rich pakował laptopa, więc chyba nie planował zostać w pokoju zbyt długo.

- Przeszkadzam? Wybierasz się gdzieś?- zapytała Dany.

- Chwilę dla ciebie znajdę, ale tak, zaraz jadę na komisariat. Po prostu wolę pracować na własnym sprzęcie- odpowiedział kuzyn.

Jedno ich zdecydowanie łączyło z Larą, pomyślała różowowłosa. Obydwoje mieli ograniczone zaufanie do komputerów na komisariacie. Ktoś jej to kiedyś opowiadał. Jakiś policjant, którego akurat przypadkiem spotkała w towarzystwie ich dwójki? Chyba tak. Nie potrafiła sobie przypomnieć kto to był, ale to nie było teraz istotne.

- Jak poszły przesłuchania? Wiem, że nie możesz mi wszystkiego powiedzieć... Ale macie jakichś podejrzanych albo chociaż jakiś trop?- spytała Dany.

- Poprzestańmy na tym, że nie mogę ci nic powiedzieć. Przykro mi, Danielle, ale robię co w mojej mocy. W sumie my, Montero też się stara.

Różowowłosa od razu zwróciła uwagę na to, jak skrzywił się na samo wypowiedzenie tego nazwiska. O pracy może i nie mógł zbyt wiele powiedzieć, ale o koledze z pracy już jak najbardziej.

- Jak wam idzie współpraca z Montero?

Stone ponownie skrzywił się jakby zjadła cytrynę. Czyli raczej kiepsko, podsumowała Dany.

- Jakoś idzie. Nie jest łatwo. Montero w ogóle nie dba o Callahan Resort. Najchętniej przesłuchałby wszystkich gości, co już zaczął robić oraz zachowawczo zamknął ośrodek.

- Nie możesz mu na to pozwolić!- natychmiast ożywiła się różowowłosa. Była oburzona podejściem Montero. Gość przesadzał i pozwalał sobie na zdecydowanie zbyt wiele. Dobrze, że ściągnęła tutaj Richa.

- A myślisz, że co robię?- odparł z rozbawieniem Richard.

Różowowłosa może nie powinna do tego nawiązywać, ale musiała wiedzieć jak się mają sprawy pomiędzy nim i Larą. Agentka do niego dzwoniła czy nie? Trochę kiepsko ze strony Cross, że po tamtej rozmowie nie powiadomiła jej o rezultatach. Pomogła jej, więc agentka specjalna mogłaby odwdzięczyć się chociaż tym. Dany pomagała bezinteresownie, gwoli ścisłości, ale była bardzo ciekawa co z tego wyniknęło.

- A ta współpraca jest trudniejsza niż z Larą?- zapytała niby przypadkiem Dany. Nie wyszło jej. Kuzyn rzucił jej spojrzenie pod tytułem "Chcesz wiedzieć czy się pogodziliśmy, co?". Różowowłosa westchnęła. Przejrzał ją. To było takie proste? Naprawdę nie umiała być dyskretna?

- Nie. Z Larą było dużo gorzej. Ona nawet nie konsultowała ze mną tego co robi. Zresztą to się chyba niespecjalnie zmieniło...

- Czyli nie pogodziliście się?- spytała Dany z rozczarowaniem. Tyle starań i wszystko poszło na marne. Może powinna była dłużej rozmawiać z agentką lub wyjaśnić jej to jeszcze raz?

- Niby rozmawialiśmy... Ale sam nie wiem czy to ma jakąkolwiek przyszłość. Ona zawsze robi to co chce, nie bierze pod uwagę mojego zdania, więc nie wiem czy to ma sens.

Różowowłosą zatkało. Jak on mógł tak mówić?! Przecież on i Lara byli taką ciekawą parą? Danielle aż nie wiedziała jak to określić. W każdym razie jeśli istniało coś takiego jak przeznaczenie, to oni na pewno byli dla siebie stworzeni. Mimo że byli tak różni, pasowali do siebie.

- Jasne, że to ma sens, Richie- zaprotestowała Dany, celowo używając ksywki wymyślonej przez Cross.- Nigdy nie byłeś tak długo z nikim w związku. Też nigdy tak otwarcie nie stwierdziłeś, że ją kochasz. To znaczy, nigdy o żadnej swojej dziewczynie mi tego nie mówiłeś.

- Póki co wolę skupić się na śledztwie. Na odległość i tak niczego nie naprawimy. Może przerwa nam dobrze zrobi- oznajmił Rich.

Różowowłosa wprost nie mogła w to uwierzyć. Serio?! Czas w niczym nie pomagał. Jeszcze od żadnej osoby nie słyszała, żeby to pomogło w jakimkolwiek związku. Miała nadzieję, że jej kuzyn jeszcze zmieni zdanie. Tymi słowami Stone zakończył rozmowę. Powiedział, że musi jechać na komisariat. Dany tymczasem stwierdziła, że wróci do Maii jakoś poprawić jej nastrój, a potem może znajdzie Owena.

*****

Montero przejrzał wzrokiem listę świadków i był tym załamany. Początkowo był nastawiony do nowej sprawy optymistycznie. Zaciekawiło go, że morderca aż tak się postarał. Jeszcze nie spotkał przypadku, który oczyściłby kości z tkanek. Zdecydowana większość morderców wcale nie ruszała zwłok z miejsca zabójstwa, ewentualnie zaciągała je do najbliższego zbiornika wodnego albo szatkowali ciała na kawałki i co jakiś czas wyrzucali je do śmietnika... Jego praca była mocno specyficzna, ale wybierając policję wiedział na co się pisał. Mimo wszystkich minusów, nie wymieniłby na nic tego dreszczyku emocji i poczucia, że ma wpływ na otaczający go świat. Nie oszukiwał się, że nagle wypleni całe zło, ale na pewno mógł je nieco zredukować i pozamykać w więzieniu kilku skurwieli.

Niemniej Claus odbiegł od tematu. Jego myśli bezwiednie powędrowały w innym kierunku. Na czym był? Ach, no tak, na liście świadków. Na liście, która była w chuj długa i póki co nic nowego nie wnosiła. Jak na razie mógł podzielić przesłuchiwane osoby na trzy kategorie: tych, którzy nic nie widzieli, tych którzy na bieżąco wymyślali podejrzanych z błahych powodów oraz zbyt pijanych, żeby cokolwiek pamiętali. Póki co tylko dwójka świadków wniosła cokolwiek nowego, a byli to Danielle Stone i Matteo Callahan. Jedyną informacją, jaką wnieśli do jego śledztwa była orientacyjna godzina odnalezienia szczątków.

Obydwoje zgodnie twierdzili, że nic nie widzieli przed ani po odnalezieniu kości. Nikt się nie kręcił przy brzegu i tak dalej. Tylko jeden element tej historii mu nie pasował. Dwójka młodych ludzi, obydwoje przyjemni dla oka i tak po prostu oddalili się od imprezy, żeby "porozmawiać" nad brzegiem jeziora? Claus w taki kit nie wierzył. Też był kiedyś młody i będąc w ich wieku na pewno miałby inny pomysł na spożytkowanie takiego czasu sam na sam... A teraz dobiegał pięćdziesiątki i był rozwiedzionym, zgorzkniałym policjantem z córką w wieku Rachel Craig. Co więcej, jego córka znała Rachel całkiem nieźle. Stąd ją znał i szanował. Poza tym Rachel była dobra w swojej pracy, a to potrafił docenić.

Skoro już mowa o współpracy... To jego współpraca z Richardem Stonem była do dupy. Mógłby to ubrać inaczej w słowa, ale to sformułowanie najlepiej oddawało ich stosunki. Zresztą, właśnie musiał się zbierać do wyjścia. Mieli jechać wspólnie do mieszkania Ashy O'Brien, żeby dowiedzieć się czy miała jakichś wrogów albo sekrety. Każdy coś ukrywał, a zazwyczaj właśnie takie sprawy prowadziły do mordercy. Przykładowo Asha mogła sekretnie wymykać się do klubu i na przykład tańczyć na rurze, a tam mógł wypatrzyć ją zabójca i dostać na jej punkcie obsesji. Gwoli ścisłości, Montero bynajmniej nie sugerował, że ofiara była tancerką erotyczną, striptizerką czy jak to się teraz nazywa... To był tylko przykład. W swojej pracy miał wątpliwej jakości przyjemność zgłębić wątek BDSM i wiele innych tematów.

Claus spakował rzeczy, wsunął do kabury służbowego glocka i wyszedł przed budynek komendy. Nie żeby przeczuwał, że przyda mu się broń. Jako policjant miał obowiązek ją mieć pod ręką. Zresztą był wybitnym strzelcem. Spędził na strzelnicy mnóstwo godzin i zdobyte umiejętności nie raz mu się przydały.

- Jedziemy moim autem- oznajmił Richard zamiast powitania. Co on pieprzył, do cholery?!

- Nie jesteś stąd. Skąd w ogóle masz samochód? Lepiej weźmy mój- zaoponował Claus, który bynajmniej nie miał ochoty oddawać policjantowi możliwości prowadzenia samochodu. Wtedy byłby uzależniony od jego decyzji, które praktycznie zawsze były inne od tych jego. Wolał prowadzić i niejako mieć władzę.

- Słyszałeś kiedyś o wypożyczalni samochodów?- zapytał Stone, wsiadając za kierownicę. No dobra, auto nie było takie znowu najgorsze... Ale to nie zmieniało faktu, że Montero wolałby prowadzić. Jednak nie chciał robić sceny przed komisariatem. Już i tak spotykał się z nieprzychylnymi komentarzami ze strony kolegów z powodu współpracownika z innego stanu. Gadali, że szefowa bała się, iż sam nie da rady i inne podobne pierdoły. Rozmawiał z Hurley i wiedział, że to nieprawda, ale i tak wkurwiały go tego rodzaju docinki.

Claus nie odpowiedział na zaczepkę. Resztę drogi przebyli w całkowitym milczeniu, jedynie radio grało im w tle. Daleko im było do przyjacielskich stosunków. Montero ciągle miał żal do Stone'a, że zbadał miejsce znalezienia szczątków bez niego. To było niewybaczalne.

Kiedy tylko dojechali pod wskazany adres, Claus szybko opuścił samochód. Klucze do mieszkania Ashy zdobyli od dozorcy. Z tego co wywnioskowali na podstawie rozmów z jej znajomymi z CR, nikt poza nią nie posiadał kluczy. Rodzice mieszkali kilka dzielnic dalej. Zresztą z nimi już rozmawiali. Absolutnie nic to nie wniosło do sprawy. Bądźmy szczerzy, który rodzic ogarniałby życie niedawno wyprowadzonej od nich dwudziestolatki? Osoba w tym wieku z pewnością nie odpowiadałaby rodzicom o wszystkim...

Montero mimowolnie pomyślał o własnej dwudziestoparoletniej córce. Też nie miał pojęcia o jej życiu. Może poza tym, że oznajmiła, iż się z kimś spotyka. Nie chciała wchodzić w szczegóły, żeby "nie zapeszać". Claus kompletnie jej nie rozumiał. Dlaczego nie chciała przedstawiać mu swoich partnerów? Przecież był świetny w przesłuchaniach. Bez problemu pozbyłby się wszystkich niewartych jego córki chłopaków. Gdyby któremuś naprawdę na niej zależało, nie dałby się spławić albo nawet wywarłby na nim pozytywne wrażenie. Ale koniec myślenia na ten temat. Mieli mieszkanie do przeszukania.

- Ja wezmę sypialnię, a ty zajmij się salonem- zdecydował Stone, co bardzo mu się nie spodobało. Od kiedy i dlaczego myślał, że może wydawać mu polecenia? Postanowił mu się za to odpłacić.

- Zboczeniec- stwierdził pod nosem Montero. Mówił cicho, ale też na tyle głośno, aby rozmówca go usłyszał. W sypialni Asha na pewno miała jakąś koronkową bieliznę czy coś podobnego. Może o to chodziło Stone'owi, kto wie?

- Co powiedziałeś?- zapytał Richard, piorunując go wzrokiem, z czego oczywiście nic sobie nie robił. Montero niewinnie wzruszył ramionami.

- Nic. Po prostu pewnie masz swoje powody, żeby przeszukiwać sypialnię dwudziestolatki, ale nie ma problemu- rzucił Claus sugestywnym tonem. Myślał, że to skłoni Stone'a do kłótni albo chociaż zrobi się jeszcze bardziej wściekły i będzie wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć... To byłby piękny widok, a jednak Richard nie dał się sprowokować.

- Moim jedynym powodem jest fakt, że tę dziewczynę zamordowano.

Tymi słowami Stone zakończył dyskusję. Obrócił się na pięcie i skierował się do sypialni. Montero był niemal zawiedziony. Nie pozostało mu nic innego jak przeszukać salon, chociaż wątpił, że coś znajdzie. Asha nie miała przy sobie kluczy ani żadnych innych przedmiotów, a to znaczyło, że morderca się ich pozbył... Choć równie dobrze mógł zachować sobie klucze i usunąć ślady swojej obecności po śmierci ofiary. To by miało sens.

Claus omiótł wzrokiem pomieszczenie. Nie za duże. Umeblowane dość zwyczajnie. Kanapa, stolik do kawy, telewizor, komoda, a każdy mebel z innego zestawu. Nie wydawały się jakoś szczególnie nowe. Typowe mieszkanie studenckie. Asha studiowała. Nie pamiętał co dokładnie, ale tak było. Na początek sezonu znalazła sobie pracę, w której wcześniej już zdarzało jej się dorabiać w wolnym czasie.

Po chwili Montero zauważył przedmiot, który przekuł jego uwagę. Laptop ofiary. To bardzo ciekawe znalezisko. Jeśli ta dziewczyna coś ukrywała, to na pewno ukryła w laptopie jakieś wskazówki.

Claus znalazł mnóstwo dziewczyńskich stronek. Ubrania, netflix, Facebook, inne media społecznościowe i inne tego rodzaju pierdoły. Znalazł również jakiś portal randkowy. Wszedł w okienko chatu i zauważył, że Asha pisała z kilkoma facetami. Instynkt podpowiadał mu, że znalazł coś ważnego. Po prostu musiał porozmawiać z informatykiem, żeby namierzyć tych gości. Był pewien, że wśród nich był morderca. I kto teraz był lepszy? On czy Stone?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top