Rozdział 3
W tej sytuacji Dany oddałaby wszystko, żeby tylko jej się wydawało. Jednak Matteo rozwiał jej wątpliwości. Zeszli z pomostu, po czym podeszli do tego niezidentyfikowanego obiektu od strony brzegu.
- Czy to...?- zaczęła Stone, ale głos uwiązł jej w gardle. Nawet nie potrafiła na głos powiedzieć słów "ludzkie kości". Cała ta sytuacja wydawała się kompletnie nieprawdopodobna i abstrakcyjna. Ot tak, leżą sobie kości na nabrzeżu Michigan Lake. Skąd one się tu wzięły i czy to znaczy... Nawet nie chciała formuować tej myśli we własnej głowie, już nawet nie mówiąc o tym, żeby powiedzieć to na głos. Ta sytuacja w najmniejszym stopniu jej się nie podobała.
- Obawiam się, że to są kości- oznajmił Matteo, przeczesując dłonią włosy. Chociaż jego głos był spokojny, w jego oczach dostrzegała niepokój i zaskoczenie. Dla niego to też była niezwykła sytuacja oraz jednocześnie dużo bardziej stresująca, bo ośrodek należał do jego rodziny.- No i wyglądają na ludzkie.
Danielle nie wiedziała co powiedzieć. Przeklęła cicho pod nosem, po czym zaczęła przechadzać się w jedną i drugą stronę na brzegu kawałek od kości. Zawsze jak się stresowała to zaczynała szybciej chodzić i nie potrafiła ustać w miejscu.
- Co teraz robimy? Musimy zadzwonić na policję- stwierdziła różowowłosa, spoglądając na bruneta w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Masz rację, ale zanim cokolwiek zrobisz... Posłuchaj mnie proszę, Dany. Jeśli zadzwonimy teraz, wszyscy goście z otwarcia sezonu się tutaj zejdą. Wpadną w panikę i nie dość, że narobią nam kłopotów w internecie, to jeszcze będą chcieli natychmiast wyjechać... Nie możemy sobie na to pozwolić.
Stone rozumiała jego punkt widzenia. Te kości staną się sensacją, a Callahan Resort okrzykną domem seryjnego mordercy zabijającego gości od lat. Nawet jeśli potencjalnie, mieli tutaj jedne zwłoki. Media i prasa uwielbiały rozdmuchiwać drobne sprawy oraz twarzyć z tego zakrojone na szeroką skalę intygi. Tylko że taki rozgłos wcale nie był korzystny dla ośrodka wypoczynkowego. Jednak z drugiej strony... Matteo chyba nie miał na myśli ukrycia szczątków, co nie? To byłoby przestępstwo, może nawet współudział. Na coś takiego różowowłosa się nie pisała.
- Chyba nie chcesz zatuszować sprawy? To byłoby przestępstwo!
Brunet posłał jej zdziwione spojrzenie.
- Za kogo ty mnie masz? Oczywiście, że nie zamierzam ukrywać kości. Po prostu uważam, że najlepiej byłoby poczekać do rana aż impreza się skończy, a potem załatwić to po cichu.
Różowowłosa w duchu odetchnęła z ulgą. Nie znała zbyt dobrze Matteo i nie wiedziała do czego był zdolny. Na szczęście nie zamierzał tuszować morderstwa. To bardzo dobrze. Czy zwlekanie z telefonem na policję było karalne? Szczerze mówiąc, to nie miała pojęcia, ale to brzmiało rozsądnie.
- Wybacz, ale ledwo się znamy. W liceum nigdy nie utrzymywaliśmy jakiegoś bliskiego kontaktu, a zaledwie wczoraj przyjechałam. Poza tym nie wiem czy możemy tak zwlekać z telefonem...
I czy policja potrafi oraz chce załatwić sprawę po cichu, dodała w myślach. Może i jej kuzyn pracował w policji, ale nigdy jakoś szczególnie dużo nie mówił o swojej pracy. Richard był jednym z tych do przesady porządnych policjantów, którzy traktowali tajemnicę zawodową jak świętość. W przeciwieństwie do jego dziewczyny, więc ich związek był naprawdę interesujący. Byli całkowitymi przeciwieństwami. Nie miała pojęcia jakim sposobem się dogadywali. Myśl o kuzynie podsunęła jej pewien pomysł.
- Myślę, że przez te kilka godzin nic się nie stanie z kośćmi. Bardziej się nie rozłożą. Poza tym osobiście ich popilnuję. Nikt nie może ich zobaczyć oraz ich ruszyć. Przysięgam, że rano zadzwonię po policję i rzecz jasna, pominę twój udział. Nie będziesz musiała kłamać. Ja się tym zajmę...- mówił brunet, ale przerwała mu.
- Mam inny pomysł. Zadzwonimy po policję tyle że z Nowego Jorku, a zanim przyjadą będzie po imprezie. Mój kuzyn pracuje w policji, a jego dziewczyna w FBI. Może zapytam ich jakie są możliwości, żeby jak najmniej... Odstraszyć gości? No wiesz, załatwić to w miarę po cichu. Może po prostu ktoś kilka lat lub miesięcy temu pożyczył łódkę, chciał popływać i przypadkiem się utopił? To mógł być nieszczęśliwy wypadek.
A nie morderstwo, dodała w myślach różowowłosa. Richard na pewno będzie wiedział co zrobić. Już kilka lat pracował w policji i na pewno wiedział jak załatwić sobie śledztwo w innym stanie. Musiała istnieć jakaś możliwość, żeby to zrobić, prawda? Jeśli on tego nie wiedział, to na pewno Lara. Agentka uwielbiała naginać prawa dla szybszych i efektywniejszych wyników. Jej metody były specyficzne, ale przynosiły pożądane skutki.
- Oby tak było- mruknął brunet, przeczesując dłonią włosy. Chyba robił tak głównie kiedy się denerwował, bo wcześniej nie zauważyła u niego takiego odruchu.- Jeśli mogłabyś zadzwonić do swojego kuzyna, zrób to. To by nam bardzo pomogło. Potrzebujemy jakiegoś policjanta, któremu można ufać. Ten ośrodek jakoś się trzyma, ale nie wiem czy zniesie takiego rodzaju reklamę.
Stone rozumiała go. Taka reklama nie byłaby dobra dla żadnego biznesu.
- Okej, w takim razie zadzwonię. Ale chyba najpierw powinniśmy powiedzieć o tym Maii. No wiesz, jest współwłaścicielką czy coś, nie wiem jak wygląda sprawa własności ośrodka...
- Masz rację- wszedł jej w słowo Matteo.- Pójdziesz po nią? Ja lepiej zostaję, żeby mieć oko na kości.
Różowowłosa przytaknęła i udała się w kierunku imprezy. Od razu zwróciła uwagę na to, że brunet nie wyjaśnił jej kwestii własności CR. Jednak nie zamierzała być wścibska. To ich sprawa. Najprawdopodobniej ośrodek był wspólny albo Maia miała większość udziałów. Matteo sam jej mówił, że sporo podróżuje, a to oznaczało, że zdecydowanie nie było go na miejscu, żeby pilnować biznesu i większość obowiązków spadało na jego siostrę. Poza tym Stone cieszyła się, że Matteo od razu zaoferował, że to on popilnuje kości. Ją przechodził dreszcz już na samą myśl. Nie chciała patrzeć na te kości dłużej niż to absolutnie konieczne. To był przerażający widok. Żeby nie było, nie miała problemów z oglądaniem thrillerów, gdzie były ukazane ludzkie zwłoki czy horrorów. Jednak widok na żywo to zupełnie co innego. W telewizji zawsze towarzyszyła jej myśl, że to jedynie fikcja, dobrze zaplanowany i wymyślony element scenariusza.
Stone podeszła do baru, gdzie zauważyła Owena oraz rudowłosego brodacza, który chyba całkiem nieźle sobie radził. Za to nigdzie nie widziała Maii, a w tym momencie właśnie na tym zależało.
- Nie widziałeś może Maii?- spytała Owena. Mimowolnie też zerknęła w kierunku DJ-a i nie zauważyła żadnej kręcącej się przy nim laski. Nie wiedziała, co to oznaczało dla planów blondyna. Już znał orientację DJ-a czy może jej posłuchał i zrezygnował z pomysłu z testerką?
- Nie, a ten brodacz za barem to kto?- odparł blondyn, konspiracyjnie ściskając ton i pochylając się w jej kierunku jakby obawiał się, że obiekt rozmowy ich usłyszy.
- Znajomy Matteo. O ile się nie mylę, nazywa się Nate. Zastępuje mnie przy barze. Skup się, potrzebuję znaleźć Maię. To pilne. Gdzie ją ostatnio widziałeś? Może coś mówiła?
Blondyn umilkł na chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Różowowłosa zaczynała tracić nadzieję, że Owen cokolwiek wiedział. Gdzie mogła pójść Maia? Do pokoju? Do toalety? W zasięgu wzroku nigdzie jej nie widziała.
- Już wiem, ktoś do niej zadzwonił i natychmiast ulotniła się, żeby to odebrać. Podejrzane, co?
- Świetnie- skwitowała Dany bez grama entuzjazmu. Jak ją miała znaleźć? Może po prostu pójdzie w kierunku hotelu i zauważy ją gdzieś po drodze? Zanim zdążyła wprowadzić ten plan w życie, Owen ponownie się odezwał.
- Potraktuję to jako rozgoryczenie sytuacją, a nie obrazę wartości moich informacji. W ogóle to niechętnie przyznaję ci rację.
- W jakiej sprawie?- zapytała Stone, mimo wszystko rozglądając się wokół. Blondyn posłał jej pełne niedowierzania spojrzenie jakby pytał "Serio? Jak można tego nie wiedzieć?".
- No w sprawie gorącego DJ-a. Ostatecznie znalazłem nawet jakąś dziewczynę, która zgodziła się na ten pomysł, ale odwołałem to. Miałaś rację, to idiotyczne. Obydwaj jesteśmy dorośli, więc powinniśmy rozwiązywać sprawy jak dorośli. Pogadam z nim potem i zobaczę. Nawet jeśli jest hetero, to przecież nie koniec świata. W CR przewija się tyle osób, że na pewno jeszcze spotkam kogoś kto mi się spodoba i ja mu również.
Dany podziwiała jego pozytywizm. Gdyby tylko wiedział, to co ona. Jak wycieknie informacja o szkielecie, to być może nikt więcej się tutaj nie zjawi poza świrami jeżdżącymi na miejsca zbrodni.
- Trzymam kciuki. Idę szukać Maii. Później pogadamy- rzuciła różowowłosa. Uśmiech nawet dla niej nie wydawał się przekonujący.
- Jasne. Coś się stało?
Chyba Owen w końcu zauważył, że jednak coś jest nie tak. Niechętnie go okłamała, zapewniając że wszystko jest w porządku. Na serio nie lubiła kłamać, ale z drugiej strony ustaliła z Matteo, że najpierw dowie się o tym Maia oraz jej kuzyn. O innych osobach nawet nie rozmawiali.
Różowowłosa minęła parkiet, by coraz bardziej zbliżać się do "centrum" ośrodka. Gdyby okoliczności były inne, pewnie chłonęłaby widoki. Callahan Resort miało świetne oświetlenie. To musiała im przyznać. Nawet w ciemności było widać ścieżki, a basen zewnętrzny był tak oświetlony, że wyróżniał się już z daleka. Z pewnością nikt nie wpadłby do niego przypadkiem. Musiałby być naprawdę mocno pijany, żeby tak się stało.
W końcu Stone zauważyła Maię. Dawna przyjaciółka rozmawiała przez telefon i wcale nie wyglądała na zadowoloną. Wyglądała jakby miała ochotę cisnąć tym telefonem w twarz swojego rozmówcy, chociaż oczywiście to nie było możliwe. Po chwili zobaczyła ją i zakończyła połączenie.
- Co jest? Wszyscy w porządku z imprezą?- zapytała ją natychmiastowo brunetka. Dany wzięła głęboki wdech. To co zamierzała jej powiedzieć, będzie niczym uderzenie bumerangiem, dosłownie zwali ją z nóg.
- Z otwarciem jest dobrze. Nawet lepiej niż dobrze. Problem pojawił się gdzie indziej- odparła Stone, po czym wyjaśniła całą sytuację, starając się łagodnie dobierać słowa. Jednak niezależnie od sformułowania, ta informacja prezentowała się kiepsko. No i rola posłańca też nie była zbyt wdzięczna. Miała nadzieję, że jej się nie oderwie, jak to w zwyczaju mają posłańcy.
- Ja pierdolę. To koniec- skomentowała Maia z szokiem wypisanym na twarzy. Usiadły nad basenem, który akurat był pusty. Okej, czyli Maia nie była osobą, która automatycznie szła w złość tylko bardziej w smutek i zawód. Dobrze wiedzieć na przyszłość. Musiała ją jakoś podnieść na duchu. To nie będzie koniec, jeśli temu zaradzą na czas.- Nie wierzę. Coś takiego... Jak? Co się stało temu człowiekowi?
- Spokojnie, poradzimy sobie. Pomogę wam. Mój kuzyn pracuje w policji. Zadzwonię po niego i przeleci tutaj najbliższym samolotem. Jeśli się uda to przejmie sprawę tego... Szkieletu i załatwimy to tak, żeby CR odniosło jak najmniejsze szkody. Może po prostu ktoś się utopił i to był wypadek? Jeszcze nie wszystko jest stracone.
- Jeśli media się o tym dowiedzą, to i tak zrobią z tego morderstwo. Wtedy to będzie koniec. Zresztą użyłaś liczby mnogiej. Kto z tobą był? Można ufać tej osobie?
Różowowłosa wzruszyła ramionami. Co jak co, ale ledwie znała Matteo. Na szczęście miała bardzo dobry powód, dla którego z nim rozmawiała. Może i siedzieli na pomoście całkiem blisko oraz ten gest... W każdym razie nic się nie wydarzyło. Istniały teraz ważniejsze sprawy, na których należało się skupić.
- Ty mi to powiedz. Byłam z Matteo. Załatwił zastępstwo przy barze, chciał mi podziękować za pomoc tobie i odeszliśmy od głośnej muzyki... A później znaleźliśmy... Kości. Zróbmy tak, ty pójdziesz do brata, a ja zadzwonię do kuzyna i powiem wam co i jak. W porządku?
- Pewnie- zgodziła się brunetka. Była zaskoczona i zmartwiona tym, co taka informacja zrobi z listą gości na ten sezon. Stone rozumiała ją i chciała jej, a nawet im pomóc. To nie ich wina. Przecież żadnego gościa nie zamordowali i nie wrzucili jego zwłok do jeziora. Pod tym względem nie miała najmniejszych wątpliwości.- Dziękuję ci, raz jeszcze. Jesteśmy z Matteo twoimi dłużnikami.
- Nic takiego nie zrobiłam- zaoponowała automatycznie różowowłosa. Zazwyczaj umniejszała swój udział, ale jeden telefon to na serio nic szczególnego.
- Jeszcze. Za chwilę nam bardzo pomożesz. Nie wiem co byśmy bez ciebie zrobili. Jeszcze zanim pójdę powiedz mi... Jak to wygląda?
- Ogólnie dość kiepsko, ale mogło być gorzej... Te kości już trochę przeleżały w wodzie... Jakby... Eee... Nie ma nich mięsa- odpowiedziała Danielle, plącząc się we własnych słowach. Po prostu rozmowa na ten temat jej nie leżała i tyle.
Maia pokiwała głową, z wyraźną ulgą, po czym udała się w przeciwnym kierunku. Tymczasem Stone wybrała odpowiedni numer i wcale nie należał on do Richarda. Jeśli chciała to załatwić nie do końca legalnie, musiała dzwonić pod inny numer. Po prostu nie miała ochoty tłumaczyć tego Callahanom. Musiałaby sporo im wyjaśnić na temat charakteru jej kuzyna, a przecież zależało im na czasie. Dlatego w pierwszej kolejności zadzwoniła do Lary Cross.
- Mówi agentka specjalna Lara Cross. Z kim mam przyjemność?- usłyszała po drugiej stronie znajomy głos agentki. Na pierwszy rzut oka, Lara wydawała się porządna, formalna... Dopiero przy bliższym kontakcie można było dostrzec anomalie w jej zachowaniu i nietypowe metody działania, które nie zgadzały się z wysnutą na początku opinią.
- Hej, tutaj Dany. Mam problem do rozwiązania i potrzebuję pomocy twojej albo Richa. Najpierw postanowiłam do ciebie zadzwonić, bo wiesz jaki on jest...
- Miło mi cię słyszeć. Jasne, załapałam o co chodzi. Wyjaśnij mi sytuację, a ja udzielę ci nieformalnej porady. A Richiem się nie przejmuj.
Wiedziała, że można na nią liczyć. Cross potrafiła być prawdziwym utrapieniem, jeśli działała na twoją niekorzyść, ale jako sojusznik była świetna. Różowowłosa błyskawicznie wyłapała też nowy skrót na jej kuzyna "Richie". Oczami wyobraźni już widziała jak się wkurwia na sam dźwięk tej ksywki. To dziwne, że chciałaby to zobaczyć na żywo? W każdym razie to nie był moment na roztrząsanie takich myśli.
- Na terenie ośrodka wypoczynkowego moich znajomych znaleziono... Ludzkie kości. Konkretnie w jeziorze i nie są świeże. Są czyste, jeśli wiesz o co chodzi.
- Interesujące- skwitowała agentka. Dany niemal wyczuwała w jej głosie narastające zainteresowanie. Cross była dość specyficzna.- Masz na myśli, że tkanki miękkie już zdążyły się rozłożyć?
Różowowłosa przytaknęła. O to chodziło, chociaż jej nigdy nie przyszłoby do głowy, żeby ująć to w taki sposób. Kompletnie nie znała się na kryminalistyce i medycynie sądowej. Poza tym to kiedyś był człowiek. Czy nazywanie tego "rozłożonymi tkankami miękkimi" było właściwe?
- Rozumiem, że to mogłoby negatywnie wpłynąć na opinię publiczną wspomnianego ośrodka?- podsumowała Cross, doskonale ujmując istotę problemu.
- Tak i jeszcze dzisiaj odbywa się impreza z okazji otwarcia sezonu. Przynajmniej nie znalazł ich żaden gość.
Mówiąc "ich" miała rzecz jasna na myśli kości. Naprawdę nie nadawała się do załatwiania takich spraw, niektóre słowa nawet nie przechodziły jej przez gardło.
- W takim razie zabezpieczcie teren. Niech nikt się tam nie zbliża. Żadnych śladów w odległości stu metrów i co jest niezwykle ważne, nie ruszajcie szczątków. Powiem o wszystkim Richiemu i poleci do was najbliższym samolotem... Gdzie właściwie jesteś?
- Michigan Lake, a konkretnie Callahan Resort.
- Okej, czyli samolot jest potrzebny. Czy znaleźliście coś więcej? Więcej kości albo chociaż masowy grób niezidentyfikowanych szczątków?
Różowowłosa na moment zamilkła. Tak bardzo ją to zaskoczyło. Co to w ogóle było za pytanie?! Jak można o takie rzeczy pytać tak zwyczajnym, beztroskim tonem?!
- Nie. To spokojna okolica. Mamy do czynienia prawdopodobnie z wypadkiem sprzed lat na jeziorze.
- Aha- usłyszała głos agentki. Tylko jej się wydawało czy ona była zawiedziona? Czasami naprawdę ciężko było ją zrozumieć.- W takim razie nie mogę pomóc osobiście. Musiałabym mieć dobry powód, żeby się tam pojawić w charakterze współpracy policji z FBI... Ale za to Rich może się tam pojawić. Zajmę się tym, żeby przydzielono mu sprawę. To wszystko, Dany?
Różowowłosa przytaknęła i podziękowała agentce. Wiedziała, że jeśli Cross coś postanowiła, to wprowadzi to w życie. Ona nigdy nie rzucała słów na wiatr. Podobno miała niezłe znajomości. Niezależnie od metod, była skuteczna i właśnie to było na wagę złota w zaistniałej, bardzo niekorzystnej sytuacji. Może jeszcze wyciągną z tych kłopotów CR. Stone nie traciła nadziei.
*****
Rachel Craig od sześciu lat pełniła funkcję antropologa sądowego stanu Michigan. W przeciągu całej jej "kariery" nie zdarzyło się nic szczególnego. Ot co, kilka niezgłoszonych pochówków na prywatnych posesjach. Powoli zaczynała wierzyć, że wszystkie naprawdę interesujące sprawy przeszły jej koło nosa. Albo zdarzały się w inny stanach albo po prostu były już elementem przeszłości. World Trade Center, zbiorowe samobójstwa w Waco, Oklahoma City, inne katastrofy masowe... Czy w przyszłości w ogóle istniała możliwość, żeby wydarzyło się coś podobnego? Gwoli ścisłości, nigdy nie życzyła źle ludzkości. Po prostu jej praca ograniczała się do badania kości, a te skądś musiała wziąć.
Wiele ludzi myliło jej zawód z pracą anatomopatologów potocznie nazywanych lekarzami medycyny sądowej lub koronerami. Niezależnie od nazwa miało się na myśli ten sam zawód. Czy tak naprawdę była antropologia sądowa? Otóż jest to dziedzina zajmująca się badaniem kości. Kościotrupy w szafie, o których tak chętnie opowiada telewizja, a tak rzadko można je w tym miejscu znaleźć, zwęglone zwłoki, przypadkowo odnalezione gdzieś kości - tym się właśnie zajmowała Rachel. Jej zadaniem było określenie przybliżonego czasu śmierci, tożsamości denata, a jeśli nie było to możliwe to chociaż wieku i płci. Świeże zwłoki to zajęcie dla wymienionych powyżej anatomopatologów. Jej przypadało to co z nich zostało po dłuższym czasie.
To nie była wdzięczna praca. Wbrew pozorom, identyfikacja kości jest wyjątkowo trudna. Głównie włosy, sylwetka, zawartość tkanki tłuszczowej, rysy twarzy, odzież... Właśnie to wszystko sprawiało, że ludzie się od siebie różnili na pierwszy rzut oka. Jednak co zrobić, jeśli to wszystko zdążyło się już rozłożyć i pozostała najbardziej trwała część ludzkiego ciała, czyli kości? Większość tego typu identyfikacji opierała się na szczęściu. Jeśli denat nie chodził do dentysty i nic sobie nie złamał, znacząco utrudniał sytuację. Główne źródło materiału porównawczego stanowiły właśnie karty dentystyczne, zdjęcia rentgenowskie oraz lista zaginionych z dokładnymi wymiarami wzrostu cechami wyglądu. W jej profesji dość popularne było określenie "rasa". Niektórzy błędnie uznawali ją przez to za rasistkę, a chodziło tylko o to, że budowa kości poszczególnych ras nieznacznie się różniła.
Mimowolnie przypomniał jej się przypadek sprzed dwóch lat. Jeden z ciekawszych do tej pory, nawiasem mówiąc. Zadzwoniły po nią ograny ścigania, jak to zwykle bywało. Pojechała na miejsce znalezienia kości i skrupulatnie je obejrzała. Można było tam znaleźć istotne wskazówki. Później przewieziono do niej szczątki, które dokładnie zbadała. Już na pierwszy rzut oka stwierdziła, że ma do czynienia z kobietą. Wystarczyło rzucić okiem na miednicę. Poza tym mężczyźni mieli mocniej przyczepione do czaszki mięśnie, co wprawnym okiem można było zauważyć. Po długości kości udowej oceniła, że ofiara miała pomiędzy metr pięćdziesiąt a metr sześćdziesiąt wzrostu. Zawsze zostawiała sobie jakiś margines błędu, bo nie chciała, żeby zakres poszukiwań został zawężony. Co jeśli ofiara miałaby metr pięćdziesiąt dwa, a ona określiłaby jako dolną granicę w raporcie metr pięćdziesiąt pięć? Być może nigdy nie znaleźliby tożsamości anonimowych kości, więc było to szalenie istotne. Szybko zorientowała się również, iż miała do czynienia z Azjatką. Policja szybko odkryła, że kilka miesięcy temu zgłoszono zaginięcie Azjatki o podobnym wzroście i wieku, a jej rodzina mieszkała niedaleko. Sprawa została szybko wyjaśniona dzięki badaniom DNA. Stało się tak dlatego, że mieli do kogo porównać materiał pobrany z kości. Jeśli nie miała żadnego punktu zaczepienia, badania DNA nie miały najmniejszego sensu. Dlatego badania DNA były zazwyczaj ostatnim elementem jej pracy. Pozwalały ostatecznie potwierdzić tożsamość i zamknąć sprawę.
Tak z grubsza prezentowała się jej praca. Była na każde skinienie policji i z ich pomocą starała się ustalić tożsamość szkieletu, więc właściwie zajmowała się tą mało przyjemną, kłopotliwą kwestią. Jednak dla niej to było fascynujące zajęcie, które sprawiało jej mnóstwo przyjemności. Każde takie zidentyfikowane szczątki pozwalały rodzinom na ostateczne pożegnanie się z członkiem rodziny, a nie istniało nic gorszego niż niepewność. Czy taka osoba wyjechała czy coś jej się stało? Ciężko powiedzieć. Widok kości nikogo nie cieszy, ale przynajmniej pozwala zamknąć pewien etap i iść do przodu. W pewnym stopniu praca była dla niej misją. Nie mogła zniwelować zła i niesprawiedliwości na świecie, mogła jedynie zminimalizować ich skutki.
Tego dnia o świcie Rachel obudził telefon. Przeklęła pod nosem, przecierając zaspane oczy. Odruchowo zakryła dłonią usta przy ziewaniu, chociaż nikt nie mógł jej tutaj zobaczyć. W końcu mieszkała sama i wcale nie było jej z tym źle. W jednym z pokoi utworzyła sobie laboratorium do badania kości.
- Halo?- rzuciła do telefonu oschle. Była prawie piąta. Kto dzwonił o tak wczesnej porze, wyrywając ją ze snu?! Miała nadzieję, że ta osoba ma bardzo ważny powód, bo inaczej za siebie nie ręczyła.
- Doktor Rachel Craig?- usłyszała po drugiej stronie nieznany jej męski głos. Przewróciła oczami. Już domyślała się o co chodzi. Powtórka z rozrywki, czyli z zeszłego tygodnia, gdy zadzwoniono do niej przez niekompetencję pewnego policjanta. Stwierdził, że jako ANTROPOLOG zajmuje się ŚWIEŻYMI zwłokami. Jak w takiej sytuacji można mieć szacunek do policji, jeśli mylą tak podstawowe pojęcia? Zwykłym ludziom mogłaby to wybaczyć, ale policjantowi nigdy. Przecież to był element jego pracy i powinien wiedzieć o tak istotnej różnicy.
- Tak. Proszę mnie posłuchać, bo nie zamierzam się powtarzać. Jestem antropologiem i nie zajmuję się świeżymi zwłokami. Z takimi telefonami proszę zawracać głowę koronerowi i nie życzę sobie, żeby taka sytuacja się więcej powtórzyła...
- Nie wiem kto do pani wcześniej dzwonił, ale zapewniam, że potrzebujemy antropologa sądowego. Wiem, czym się pani zajmuje- przerwał jej spokojny, wystudiowany głos.
Craig poczuła się lekko zażenowana. Och, czyli to nie była pomyłka? Każdy się może czasami pomylić, prawda? Zwłaszcza o tak wczesnej porze, jej mózg jeszcze nie kontaktował.
- Przepraszam, po prostu ostatnio dostałam telefon w tej sprawie... Z kim rozmawiam?
- Komendant Richard Stone- przedstawił się rozmówca. Dziwne, pomyślała. To imię i nazwisko nic jej nie mówiło. Wydawało jej się, że zna wszystkich z komisariatu. Najwidoczniej to był ktoś nowy. Może się przeprowadził?- Niebawem powinien zjawić się u pani mój człowiek ze szczątkami. Zależy mi na tym, żeby raport był jak najszybciej. Bez niego nie można posunąć sprawy do przodu...
Rachel przerwała mu. Przesłyszała się czy on właśnie powiedział, że kości są w drodze? Skąd ten gliniarz się urwał?! Popełnił karygodny błąd!
- Słucham?! Kości są w drodze?! Dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił wcześniej, żebym mogła przyjechać na miejsce oględzin?! Twierdzi pan, panie Stone, że ma pan pojęcie o mojej pracy, ale chyba jednak nie. Co to, do jasne cholery, znaczy?!
Craig z reguły była spokojną osobą. Już szczególnie starała się omijać przekleństwa, ale czasami same wymykały jej się z ust. Zwyczajnie puszczały jej nerwy przy takich niekompetentnych współpracownikach.
- W tej sprawie nastąpiły pewne szczególne okoliczności. Zapewniam, że dostanie pani na maila zdjęcia z miejsca oględzin. Kości znaleziono na brzegu jeziora Michigan Lake. Dokładna lokalizacja jest informacją poufną i nie sądzę, żeby była pani potrzebna.
Rachel w życiu nie słyszała, żeby cokolwiek w jej pracy było "poufne". Obejmowała ją tajemnica zawodowa, tak jak policjantów. Coś jej w tym wszystkim nie pasowało.
- Od kiedy w profesji antropologa sądowego cokolwiek jest poufne? Nie uważa pan, że dokładna lokalizacja może być istotna dla identyfikacji?- spytała Rachel, starając się wyjaśnić to dyplomatycznie.
- W każdym miejscu po tej stronie nabrzeża Michigan Lake panuje ten sam mikroklimat. Zresztą na kościach nie pozostał nawet ślad tkanek. Proszę skontaktować się ze mną, jak tylko będzie miała pani jakieś informacje.
Craig potwierdziła, po czym rozłączyła się. Tupet tego faceta niezmiernie ją denerwował. Poza tym te "poufne" informacje?! To ewidentny wymysł tego Stone'a, bo nic takiego w rzeczywistości nie istniało. Coś jej śmierdziało w tej sprawie, a jeszcze nawet nie dostała kości do zbadania.
Rachel spojrzała na zegar znajdujący się na komodzie. To będzie długi dzień, pomyślała. Z niezadowoleniem wstała z łóżka i skierowała się do kuchni. Potrzebowała kofeiny, żeby zmierzyć się z nowym przypadkiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top