Rozdział 20

Następnego dnia Danielle po raz kolejny obudził dzwonek telefonu. Półprzytomnie rozchyliła powieki, zerkając na wyświetlacz. Miała ochotę zignorować telefon w nadziei, że Beth odpuści. Jednak za dobrze znała swoją koleżankę z archiwum, miejsca, gdzie jeszcze oficjalnie pracowała. Nie wiedziała na jak długo... W każdym razie Beth nie da jej spokoju aż do niej nie oddzwoni, dlatego lepiej odebrać. Chociaż z drugiej strony jej koleżanka jeszcze nie wiedziała, że zostanie w Michigan kilka dodatkowych dni, a na pewno nie przyjmie dobrze tej wiadomości.

Pomimo wątpliwości i faktu, że argumentów przeciw odebraniu połączenia było więcej, Dany zdecydowała się pogadać z Beth. Przez telefon mogła sobie tylko pokrzyczeć, prawda? Żadnych rękoczynów czy prób morderstwa.

- Cześć, Beth. Czy mogłabyś następnym razem dzwonić nieco później?- spytała różowowłosa, tłumiąc ziewnięcie.

W odpowiedzi usłyszała jedynie pełne niedowierzania prychnięcie. Jej koleżanka zdecydowanie za często zapominała, że większość ludzi potrzebuje więcej snu niż ona sama. Była rannym ptaszkiem, a do tego wystarczało jej mniej więcej sześć godzin snu. Jak ona to robiła? Stone nie miała pojęcia. Też by tak chciała.

- Żartujesz? Jest dziesiąta! Czyżbyś spędziła noc z jakimś facetem, który nie dał ci spać? Chcę znać szczegóły- zażądała podekscytowana Beth.

Dany uniosła wzrok ku górze jakby w poszukiwaniu wolnych pokładów cierpliwości. Nie znalazła ich. Serio? Beth naprawdę nie rozumiała, że można potrzebować więcej snu bez powodu? To że jeszcze spała nie znaczy, że całą noc spędziła z nowym facetem.

- No dobrze, masz rację. Był ktoś kto nie pozwolił mi się tak szybko położyć- zaczęła Stone, celowo robiąc przerwę. Zamierzała sprawić, że jej koleżanka się nakręci, a potem powiedzieć jej prawdę i delektować się jej rozczarowaniem. Czy to czyniło z niej złą osobę? Możliwe, ale jej koleżanka z pracy przesadzała, więc uważała swoją postawę za uzasadnioną.

- Ha, wiedziałam! Czyżby Matteo? W końcu postanowiłaś wyluzować się i skorzystać z okazji? Mówiłaś, że jest przystojny. Czy jest tak dobry w łóżku na jakiego wygląda?

Różowowłosa zaczęła żałować, że rozpoczęła ten temat zamiast od razu go zakończyć. Beth insynuowała, że przespała się z Matteo?! Aż zaczerwieniła się na podobną myśl. Dobrze, że jej rozmówczyni nie mogła tego zobaczyć. Cholera, w ogóle nie powinna o tym myśleć!

- Czekaj. Skąd wiesz, że wygląda jakby był dobry w łóżku?- spytała Dany. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek wysyłała Beth jego zdjęcia albo żeby podawała jego nazwisko... Chyba że sama wydedukowała, iż ma identyczne nazwisko jak w nazwie ośrodka. Callahan.

- To oczywiste. Wygooglowałam go. W związku ze Smakoszem CR pojawia się niemal wszędzie i nie raz wspominają o właścicielach. Chyba mówiłaś, że Matteo jest współwłaścicielem, co nie?

Jej koleżanka mówiła takim tonem jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Dla niej stalkowanie ludzi przez internet było na porządku dziennym.

- Możliwe. W każdym razie nie spałam z nim. Oglądaliśmy razem film do późna. Nic się między nami nie wydarzyło. Tylko żartowałam z tym początkiem.

Tyle było z wmawiania Beth, że chodziło o faceta. Dany chciała jak najszybciej wyjaśnić nieporozumienie. Oni tylko oglądali film, a właściwie dwa. Było miło, ale to ciągle było jedynie czysto koleżeńskie spotkanie. Brunet ani razu nie próbował insynuować, że jest inaczej, nie podrywał jej. No i nie próbował zmniejszać dystansu pomiędzy nimi. Było dokładnie tak jak być powinno.

- Oglądaliście film?!- zapytała z niedowierzaniem Beth. Jej ton głosu mógłby sugerować co najmniej jakąś zbrodnię, coś niewybaczalnego, a to była najzwyklejsza rzecz na świecie.

Różowowłosa potwierdziła.

- Dlaczego?! Mogliście robić tyle ciekawszych rzeczy!

Beth i to jej lekkie podejście. Dany tak nie potrafiła. Czas zmienić temat. Teraz to dopiero jej koleżanka się zdenerwuje. Gwoli ścisłości, nie chciała jej denerwować. Po prostu wiedziała jak zareaguje, a nie mogła nic na to poradzić.

- Zapomniałaś, że z nim o tym rozmawiałam i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Zaakceptował to. Koniec tematu. To było tylko oglądanie filmu.

- Jasne- rzuciła Beth tonem, który sugerował, że wcale jej w to nie uwierzyła.- Dajesz facetowi kosza, a on przyjacielsko zaprasza cię na film. Już w to wierzę.

Dlaczego jej rozmówczyni nie mogła po prostu przyjąć do wiadomości, że tak właśnie było? Bo tak było, prawda? Matteo nie miał żadnego ukrytego powodu, bo wcale nie próbował jej podrywać, prawda?

- Wierz sobie w co chcesz. Takie są fakty. A teraz muszę ci się do czegoś przyznać. Nie mogę wrócić do Nowego Jorku póki trwa śledztwo.

Przez chwilę po drugiej stronie panowała cisza. Różowowłosa aż zaczęła się martwić czy wszystko w porządku z Beth. Co jak co, ale milczenie nie było w jej stylu.

- Żyjesz? Jesteś tam?

W tym momencie Beth wybuchnęła. Pytała się jak mogła jej to robić i czy w ogóle nie obchodzi ją praca. Uspokoiła się dopiero po usłyszeniu pełnych wyjaśnień. Nie mogła wrócić do Nowego Jorku, a właściwie nie mogła wyjechać z Michigan. To nie zależało od niej.

- O cholera! I co z pracą? Nie chcę, żeby Ghostface znalazł zastępstwo. Wolę pracować z tobą.

- Ja też. Napisałam do niego maila. Jak tylko dowiem się jaka jest jego decyzja, to dam ci znać. Niestety, być może już nie wrócę do archiwum, ale to nie znaczy, że zostanę w Michigan. Wrócę do Nowego Jorku.

Beth nieco uspokoiła się po tym zapewnieniu, ale ciągle była dość markotna. Kompletnie straciła dobry nastrój po tym jak Dany powiedziała, że nie wróci tak szybko jak planowała. Jeszcze chwilę rozmawiały, po czym różowowłosa pożegnała się i zakończyła połączenie. Przynajmniej miała już z głowy dzisiejszy telefon do Beth. Tak, musiała do niej dzwonić codziennie, żeby tamta wiedziała, że wszystko z nią w porządku.

Różowowłosa przebrała się z piżamy, po czym zeszła na śniadanie do restauracji. Wiedziała, że Owena już tam nie zastanie. On jadł śniadanie wcześniej ze względu na pracę.

Dany wzięła sobie tosty i tradycyjnie kawę z mlekiem i cukrem. Nie wiedziała jak niektórzy ludzie żyli bez kawy. To w ogóle było możliwe? Mimowolnie wróciła myślami do poprzedniego wieczoru spędzonego w towarzystwie Matteo. Uśmiechnęła się automatycznie. Naprawdę dobrze się bawiła. Czuła się w jego towarzystwie zaskakująco swobodnie. Może to przez jego czarujący i zaraźliwy uśmiech, a może miała tak ze względu na wyjazd? Wiedziała, że może mu powiedzieć cokolwiek. Nie przejmowała się tym czy ją polubi i co właściwie będzie o niej myślał. To nie miało znaczenia w obliczu perspektywy wyjazdu.

Pokręciła głową z niedowierzaniem, przypominając sobie jak wariowała na punkcie Matteo jeszcze kilka lat temu. W liceum. Wtedy oddałaby wszystko, żeby móc z nim tak po prostu rozmawiać i spędzać czas. Gdyby ktoś jej w liceum powiedział, że jej marzenia się spełnią za kilka lat, w życiu by mu w to nie uwierzyła. Wyśmiałaby taką osobę, bo brzmi to bardzo nieprawdopodobnie. Po ukończeniu przez Matteo szkoły nie spodziewała się go jeszcze kiedykolwiek zobaczyć. Życie potrafiło być zaskakujące i nie zawsze w negatywnym tego słowa znaczeniu.

Stone nie miała wiele czasu na osobności. Po chwili do jej stolika przysiadła się wyraźnie zadowolona Maia. Czyżby miała jakieś dobre wieści? Schwytano Smakosza? Pewnie nie, skoro jeszcze nie przeczytała o tym w internecie. Ostatnio ten temat był bardzo głośny i taki news nie przeszedłby bez echa.

- Hej, skąd ten dobry humor?- zapytała Dany, upijając łyka swojej kawy. Ciągle była gorąca, dlatego musiała jeszcze chwilę zaczekać. Nie lubiła wrzątku.

- Słyszałam, że zostajesz dłużej. To świetna wiadomość, jedyna dobra w tej całej sytuacji.

To miłe z jej strony, że tak mówiła. Chociaż dla Dany informacja, że zostaje wcale nie była taka pozytywna. Mogła, a właściwie prawie na pewno straciła pracę. Nie taki był jej plan, kiedy przyjechała do CR.

- Dla mnie to niekoniecznie tak dobra informacja. Podoba mi się w CR, ale mam pracę, którą pewnie stracę.

- Zawsze mogę cię zatrudnić w hotelu. Widziałam cię w akcji podczas imprezy z okazji otwarcia sezonu, więc rozmowę kwalifikacyjną masz już z głowy- oznajmiła Maia.

- Żartujesz? Przecież macie teraz dużo mniej gości z powodu Smakosza. Nie będę ci dokładać wydatków w postaci dodatkowej wypłaty- zaoponowała różowowłosa. Miło, że wyszła z propozycją, ale wyraźnie robiła to ze względu na ich znajomość. Nie chciała jej robić kłopotu. Trochę pieniędzy jeszcze miała. Nie było tak źle.

- To nie byłby problem. Serio. Ty nigdy nie jesteś problemem, Dany.

Od takich słów aż jej się zrobiło cieplej na sercu. I jak nie lubić osób pokroju Maii? Nie dało się. W każdym razie różowowłosa nie zamierzała jej wykorzystywać. Postanowiła, że nie przyjmie oferty pracy do czasu aż nie zmusi jej do tego sytuacja finansowa.

- Dzięki, ale myślę, że nie przyjmę tej pracy. Zawsze chętnie ci pomogę, ale nie będę cię naciągać finansowo. Nie potrzebujesz dodatkowego pracownika.

- Przecież ci mówię, że to nie jest problem- obruszyła się brunetka.

- Ale...- zaczęła Dany, gdy nagle do ich stolika przysiadł się Matteo. Przywitała się z nim nieśmiało, na co odpowiedział jej uśmiechem, od którego aż zmiękły jej nogi. Dobrze, że siedziała.

- Cześć wam- przywitał się brunet. Maia obrzuciła go niechętnym spojrzeniem.- Za co to?

- A gdzie pytanie czy w ogóle możesz tutaj usiąść? Może nie życzymy sobie twojego towarzystwa? Pomyślałeś o tym, Mat?

Różowowłosa postanowiła się nie wtrącać w kłótnię rodzeństwa. Choć Maia używała liczby mnogiej, mówiła o sobie. Czy jej przeszkadzało towarzystwo Matteo? Ciężko powiedzieć. Miała dość embiwalentne odczucia w tym temacie. Z jednej strony cieszyła się, że potrafią tak normalnie spędzać czas z Matteo. Z drugiej... On cały czas jej się podobał. Im dłużej go znała, tym bardziej go lubiła. To było dziwne.

- Słuchasz mnie, Dany?- spytała brunetka, szturchając ją lekko w ramię. Ta pokręciła przecząco głową. Nie wiedziała, o czym mówiła Maia. Przed chwilą kłócili się z Matteo, a potem pogrążyła się we własnych myślach.

- Wybacz, zamyśliłam się. Możesz powtórzyć?- spytała różowowłosa, uśmiechając się z zakłopotaniem. Brunetka westchnęła.

- Pytałam gdzie zniknęłaś poprzedniego wieczoru. Nie było cię w pokoju. Sprawdzałam.

Stone odruchowo przygryzła wargę. Ogarnęła ją lekka panika. Co miała jej powiedzieć?! Oglądałam film z twoim bratem?! To brzmiało zwyczajnie, ale brunetka i tak pewnie zacznie coś podejrzewać. Różowowłosa rzuciła Matteo pytające spojrzenie. Ten ledwie zauważalnie wzruszył ramionami. Chyba nie zamierzał powiedzieć prawdy?!

- Eee... Ja... Byłam na spacerze- wyrzuciła z siebie różowowłosa. Po fakcie uświadomiła sobie, że przecież miała nie wychodzić poza CR. Jej wymówka była wyjątkowo kiepska.

- Konkretnie chciała wyjść na spacer. Spotkałem ją przy bramie i poszedłem razem z nią, żeby była bezpieczniejsza. Nie powinna chodzić sama poza ośrodek- dodał brunet. Zanim zdążyła zwrócić uwagę na to, że wszędzie chodzą za nią policjanci, Matteo znowu się odezwał.- A później zaproponowałem jej wspólne oglądanie filmu.

- Aha- mruknęła Maia, marszcząc brwi jakby się nad czymś zastanawiała. Jej mimika była przeważnie tak samo nieodgadniona jak jej brata. Oni mieli tajemniczość w genach czy co?!- Jak mogliście mnie nie zaprosić? Też bym chętnie coś obejrzała.

- Mam wolny wieczór- odparła Dany szybko. Chciała odwrócić uwagę brunetki od pierwszego pytania czy wniosków jakie mogłaby z niego wyciągnąć.- Możemy zrobić sobie maraton.

Maii od razu przypadł do gustu ten pomysł. Niemal natychmiast zaczęła wymieniać filmy, które chętnie obejrzałaby jeszcze raz. Część Stone znała, ale niektóre tytuły były dla niej całkowicie nowe. Przystopowała jej słowotok, mówiąc że wybiorą film wieczorem. Przynajmniej miała już w perspektywie przyjemny wieczór.

- Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli zaproszę Owena?- zapytała po chwili różowowłosa. Skoro ostatnio zgodziła się na wspólne wyjście do Midnight, to teraz tym bardziej powinna się zgodzić.

- Raczej nie. Możesz go zaprosić, ale nie ma nic do gadania w kwestii wyboru filmu, okej?

Danielle przewróciła oczami. Serio? Wydawało jej się to absurdalne, ale zgodziła się. Wszystko jedno byle spędzili fajnie wieczór.

- Ostatnio bardzo dobrze się z nim dogadywałaś- zwrócił uwagę Matteo, uśmiechając się szeroko.- Jak byłaś pijana w Midnight. Ledwie dawałaś radę chodzić na tych swoich szpilkach.

Maia zmrużyła gniewnie oczy i skrzyżowała ramiona pod biustem.

- Jako że jesteśmy już dorośli, zachowam się jak odpowiedzialna osoba i nie będę się z tobą kłócić. Mógłbyś sobie pójść?

Stone z trudem powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem. Brunet też wyglądał jakby się powstrzymywał do momentu aż spojrzał na ekran telefonu. Jego usta zacisnęły się w wąską linię. Wyglądał jakby był wkurzony, a przecież nic takiego się nie wydarzyło. No chyba nie był aż tak zły na Maię? Jeszcze przed momentem niemal się śmiał.

- Co jest?- spytała różowowłosa.

Matteo zamiast odpowiedzieć, podał jej telefon z włączonym artykułem z Michigan Post. Przeklęła cicho pod nosem. Nagłówek wyglądał następująco: TAJEMNICZE ZDJĘCIE NA MIEJSCU ZBRODNI SMAKOSZA.

- Też chcę wiedzieć co się dzieje- oznajmiła Maia, wychylając się w kierunku telefonu, żeby zobaczyć treść.

Dany nie odpowiedziała jej od razu. Przejrzała pobieżnie tekst. Uznała, że przeczyta go sobie dokładniej później na swoim telefonie lub laptopie. W każdym razie media, a konkretnie dobrze im znana Jessica Harrison dorwała się do informacji o zdjęciu. Nie napisała, co na nim było. Czy to możliwe, że jeszcze tego nie wiedziała? Oby tak było. Różowowłosa wzdrygnęła się na samą myśl, że mogłaby zobaczyć swoje imię i nazwisko w następnym artykule. Pewnie dziennikarka nazwałaby ją kolejną ofiarą Smakosza lub wymyśliła coś podobnego.

Danielle podała telefon Maii. Brunetka wytrzeszczyła oczy i rozchyliła lekko usta.

- Skąd ona to, do cholery, wie?!

Nikt nie potrafił odpowiedzieć jej na to pytanie. Na chwilę zapadła cisza, choć nie trwała ona długo.

- Ten artykuł wisi już na stronie godzinę- rzucił Matteo.

Świeża sprawa, pomyślała Dany. Wyciągnęła swój telefon, żeby znaleźć wspomniany artykuł i upewnić się, że nie było tam o niej ani słowa. Zamiast tego zobaczyła nieodebrane połączenie od Richa. Czyżby też dowiedział się o artykule?

Różowowłosa przeprosiła Maię i Matteo i poinformowała, że zaraz wróci. Wybrała numer kuzyna. Rich odebrał po kilku sygnałach.

- Cześć, Richie. Dzwoniłeś. Macie coś nowego?

- Tak, mamy kłopoty. Powiedz mi, że to nikt z waszej trójki nie odpowiada za wyciek informacji, bo inaczej za siebie nie ręczę.

Czyli miała rację. Chodziło o nowy artykuł Jess. Rich wyraźnie nie miał nastroju, czemu w zasadzie się nie dziwiła. Miał na głowie ważne, szalenie odpowiedzialne śledztwo. Wszyscy twierdzili, że to początek serii, więc jej kuzyn z pewnością starał się zrobić wszystko, żeby to przerwać. Do tego dochodził stres, presja przełożonych, zmęczenie i kłótnia z dziewczyną, chociaż temu ostatniemu mógł zaradzić.

- Spokojnie. Nikt z nas tego nie zrobił. Myślisz, że wyciekło też samo zdjęcie albo imię i nazwisko znajdującej się tam osoby?

Różowowłosa miała nadzieję usłyszeć przeczącą odpowiedź, chociaż nie wiedziała skąd jej kuzyn miałby to wiedzieć. On nigdy w życiu nie skontaktowałby się z prasą w trakcie śledztwa. Jeśli nie on, ani nikt z CR, to kto? Montero? Ktoś inny z komisariatu?

- Nie wiem. Jak tylko będę coś wiedział, to dam ci znać- odpowiedział wyraźnie zirytowany, nie na nią oczywiście, Rich.- Chciałem się tylko upewnić czy to nie wy. Mówiłaś komuś jeszcze o zdjęciu?

Dany zaprzeczyła, chociaż to było kłamstwo. Matteo dowiedział się o zdjęciu tak jak ona, w środku nocy na komisariacie. Później powiedział o tym Maii, co pewnie i tak by zrobiła. Jeszcze opowiedziała o tym Owenowi, ale on by jej nie wydał prasie, prawda?

W każdym razie kuzyn nie uwierzyłby w jej zapewnienia, że Owen by jej tego nie zrobił. Na pewno uznałby, że to jego wina, a potem opieprzyłby ją za to, że mu o tym powiedziała. Finalnie wina zostałaby zrzucona na nią, a tego nie potrzebowała. Owen nie przekazał tego dalej. Była tego pewna.

Rich pożegnał się i zakończył połączenie. Mówił, że musi gdzieś jechać. Tymczasem Dany spojrzała na artykuł. To że znaleziono jej zdjęcie przy szczątkach Tracey nie dawało jej spokoju. Nie potrafiła przestać o tym myśleć. Mimowolnie rozejrzała się na boki jakby szukała stalkera. Oczywiście nikogo takiego nie zauważyła.

Czego chciał od niej Smakosz? Dlaczego zrobił jej zdjęcie? Przy Ashy nie było żadnego zdjęcia, ale też nie było... Nieoczyszczonej z tkanek dłoni. Stone wzdrygnęła się. Dlaczego jej życie stało się tak skomplikowane w ostatnim czasie? Wcale nie prosiła się o problemy, szczególnie takie dotyczące seryjnego mordercy, który wykazywał nią niepokojące zainteresowanie.

*****

Montero przeklął na głos, siadając przy swoim biurku w swoim gabinecie obecnie dzielonym również ze Stonem. Bynajmniej mu się to nie podobało. To była jego zasłużona przestrzeń, której nie chciał dzielić z nikim innym, szczególnie z tym nowojorczykiem. Richard uniósł wzrok znak ekranu prywatnego laptopa. Po co ten policjant przynosił władny sprzęt, skoro miał na komendzie działający komputer? To było jedno z jego dziwactw, których Claus kompletnie nie rozumiał.

- Jak rozmowa?- zapytał Stone, wykazując przy tym minimum zainteresowania. Nic dziwnego, że go to nie obchodziło. On był chroniony przez ten cholerny Program Międzystanowej Współpracy Policyjnej, więc każde niepowodzenie szło na konto Montero. Zajebiście, prawda?

- A jak myślisz, Stone?- odparował Claus.

Jasne, że poszło źle. Inspektor Hurley oczekiwała rezultatów, najlepiej od razu przełomu i sprawcy, a przynajmniej podejrzanego. Niestety nie posiadali aż tak wielu tropów, aby kogokolwiek wytypować. W ogóle posiadali bardzo skąpe informacje ze względu na zagadkowy modus operandi Smakosza.

W wielu śledztwach do tej pory Montero bazował na informacjach uzyskanych z miejsca zbrodni. Sposób w jaki morderca zabijał ofiarę i co robił z nią po śmierci wiele mówił o sprawcy. Tutaj mieli kości. Co się z nich dało wyczytać? Praktycznie nic. Wszelkie poszlaki wskazujące na przed czy po śmierci, a nawet sama przyczyna zgonu były niemożliwe do określenia.

Tak czy siak, Hurley nie chciała z nim rozmawiać tylko o braku postępów w śledztwie. Do mediów wyciekła informacja o zdjęciu znalezionym przy drugich szczątkach. Teraz dziennikarze za wszelką cenę próbowali dowiedzieć się, co przedstawiało tamto zdjęcie. Każdy chciał jako pierwszy opublikować artykuł na ten temat. To jeszcze nie było sedno problemu. Ktoś przekazał informacje prasie i Hurley zapowiedziała, że jeśli to będzie ktoś z komisariatu, to szybko z niego wyleci. Nawet jeśli pośrednio przyczynił się do wycieku, na przykład mówiąc o zdjęciu znajomemu czy partnerowi lub partnerce.

Stone nie odpowiedział na zaczepkę. Nigdy nie wdawał się w kłótnie. Dziwny typ, pomyślał po raz tysięczny Claus.

- Rozmawiałem z Danielle. Twierdzi, że nie ma z tym nic wspólnego. Ani ona ani właściciele Callahan Resort- oznajmił po chwili Richard.

Montero omal się nie roześmiał. Jeszcze w swojej karierze nie spotkał kreta, który tak po prostu przyznałby się do przekazania informacji prasie. Zaufanie Stone'a do jego kuzyneczki i jej znajomych było naiwne. Dlatego właśnie Richard nie powinien zajmować się tym śledztwem. Był członkiem rodziny świadka czy osoby, która znalazła zwłoki. Status Danielle Stone w śledztwie był dość niejasny. Z osoby, która znalazła szczątki awansowała na obiekt zainteresowania mordercy, a poza tym była turystką, co dodatkowo udziwniało sprawę.

Niewiarygodne, ale jednego Montero nauczył się podczas swojej kariery policyjnej. Popaprańcy są nieprzewidywalni. Mają swoją własną logikę, która ma sens przeważnie tylko w ich głowach.

- Mam powtórzyć co myślę o twoim udziale w śledztwie? Nie jesteś obiektywny, Stone. To musi być ktoś z nich. Co cię napadło, żeby ściągać na komisariat nie tylko swoją kuzynkę ale i Callahana? To się nie powinno odbyć w takiej formie, do jasnej cholery.

Powinienem przy tym być, dodał w myślach Claus. To on powinien przeprowadzić tamtą rozmowę i pokazać zdjęcie. Jednak Stone jak zwykle zachował się po swojemu.

- Już za późno na zmianę policjanta współprowadzącego śledztwo, zwłaszcza biorąc pod uwagę Program. Zapewniam, że staram się zachować maksimum obiektywizmu. Też chcę znaleźć sprawcę.

Nigdy nie było za późno na zmianę. Wystarczyłoby, żeby Stone wrócił do Nowego Jorku. Montero sam świetnie by sobie poradził. Nie potrzebował niańki. Ale co do jednego jego kolega miał rację, istniał jeszcze Program. To było kłopotliwe.

- Mniejsza z tym. Nie wiem kto odpowiada za wyciek, ale jak dorwę tego drania, to pożałuje tego co zrobił- zapowiedział złowróżbnie Claus.- W każdym razie dostaliśmy opieprz. Mamy się wziąć do roboty.

Chociaż Montero użył liczby mnogiej, to on dostał opieprz. Stone był chroniony i to go niesamowicie denerwowało. Jednak nic nie mógł na to poradzić, więc zamierzał spożytkować swoją energię na śledztwo. Było wystarczająco absorbujące.

W tym momencie przerwał im Smith. Młody policjant zapukał, po czym wszedł do gabinetu. Montero zgromił go wzrokiem. Oby miał dobry powód, żeby im przeszkadzać.

- Dzwonił koroner w sprawie tych grudek ziemi za paznokciami Thinga...

Znowu ten młodzik wyjeżdżał z nawiązaniami do nie wiadomo czego. Smith uwielbiał przypominać wielkie policyjne fiaska, seryjnych morderców albo zwyczajnie nawiązywał do seriali, co było niemożliwie denerwujące.

- Za paznokciami czego? Mów po ludzku, Smith. Zwykły policyjny żargon, nic więcej- przerwał mu Claus obcesowo.

Smith przewrócił oczami, co tym bardziej wkurwiło Montero. W przyszłości dopilnuje, żeby w miarę możliwości dowalić temu młodzikowi pracy. Wtedy odechce mu się przewracać oczami czy nawiązywać do tylko mu znanych pierdół.

- Thing to ta ręka z serialu Wednesday- wyjaśnił Smith, zginając dłoń w nadgarstku i rozcapierzając zgięte palce. Cokolwiek chciał tym gestem pokazać, Montero tego nie zrozumiał. Smith opuścił dłoń.- Chodziło mi o to, że koroner ma wyniki ekspertyzy grudek ziemi zza paznokci drugiej ofiary, czyli Tracey Parkin.

- Brawo, czasami umiesz mówić jak policjant- pochwalił go Claus bez cienia wesołości.- I co? Mamy orientacyjny obszar?

- I tak i nie- odpowiedział Smith, po czym na widok uniesionych brwi Montero, szybko się zreflektował.- Pozwoliłem sobie wykonać kilka telefonów i zdobyć mapy gleb z całego stanu. Niestety nie mam dobrych wieści. Za paznokciami ofiary znajdowała się mieszanka piasku i nieco żyźniejszej gleby z okolic jeziora. Owa mieszanka występuje praktycznie przy każdym okalającym plaże lesie nad Michigan Lake.

Świetnie, skonstatował w myślach Montero z sarkazmem. Mieli obszar. Tak duży, że za cholerę go nie sprawdzą. Poza tym w lesie łatwo było coś przeoczyć. Przeszukiwanie okolicznych lasów byłoby jak szukanie igły w stogu siana. Żmudna praca, która niemal na pewno nie przyniesie oczekiwanych rezultatów. To śledztwo było pasmem niepowodzeń.

- A co z zapisami kamer, Smith?- zapytał Stone w żaden sposób nie komentując niepowodzenia z grudkami ziemi. To nowojorczyk wpadł na ten całkiem niezły pomysł, chociaż ostatecznie na niewiele się to zdało.

Nagrań było tyle, że część przeglądali osobiście w wolnych chwilach, a część zlecili młodszym policjantom i stażystom. Tyle udało im się uzyskać od Hurley, a to i tak sporo. Skupili się na ostatnich dwóch tygodniach, ale może morderca wcześniej kręcił się po Callahan Resort? Może powinni wydłużyć orientacyjny czas i zrzucić to na stażystów? On i Stone mieli ważniejsze kwestie do załatwienia, a stażyści właśnie po to byli, żeby odwalać niewygodne zadania za policjantów z dłuższym stażem. Tak to przynajmniej działało u nich na komendzie.

- Nic nowego. Facet nigdzie indziej się nie pojawia.

Montero zmielił w ustach przekleństwo. Poinformował Smitha, że ten już może odejść. Młodzik skinął głową i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Przynajmniej nie trzeba było mu tego dwa razy powtarzać.

- Czyli mamy jedno niewyraźne ujęcie twarzy- podsumował Claus z niezadowoleniem.

Niestety tylko tyle udało im się znaleźć. Kadr, na którym mężczyzna w średnim wieku stoi bokiem do kamery. Nawiasem mówiąc, kamery miały bardzo kiepską rozdzielczość. Obraz był ziarnisty i niewyraźny. Więc niby mieli podejrzanego, ale jednocześnie mężczyzna wyglądał przeciętnie. Ciemne włosy, piwne oczy, okrągła twarz i lekka nadwaga. To niezbyt precyzyjne informacje, które nijak nie pomogą im znaleźć podejrzanego. W ten sposób można było opisać wielu mieszkających w okolicy mężczyzn, już nie mówiąc o turystach. Byli w dupie. Tak prezentowała się sytuacja.

- Obawiam się, że musimy znaleźć inny sposób na zidentyfikowanie mordercy- stwierdził Stone beznamiętnie.

Co ty kurwa nie powiesz, pomyślał Montero. Nie odpowiedział na głos tylko skinął głową. Po chwili przyszedł mu do głowy pewien pomysł.

- A gdyby pokazać obraz informatykowi? Niech stworzy portret.

Tworzenie portretu pamięciowego było standardową procedurą, tyle że zazwyczaj opierało się na pamięci świadka zdarzenia. Tym razem informatyk musiałby się postarać, bo obraz był niewyraźny, ale może by coś z tego wyszło.

- Możemy rozesłać go do prasy i podać numer, na który można zgłaszać się, jeśli widziało się tego mężczyznę- dodał Stone.

Czasami potrafili być zgodni, choć rzadko się to zdarzało. Problem z podaniem numeru pojawiał się taki, że mnóstwo ludzi dzwoniło, twierdząc że widziało tego faceta. Nierzadko okazywało się, że podobno widziano podejrzanego w dwóch oddalonych od siebie miejscach jednocześnie. Dlatego trzeba było starannie przefiltrować uzyskane zgłoszenia.

- Zaleją nas zgłoszeniami. Może niech Smith się tym zajmie?- zaproponował Montero. Teraz młodzik nie będzie miał czasu na idiotyczne seriale, pomyślał mściwie.- Przekieruje do nas to co będzie warte uwagi. Może uda nam się go zidentyfikować.

Richard wyraził swoją aprobatę. Niezwykłe, ocenił w myślach Claus. Potrafili się dogadać. Okazjonalnie, ale jednak. Montero wstał od biurka i skierował się do drzwi. Musiał znaleźć Smitha i przekazać mu wieści, których bynajmniej nie przywita z entuzjazmem. Już same nagrania z kamer były koszmarem. Kiepska jakość i niemal dwa tygodnie nagrań.

Smith nie wydawał się zadowolony, ale też nie narzekał. Przyjął polecenie tak jak przystało na porządnego policjanta. Może jednak jeszcze wyjdzie na ludzi.

Claus wrócił do gabinetu. Stone nie ruszył się ani o milimetr, nawet nie zmienił pozycji. Ciekawe na czym był aż tak skupiony.

- Załatwione. Zajmiesz się rozesłaniem portretu prasie, jak już tylko będzie gotowy?

Co jak co, ale Montero nie znosił kontaktu z prasą. Wolał to zrzucić na Stone'a. Niech się nowojorczyk trochę wysili, bo raczej zbyt wielu kontaktów tutaj nie miał.

- Tak. Rozumiem, że nie podajemy powodu, dla którego go szukamy?

Montero przytaknął. Im mniej informacji, tym lepiej. Chociaż prasa pewnie i tak dorobi do tego własną historię. Oni zawsze tak robili. Jeśli nie mieli co opisać, to to wymyślali, mniej lub bardziej trzymając się faktów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top