Epilog

Dany czuła jakby kręciło jej się w głowie. Jeszcze dobrze nie zdążyła otworzyć oczu, a już miała wrażenie jakby była na wielkim rollercoasterze. Nawet łóżko pod nią wydawało się ruchome. Powoli do jej świadomości zaczęły przedzierać się dźwięki. Na początku były jedynie niewyraźnym szumem. Dopiero po chwili zrozumiała, że to głosy. W dodatku znajome.

- Cerber sobie poszedł. Mamy chwilę, ale nie za długą. Może wypadałoby...- zaczął Owen, ale urwał, widząc iż otworzyła oczy. Zalała ją fala światła, która spowodowała niemal fizyczny ból. Czy tak właśnie czuły się wampiry na słońcu? Jeśli tak, to mocno im współczuła. Dlaczego było tak jasno? Gdzie ona się w ogóle znajdowała?

- Cerber?- powtórzyła zdziwiona różowowłosa.- W niebie są cerbery? Naprawdę tutaj jest tak biało? Myślałam, że to bzdury...

Nie zdążyła dokończyć zdania, bo Maia zamknęła ją w szczelnym uścisku. Dany przez chwilę obawiała się czy przypadkiem jej nie udusi, ale wtedy brunetka zwolniła uścisk.

- Tak się cieszę, że żyjesz. Nie wyobrażasz sobie jak mocno nas wystraszyłaś- oznajmiła brunetka.- Nigdy więcej tego nie rób.

Stone zauważyła, że wokół jej łóżka zebrali się: Maia, Owen, Brian, którego błyskawicznie rozpoznała, mimo że oficjalnie się nie poznali. Widziała go na scenie, a poza tym Owen tyle o nim mówił, że już z samego opisu mogłaby się domyśleć, iż to on. Z tyłu przy drzwiach stał Matteo. Na widok bruneta i jego zniewalającego uśmiech serce jej szybciej zabiło. Gdziekolwiek była, już lubiła to miejsce.

- Postaram się- obiecała Dany, uśmiechając się mimowolnie.- Nigdy więcej nie dam się porwać seryjnemu mordercy... Za wcześnie na żarty?

Zauważyła, że Maia trochę oklapła. Przecież tylko żartowała. Może jednak to nie był odpowiedni moment?

- Jeśli tylko ty nie masz z tym problemu, to nie- wtrącił się Owen radośnie.- Nie jesteś w niebie tylko w szpitalu, a cerber to pewna starsza pielęgniarka. Bardzo pilnowała, żeby dać ci odpocząć i chyba nie muszę wspominać, że nie wpuszczają na raz tyle osób do sal. Musieliśmy się trochę... Postarać, aby cię odwiedzić w takim składzie. Było warto, bo aż się obudziłaś. Nasza obecność czyni cuda.

Dany zaśmiała się. Faktycznie sporo osób jak na salę szpitalną. Oczami wyobraźni widziała jak blondyn z przejęciem wydaje rozkazy, przygotowując misterny plan odwrócenia uwagi cerbera.

- Cześć, cieszę się, że się obudziłaś. Nie zdążyliśmy się oficjalnie poznać, ale Owen nalegał, żebym cię z nim odwiedził. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Jestem Brian- odezwał się do tej pory milczący Brian, który z zakłopotaniem przeczesał ręką włosy.

- Jasne, że nie. Miło cię w końcu poznać. Owen sporo o tobie opowiadał.

Brian rzeczywiście był przystojny. Niewysoki jak na faceta, bo od niej nieznacznie wyższy. Tak przynajmniej jej się wydawało na oko. Jasno brązowe, wręcz orzechowe włosy i lekki zarost. Do tego miał typową sylwetkę tancerza. Był szczupły, ale widziała go na pokazie jedynie w czarnej kamizelce odsłaniającej tors. Ładnie zarysowane mięśnie, ale nie w stylu kulturysty. Nie żeby się jakoś szczególnie przyglądała. Brian wyglądał dobrze, ale ktoś inny był dużo bardziej w jej typie.

- O tobie też. Chwalił twoje włosy między innymi. Aż zacząłem się martwić, że postanowi również przefarbować się na ten kolor... Ale tobie w nim do twarzy. Pasuje ci.

- Jak śmiesz?- rzucił blondyn, udając jakby Brian właśnie uraził jego dumę.- Nie rozmawiam z tobą więcej. Jak możesz sugerować, że nie mogę przefarbować się na ten zajebisty kolor? Aż podsunąłeś mi pomysł.

- Oj, no już się na mnie nie gniewaj- poprosił Brian od tyłu obejmując Owena w pasie. Ten jeszcze przez chwilę udawał obrażonego, ale tylko na pokaz. "Wybaczył mu" jak Brian obiecał mu wejściówkę na jego najbliższy występ. Ich przekomarzanie się było całkiem urocze.

- Może nie chcesz o tym rozmawiać, ale zrobił ci coś?- spytała Maia. Uśmiech na jej twarzy błyskawicznie zastąpiła troska.- Wystarczy jak powiesz tak lub nie. Nie musisz mówić więcej, jeśli nie chcesz...

Dany ciągle nie wiedziała, co tak dokładnie się wydarzyło. Po tym zobaczyła przerażającą "kolację", jak nazwał to Smakosz, zemdlała. Obudziła się dopiero teraz. Pamiętała jeszcze jakieś przebłyski wspomnień z karetki i najprawdopodobniej ze szpitala, ale dopiero teraz w pełni kontaktowała. W każdym razie, zamierzała ich uspokoić. Miała się dobrze, chociaż dalej czuła się jakby cały dzień spędziła w parku rozrywki na ekstremalnych rollercoasterach.

- Uderzył mnie kijem baseballowym w głowę, trochę potrzymał w piwnicy, ale poza tym nic mi nie jest. Naprawdę- zapewniła Stone. Mówiła prawdę, chociaż wiedziała, że pewne obrazy będą ją prześladować do końca życia. Fizycznie miała się dobrze. Reszta z czasem się ułoży. Trochę dziwnie czuła się z tym, że Matteo jeszcze nie odezwał się ani słowem. No i trzymał dystans, co było zdecydowanie nietypowe w jego przypadku. Starała się ignorować czarne scenariusze, pojawiające jej się w głowie. Może jednak nie chciał przeprowadzki do Nowego Jorku? O to chodziło? Znudziła mu się?- Komu zawdzięczam ratunek?

W tym momencie odezwał się Matteo, zupełnie jakby czytał jej w myślach i usłyszał, że nadszedł czas, aby przekazać jej złe wieści. Pewnie nie chciał tego robić w szpitalu, ale uznał, że nawet bolesna prawda była lepsza od kłamstwa. Szczerze mówiąc, żaden moment nie wydawał jej się odpowiedni na zerwanie, skoro wcale tego nie chciała.

- Możecie nas na chwilę zostawić? Dany potrzebuje spokoju- powiedział brunet. Jej imię brzmiało w jego ustach tak miękko. Aż serce jej się ścisnęło na myśl, że miałby w tym momencie powiedzieć jej, że to koniec. Zakochała się w nim. Aż za bardzo i za szybko. Była tego faktu boleśnie świadoma, ale nic nie mogła na to poradzić. Już było za późno.

- No przyznaj się, że po prostu chcesz z nią pogadać na osobności- stwierdziła Maia, przewracając oczami. Rozpogodziła się po tym jak Dany oznajmiła, że nic jej nie jest, prawie.- Ale szczerze to wolę wyjść i nie widzieć jak wy... No wiecie. Wybacz Dany, tak się kończy spotykanie się z bratem przyjaciółki, chociaż ciągle nie wiem jak to się stało.

- No dobra. Zostawimy was na razie, ale później tak szybko się nas nie pozbędziesz- zapowiedział Owen, ponaglając Maię do wyjścia. Brunetka miała skłonność do bycia gadatliwą.

Różowowłosa pożegnała ich z uśmiechem. Tak dobrze było ich widzieć. Jeszcze kilka albo kilkanaście godzin temu była przekonana, że to będzie jej koniec. Umrze i nigdy więcej nie będzie świadkiem ich żartów, przesadnej gadatliwości, nie pozna oficjalnie chłopaka Owena... No i nie zobaczy Matteo, a teraz był tutaj i chciał z nią zerwać. Będąc w piwnicy właśnie on podnosił ją na duchu albo raczej wspomnienia z nim. Życie nieustannie ją zasmakowało. Myślała, że nic gorszego już jej nie spotka.

Brunet podszedł do jej łóżka, siadając na uprzednio zajmowanym przez jego siostrę krześle.

- Nareszcie- westchnął z ulgą. Dany wcale nie była taka zadowolona, bo w ich towarzystwie przynajmniej nie przykazywał jej złych wieści.

- Powiedz to prosto z mostu. Nie możemy być razem albo ty nie chcesz już ze mną być, ponieważ... Chcę mieć to z głowy.

Brunet zmarszczył brwi z niezrozumieniem. Stone przewróciła oczami. Nie podejrzewał, że przejrzy jego zamiary? Nie doceniał jej.

- Domyśliłam się. Trzymałeś dystans. Praktycznie w ogóle się nie odzywałeś, a potem chcesz rozmawiać na osobności. To oczywiste, że chcesz ze mną zerwać. Po prostu to zrób.

- Zwariowałaś? Jak możesz coś takiego w ogóle insynuować? Dlaczego miałbym z tobą zrywać? Cholernie się o ciebie martwiłem. Nawet nie wiesz jak bardzo.

Tym razem to Dany zmarszczyła lekko brwi, ale zaraz potem uśmiechnęła się. Kamień spadł jej z serca. To świetnie, że nie chciał z nią zrywać. Wcale nie chciała tego słyszeć. A ten tekst o martwieniu się i niepokoju, sprawił że poczuła motylki w brzuchu. Ogarnęła ją ulga i spokój.

- Cieszę się, bo naprawdę nie chciałabym, żeby to się skończyło. Może to głupie, ale tam w piwnicy... Sporo o tobie myślałam i było mi przeraźliwie przykro na myśl, że miałabym cię więcej nie zobaczyć.

Brunet ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją. Przez te kilka godzin zapomniała jak świetnie całował. Do tego stęskniła się za nim. On za nią też. Oderwali się od siebie dopiero po dłuższej chwili. Matteo chwycił ją za rękę, spojrzał głęboko w oczy i uśmiechnął się w ten swój czarujący sposób. Uwielbiała jego uśmiech.

- To nie jest głupie i obawiam się, że będziesz na mnie skazana. Będę musiał przyśpieszyć tę przeprowadzkę do Nowego Jorku. Nie wytrzymam kilku tygodni bez ciebie.

Różowowłosa roześmiała się. Podobał jej się ten scenariusz. Niemal wyjął jej to z ust..

*****

Lara i Rich czekali na korytarzu w szpitalu. Stone nie mógł już dłużej znieść tej ciszy pomiędzy nimi. Miał tego serdecznie dość.

- Dziękuję za to, że uratowałaś Dany- odezwał się Rich.- To dla mnie wiele znaczy. Nie martw się, to co się tam wydarzyło zostanie między nami.

Stone miał na myśli strzał prosto w tętnicę szyjną Smakosza. To nie była obrona konieczna, a jednak w tej sytuacji był skłonny skłamać, twierdząc że to było absolutnie niezbędne. Inaczej Dany zostałaby wzięta jako zakładniczka i pewnie nie wyszłaby z tego bez szwanku, o ile w ogóle by przeżyła. Rich był świadkiem zbyt wielu takich sytuacji i wiedział jak to się kończyło. Agentka zaryzykowała swoją karierą zawodową i on był w stanie zrobić to samo. W końcu tylko ich dwójka widziała, co się wydarzyło. Dany była nieprzytomna. Smakosz nie żył. Nikt nie mógł podważyć ich wersji wydarzeń.

- Jesteś pewien? Nie chcę, żebyś robił coś wbrew swojej woli, Richie. Zachowałam się lekkomyślnie, ale niczego nie żałuję. Dany żyje i dojdzie do siebie.

Stone nigdy nie przyznałby tego na głos, ale zaczynał lubić to zdrobnienie. Na początku go denerwowało, ale teraz? Mógłby to słyszeć na okrągło.

- Jestem pewien i chciałbym, żeby było między nami jak wcześniej. Przed tym całym zamieszaniem ze Smakoszem. Kocham cię.

Agentka uśmiechnęła się, odpowiedziała "ja ciebie też" i pocałowała go. Rich z przyjemnością przyciągnął ją do siebie, rozkoszując się bliskością, której przez jakiś czas mu brakowało.

- Rozmawiałam z Billy'im. Załatwiłam mu korzystną ugodę z sędzią. Nie powie o broni. Podpisał umowę, że nie wspomni ani słowem o tym w jaki sposób zostały wydobyte z niego zeznania. Jeśli cokolwiek powie, nici z umowy i posiedzi kilka lat więcej. Unikniemy kłopotów- oznajmiła rudowłosa po chwili.

Stone ucieszył się z tego powodu, a kłamstwa i lekkie naginanie prawa mu w tym kontekście nie przeszkadzało.

- Chyba rzeczywiście masz na mnie zły wpływ, Laro, bo bardzo mnie to cieszy. Myślałem o wakacjach, takich prawdziwych. Dałabyś radę załatwić sobie kilka dni wolnego?

Agentce przypadł do gustu ten pomysł. Dyskutowali o potencjalnym miejscu wypoczynku, gdy na drugim końcu korytarza pojawił się Matteo. Poinformował, że Dany się obudziła. To była świetna wiadomość.

*****

Dany pożegnała chwilowo Matteo. Brunet sam zaproponował, że uda się po kawę. W domyśle chodziło o to, że pozwoli jej na rozmowę sam na sam z kuzynem. Rich uściskał ją na powitanie z szerokim uśmiechem. Różowowłosa podejrzewała, że jego wyśmienity nastrój miał dodatkowe źródło. Nie chodziło tylko o jej dobre samopoczucie i fakt, że się obudziła.

- Pogodziłeś się z Larą, mam rację?- spytała różowowłosa, powstrzymując radosny pisk, chociaż naprawdę cieszyła się z tego powodu. Tylko dzięki agentce jej kuzyn potrafił promieniować takim szczęściem.

Rich uśmiechnął się jeszcze bardziej, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że miała rację.

- To świetnie- skwitowała nawet nie dając mu dojść do słowa.- W każdym razie chciałabym dowiedzieć się co się stało. Słyszałam, że mnie uratowaliście z Larą. Chyba nie muszę mówić, że jestem wam dozgonnie wdzięczna. Cokolwiek będziecie chcieli, zawsze możecie na mnie liczyć. Chętnie wam pomogę.

- Myślisz, że zostawiłbym cię na pastwę seryjnego zabójcy? Własną kuzynkę? Jeśli nie masz nic przeciwko, to zaprosiłbym Larę. To dzięki niej udało nam się ciebie znaleźć na czas. Zresztą zna historię Smakosza dokładniej niż ja.

- Jasne, niech wejdzie, jeśli tylko cerber jej na to pozwoli- odparła Dany. Rich uniósł brwi pytająco.- Miałam na myśli pielęgniarkę. Nie rozmawialiście z Owenem i resztą? Podobno przygotowali cały plan, żeby tylko wejść tutaj większą grupą, chociaż ja jeszcze nie zdążyłam jej poznać. Od czasu kiedy się obudziłam, nie było jej tutaj.

Nagle przyszło jej na myśl, że być może nikt nie powiadomił pielęgniarki i lekarza o jej przebudzeniu. To by wyjaśniało, dlaczego nikt tutaj się nie zjawił. No chyba że jej stan był na tyle dobry, iż to nie było konieczne. Tak czy siak, teraz miała ważniejsze sprawy na głowie. Czuła się całkiem nieźle, rollercoaster w jej głowie powoli zwalniał i przynajmniej nie miała wrażenia, że łóżko się pod nią rusza. A może ją nafaszerowali jakimiś lekami? Innego wyjaśnienia nie znajdowała dla tak długiego snu i tych dziwnych zawrotów głowy.

Cross skinęła jej głową na powitanie, po czym podsunęła jej pod nos zeskanowany artykuł.

- Myślę, że najlepiej będzie zacząć od początku, od zdarzenia, które zdefiniowało osobowość Smakosza, niejako zmieniło go w tego kim się stał. Ale najpierw zanim przeczytasz artykuł pozwól mi przybliżyć jego sytuację rodzinną. Rodzice Smakosza zawsze pragnęli mieć wielką rodzinę, duży i piękny dom, psa... Chcieli z grubsza tego, co sporo ludzi w obecnych czasach. Doczekali się jednego potomka, chłopca, drugi albo raczej druga była w drodze. Beatrice była w ciąży i powiedziano jej, że to będzie dziewczynka. Byli wniebowzięci. Ich marzenia o dużej rodzinie powoli się spełniały. Nawet przygotowali pokój dla córki. Niestety coś poszło nie tak w trakcie porodu. Beatrice nie dość, że straciła dziecko to jeszcze nie mogła ponownie zajść w ciążę. Obwiniali o to lekarza. Poszli nawet do sądu, ale nic na tym nie zyskali. Stracili jedynie mnóstwo pieniędzy na prawnika.

- Skąd ty to wszystko wiesz?- wtrącił Rich z mieszanką zdziwienia i podziwu pobrzmiewającą w głosie.

Rudowłosa uśmiechnęła się enigmatycznie.

- Mam swoje źródła i być może odwiedziłam jeszcze Billy'ego w międzyczasie. Opowiedział mi wszystko. Na czym to ja skończyłam?

- Spłukali się na prawnika- podpowiedziała różowowłosa, chociaż ciągle nie rozumiała, do czego zmierzała agentka. No i kim był Billy? W każdym razie nie chciała przerywać. Później się dowie.

- To prawda, wydali większość swoich oszczędności. Zrozpaczeni wrócili do domu. Borykając się z żałobą po utracie córeczki i utraconym marzeniu o dużej rodzinie, nawet nie zauważali swojego starszego i jedynego syna. Stopniowo popadli w coraz większe kłopoty finansowe. Robili się oschli, agresywni, znęcali się nad chłopcem, głodzili go. Ojciec popadł w alkoholizm... Aż pewnego dnia wybuchła awantura. Pod wpływem alkoholu i może nawet jakichś środków odurzających ojciec Smakosza w gniewie popchnął własną żonę. Na jego nieszczęście stało się to w okolicy schodów. Kobieta pociągnęła go za sobą, a że był tak pijany że ledwo stał, to polecieli obydwoje. Skończyło się to tragicznie. Obydwoje skręcili karki, trochę się połamali. Billy nie wiedział czy zginęli od razu czy może umierali nieco dłużej. O tym Smakosz mu nigdy nie powiedział. Być może nawet nieco im w tym pomógł... Niemniej, później nastąpił dość istotny zbieg wydarzeń. Smakosz tkwił przez dziesięć dni w tym domu. Nie wychodził z niego.

Różowowłosa zmarszczyła brwi. Nie potrafiła przyswoić tego faktu. Dziesięć dni spędzić w domu, gdzie zginęli jego rodzice?! Dlaczego nie poszedł do sąsiadów, miasteczka?! Dlaczego nie wezwał pomocy?! Nawet te piętnaście lat temu mieli już telefony. Mógł zadzwonić na policję.

- Czy to znaczy, że...?

Rudowłosa nie dała jej dokończyć, interpretując pytanie na swój sposób.

- Siedział z trupami własnych rodziców przez dziesięć dni. Był świadkiem procesu rozkładu, czuł smród, ale również był przeraźliwie głodny. Był dzieckiem. W dodatku takim, które było głodzone już wcześniej. Był zaniedbany, bity, przyzwyczajony bardziej do agresji niż do miłości. Nie rozumiał co się stało i dlaczego. Nie pojmował czegoś takiego jak strata drugiego dziecka, problemy finansowe i alkoholizm, o jakiejkolwiek edukacji już nie wspominając... Zachowywał się bardziej jak zwierzę niż człowiek, a był strasznie głodny. Wtedy po raz pierwszy dopuścił się aktu kanibalizmu.

Dany wytrzeszczyła oczy. Przeklęła pod nosem. Kompletnie nie mieściło jej się to w głowie! Nie potrafiła tego pojąć, a tym bardziej zrozumieć. Już samo dzieciństwo Smakosza brzmiało nierealnie, niewyobrażalnie dla niej, osoby, która wychowała się w domu pełnym miłości.

- Zjadł własnych rodziców?!- rzuciła Stone bezbrzeżnie zdziwiona. W międzyczasie pobieżnie przejrzała artykuł i coś jej się nie zgadzało.- Czyli to nie był pies?

- Nie wiadomo dlaczego, ale policjanci tak pomyśleli. Niewykluczone, iż pies również miał w tym swój udział. Kto wie? Prawdopodobnie policjanci nie chcieli dopuścić do siebie myśli, że dziecko mogłoby zrobić coś tak potwornego. Zakończyli śledztwo, a Smakosz wylądował pod opieką Billy'ego, jego wujka. To ten mężczyzna robił ci zdjęcia.

Nareszcie Dany wiedziała kim był wspominany Billy. Teraz już wiedziała, dlaczego Smakosz zabijał i zjadał ofiary, poniekąd... Ale dlaczego ona? Za kogo ją brał? I dlaczego Billy robił jej zdjęcia?

- Dlaczego?

Cross poprawiła się na krześle. Szpitalne krzesełka były rzeczywiście niewygodne.

- Billy od początku wiedział, że coś było nie tak z jego bratankiem. Zachowywał się dziwnie. Zaczął podbierać surowe mięso z lodówki, zjadać martwe zwierzęta... Nawet w pewnym momencie nauczył się je gotować. Billy mógłby zareagować, ale sam też nie był święty, oględnie mówiąc. Któregoś dnia sprowadził do domu prostytutkę, ale w wyniku wydarzeń, których nie chciał przybliżać, kobieta umarła. Podobno to był wypadek. Zakopał jej ciało koło domu, ale następnego dnia zauważył, że ktoś je wykopał. Jego bratanek. Umył ciało i dopuścił się konsumpcji. Billy to zauważył i w jego głowie zakwitła pewna myśl. Od tamtej pory działali wspólnie. Billy porywał lub zapraszał do siebie kobiety, gwałcił je i zabijał w dowolnej kolejności, a Smakosz zajmował się resztą. Jadł ile chciał, oczyszczał kości, a później prawdopodobnie wyrzucał je do jeziora lub zakopywał.

Różowowłosa wzdrygnęła się. W jej wyobraźni sam pojawił się obraz tafli jeziora i tych wszystkich ukrytych w okolicach dna szkieletów, kości... Obawiała się, że już nigdy swobodnie nie wejdzie do jeziora. Jak wiele osób zabili w ten sposób? Chyba wolała nie znać odpowiedzi na to pytanie. To było okropne, co było eufemizmem roku... Żadne słowa nie oddawały w pełni grozy tego ciągnącego się przez lata morderczego procederu.

- Dlatego nie zgadzał się profil psychologiczny- kontynuowała Cross. Dany nie słyszała o żadnym profilu, ale i tak była zbyt zajęta próbą przyswojenia poprzednich szokujących faktów, żeby o to zapytać.- Sztuczka stara jak świat, zmora policjantów. Więcej niż jeden morderca popełniający tę samą zbrodnię. Nie sposób czegoś takiego udowodnić. Ktoś ma alibi na jedno morderstwo, ktoś na inne... I tak finalnie obaj są na wolności, ponieważ rzekomo chodzi o jednego seryjnego mordercę. Wracając do właściwego tematu, Billy szukał ofiar. Z reguły młode atrakcyjne kobiety. Nierzadko robił im zdjęcia i pokazywał je bratankowi. Prawdopodobnie też zbierał je na pamiątkę, ale nie chciał ujawnić, gdzie je trzyma. Będziemy musieli dokładnie przeszukać domek letniskowy i okolice. Pewnego dnia trafiło na ciebie.

Tutaj Lara zwróciła się do Dany. Ta skinęła głową.

- Kiedy Smakosz to zobaczył, wróciły do niego wspomnienia. Spójrz na to.

Agentka podsunęła jej teczkę. Danielle otworzyła ją drżącymi rękami. W końcu pozna odpowiedź na nurtujące ją pytanie. Dlaczego się na nią uwziął? Na widok zdjęcia zmarszczyła brwi.

- Nie rozumiem. Widzę tylko różowy pokój. Morderca brał mnie za jakąś osobę z przeszłości, ale... Nie widzę jej tutaj.

- Otóż to. On myślał, że ktoś go obserwuje. Ten różowy pokój w kolorze twoich włosów był niejako symbolem jego klęski, momentu, gdy zawaliło się jego życie. To miał być pokój jego młodszej siostry. Kiedy tak siedział w jednym domu z trupami własnych rodziców... Cały czas widział ten jeden pokój i ten kolor. Obwiniał go za wszystko, co mu się przydarzyło. Wręcz upersonifikował ten kolor, wszelkie zło jako osobę, a jak zobaczył ciebie, wróciły do niego wspomnienia. Myślał, że to ty tam byłaś, patrzyłaś na wszystko z uśmiechem na ustach. W jego głowie to miało sens.

Różowowłosa nie wiedziała co powiedzieć. Jej usta otwierały się i zamykały, ale nie wychodził z nich żaden dźwięk. Zachowywała się jakby była rybą. To kompletnie nie mieściło jej się w głowie! Gdyby nie została porwana, nie rozmawiała z nim, nie widziała tej makabrycznie przygotowanej kolacji, ciężko byłoby jej w to uwierzyć. A jednak nawet z nim rozmawiała i rzeczywiście brał ją za kogoś innego. Teraz już wiedziała za kogo. W jego głowie była niemal ucieleśnieniem diabła, a to wszystko przez kolor ścian i jej włosów. Nie wiedziała co myśleć. Może powinna pomyśleć o nowym kolorze, skoro ten wywoływał tyle skrajnych emocji?

*****

Montero z zadowoleniem przebiegł wzrokiem po swoim biurze. Biurko Cross zostało już wyniesione. Stone i agentka więcej się tutaj nie pojawili. Odzyskał swój teren i było mu z tym niesamowicie dobrze. W końcu nikt nie naruszał jego przestrzeni. Dodatkowo, nie musiał użerać się z żadnymi nowojorczykami.

Claus musiał przyznać, że pod koniec nawet docenił wkład agentki specjalnej FBI oraz Stone'a. Starali się, ale i tak najlepiej pracowało mu się w pojedynkę. Udowodnił to podczas tamtej szalonej nocy, kiedy to poradził sobie wyśmienicie.

Bilans przedstawiał się następująco: siedem trupów, dwie osoby poważnie ranne, ale finalnie odratowane. Morderca złapany i choć nie żył, mieli jego wspólnika, który wszystko wyśpiewał. Każdy nawet najmniejszy szczegół sprawy został wyjaśniony, tak jak lubił.

Nagle do jego biura wkroczył Smith. Bez pukania. Jeśli wyskoczy z byle pierdołą, Claus gwarantował, że zacznie szykować ten plan morderstwa, o którym kiedyś pomyślał.

- Co jest, Smith? Mam nadzieję, że to jest ważne, bo nawet nie zapukałeś...

- Hurley chce cię widzieć. Natychmiast.

Claus był zaskoczony. Po pierwsze, Smith nie użył żadnego barwnego porównania. Po drugie, czego chciała od niego pani inspektor?

Claus nie zwlekając, od razu udał się do jej gabinetu. Komu jak komu, ale Hurley nie kazałby na siebie czekać. Darzył ją ogromnym szacunkiem i to nie tylko dlatego, że była w jego typie. Była też świetną policjantką.

Pani inspektor skinęła mu głową na powitanie. Jak zawsze była oszczędna w słowach. Wskazała mu krzesło, splotła dłonie przed sobą na biurku i spojrzała na niego spod swoich długich rzęs.

- Witaj, Montero. Zaprosiłam cię w konkretnym celu. Uważnie prześledziłam sprawę Smakosza i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Zrobiliście wszystko, co trzeba. To była wyjątkowo trudna sprawa, że się tak wyrażę. Ale to nie wszystko. Przede wszystkim, muszę pochwalić ciebie. Świetnie sobie poradziłeś z Callahan Resort. Brak elektryczności, liczne ciała i potencjalne zagrożenie ze strony mordercy czającego się w ciemnościach... Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Gratuluję, Montero.

- Dziękuję, bardzo miło mi słyszeć pochwałę z pani ust- odparł skromnie Claus, chociaż komplement od pani inspektor był sporym osiągnięciem. Hurley uśmiechnęła się oszczędnie.

- Z przyjemnością informuję cię o awansie oraz byłabym wdzięczna, gdybyś mógł zająć się kwestią kości z jeziora. Naturalnie ekolodzy dostaliby szału, gdybym poprosiła o osuszenie jeziora, dlatego myślałam o zespole nurków. Nurkowałeś kiedyś? Możesz nadzorować sytuację znad brzegu albo w tym uczestniczyć, jak ci wygodniej. Co na to powiesz?

Claus z przyjemnością zauważył, że niejako przeszli na "ty". Cieszył się na informację o awansie. Zasłużył sobie na niego. No i już cieszył się na owocną współpracę z Rachel Craig, sympatyczną antropolożką. W końcu chodziło o kości z jeziora, prawda?

- Z przyjemnością się tym zajmę. Dziękuję. Cieszę się, że o mnie pomyślałaś.

*****

Dany stała przed wejściem do CR i robiła ostatnie zdjęcia. Chciała zapamiętać to miejsce, które było jej domem przez ostatni miesiąc i kilka dni. Gdyby mogła, zatrzymałaby się teraz w czasie. Chciała, żeby ta chwila się nie kończyła, najlepiej trwała wiecznie. Jednak wiedziała, że to niemożliwe.

Minęło kilka dni od jej wyjścia ze szpitala. Razem z Matteo, Owenem, Brianem i resztą pomagali Maii jak mogli. Brunetka nie poddała się. Stwierdziła, że mimo wszystko zreanimuje CR. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby zamknąć to miejsce. Stwierdziła z całą powagą na jaką ją było stać, że żaden kolejny seryjny zabójca nie pokrzyżuje jej planów. Pewnie miała rację. Tacy mordercy zdarzali się wyjątkowo rzadko. Swoją drogą, w jeziorze znaleziono do tej pory dziesięć szkieletów, a nurkowie dalej pracowali... Stone chyba wolała nie znać ostatecznego bilansu. To przerażające ile kości kryło w sobie tak piękne jezioro.

- Skończyłaś sesję zdjęciową?- zapytał Matteo z uśmiechem.

Różowowłosa popatrzyła na niego krytycznie. Nie potrafiła tego zrozumieć. Jak można być tak opanowanym, wyjeżdżając z tak, mimo okoliczności, fajnego miejsca?

- Jak ty to robisz? Nie jest ci przykro?

- Przecież jestem współwłaścicielem. Mogę wpadać kiedy chcę. Za jakiś czas tutaj wrócimy. Czy ty płaczesz?

Brunet pochylił się w jej kierunku, ścierając jej palcem łzę, która spłynęła jej po policzku. Różowowłosa zaczęła intensywnie mrugać, próbując odgonić łzy. Nie chciała płakać, ale nie potrafiła ukryć, że było jej smutno.

- Może trochę. Po prostu z tym miejscem będę miała mnóstwo świetnych wspomnień.

Różowowłosa wtuliła się w Matteo, który objął ją i nie puszczał aż sama się nie odsunęła. Była mu wdzięczna za wsparcie. No i wyjazd z CR był dużo łatwiejszy, kiedy miała w perspektywie wspólne mieszkanie. Nie wiedziała czy przypadkiem nie za bardzo się śpieszyli, ale miała to gdzieś. Była szczęśliwa i zamierzała z tego korzystać.

Dany nie powiedziała tego na głos, ale obawiała się jak będzie wyglądał jej kontakt z Maią, Owenem i resztą. Wiedziała, że to dzięki nim już zawsze będzie miała sentyment do tego miejsca. To oni stworzyli atmosferę, dzięki której ten koszmar był znośny. Będzie jej ich brakować i na pewno nie raz za nimi zatęskni. Była świadoma tego, że kontakt na odległość to nie będzie to samo. Wszystko miało kiedyś swój koniec i jakkolwiek okropnie to brzmi, trzeba ten fakt zaakceptować. Coś się kończy i coś zaczyna. W takich momentach jak ten była zbyt sentymentalna.

- Myślę, że możemy już iść. Reszta czeka na lotnisku, prawda?

Matteo przytaknął. Dany ostatni raz spojrzała na Callahan Resort. Będzie tęskniła za tym miejscem i ludźmi. Każde wakacje musiały kiedyś dobiec końca i pozostać jedynie zlepkiem wspomnień, prawda?

~~~~~

Cześć, gratuluję wszystkim którzy tutaj dotarli. Niezmiernie mi miło, że poświęciłaś/eś swój czas na czytanie Smakosza. Mam nadzieję, że książka nie zawiodła. Koniecznie dajcie znać, co myślicie o całości. Liczę, że polubiliście bohaterów, a powrót Richa i później Lary okazał się przyjemną niespodzianką. Do przeczytania w następnym tekście :)

Ps. Już nam nim pracuję, chociaż jeszcze długa droga do zakończenia. Kolejny seryjny zabójca o nietypowym modus operandi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top