8
Budzę się z okropnym bólem głowy. Całą noc nie mogłam spać zastanawiając się jak w kilka godzin ta dziewczyna na mnie zadziałała. To aż niewiarygodne.
Zerkam na kobietę śpiącą na mnie i wzdycham cicho.
- Obyś była wczoraj na tyle pijana i mnie nie pamiętała - mrucze cicho na głos. To dało by mi większe pole manewru bo mogła bym po prostu zniknąć bez większego żalu, oraz wyrzutów sumienia, co jest naprawdę okropne. Jeszcze nigdy nie miałam tak nieskładnych myśli... Ba nawet nigdy nie przyśnił mi się koszmar związany z zabijaniem, a jedyny który mnie męczy to ten gdy siedzę jako mała dziewczynka zapłakana w kącie damskiej przebieralni przed ćwiczeniami, a wszyscy stoją nade mną śmiejąc się i wytykając mnie palcami. Potrząsam głową by odgonić tę myśl, a Camila jak na komendę podnosi głowę od razu na mnie patrząc.
- Coś się stało? - pyta chodź nadal wygląda trochę jak by była w głębokim śnie. Kręcę w odpowiedzi głową, ale za nim to robię jej głową opada z powrotem na moją klatkę piersiową.
- Nie. Wszystko w porządku - wzdycham, a gdy ponownie unosi głowę sile się na lekki uśmiech.
- Zostałaś - wygląda już na nieco przytomniejszą.
- Tak jak obiecałam - mówię z uśmiechem. Brunetka kiwa głową z uśmiechem.
- Spałam cały czas na tobie? - zerka na mnie z dołu próbując ze mnie zejść - Pewnie było ci ciężko - mruczy walcząc z własnym ciałem.
- Nie. Było nawet wygodnie - przytrzymuje ją delikatnie, a ona od razu kładzie się na mnie z powrotem.
- Jak ja nie cierpię imprez - mruczy niezadowolona biorąc telefon w dłoń. Zerkam na niego ukradkiem i dostrzegam kilkanaście nieodebranych połączeń i trzynastą godzinę.
- Nie jest tak źle - chichocze - Chyba, że żałujesz? - nie wiem dlaczego tak właściwie o to pytam, ale nie będę teraz rozliczać siebie z konsekwencji rozmów oraz tego co ona ze mną robi. Pomyślę o tym gdy wrócę do siebie i swojej rzeczywistości.
- Nie mam czego żałować - odpowiada uśmiechając się miło i powoli wstaje - Muszę oddzwonić do przyjaciółek, bo zaraz wezwą policję.
Gdy tylko kończy to mówić rozlega się głośne pukanie do drzwi.
- Albo je wyważą - zauważam wskazując na drzwi. Ta tylko śmieje się bezradnie i idzie otworzyć drzwi, a już po kilku sekundach wyparowuje tu trójka poznanych przeze mnie wczoraj znajomych dziewczyny.
Wysoka blondynka, jeśli dobrze pamiętam o imieniu Dinah wpada z patelnią, czarnoskóra z dezydorantem w rękach a najniższa z kijem baseballowym. Unoszę na nie brwi ze śmiechem.
- Co to ma być? - Kubanka patrzy na nie jak by zerwały się z psychiatrykach.
- Tak?! To ja się pytam co ma być?! Nie odbierasz nie odpisujesz!? - najwyższa zaczyna wymachiwać tą patelnią, a Camila robi w porę unik po czym zabiera jej ją z dłoni.
- Patelnie masz. Wiesz gdzie lodówka. Idź zjedz i się nie drzyj. Głowa mnie boli - mruczy i siada obok mnie - Zrób więcej tak żeby każdy się najadł.
- Czyli Cię nie porwali? - Allyson oddycha z ulgą, na co ta bezradnie kręci głową i opiera ją o moje ramię.
- Skończcie już ze swoją wyobraźnią, bo kiedyś mnie zabijecie - zamyka oczy, a ja na całą tę sytuację uśmiecham się tylko obejmując ramieniem zmęczoną kobietę.
- Martwiliśmy się. Gdybyś nie dała mi teraz jeść i tak bym coś rozwaliła - DJ macha jeszcze trochę patelnią, a po chwili wychodzi jak sądzę do kuchni.
- Pozwoliłam Ci zrobić. Po za tym nawet gdybym nie pozwoliła byś się obsłużyła - mruczy sennie, a jej oddech owija moją szyję wywołując na niej dziwne, ale przyjemne ciarki.
- To najbardziej emocjonujący poranek jaki kiedykolwiek w życiu miałam - stwierdzam ze śmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top