34
To chyba najbardziej stresujące pięć minut.
- To kogo? - pytam przystępując z boku na nogę. Lekarz siedzi cicho jeszcze przez dość długi czas, aż w końcu otwiera jakiś plik w komputerze.
- Pani? - pyta zdziwiony, a ja oddycham z ulgą.
- O cholera - przecieram twarz dłonią i zerkam na Camile, która nie jest w ogóle zaskoczona tylko uśmiecha się delikatnie - Będę miała dziecko - mówię w ogromnym szoku - Dziecko - powtarzam - Chłopiec czy dziewczynka ? - dopytuje.
- Jeszcze na to za wcześnie - mówi spokojnie. Wyciągam portfel i płace lekarzowi z napiwkiem, a gdy go chowam podchodzę do brązowookiej łapie ją za twarz w obie dłonie i całuje ją długo i czule. Przypływ szczęścia jaki czuję w tym momencie jest zastraszająco ogromny.
- Zbierajmy się. Mamy jeszcze dziś dużo do roboty - mówię opierając czoło o jej glaskając kciukami jej policzki.
- Czy to znaczy, że się cieszysz? - pyta z nadzieją a nasze oczy spotykają się, a ja kiwam głową delikatnie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - mówię i odsuwam się. Lekarz wyciera brzuch mojej dziewczyny. Po czym po kilku minutach wychodzimy z budynku - Jane to moje dziecko. Bierz bierzmowanie - mówię i pomagam Camili wsiąść do mojego samochodu.
- A wy gdzie ? - unosi brwi.
- Jak to gdzie? Do naszego domu. Trzeba przygotować pokój dla dzidziusia - mówię dumnie, a Camila się śmieje
- Lauren to jeszcze siedem i pół miesiąca - zerkam na nią
- Tak długo ? - jęczę niezadowolona co powoduje śmiech i jednoczenie zdziwienie u obu kobiet.
- Tak - Camila wsuwa delikatnie dłoń w moje włosy - Także nie musimy się spieszyć - wzdycham cicho i obracam się w jej stronę.
- Camz mamy te siedem miesięcy i trochę. Chcę się tobą opiekować jak najlepiej tylko umiem. Od dawna czuję coś głębszego - klękam na kolana - Przepraszam. Przepraszam, że wątpiłam w Ciebie. Nasze uczucie. Przepraszam, że zachowywałam się tak chujowo - zatykam usta dłonią - Przepraszam - mówię tym razem do jej brzuszka i całuje go lekko po czym znów zerkam na Camile - Wyjdziesz za mnie? - pytam, a ta cała w sekundzie po bladła.
- Ty żartujesz? - pyta, a ja kręcę głową.
- Uważasz tak bo nie mam pierścionka? - wzdycham i po chwili wyciągam pudełeczko z kieszeni - Nie wiem czy trafiłam z rozmiarem - mówię i wstaje - Jak będzie nie dobry to go zmniejszę, albo kupię nowy - drapie się po karku coraz bardziej zestresowana i czuję jak pot zaczyna spływać po moim czole.
- Spokojnie - łapie mnie za dłoń - Porozmawiamy o tym później, dobrze?
- Czyli... Na razie nie jesteś na tak?
- Ani na nie - mówi z półuśmiechem - Jedzmy już. Zjemy coś na spokojnie po rozmawiamy.
- Dobrze - przytakuje przygaszona i pomagam jej wsiąść do samochodu - na co masz ochotę? - pytam cicho.
- Może jakaś sałatka ? Nie chcę za bardzo przestawać dbać o swoją dietę - klepie się lekko po brzuchu, a ja kładę po chwili na nim dłoń.
- Ja nie widzę, że nawet z kilkoma kilogramami po porodzie mogła byś być mniej atrakcyjna - mówię patrząc jej w oczy. W mgnieniu oka się rumieni więc nie chcąc jej już zawstydzać i budować napięcia przez swój kiepski humor zabieram ją do chińskiej restauracji wiedząc, że Camila kocha makarony oraz kurczaka. Więc mam nadzieję, że bynajmniej w ten sposób rozładuje trochę to napięcie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top