27
- Nie rozumiem skąd nagle u niej taki tupet? - wzdycham zerkając na Mani i na Allyson.
- Ona jej nie lubi - odpowiadają prawie w tym samym czasie na co wzdycham.
- Za co? Nawet jej dobrze nie zna...
- A ty dobrze ją znasz ? - Alls unosi brwi - Jestem pewna, że Dinah chce Ci po prostu dobrze...
- Najpierw mnie ośmieszała, dogadywała, a teraz jak w końcu czuję się szczęśliwa ona... - wzdycham - nie wiem to nie na moje siły - mruczę narkotyna.
- Za bardzo się przejmujesz - mówią popijając kawę, a po chwili czuję oplatające mnie ręce.
- Hej - słyszę ten anielski zachrypnięty głos. Gdy to mówi jej wargs lekko muska moje ucho co od razu powoduje u mnie przyjemne dreszcze.
- Cześć - dziewczyny się witają z Lauren na co ta odpowiada przyjaźnie, a gdy na nią zerkam ma również przyklejony do twarzy szeroki i przyjazny uśmiech.
- Mogę się dosiąść? - pyta, a my od razu się zgadzamy. Kobieta jeszcze idzie po kawę, a moje przyjaciółki rozwijają dyskusje między sobą, z której jestem oczywiście wyłączona - Coś się dzieje ? - zerkam zaskoczona na zielonooką, kiedy wróciła? Na dodatek z gotową kawą.
- Um... Nic - prostuje się bardziej na krześle.
- Jak to? - obejmuje mnie ramieniem - Widzę, że jesteś niemrawa - mów zmartwiona, a ja czuję palący wzrok dziewczyn na sobie.
- Jest na prawdę w porządku - zerkam na nią siląc się na uśmiech, który po chwili sam z siebie robi się naturalny. Całuje mnie lekko w policzek i zerka na moje przyjaciółki.
- Jak wam minął dzień? - unoszę brwi na to pytanie. Nie sądzę by one były chodź trochę inaczej nastawione do niej niż Dinah.
- W sumie dobrze. Obgadywaliśmy Cię trochę - mówi Ally.
- Mila Cię zaprosiła? - wypala czarnoskóra, a ja jak siedzę przysięgam. Tak bym wstała i przywaliła jej w te jej afro...
- W sumie przypadkiem tu trafiłam. Przerwa na kawę i odpoczynek od papierów - Jauregui nadal miło odpowiada i się uśmiecha życzliwie.
- My akurat wygraliśmy kontrakt i podwyżki - mówią zadowolone i stukają się kubkami z kawą.
- Gratulacje - mówi z uznaniem.
- Wszystko dzięki bananorzercy - śmieją się
*Oczami Lauren*
Zerkam na Camile z szerokim uśmiechem, ale ona dalej jest dziwnie nie obecna.
- Nie cieszysz się kochanie? - przyglądam się jej. Jej szczęka opada trochę niżej podobnie jak pozostałym dziewczyną.
- Kochanie? - czarna porusza brwiami.
- Źle coś powiedziałam? - ich reakcja zbiła mnie z tropu - Camz? - odsuwam się lekko od niej.
- Lauren zawiozła byś mnie do domu? - pyta po chwili nie odpowiadając na moje nieme pytanie.
- Oczywiście mam jeszcze trochę czasu - przytakuje od razu, a ona wstaje.
- Narazie dziewczyny - całuje je dziwnie zniesmaczona w policzek. Ja żegnam się z nimi ciepłym uśmiechem, a po chwili jesteśmy już w drodze do jej domu. Kładę dłoń na jej udo zerkając na nią
- Camzi co się dzieje? - pytam spokojnie, a ona zerka na mnie.
- Wszystkie są jakieś uprzedzone do Ciebie - mruczy. Ah więc o to chodzi? Piękną czekoladkę boli brak akceptacji ze strony jej znajomych? Nie wiem czy mam mieć z tego satysfakcję czy mam być smutna, że będę musiała zabić kogoś kto aż tak się mną "przejmuje"
- Kochanie proszę. Nie zaprzątaj sobie nimi głowy.
- Ale chce by Cię polubili - wzdycha cicho.
- Jakoś to ogarnę - mówię z uśmiechem stając przed domem dziewczyny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top