26

Po długim trzy godzinnym zebraniu w końcu mogłam pójść do biura na dwu godzinną przerwę. Mimo, że niedawno widziałam się z Lauren pomimo wszystko już czułam jakiś dziwny jej brak. Wyciągnęłam telefon i szybko wystukałam sms-a, że jeśli chce i ma ochotę może przyjść dla mojego biura i zamówimy jakiś obiad. Odpowiedz dostałam niemalże od razu, która oczywiście była chętna na zjedzenie wspólnego obiadu. Nie musiałam również długo czekać. Lauren pojawiła się już niecałe dwadzieścia minut później i w dodatku z reklamówką jak sądzę już z obiadem.

- muszę przyznać że naprawdę Ci bardzo ładnie w firmowym uniformie - podchodzi i całuje mnie w policzek.

- Dziękuję - rumienie się delikatnie, a wiem to stąd iż moje policzki zaczęły mnie palić.

- Ależ nie masz za co Camz cała przyjemność po mojej stronie. Kupiłam jakąś sałatkę, mam nadzieję że Ci zasmakuje - podaję mi pudełko z uśmiechem. Zniewalającym uśmiechem. Nie wiem skąd nagle pojawia się we mnie tyle odwagi. Podchodzę do Lauren, opieram się tyłkiem o moje biurko. Łapie ją za koszulę i przyciągam do siebie do namiętnego pocałunku. Ona oczywiście oddaje go od razu, a po chwili ja go pogłębiam. Łapie mnie za tyłek i sadza na biurku.

- Chyba już rozumiem co miałaś na myśli mówiąc, że jesteś głodna - mówi rozbawiona przenosząc pocałunki na moją szyję.

- Miałam na myśli obydwa znaczenia - odpowiadam z westchnieniem kiedy zielonooka zasysa moją skórę na szyi. Już w pierwszym momencie wiem, że będzie z tego niezły ślad zwanym malinką. Z moich ust wydaje się dość głośny jak, który widocznie bardzo nakręca Jauregui, a tym samym ona nakręca również mnie...

*Oczami Dinah*

- Widzieliście gdzieś Mile? Spóźnia się - pytam dziewczyn rozglądając się. Ja oczywiście należę do królowych spóźnialstwa, ale nie przesadzajmy to jest naprawdę bardzo ważne spotkanie. Kiedy moje uszy napotyka tempa cisza wzdycham ciężko wstaję i kieruję się do biura mojej przyjaciółki. Może po prostu zasnęła na biurku. Rano nie wyglądała na dość... Wyspaną. Kiedy jestem już na nie piętrze i w połowie drogi do jej biura marszczy brwi gdy słyszę głośne jęki na  cały korytarz, które niedługo później Po moich kolejnych dwóch kropkach cichną.  Biorę kilka głębokich wdechów i idę nadal w wolnym tempie daje biura zastanawiając się co mogę tam zobaczyć. Chwila prawdy nadeszła zbyt szybko niżeli bym się tego spodziewała. Wchodzę do jej gabinetu, a ta cała Jauregui będę tylko mnie zauważa wychodzi.

- Camila kurwa mać ile mam na Ciebie czekać? Już właśnie powinniśmy teraz wchodzić na... Czy to są twoje majtki? - marszcze nos podnosząc skromny materiał na długopisie.

- Nie? - ucieka wzrokiem w bok.

- No jak kurwa nie skoro dostała się ode mnie i od Normani. Pieprzył aż się z nią - wzdycham ciężko - Błagam Cię zrób to dla mnie i przestań się z nią spotykać - mówię błagalnie, a ona wstaje dość mocno wkurzona. Jeszcze jej takiej nie widziałam. Zabiera majtki z długopisu i szybko się ubiera.

- Po pierwsze tak to te majtki. Po drugie, tak spałam z nią, a po trzecie. NIE TWÓJ PIERDOLONY BIZNES JANE Z KIM SYPIAM I Z KIM JESTEM - warczy i mnie wymija zostawiając mnie w totalnym osłupieniu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top