17
Wyciągam w skupieniu pojedyncze kawałki lustra z dłoni Lauren. Nie spuszcza mnie nawet na chwilę z oczu. Zaczynam czuć się nawet teraz dziwnie przez to, że mnie tak obserwuje.
- Gotowe - mówię po dobrej godzinie opatrywana jej ręki.
- Dziękuję - odpowiada bardzo chrypliwy głosem.
- Kiedy to się stało? - w końcu nabieram odwagi by spojrzeć w jej piękne zielone oczy.
- Chyba kilka dni temu. Nie jestem pewna - wzdycham kiwając głową. Może naprawdę nie pamięta, tylko dlaczego to zrobiła?
- Przepraszam, że tak Cię naszłam ale naprawdę wydawało mi się wydawało mi się, że jesteś nie w porządku...
- Dziękuję - jej głos jest wdzięczny.
- Za co? - dziwię się.
- Za to, że się zmartwiłaś, że przyjechałaś, że chcesz tu być. Przepraszam za to, że Cię olałam Wybacz naprawdę nie wiem co się ze mną stało. Wynagrodzę Ci to obiecuję, a to co się stało myślę, że z czasem Ci wyjaśnię - patrzę jej w oczy i przytakuje. Nagle nastaje cisza, ale nie taka, która ciąży. Przyjemna cisza. Wpatrujemy się wzajemnie w swoje oczy napawając się tą chwilą - Jesteś taka piękna - słyszę nagle i zamieram gdy widzę, że się do mnie zbliża. Czy to ten moment gdy będę mogła znów patrzeć i jej smak ust? Ten miętowy oddech, który niestety miesza się z nieprzyjemną wolną papierosów. Niby nieprzyjemna, ale i tak w takim połączeniu po prostu to uwielbiam.
Gdy dzielą nas już tylko milimetry, nie jestem w stanie wyczuć chodzi gramo nikotyny, ale za to mega miętowy oddech, który otulił mnie w kilka sekund. Kiedy nasze usta się łączą, jej są zupełnie inne niż za pierwszym razem. Są suche mocno opuchnięte, a naskórek na nich przez to, że są popękane nieprzyjemnie zaczepiają się o moje usta. Jednak staram się na to nie zwracać uwagi. Znów jestem blisko niej, w jej ramionach, na jej kolanach, przytulona. Nieważne, że ona jest jeszcze brudna od krwi, nieważne że zapewne trzy dni się nie myła. Najważniejsze jest to, że jest cała i zdrowa i w dodatku mnie całuje.
- Camz - wypowiadam moje imię zdrobniale. Dopiero wtedy do mnie dochodzi w jakiej pozycji się znajdujemy. Ona zwisa nade mną, jej czoło jest oparte o moje. Moje dłonie zatrzymują się nagle na jej nagich plecach, a nasze oddechy są przyspieszone - Myślę że powinniśmy to przerwać - mówi ani głos wydaje się słaby, lecz zdecydowany.
- j-jaa przepraszam ja-ja naprawdę nie wiem, nie wiem jak to się stało... Przepraszam ja naprawdę...
- Shhh - całuję mnie raz jeszcze by powstrzymać mój potok słów.
- Nic się nie stało Camz. Po prostu myślę, że powinnaś w końcu odpocząć. Zaczekaj chwileczkę ia zmienię pościel i będziesz mogła się położyć wygodnie - mówi wstając ze mnie dość niezdarnie ponieważ gdy tylko się wyprostowała zachwiała się. Poderwałam się instynktownie by ją złapać oczywiście udało mi się to, ale już nie udało mi się jej utrzymać w afekcie Lauren znów wylądowała na mnie co spowodowało u naszej dwójki śmiech.
- Myślę, że jak rozdzielisz mi kanapę będzie w zupełności wystarczyć.
- Czekaj jakie mi? - marszczy zdziwiona brwi - Śpisz obok mnie tylko musisz dać mi chwilę na prysznic, na posprzątanie tego w łazience. Jest jeszcze jedna więc możesz śmiało również się wykąpać. jakieś moje rzeczy są za drzwiami po lewej stronie prowadzą do mojej sypialni i tam po prostu wybierz sobie coś z szafki - uśmiechnęła się delikatnie. Wstała i odwróciła się z gracją a po chwili straciłam już ją z oczu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top