15
- Potwór! Jak mogłaś jej to zrobić?! - otwieram powoli oczy zdezorientowana słysząc znajomy głos.
- Spierdalaj bo i ty skończysz tak samo - warcze, chodź nie bardzo umiem nad tym zapanować. Dopiero zdaje sobie sprawę jak bardzo mój oddech jest przyspieszony. Dlaczego ten głos tak do mnie krzyczy, a co ważniejsze dlaczego JA odpowiadam mu z taką agresją? Mrużę oczy wytwarzając wzrok dostrzegając nie jedną, a trzy spanikowane dziewczyny. Przyjaciółki niedawno przeze mnie poznanej Cabello. Marszcze brwi ze zdziwieni czując jakąś dziwną zasychającą lepkość na moich palcach prawej dłoni. Zerkam szybko w dół by ocenić sytuację, a gdy dostrzegam swoją dłoń moje serce niemalże staje. Mam w dłoni nóż. Zakrwawiony nuż. Wystarczyło zerknąć nieco niżej, a moim oczom ukazuje się blade ciało Camili. Leży w wielkiej kałuży krwi. Z niewiadomych powodów uśmiecham się pod nosem i zerkam na jej przyjaciółki z dumą - Jesteście następne.
Zrywam się w ciemnościach oddychając ciężko i głęboko.
- Co za pojebany sen - mruczę do siebie zerkając na swoją dłoń. Wszystko jest od krwi, ale mojej własnej. Nie trudziłam się z opatrunkami, ani wyciąganiem szkła. Klasyczne znieczulenie jest najlepsze. Butelka whiskey wypita w kilka minut na tamten czas bardzo mi pomogła, ale niestety teraz nie dłuż, że niestety boli mnie cała ręka, głowa, to jeszcze mój telefon daje o sobie znać. Biorę go niechętnie do "zdrowej" ręki starając się ogarnąć na tyle by być w stanie odczytać SMSy, które dostaje.
Od Camila:
Hej... Miałaś ty się odezwać, ale martwię się... Nie odzywasz się już drugi dzień... Wiem, że to głupie, ale napisz chociaż kropkę bym wiedziała, że żyjesz.
Od Camila:
Trzeci dzień... Jeśli nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego proszę napisz mi to. Nie chce być natrętna, ale naprawdę bardzo się o Ciebie martwię.
Wzdycham cicho. Trzy dni? Zerkam na datę. Jednak te środki przeciwbólowe plus alkohol nie mogły skończyć się zwykłym kilku godzinnym snem, a jak się okazuje kilkudniowym. Wybieram numer do Camili chociaż nie wiem po co i dlaczego.
* Rozmowa telefoniczna *
- Halo? - jej głos był równie spanikowany, a jednocześnie jest słyszalny z ulgą.
- Przepraszam, że się nie odezwałam - mruczę nie trudząc się by odchrząknąć chrypkę, co jest dość tragiczne zwarzajac na to, że nie mówiłam i nie piłam od trzech dni.
- Lauren? Wszystko w porządku? Coś się stało? Nie brzmisz najlepiej - troska w jej głosie jest niesamowita.
- Przepraszam, ale miałam małe utrudnienia... - wzdycham - To nie tak, że nie chce mieć z tobą kontaktu...
- Gdzie jesteś? - pyta od razu, a ja unoszę brwi zdziwiona - Przyjechać do Ciebie? Pomóc Ci? - uśmiecham się pod nosem. Jej głos jest tak kojący, że już zapomniałam o bólu głowy.
- Nie musisz jest... - zerkam na zegarek - Trzecia w nocy.
- Nie spałam przez ostatnie dni sprawdzając czy nie było żadnych wypadków, a teraz nie czuje się tym bardziej zmęczona. Wolę sprawdzić czy z tobą wszystko w porządku.
- Camz powinnaś się przespać. Jazda pod wpływem zmęczenia jest nieodpowiednia.
- Lauren, proszę. Nie mów mi co jest nie odpowiednie w tym momencie, a co tak. Podaj mi swój adres, a przyjadę jak najszybciej tylko mogę. Chce się upewnić, że jest wszystko w porządku...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top