Rozdział 9
Schodziliśmy na dół w milczeniu. Nie wiem czemu nic nie mówił, ale tak w sumie ta cisza mi odpowiadała.
Tak sobie myślałam, że napewno przesadza na temat swoich kolegów. Chyba nie może być, aż tak źle. Skoro on wydaje się w miarę normalny, ale niby przeciwieństwa się przyciągają. Nie wiem ile jest prawdy w tym stwierdzeniu, ale jakieś ziarenko zawsze się znajdzie.
Gdy byliśmy już na dole, zobaczyłam, że na stole stoi pare butelek wódki, mówiąc szczerze wole wino. No ale trudno, niech jest i to.
-Usiądź sobie.-pokazał na kanapę.-Zaraz powinni być.
-No dobrze.
Naprawdę miałam ochotę się napić, zapić wszyskie smutki. Wiem, że alkohol nie rozwiązuje problemów, tylko w pewnym stopniu pozwala o nich zapomnieć. A o to właśnie mi chodziło.
Siedziałam wygodnie na kanapie, a w tym samym czasie Max biegał po kuchni, szykując przekąski.
-Pomóc Ci?-zawołałam głośniej, ponieważ już leciała muzyka.
Chłopak wbiegł do pokoju i spojrzał na mnie błagalnie. Co uznałam za tak. Wstałam i poszłam w jego stronę.
-Dzięki.-uśmiechnął się.
-Nie rozpędzaj się tak, kto powiedział, że idę Ci pomóc.-powiedziałam z uśmiechem, chciałam się z nim trochę podrażnić.
-No nie wiem, ale fajnie by było.
-Ale ty tak słodko wyglądasz w tym fartuszku.-parsknęłam. Tak ten wielki umięśniony chłopak miał na sobie kuchenny fartuszek w różowe kwiatki. - I do tego tak dobrze Ci idzie z tymi kanapkami.-dodałam sarkastycznie. Trzymał tacę pełną kanapek i podobnych rzeczy.
-Miła jesteś.
-Nie, poprostu szczera. Chyba nie sądzisz, że ktoś to zje?-wskazałam na tackę i parsknęłam. Wyglądały tragicznie. Na to samo by wyszło gdyby iść wziąść jedzenie ze śmieci.
-Nie znam się na tym. Zawsze zamawiamy pizzę, ale dziś jest zamknięte.
-Jak ładnie poprosisz to może Ci pomogę.
-Tak już to robię.-skrzywił się.
Ja na te słowa obróciłam się i zaczęłam wracać do pokoju, byłam pewna, że wymięknie.
-Ej no weź, mała.-krzyknął błagalnie. A ja nie wytrzmałam.
-Mała to może być twoja pała.-jak ja nie lubiałm gdy się tak na mnie mówił.
-Zawsze możesz sprawdzić.-odparł niewzruszony.
-Ta, już pędzę.
Odłożył tacę i podszedł do mnie. Uśmiech zaczął pojawiać się na jego twarzy. Gdy stał jakiś metr ode mnie, zrobił błagalną mine i chwycił mnie za ramiona.
Spojrzałam w jego oczy, dostrzegłam w nich błysk.
-Ładnie proszę, słońce.
-Słońce?-parsknęłam na to stwierdzenie.-Dobra już idź, pomogę Ci, bo jeszczę się tu rozkleisz.
-Nie sądzę.-jego brwi powędrowały do góry.
Wyprzedziłam go i odrazu tego pożałowałam, poczułam jak jego dłoń klepie mnie w tyłek.
-Te ręcę dupku!-powiedziałam, nie obracając się, tylko dalej szłam w stronę kuchni. A moje policzki lekko się zarumieniły.
-Już dawno chciałem to zrobić.-wydawał się dumny z siebie. Mówiąc szczerze, nawet fajnie uczucie, ale chyba dlatego, że to on to zrobił.
Pierwszy raz od dłuższego czasu, ktoś traktuje mnie normalnie, nie licząc Jazz'a. Jak osobę z którą można się pośmiać, powygłupiać. Wygląda na to, że mu nie przeszkadza mój wiek.
-Warto wiedzieć.-odpowiedziałam gdy byłam już w kuchni.
-Wiem, że Ci się podobało.-powiedział pewien siebie. Stanął za mną gdy ja przygotowywałam te śmieszne kanapki od nowa. Objął mnie w pasie, a mnie przeszył delikatny dreszcz. Mimo tego, że chyba chciałam, żeby to robił, nie mogłam dać mu satysfakcji, że go lubię.
-Te ręcę, bo Ci je utnę.-pogroziłam mu nożem przed tważą, który miałam akurat w ręcę.
-Bo sie boję.-zaśmiał się lekko i zdjął ręcę.
-Widać.-zaśmiałam się.
-Jesteś nieznośna.-stwierdził.
-A ty właśnie takie lubisz.
-Może, a może porostu lubię ciebie?-zapytał, opierając się o blat obok.
-Nie zapędzaj się.-parsknęłam.
-Mam czas.
W tym samym momencie zabrzmiał dzwonek. Max ruszył w stronę drzwi, ale ja go zatrzymałam, chwytając za jego słodki fartuszek.
-Chyba im tak nie otworzysz?-zaśmiałam się i wywróciłam oczami.-Ogarnij się i stół.
-Dobra szefowo.-zasalutował, na co ja zaczęłam się smiać.-A ty im otwórz.
Poszłam w stronę drzwi, już całkiem wyluzowana. Otworzyłam je i zaniemówiłam, jak on mówił koledzy, myślałam, że ma na myśli trzech-czterech. A ich tam stało całe stado. Wszyscy głupi jarzyli się patrząc na mnie, na przodzie stał nie kto inny jak David.
-Hejka Carm.-uśmiechnął się.-to właśnie o niej wam mówiłem.-zwrócił się do kolegów. Usłyszałam gwizdy i jakieś szepty.
Super mówił im o mnie, czyli wszyscy wiedzieli jak to fajnie się poznaliśmy dziś rano, gdy ja byłam prawie naga.
Oni wszyscy wpakowali się do mieszkania, niektórzy darli się na powitanie do Max'a, a inni przedstawiali się mi. Mówiąc szerze jednym uchem wlatywało a drugim wylatywało.
***
Jakoś po godzinie wspólnej zabawy i picia, zauważyłam, że na niektórych alko działa dość szybko. Niektórzy siedzieli na kanapie i gadali tak jak ja i Max. On akurat nie odstąpywał mnie na krok, chyba serio się bał, że jego kolegom coś odwali.
Po pewnym czasie, gdy chłopacy gadali ze sobą, postanowilam iść do toalety. I tak pewnie nie zauważą mojej nieobecności.
Szłam po schodach i ktoś złapał mnie za nadgarstek, w ten sam sposób obracając ku sobie.
-Carm.-uśmiechał się do mnie jakiś chłopak, chyba aż za bardzo.-Max zabronił nam z tobą gadać.-zaśmiał się, a ja zauważyłam, że temu panu już chyba starczy alkoholu na dziś.
-Ciekawe czemu?-zapytałam ironicznie.
-Mówił, że jak któryś Cię ruszy to zabije.-wybełkotał.
Ja już nie zwracając na niego uwagi uwolniłam nadgarstek i poszłam do góry. Jednak on nie odpuścił.
-No to radzę się posłuchać.-powiedziałam gdy znów spróbował chwycić mnie za ręke, tylko tym razem zdążyłam ją wziąć.
-Ej co jesteś taka spięta?-zapytał zdziwiony moim zachowaniem.-Nic Ci nie zrobię, dla mnie to akurat jesteś troszkę za młoda.
-Pocieszające.
-Chcesz się trochę lepiej bawić? Bo widzę, że tu piętnastej nie ma a ty już jesteś znudzona.
Co fakt to fakt, wypiłam dosyć tyle by zapomnieć o problemach, ale nie aż tyle by móc się dobrze bawić.
Dotarło do mnie, że niedługo do domu wróci Jazz i raczej zdziwi go ta sytuacja, a może nie?
-Ej księżniczko chcesz może czegoś spróbować?-zapytał i wyciągnął w moją stronę ręke, na której leżał mały woreczek z tabletkami w środku.
Pomyślałam a co mi szkodzi,. Nigdy nie próbowałam żadnych narkotyków, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. W tym momencie przestałam myśleć, co pomyśli Jazz. Po prostu chciałam się dobrze bawić, tak długo tego nie robiłam.
Chwyciłam paczuszkę do ręki i wyjęłam jedną i wsadziłam do buzi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top