Rozdział 35
Pov Carm
Pamiętałam, wszystko. Każdy najmniejszy detal, każdą chwile, każde słowo. Nie wszystkie te wspomnienia należały do przyjemnych, ale wszystkie były mi potrzebne. To one krztałtują człowieka, pokazują jakim jest naprawdę, jakie ma podjąć decyzję. Nie jestem zła na Max'a, zabardzo go kocham, wiem, że powiedział to dla mojego dobra, chciał dobrze. Niekoniecznie tak wyszło, ale mówi się trudno. Płakałam, ale były to łzy szczęścia, ponieważ on tu jest, nie wiem, czy poradziła bym sobie bez niego.
-Cieszę się.-powiedział łamiącym się głosem. Wtuliłam się w jego ciepłą klatkę piersiową jeszcze bardziej i wyszeptałam do ucha.
-Nie jestem zła.
Usłyszałam cichę westchnienie chłopaka, co oznaczało, że zeszedł z niego stres. Wiem, że czekał na to co powiem, że obawiał się, że będę na niego zła. Ale nawet gdybym chciała to chyba nie potrafie.
-Chciał bym wrócić już do naszego domu.-powiedział dokładnie akcentując przed ostatnie słowo. Uśmiechnęłam się na to, też chciałam wrócić.
-Wiesz kiedy będę mogła stąd wyjść?
-Wiem tyle co ty.-posmutniałem.
-Może byś się dowiedział?-zapytałam irytującym głosem.
Przytaknęłą i bez słowa ruszył w strone pomieszczenia lekarskiego.
Patrzyłam jak znika za drzwiami. Nie było go może z pięć minut. Wyszedł z dumnym uśmieszkiem i podszedł do mnie. Jażył się jak mysz do sera.
-I?
-No wiesz musisz zostać na obserwacji tydzień.-powiedział oschle. A mi szczęka opadła. Nie no nie mogę tu siedzieć, nic mi nie jest.
Przeklinałam w duchu lekarza, zapewne wyglądałam jak mały naburmuszony kotek. Ale jak ponownie spojrzałam na Max'a zdałam sobie sprawe, że ten kretyn żartuje.
-Debil.-stwierdziłam wstając z łóżka, podeszłam do niego i wspokczyłam mu na biodra.
Można było dostrzec jego zdziwioną minę, sama nie wierzyłam, że jestem w stanie tak sprawnie się poruszać. Mimo bólu w podbrzuszu i w kaltce piersiowej, miałam dość siły i normalnie funkcjonować.
-Och, skarbie. Uwielbiam Cię denerwować.-powiedział przesłodzonym głosem i pocałował mnie w czoło.
-To jak?
-Możesz wyjść za godzinę.
***
Wchodząc do naszego domu, czułam się źle. Przypominały mi się sceny z Dylanem, nasz kłótnia. Wiem, że między mną a Max'em jest wszystko wporządku, ale też wiem, że Dylan nie odpuści.
W drodzę powrotnej jechaliśmy z Isaac'iem. Podziękowałam mu za wszystko i wymieniliśmy się numerami, żeby utrzymać kontakt. Przepraszał mnie chyba ze sto razy, że to jego winia, ale ja nie zbyt chciałam tego słuchać. Wiedziałam, że to była tylko i wyłącznie moja wina. Kto normalny wybiega na środek jednej z najbardziej ruchliwych ulic miasta? Po długuch przekonania, w końcu odpuścił.
Było lekko po trzynastej, a ja była padnięta. No ale co poradzić, zaczełam kierować się do sypialni. Kiedy poczułam na biodrach ciepłe ręcę Max'a.
Momentalnie się obróciłam, dostrzegłam w jego oczach tą iskierkie. To było pożądanie, wiem to. Też go chciałam, brakowało mi jego ciała, prawie tak bardzo jak jego charakteru.
Już nie byłam zmęczona, kiedy tylko poczułam jego dłonie i jego ciało, pobudziłam się całkowicie.
Rozpływałam się w jego oczach, kiedy poczułam jego wargi na swoich. Tak mi brakowało jego bliskość i czułości.
Był delikatny, wiedziałam, że niechcę, żebym coś mnie bolało, po wypadku.
Zarzuciłam mu ręcę na szyję i pogłebiłam pocałunek. Nie chciałam się hamować, ani żeby on się przed czymś powstrzymywał. Przeniósł ręcę na moje pośladki, dając mi tym do zrozumienia, że nam na niego wskoczyć. Zawiesiłam nogi na jego biodrach, nie puszczając jego szyji. On nie przerywając pocałunku, ruszył w strone sypialni.
Kiedy byliśmy już w pokoju. Poczułam jak napiera na mnie całym swoim ciałem. Jego usta wciąż nie odrywały się od moich. Przeszdł jeszcze pare kroków i delikatnie położył mnie na łóżku. Po chwili już zawisł nademną, zaczął błądzić rękoma po moim ciele, jakby chciał zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół. Naszę języki toczyły teraz zaciętą walkę o dominacje, chodź i tak widziałam kto tę walkę wygra. Przygryzał moją wargę, na co cicho jęknęłam prosto w jego usta. On schodził pocałunkami coraz niżej, aż zjechał na linie żuchwy, następnie na obojczyk. Był przy tym tak strasznie delikatny, jakbym była ze szkła. Ignorowałam ból w klatce piersiowej, który nadal dręczył mnie po wypadku. Teraz liczył się tylko on.
Zdjął ze mnie koszulkę, a po chwili i jego t-shirt leżał na gdzieś na ziemi. Zjechał pocałunkami na brzuch, gdzie lekko zassał moją skórę, po chwili oderwał się i ucałował swoje dzieło.
Nie wiem czemu ale było mi mało, nie chciałam się bawić, chciałam go jak najbliżej. Zaczełam rozpinać jego spodnie, a on zabrał się za mój stanik.
-Co tak szybko księżniczko?-zapytał lekko dusząc.
-Chcę się już pieprzyć.-powiedziałam pewnym siebie i uwodzicielskim głosem.
-Nie będę się z tobą pieprzył.-powiedział surowym tonem, a po chwili dodał.-Będę się z tobą kochać.
I wrócił do moich ust, jego idealne wargi pasowały do moich, lekko polizał moją dolną wargę prosząc o dostęp, którego odrazu mu udzieliłam. Jego ręcę zjechały do zapięcia moich spodni, które po chwili leżały zapewne gdzieś w końcie. Byliśmy juz w samej bieliźnie, zauważyłam, że przez "przypadek" oboje mamy białe bokserki.
Przylegał do mnie całym ciałem, przez co czułam jego wybrzuszenie w spodenkach, nie powiem podnieciło mnie to jeszcze bardziej. Pomogłam mu się ich pozbyć, a on pomógł mi.
Nadal znajdował się nademną, i szeroko się uśmiechał, patrzył prosto w moje oczy, a jego ręka zjerzdżała coraz niżej, aż w końcu poczułam ją na swojen kobiecości, przeszedł mnie dreszcz.
-Jesteś taka piękna.-powiedział, lekko zachrypniętym głosem, po czym przygrysł płatek mojego ucha.
Zaczął się bawić moją łechtaczką, co było cholernie podniecające, czułam jak jego palece wchodzą we mnie. Zaczął nimi poruszać ,coraz szybciej. Nie wiem ile to trało ale było mi jak w niebie, już prawie doszłam. Czułam to zajebiste mrowienie w podbrzuszu, kiedy on naglę przerwał. Wiem, że była niezaspokojona, nie myślałam co robię, moja ręka sama powędrowała w dół, ale on mnie powstrzymał. Spojrzałam na niego z błagalną miną, a on uśmiechał się jak idiota.
-Tylko ja mogę sprawidź, żebyś była u szczytu.-powiedział pewnie.
Bez ostrzeżenia wszedł we mnie całą dłygością, na początku przez zaskoczenie tak cholernie zabolało, ale potem była już tylko rozkosz. Jęczałam z zadowolenia, on pruszał się coraz szybciej. Jedną rękę trzyamłam na jego klatce piersiowej a drugą miałam w jego włosach. Kiedy lekko za nie pociągnełam jęknął z zadowolenia. Czułam rosnące podniecenie, wiedziałam, że jest już blisko, ja też byłam, kiedy po chwili doszliśmy w tym samym czasie, krzycząc na wzajem swoje imiona. On opadł zdyszany obok mnie i przyciagnął mnie do siebie.
-Jesteś świetna.
†††
Czemu jest mi tak głupio to pisać?? Bosz, nawet nie wiecie ile mi to zajęło. 😂😂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top